Znaleziono 0 artykułów
27.01.2024

Jak rozpocząć przygodę z zapachami niszowymi?

27.01.2024
(Fot. SIMON ELMALEM)

Jak rozpocząć przygodę z zapachami niszowymi? Najlepiej metodą małych kroczków. Zanim oczarowani słowem opisującym kompozycję albo jej obiecującym otwarciem pozwolimy ponieść się emocjom, warto dać się sprofilować. I zamiast kupować od razu nowy flakon, spróbować go w wersji pre-loved.

Czy to prawda, że im więcej wąchamy i im bardziej rozsmakowujemy się w nietuzinkowych kompozycjach, tym bardziej ciągnie nas w stronę niszy? Niekoniecznie, choć jak przekonuje Marta Siembab, senselier, czyli multidyscyplinarna ekspertka w dziedzinie zapachu, jeśli mamy szczególne upodobanie do drzewnych, kadzidlanych nut, to właśnie w tej grupie znajdziemy dla siebie najwięcej interesujących pozycji. Jak się dowiaduję, sama „nisza” – istniejąca od niespełna trzech dekad – wcale nie jest wąską grupą zapachów stworzoną z myślą o głodnych wrażeń pasjonatach znudzonych szeroko dostępnymi zapachowymi propozycjami. To bogaty, szalenie zróżnicowany wszechświat woni podzielony dla lepszej nawigacji na wiele podgrup (m.in. drzewną, skórzaną, piżmową, kwiatową czy morską), których członkowie diametralnie się od siebie różnią, pozostając często na przeciwległych biegunach aromatycznego spektrum. 

To możliwe, bo finalny kształt kompozycji niszowych perfum często zależy tylko od zamysłu twórcy, a jedynym ograniczeniem pozostaje dla niego własna wyobraźnia i budżet. Te dwa komponenty dają nieskończenie wiele możliwych rozwiązań: jednym z nich będzie wywodząca się z pionierów ery niszowych zapachów marka Frédéric Malle, której założyciel powierza tworzenie kolejnego zapachu innemu genialnemu nosowi, dając mu niemal nieograniczone środki i całkowitą swobodę twórczą, a innym – jednoosobowy brand mający w portfolio zaledwie jedną kompozycję.

Czy takie marki mają w ogóle rację bytu? Jedną z nich, choć młodą to już dobrze radzącą sobie na tym elitarnym rynku zapachów, Marta Siembab odkryła podczas branżowych targów. Jak wspomina, namiętność do jednego z dwóch wówczas dostępnych zapachów Isabelle Larignon o przewrotnej nazwie Milky Dragon była silna już od pierwszych chwil. Co zrobić, kiedy zapach się komuś podoba, ale ma mieszane uczucia, czy jest dla niego? Nie trzeba od razu wchodzić w posiadanie pełnowymiarowego flakonu, lepiej sięgnąć po miniaturę i upewnić się, że będzie to związek na dłużej, a nie tylko obudowana wyobrażeniami przelotna fascynacja. 

Nie wszystkie perfumerie oferują możliwość przetestowania zapachu w próbce, a te, które są w takiej formie niedostępne lub zostały wycofane ze sprzedaży, wciąż można upolować na forach dla pasjonatów perfum w wersji „pre-loved”. Jak tłumaczy Marta Siembab, „rozbieranie” flakonów już dawno przestało być powodem do wstydu. Dziś ten globalny trend to sposób na to, by perfumom, których nie udało się „dokochać” do końca, dać drugie życie, dzielić się nimi z tymi, którzy są ich spragnieni. Dziś próbka niedostępnych perfum to rarytas!W niszy pociąga nas nie tylko sam zapach, ale też stojące za markami i konkretnymi kompozycjami barwne historie. W tym sezonie ciekawe o tyle, że wśród perfumiarzy obserwujemy niespodziewany zwrot ku własnemu wnętrzu.

Cały tekst znajdziecie w styczniowo-lutowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.

Marta Waglewska
Proszę czekać..
Zamknij