Znaleziono 0 artykułów
03.03.2023

Podwójne życie Iranek

03.03.2023
Zar Amir Ebrahimi w filmie Holy Spider, reż. Ali Abbasi (Fot. Materiały prasowe)

Kim jest Zar Amir Ebrahimi? Najlepszą aktorką Festiwalu Filmowego w Cannes 2022 i jedną z najbardziej wziętych aktorek irańskiej diaspory. Ale też głosem rewolucjonistów usiłujących obalić opresyjny irański rząd. 15 lat temu urodzona w Teheranie Zar Amir Ebrahimi musiała zostawić wszystko, gdy „znajomy” przekazał mediom jej intymne nagranie. Za to, co zrobiło z Kim Kardashian celebrytkę, jej w ojczyźnie groziła kara chłosty, a nawet śmierć.

Na polskie ekrany wchodzi właśnie wyczekiwany, nagradzany „Holy Spider”. Historię polującego na kobiety „mordercy z moralną misją” zainspirowała rzeczywistość.

Z powodów politycznych zdjęcia zrealizowano w Jordanii, choć akcja osadzona jest w irańskim mieście Meszhed. Reżyseruje mieszkający w Danii Ali Abbasi („Granica”), żyjąca we Francji Ebrahimi gra główną rolę. To irański film inny niż wszystkie: ekscytujący miks thrillera, filmu detektywistycznego, obyczajowego i noir. Zar Amir Ebrahimi w rozmowie z Vogue.pl mówi: – Wszyscy jesteśmy ofiarami chorego, patriarchalnego, mizoginistycznego społeczeństwa, a raczej systemu, który je stworzył i karmił.

Fantastycznie ostatnio pani idzie. Gdzie się nie odwrócę – Europejskie Nagrody Filmowe, Sundance, Berlinale – pani tam jest z nowym filmem.

Rzeczywiście dużo się ostatnio dzieje, do tego stopnia, że zapomniałam, że my mamy dziś rozmawiać o „Holy Spider”, byłam przekonana, że będziemy mówić o „Shaydzie” (nagroda publiczności na festiwalu Sundance) i „My worst enemy” (pokazywany w Berlinie). Od czasu zakończenia zdjęć do „Holy Spider” minęło już wiele czasu, do tego do kin trafiają filmy, które nakręciłam wcześniej. Czasami mam poczucie, jakbym zagubiła się w czasie! Ale też cieszę się, że ten film ma takie długie życie. Jednak trudno mi nie myśleć o tym, że mój najlepszy zawodowo rok od czasu ucieczki z Iranu to jednocześnie rok, w którym w mojej ojczyźnie trwa krwawa rewolucja. To paradoksalne, trudne i smutne. Wszystkie moje filmy jakoś się odnoszą do sytuacji w Iranie, do kwestii praw kobiet i życiowej sytuacji Iranek. Przynajmniej w ten sposób mam szansę mówić o naszej walce i nadziei.

Zar Amir Ebrahimi z nagrodą dla najlepszej aktorki w Cannes 2022 (Fot. Getty Images)

Znalazła się pani w trudnej sytuacji. Zamiast mówić w wywiadach o swojej sztuce, automatycznie – jak inne irańskie aktorki, Golshifteh Farahani czy Taraneh Alidoosti – stała się pani ambasadorką sprawy, polityczką.

Każdy irański filmowiec jest również politykiem. Nasze filmy nie są po prostu filmami, służą do czynienia politycznych komentarzy czy nakreślania kontekstu. Ja zawsze byłam polityczną osobą, mimo że od wielu lat nie mieszkam w Iranie. Każdy zawodowy wybór był w jakiś sposób polityczną decyzją, i jeśli spojrzy się na historię filmów, przy których pracowałam, to układa się ona w swoistą opowieść, jest jasną deklaracją.

Długo wolałam mówić o swojej postawie i poglądach przez filmy, a nie opisywać je w wywiadach, mediach czy na spotkaniach. Ale historia poszła w taką stronę, że nie da się inaczej. Czuję, że reprezentuję nie tylko Iran, ale cały Bliski Wschód. Mam platformę, słyszalny głos, jeśli nie ja, to kto? Dlatego zabieram głos publicznie, podnoszę te trudne tematy. Mówię o Iranie wraz z wieloma znanymi Irankami i Irańczykami. Przedstawiciele diaspory stali się w jakimś stopniu przedstawicielami prasowymi kraju, choć – co paradoksalne – wcale nie wiemy, czy obywatele myślą i czują tak, jak my. Jednak codziennie walczymy o to, by świat nie zapomniał o rewolucji w Iranie. W dzisiejszych czasach media łatwo uznają tematy za przeterminowane. A Iran wciąż walczy i końca nie widać. Po latach odmawiania kobietom podstawowych praw nastąpiła eksplozja i nic nie jest w stanie już jej powstrzymać.

„Holy Spider” był duńskim kandydatem do Oscara. Reżyser Ali Abbasi jest Irańczykiem mieszkającym w Danii, pani Iranką mieszkającą we Francji. Film został nakręcony w Jordanii. To smutne, że aby opowiadać współczesne irańskie historie, trzeba uciekać z kraju.

To jest szaleństwo. Przez te 15 lat angażowałam się w wiele filmów tworzonych przez diasporę, można powiedzieć, że jestem ekspertką w temacie. Ale „Holy Spider” jest dla mnie znakiem nowego otwarcia, nowym głosem. Tak, jakby wszystko wcześniej było próbą. Bardzo długo pracowaliśmy na to, by mógł powstać, były problemy z lokacjami, ja nie miałam grać głównej roli, tylko byłam reżyserką castingu. Po latach wytężonej pracy powstał najbardziej autentyczny film o Iranie, jaki można stworzyć poza krajem.

Zar Amir Ebrahimi w filmie Holy Spider, reż. Ali Abbasi (Fot. Fot. Materiały prasowe)

Na planie spotkali się nie tylko przedstawiciele diaspory, lecz także artyści wciąż żyjący w Iranie...

To jest naprawdę wyjątkowe, zdarzyło się chyba pierwszy raz. Dla aktorów, którzy nie wyemigrowali, udział w takim projekcie oznacza ryzykowanie kariery, zdrowia, nawet życia. Mehdi Bajestani, który gra w filmie seryjnego mordercę Saeeda, nie może wrócić do Iranu. Inni, którzy wrócili, mają zakaz pracy.

Daliśmy „Holy Spider” wszystko, co mamy. To wzruszające i bardzo piękne.

Grany przez Bajestaniego Saeed zabija kobiety, ale policja nie kwapi się, by go aresztować, a sąd niechętnie przystępuje do procesu. Bo mężczyzna zabija osoby „niegodne” – pracownice seksualne, a więc rządzący widzą dla jego działań uzasadnienie: rzekomo „czyści” miasto. Pani przed laty została zmuszona do wyjazdu z ojczyzny, bo zaufana osoba wykradła pani intymne wideo i udostępniła je mediom. Nikogo pani nim nie skrzywdziła, ale obraziła majestat i moralność... Za to zniszczono pani życie.

Przez lata nie chciałam, by nazywano mnie ofiarą, walczyłam, by być mocna i nie poddawać się. Jednak ten system rani wszystkich. Nawet zabójcę, który zainspirował postać Saeeda. Jest on ofiarą stanu umysłu, przemocy, islamskiego systemu, w którym każdy jest sędzią dla samego siebie. Filmowy zabójca nie różni się od tych potworów, którzy dziś zabijają na ulicach protestujących. Policja moralna daje sobie prawo bycia sędziami i na tej podstawie decyduje, kogo postrzelić, pobić, zabić...

Kadr z filmu Holy Spider, reż. Ali Abbasi (Fot. Materiały prasowe)

Ali, reżyser, mógł pokazać mordercę bardzo negatywnie. Ale zdecydował się balansować na granicy. Uczciwie pokazuje okrucieństwo i bezwzględność bohatera, ale pokazuje też jego życie rodzinne, relację z żoną, rodzicielstwo. Portretuje kogoś, kto robi okropne rzeczy, bo jest koszmarnie zmanipulowany przez religię. Dla niego grana przeze mnie dziennikarka Rahimi jest tym samym, co dziewczyny świadczące usługi seksualne.

Podczas zdjęć dotarło do mnie, że ja, Zar, jestem tym samym dla systemu. Jesteśmy oceniane bez żadnego powodu, szykanowane. Wszyscy jesteśmy ofiarami tego chorego, patriarchalnego, mizoginistycznego społeczeństwa, a raczej – systemu, który je stworzył i karmił.

Irańscy reżyserzy są od lat doceniani za obyczajowe dramaty, subtelne i symboliczne. To, co odróżnia „Holy Spider” od tamtych filmów, to tempo, akcja, atrakcyjność. To ambitne kino gatunkowe.

Ali jest radykalnym filmowcem i to widać we wszystkich jego filmach. Zawsze wydawało mi się, że jako Irańczycy jesteśmy – choćby z powodu cenzury – skazani na kino poetyckie, delikatne, które o trudach rzeczywistości opowiada symbolami i aluzjami.

Tu jest inaczej. Ali nakręcił film poza Iranem, więc mógł mówić wprost. Drugi ważny czynnik to charakter miasta, w którym rozgrywa się akcja. Meszhed jest miejscem niezwykle filmowym, ma w sobie klimat z kina noir, inaczej niż na przykład Teheran. Za dnia to zwyczajna przestrzeń, ludzie jeżdżą do pracy, dzieciaki chodzą do szkoły... W nocy cała ta przestrzeń ulega transformacji. Meszhed zmienia się w miasto dilerów i prostytutek. Ludzie, którzy za dnia żyją według rygorystycznych wymogów religii, poszukują odrobiny zabawy, rozluźnienia. Dla Aliego to było fascynujące i za tym podążył.

Kadr z filmu Holy Spider, reż. Ali Abbasi (Fot. Materiały prasowe)

Ale nawet ja po tylu latach wspólnej pracy nie umiałam sobie wyobrazić, jak ten film będzie wyglądał, że będzie takim gatunkowym miksem. Myślę, że ograniczone warunki realizacji i trudny plan też na to wpłynęły. To jednocześnie thriller, irańskie kino obyczajowe, sensacja o mordercy, a na końcu kino noir. Ali zmienia perspektywę, raz po raz podąża za innym bohaterem. W niektórych widzach wzbudza to konfuzję, we Francji słyszałam głosy, że pokazując na zbliżeniach morderstwa, powiela mizoginistyczne, patriarchalne spojrzenie. Według mnie to nie jest voyeuryzm, ale potrzeba, by widz nie tylko zobaczył, lecz także poczuł. To dlatego film z nami zostaje.

Zagrała pani główną rolę, bo aktorka wyłoniona w castingu w ostatniej chwili zrezygnowała. Przestraszyła się scen, w których bohaterka występuje z odkrytymi włosami. A jak pani się czuje, gdy na potrzeby roli musi znowu założyć hidżab?

To okropne uczucie. Doświadcza go wiele aktorek, które na wygnaniu grają w filmach o swoich krajach – Iranek, Afganek, Syryjek. W ten sposób trochę też powielamy filmowy stereotyp na temat kobiet z naszego regionu, co mnie bardzo boli. Robię to, bo wymaga tego fabuła większości filmów, w których gram. Ale dla mnie to trauma, bo hidżab zostawiłam za sobą, opuszczając Iran. Szkoda mi tamtej aktorki. Długo jej szukaliśmy, była naprawdę wspaniała. Wiem, że wycofała się, bo wystraszyła się tego, co ta rola zrobi jej rodzinie, przyjaciołom, bliskim. Wiedziała, że będzie musiała zaczynać życie od początku, że nie będzie dla niej w Iranie życia. To byłaby kara za dwie sceny. Straszne. Nie mogę od niej wymagać takiego poświęcenia. Nikt od nikogo nie powinien go wymagać. Doskonale pamiętam, że kiedy ja walczyłam o swój los w Iranie, niewiele osób było gotowych stanąć po mojej stronie. Ludzie wiedzą, że rząd naprawdę może ich zniszczyć. Trudno oczekiwać heroizmu w cudzym imieniu, gdy na szali jest twoje całe życie.

„Holy Spider” to pokazuje coś, co bardzo rzadko widzimy w kinie: podwójne życie, jakie prowadzą Iranki.

Rzeczywistość za drzwiami domu i – całkiem odmienne – życie publiczne. Przecież Iranki nie noszą okrytych głów w domu! Ale tego w irańskim kinie, wykastrowanym przez cenzurę, nie widać, bo ze względu na rządową kontrolę nie wolno pokazywać na ekranie włosów. Za to w prawdziwym świecie ten podział istnieje. Wystarczy pomyśleć o „domowych” zdjęciach młodych ofiar brutalnego reżimu, które w ostatnich miesiącach zbyt często pojawiają się w mediach. To dziewczyny w rozpuszczonych puklach, zachodnich ciuchach, z makijażem. Nic nie różni ich od przeciętnej Europejki.

Zar Amir Ebrahimi w filmie Holy Spider, reż. Ali Abbasi (Fot. Materiały prasowe)

Nasza bohaterka zdejmuje chustę w hotelu, tak jak zdjęłaby ją każda Iranka. My to po prostu pokazujemy na ekranie, co dla wielu osób okazuje się szokujące. To wszystko dlatego, że system, w którym żyją Irańczycy, od 44 lat uczy ludzi kłamać. Zasiano w nas strach, codziennie rano budzimy się niepewni i pełni obaw. Każdy obywatel chcący żyć minimalnie po swojemu, musi się nauczyć grać z rządem w grę. Kontrola krąży nam pod skórą, autocenzurę mamy w krwioobiegu. Nawet nasze kino to robi, bo gdy aktor czy reżyser jadą na festiwal, to są poniekąd przedstawicielami kraju, i jeśli chcą wrócić do domu, to nie mogą robić tego, co im się podoba. Przecież filmy finansuje rząd, ich brudne pieniądze.

Łatwo powiedzieć: bądź w zgodzie z samym sobą, po prostu nie rób filmów. Ale dla wielu ludzi to jest ich być albo nie być, ich życie.

To nierzadko patowa sytuacja. Możemy rządzących nienawidzić, ale potrzebujemy ich, by trwać. Uważam, że nie można wymagać od twórców, by nie pracowali z rządem i rezygnowali ze wszystkiego. Dlatego teraz piłeczka jest po stronie społeczności międzynarodowej. Wspaniale i honorowo jest ze scen międzynarodowych nagród apelować o poprawę sytuacji, ale to nie pomoże twórcom pracować, utrzymywać rodzin i tworzyć. Musimy znaleźć realny sposób ratowania ich karier, to jest teraz rola rozmaitych organizacji, festiwali, funduszy, rezydencji. Inaczej irańskie kino zniknie. Na szczęście, także przez wojnę w Ukrainie, do ludzi zaczyna docierać, że kryzysy na świecie nie są cudze, nie są obce. Ludzie zaczynają rozumieć, że w naszym wspólnym interesie jest, by je zatrzymać.

Gdyby mogła sobie pani wyobrazić irański film swoich marzeń, w oderwaniu od wszystkich obecnych problemów i ograniczeń, możliwy do zrealizowania w ojczyźnie bez cenzury, rządowego nadzoru i ryzyka – co by to było?

Mam wiele marzeń. Po pierwsze marzy mi się komedia, bo Irańczycy potrafią być przezabawni i uważam, że w innej sytuacji moglibyśmy świetnie sobie żartować z naszych wieloletnich cierpień i traum. Bez cenzury to mógłby być najprawdziwszy hit box office’u!

Mam nadzieję, że ta możliwość oczyszczającego śmiechu pojawi się prędzej czy później.

Dziękuję. Ja też mam taką nadzieję. Wygramy. Jestem tego pewna.

Anna Tatarska
Proszę czekać..
Zamknij