Znaleziono 0 artykułów
29.07.2023

Frank Horvat: Fotograf, który dawał kobietom wolność

29.07.2023
Frank Horvat w obiektywie Helmuta Newtona, lata 70. (Fot. Helmut Newton Foundation)

„Vogue”, „Harper’s Bazaar”, „Life”, „Réalités” – na łamach najważniejszych światowych magazynów Frank Horvat prezentował intymne fotoreportaże, sesje z udziałem modelek, zdjęcia strojów, ale przede wszystkim kobiet. Zrewolucjonizował sposób fotografowania mody. Największą od śmierci fotografa w 2020 roku retrospektywę, prezentującą jego prace z lat 1950–1965, można oglądać w paryskim Jeu de Paume.

Kiedy pracowałam jako modelka, moda miała dla mnie drugorzędne znaczenie. Najważniejsza, najprzyjemniejsza, najbardziej wyczekiwana była praca z artystami. Być może dlatego tak bardzo cenię fotografów takich jak Frank Horvat, którzy potrafią pokazywać modę tak, że staje się ona opowieścią, a nie tylko dokumentacją trendów.

Metro Strasbourg-Saint-Denis, Paryż, 1956 (Fot. Frank Horvat)

Retrospektywa jego twórczości, na którą składa się niemal 170 zdjęć, w dużej mierze nigdy wcześniej niepublikowanych, i 70 oryginalnych dokumentów, prezentowana jest w paryskim Jeu de Paume. Idąc na wystawę, wyobrażam sobie, jaką kobietę zobaczyłby we mnie. Zanim jednak Horvat zaczął fotografować modelki, pracował jako fotoreporter.

Wystawa zdjęć Franka Horvata: Śladami prywatnych obsesji

W 1947 roku zaczął studiować malarstwo na mediolańskiej akademii Brera, ale szybko zamienił pędzel na aparat fotograficzny. Rzucił studia, w 1949 roku zrealizował swój pierwszy amatorski fotoreportaż z wizyty u ojca mieszkającego w Izraelu. Dwa lata później jego zdjęcia ukazały się we włoskim tygodniku „Epoca”. Jego celem nadrzędnym było pracować dla Magnum, agencji reprezentującej najwybitniejszych fotoreporterów na świecie. Kiedy jeden z jej założycieli, Henri Cartier-Bresson, podczas spotkania w Paryżu doradził Horvatowi zakup aparatu Leica, ten nie waha się. Paryskie ulice zaczął fotografować tym sprzętem rok później. Wcześniej wyjechał w dwuletnią podróż do Indii i Pakistanu.

Noc bożonarodzeniowa, hostessa w barze dla żeglarzy, Kalkuta, 1962. (Fot. Frank Horvat)

Mówił, że prawda fotografii polega na tym, że oglądający zdjęcie wierzy w to, czego doświadcza, patrząc na ten obraz. Ja, oglądając zrealizowane w Azji fotoreportaże Horvata, doświadczam gęstości powietrza tamtejszych ulic, ociężałości ciał palaczy haszyszu i opium, podniosłości lokalnych ceremonii, niespieszności, panującej w dzielnicy czerwonych latarni. Te zdjęcia wypełnione są życiem, energią, intymnością sytuacji. Postacie często skupiają wzrok na czymś, co dzieje się poza kadrem.

Fotografowanie spojrzeń to jedna z największych obsesji Horvata. Podążanie za prywatnymi upodobaniami, a nie dokumentowanie światowych wydarzeń, definiował jako kwintesencję swojej pracy fotoreporterskiej.

Kobiety Franka Horvata dostawały przestrzeń, by mogły być sobą

Szukam kobiet, które przyciągają uwagę Horvata. Pierwsze, zatrzymujące moją uwagę na dłużej, to prostytutki z Lasku Bulońskiego w Paryżu, sfotografowane w 1956 roku. Uchwycone zostały w przerwie od pracy, a może podczas oczekiwania, aż ktoś da im pracę. Wyglądają niepozornie, do tego stopnia, że gdyby nie opis zdjęcia, nie zorientowałabym się, kim są. Nie widzę w nich seksualności, dostrzegam za to ich subtelny wdzięk. Chociaż są w grupie, każda wydaje się zajęta sobą. Nie mam wątpliwości, kim są bohaterki kolejnych zdjęć pracujące w klubie Le Sphinx. Nagie ciała tancerek z Placu Pigalle przykuwają wzrok, ale bardziej niż na tym, jak wyglądają, skupiam się na tym, co wyrażają. W ruchach, gestach i spojrzeniach widzę ich wsobność, melancholię, mechaniczne uwodzenie.

(Fot. Frank Horvat)

Horvat potrafi pokazać intymność, która wykracza poza tę czysto cielesną. Wracam jeszcze raz do zdjęcia prostytutek z Lasku Bulońskiego. Patrzę na ich skromne, nienarzucające się ubrania. Kontrastują zarówno z oplecioną cekinami i piórami nagością tancerek, jak i z fotografowanymi kilka lat później kolekcjami z paryskich wybiegów, które dostrzegam na zdjęciach na drugim końcu sali. Zauważam różnorodność prac fotografa, ale nie czuję wartościowania bohaterek ani ich oceny. Horvat daje tym kobietom, które na co dzień uprawiają różne formy udawania, przestrzeń do tego, aby po prostu były sobą.

(Fot. Frank Horvat)

Świat niepozowanej mody na zdjęciach Franka Horvata

Lata 50. XX wieku to czas rozkwitu prasy, również tej modowej. Edytorzy magazynu „Jardin des Modes”, znużeni wypozowanymi i przestylizowanymi zdjęciami studyjnymi, w 1957 roku namawiają Horvata do współpracy. Fotograf godzi się, choć od początku deklaruje, że moda sama w sobie go nie interesuje. Nie dba o kroje sukienek czy nazwy marek, chce pokazywać prawdę. Żeby jej bronić, zachowuje trzy elementy swojej fotoreporterskiej pracy: Leicę, światło dzienne i naturalny styl pracy modelek. Nie lubi reżyserować. Nawet podczas pracy nad studyjnymi edytorialami, kiedy jest dużo mniej miejsca na przypadkowość niż na ulicy, najbardziej interesują go momenty, na które nie ma decydującego wpływu. W jego modowych kadrach nie ma już kobiet strzegących swojej tożsamości, podpisywanych ogólnymi określeniami: „prostytutka”, „striptizerka”, „hostessa”. Ustępują miejsca kobietom, które marzą o tym, aby ich imiona były na ustach wszystkich. Jego modelki są magnetyczne, ale nie onieśmielające. Najbardziej lubię, kiedy nie patrzą w obiektyw, jakby były skupione na swoich wewnętrznych światach.

Horvat wybiera kobiety silne, fotografuje osobowości. Przed jego aparatem stały też, poza modelkami, reżyserka Agnès Varda, bizneswoman Helena Rubinstein czy aktorka Anna Karina. Jego kariera rozwijała się błyskawicznie. W 1959 roku spełnia marzenie i rozpoczyna współpracę z Magnum (mimo że jego koledzy fotoreporterzy nie cenią romansu Horvata z modą, on sam uważa fotografię modową za pełnowartościowy środek artystycznego wyrazu; ale rozdźwięk ten prowadzi do zakończenia współpracy z agencją). W 1960 roku zaczyna współpracować z brytyjskim wydaniem „Vogue’a”, dla którego realizuje sesje studyjne. Modelki tym razem dostają więcej przestrzeni niż w jego wcześniejszych pracach, kadry są czystsze, a scenografia oszczędna, budowana uważnie. Ten rodzaj eleganckiej pustki przemawia do mnie mniej. Wolę, kiedy Horvat wpuszcza modelki w prawdziwe życie i obserwuje je, wraz z pozostającymi w kadrze przechodniami, sprzedawcami, kelnerami.

Deborah Dixon na schodach Piazza di Spagna, dla Harper’s Bazaar, Rzym, 1962 (Fot. Frank Horvat)

Horvat przyznawał, że nie lubi jednego ze swoich najbardziej rozpoznawalnych zdjęć, „Givenchy Hat” (dla „Jardin des Modes”, 1958). Mówił, że za dużo jest w nim pozowania. Do końca chciał bronić prawdziwości.

Deborah Dixon i Federico Fellini dla Harper’s Bazaar, Rzym, 1962 (Fot. Frank Horvat)

Zanim wyjdę z wystawy, jeszcze raz patrzę na wykonane w latach 60. fotoreportaże. Mam wrażenie, że to w nich, kiedy Horvat nie musiał skupiać się tak bardzo na ubraniach, stroje, paradoksalnie, przyciągały jego uwagę. On sam mówił, że fotografowanie to dla niego próba zrozumienia tego, co widzi, niezależnie od tego, czy przed obiektywem są miejsce, człowiek czy przedmiot. Jego zdjęcia, pokazywane na wystawie, nie sprawiają, że moda zaczyna fascynować mnie na nowo. Jeszcze bardziej rozumiem, jak bardzo doceniam ciało, które jest nośnikiem nie tylko ciucha, lecz przede wszystkim historii.

Wystawę „Frank Horvat. Paris, le monde, la mode” można oglądać w Jeu de Paume w Paryżu do 17 września 2023.

Marzena Jarczak
Proszę czekać..
Zamknij