Znaleziono 0 artykułów
28.06.2018

Gdy zakochałem się w chłopaku, wiedziałem już, kim jestem

28.06.2018
Vyacheslav Melnyk (Fot. Luka Łukasiak)

W kolejnej odsłonie naszego cyklu o społeczności LGBTQ Vyacheslav Melnyk, p.o. Dyrektor Zarządzający organizacji Kampania Przeciw Homofobii, opowiada o sytuacji osób homoseksualnych w Polsce i na Ukrainie.

Spotykamy się dzień po ogłoszeniu wyroku Sądu Najwyższego w sprawie drukarza z Łodzi. Sąd oddalił kasację Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry w sprawie drukarza z Łodzi, który odmówił wykonania roll-upu organizacji LGBT. W mocy pozostaje wyrok Sądu Okręgowego w Łodzi, który uznał drukarza za winnego popełnienia wykroczenia. Potwierdzono też, że nikogo nie można dyskryminować w dostępie do usług ze względu na orientację seksualną. „To historyczne zwycięstwo równości w Polsce!” – ogłosiło KPH. Cieszysz się tym sukcesem?

Czekaliśmy na ten wyrok cztery lata, i tak, cieszę się, ale to jeszcze nie koniec walki. To pierwszy taki wyrok w Polsce. Jest ewenementem także na skalę europejską, bo rzadko takie sprawy kończą się przed najwyższą instancją sądowniczą kraju. Najważniejsze, że sprawa została nagłośniona w przestrzeni publicznej. Chociaż w mediach prawicowych wciąż widnieją nagłówki „Wszyscy będą zmuszeni do zawierania umów z gejami”. Ale wiesz, jeśli udało nam się wywołać mocną reakcję Ziobry, to znaczy, że idziemy w dobrym kierunku. 

Jak przejawiało się zaangażowanie KPH w sprawę?

Jej Perfekcyjność, wówczas zaangażowana w działalność fundacji „LGBT Business Forum”, zgłosiła nam, że drukarz odmówił jej wykonania materiałów promocyjnych. Nasz prawnik był wtajemniczony w jej sprawę od początku do końca. KPH jest kojarzone z aktywizmem, udziałem w Paradzie Równości, akcjami antydyskryminacyjnymi. Walka o ten wyrok to przejaw tej bardziej żmudnej, a mniej efektownej pracy, jaką wykonujemy. A tego typu pracy, tej papierkowej, mamy tak naprawdę więcej*. 

Vyacheslav Melnyk (Fot. Luka Łukasiak)

Lubisz tę pracę?

Tak, chociaż, jak każdy człowiek, miewam gorsze dni. Ale takie zwycięstwa jak wczorajsze, a nawet te mniejsze, pozwalają mi naładować akumulatory na kolejne miesiące działania. 

Gdy zaczynałem pracę siedem lat temu, Polska była w zupełnie innym miejscu, a samo KPH nie było jeszcze organizacją tak dojrzałą i stabilną jaką jest obecnie. Mówiliśmy innym językiem niż teraz. Podkreślaliśmy te aspekty naszej pracy, które PR-owo zupełnie się nie sprawdzały. Zamiast pozytywnego przekazu, wysyłaliśmy w świat komunikat: „Chcemy związków partnerskich, bo chcemy móc pochować naszych partnerów”. Jest to oczywiście rzecz bardzo ważna, ale może nie jedna z tych, z którą osoba, która to słyszy, chce się utożsamić. Oglądaliśmy się też na to, jak działają podobne organizacje na świecie, nie rozumiejąc do końca różnic kulturowych. 

Ale to już przeszłość. Odrobiliśmy lekcje.Współpracujemy z podobnymi podmiotami w Stanach Zjednoczonych. Ich główną strategią jest podkreślanie, że związki jednopłciowe powinny mieć prawo do małżeństwa, bo miłość jest taka sama, jak u partnerów różnopłciowych. W Polsce, być może, powinniśmy się kierować nieco innymi wartościami. Chociaż i tam, i tu sprawa sprowadza się do jednego – chcemy być traktowani z godnością i sprawiedliwie. Staramy się więc, w zależności od osób, z którymi rozmawiamy, różnicować komunikaty. Tym mniej przychylnym opowiadamy o praktycznym, a nawet przyziemnym wymiarze małżeństw jednopłciowych, a sojusznikom o tym, że się kochamy. 

Vyacheslav Melnyk (Fot. Luka Łukasiak)

A jakim ty byłeś człowiekiem na początku swojej działalności w KPH?

Przyjechałem do Polski na studia w 2010 roku. Miałem siedemnaście lat. Wybrałem stosunki międzynarodowe. Mieszkałem w Warszawie z kolegą Ukraińcem i Polakiem, na drugim roku wyjechaliśmy na Erasmusa do Słowenii. Zakochałem się w chłopaku. To był idealny moment, bo na stypendium zagranicznym wchodzi się w międzynarodowe towarzystwo, żyje się inaczej niż na co dzień, ma się czas, żeby sprawdzić się w nowych okolicznościach. Wiem o tym, że jestem uprzywilejowany, bo mogłem wyjechać. Miałem bezpieczną przestrzeń na odkrycie siebie. Nie wszyscy mają to szczęście. Wcześniej nie byłem wyoutowany, ani nawet pogodzony z samym sobą. Przeżyłem to mocno, jak każdą pierwszą miłość. Jak się tak mocno zaangażujesz, nie ma już odwrotu. Nie mogłem już przed sobą udawać. Potwierdziło się tylko to, co podświadomie wiedziałem od dawna. 

Nie chciałeś się jednak sam przed sobą przyznać?

Byłem zagubiony, także politycznie. W moich pierwszych wyborach, na Ukrainie, głosowałem na partię nacjonalistyczną, która chciała zakazać „promocji” homoseksualizmu. Wielki wstyd dla mnie! To najlepszy przykład, jak niszczący wpływ ma okłamywanie samego siebie. Wszystko naprawiła miłość. 

Kto jako pierwszy dowiedział się o tym, że zakochałeś się w chłopaku?

Opowiedziałem o sobie mojemu koledze Ukraińcowi, a po powrocie do Polski także drugiemu współlokatorowi. To było niesamowicie uwalniające. W tym samym czasie w centrum Warszawy pobito Roberta Biedronia. Jeszcze wtedy myślałem, żeby wrócić na Ukrainę albo wyjechać z Polski gdzieś dalej. Wtedy dowiedziałem się po raz pierwszy o KPH. A że potrzebowałem zaliczyć praktyki studenckie, zgłosiłem się do pomocy właśnie tam. I zostałem, chociaż na początku chciałem tylko wziąć wpis do indeksu. Wcześniej trzymałem się na dystans, nie czułem się dobrze w dużych grupach, byłem raczej indywidualistą. 

Vyacheslav Melnyk (Fot. Luka Łukasiak)

A jako dziecko?

Jako dzieciak czytałem encyklopedię, bywałem przemądrzały, nie uprawiałem sportu. Nie lubiłem szkoły. Nie rozumiałem, dlaczego muszę przebywać z ludźmi, których nie lubię. Chociaż nie uważałem się za geja, uwagi wygłaszane na temat osób homoseksualnych przez moich rówieśników bardzo mnie dotykały. Wystarczyło, że ktoś mówił: „Nie grasz w piłkę, to na pewno jesteś pedałem”, a już czułem ten stygmat. Teraz w KPH, jak w innych NGOs-ach, jest wspólnotowa atmosfera, więc poczułem się, jakbym został przyjęty do rodziny. 

Ale wcześniej nie miałeś zadatków na aktywistę? 

Nie, nie wiedziałem nawet, że można się aktywizmem zajmować. Właściwie to nie nazwałbym się dzisiaj aktywistą w tradycyjnym rozumienia tego słowa. Nie jestem wojownikiem na barykadach, nie wymachuję flagą przy pierwszej możliwej okazji. Mam osobowość stratega. Analizuję, układam, wymyślam plan. Staram się być elastyczny. Biorę pod uwagę kilka rozwiązań naraz. Myślę o sobie też jako o osobie, która sprowadza innych na ziemię. Tacy ludzie jak ja równoważą zapał aktywistów. 

Czym zajmowałeś się w KPH? 

Najpierw kontaktami z Białorusią, potem społecznością LGBTQ w sporcie. Szkoliłem dziennikarzy sportowych. Skutecznie. O wyoutowanych sportowcach pisali w zdecydowanie bardziej świadomy sposób niż ci, z którymi nie pracowałem. 

W pracy byłeś wyoutowany od początku?

Tak. Do dzisiaj wszyscy się ze mnie śmieją, bo przyszedłem pierwszego dnia stażu w różowej koszulce, brylantowym kolczyku w uchu i utlenionych włosach. Blond pasemka zrobiłem chyba na Ukrainie, bo wtedy jeszcze często jeździłem do domu. W ukraińskiej przestrzeni publicznej było kilka wyoutowanych osób LGBTQ, ale to byli artyści, więc uważano, że w tej niszy to dozwolone. Ani u mnie w domu, ani w szkole się o tym nie rozmawiało. 

Zanim zamieszkałeś w Polsce, zastanawiałeś się nad swoją orientacją?

Pamiętam, że moją pierwszą fascynacją był Leonardo Di Caprio w „Titanicu”. Byłem na początku podstawówki. Zdziwiłem się, że mi się spodobał, ale dłużej się nad tym nie zastanawiałem. W liceum przez rok mieszkałem w Stanach. Podobał mi się chłopak ze szkoły, ale nie przyznałem się do tego przed sobą, a tym bardziej nie powiedziałem nic jemu. Wypierałem swoją orientację jako element mojej tożsamości. Na pierwszym roku studiów w Warszawie miałem dziewczynę. Nic z tego nie wyszło. 

Vyacheslav Melnyk (Fot. Luka Łukasiak)

Jak poznałeś swojego chłopaka?

Na Hawdali, święcie kończącym Szabat. Zielonej, bo wypadała w dzień świętego Patryka. Najpierw się kolegowaliśmy. Zostaliśmy parą na obozie letnim Żydowskiej Ogólnopolskiej Organizacji Młodzieżowej.  

Jesteś szczęśliwy?

Tak. Mamy już dwa koty, nasze adoptowane dzieci. 

A twoi rodzice wiedzą, że jesteście razem? 

Wiedzą, ale to temat tabu. Wiedzą też, gdzie pracuję. Kontakt ułatwia nam odległość, bo nie rozmawiamy o tej sferze mojego życia.

Vyacheslav Melnyk (Fot. Luka Łukasiak)

A chciałbyś o tym rozmawiać?

Tak. Trudno mi ułożyć sobie w głowie to dwójmyślenie. Rozumiem, że rodzicom jest ciężko, więc daję im czas. Ale chciałbym, żeby dojrzeli do rozmowy ze mną. Wiem, że nie mają złej woli. Boją się, że nie będę szczęśliwy. 

Stopniowo oswajasz ich z tematyką LGBTQ?

Tak, kontaktuję ich z organizacjami podobnymi do KPH, ale działającymi w Ukrainie. Ciekawe, czy z tego korzystają... Opowiadam im też o pracy naszej organizacji. Trafia to na razie w próżnię. Nie jest im łatwo, bo Parada Równości jest tylko w Kijowie, a ja pochodzę z mniejszego niż stolica miasteczka... 

Ale chcą, żebyś był szczęśliwy?

Tak, mamy niezły kontakt. Nie powiem, że dobry, bo wyłączenie tej ważnej sfery z naszego wspólnego doświadczenia sprawia, że nie jest pełnowartościowy. 

Twoim rodzicom jest trudniej, bo otoczenie jest mniej liberalne niż w Polsce?

Tak. Moi znajomi z Ukrainy akceptują to, że jestem gejem, ale uważają, że nie „zostałbym” nim, gdyby nie wyjazd na Zachód. Przez wojnę narastają nacjonalistyczno-prawicowe nastroje, co nie sprzyja tolerancji. Chociaż nastroje są gorsze niż w Polsce, rozwiązania prawne są bardziej postępowe. 

Myślisz o tym, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś został na Ukrainie? 

Tak, z jednej strony byłoby mi łatwiej – mieszkałbym z rodzicami, poszedł na łatwiejsze studia, nie zaczynał nowego życia w innym kraju. Nie znałem nawet polskiego. Ale ten przełom był mi potrzebny, bo wychodząc poza strefę komfortu, zobaczyłem siebie od innej strony. 

Vyacheslav Melnyk (Fot. Luka Łukasiak)

Musiałeś jednak nie tylko pokonać bariery w samym sobie, ale także zmierzyć się z losem emigranta. 

Na szczęście miałem znajomych, którzy przede mną wyjechali do Polski. Języka nauczyłem się od współlokatora. 

Jest ci łatwiej, bo pracujesz w NGOs-ie?

Tak, na pewno. W innych branżach, np. służbach mundurowych, czy wśród pracowników fizycznych, wyoutowana osoba homoseksualna funkcjonuje jako „nasz gej”. Generalnie nie ma tolerancji dla środowiska LGBTQ, ale tego „swojego” przedstawiciela traktuje się z otwartością. Pamiętajmy, że nawet te akceptujące środowiska różnicują swoją akceptację. Osoby homoseksualne są OK, dopóki nie chcą brać ślubów, dopóki nie chcą mieć dzieci...

Doświadczyłeś kiedykolwiek jawnej dyskryminacji – w miejscu pracy, wśród znajomych, na ulicy?

W pracy i wśród znajomych nigdy. Na ulicy dostałem w twarz, bo szedłem z moim ówczesnym partnerem. Teraz też rozglądam się, czy wokół mnie nie ma groźnie wyglądających osób. Ale zdarzały mi się też zaskakujące przygody. Gdy mieszkaliśmy z moim partnerem na głębokiej Pradze, zaczepili nas chłopcy z okolicy, pytając, czy jesteśmy „pedałami”. „Tak, no i co?” – odparłem. A oni na to, że chcieli tylko zapytać, kto jest żoną, a kto mężem w naszym związku. Gdy odpowiedziałem, że to tak nie działa, podziękowali za informację. I dodali jeszcze, że im przykro, że w Polsce mamy taką trudną sytuację. „Trzymamy kciuki” – usłyszeliśmy. Pożegnaliśmy się w przyjaźni. 

Z drugiej strony, wystarczy, że zobaczę barwy narodowe na czyjejś koszulce, tatuaż z kotwicą albo flagę z godłem, i już spuszczam głowę, bo się boję. Najdziwniejsze jest to, że nie do końca wiadomo, w jaką stronę idziemy. Może narodowcy za chwilę powiedzą, że geje są OK, byle z Polski? Albo odwrotnie, geje nie są OK, bo to „zepsucie z Zachodu”.

Chciałbyś, żeby w Polsce i na świecie wreszcie było normalnie? Żeby wszyscy mogli żyć tak, jak chcą?

Chciałbym, żebyśmy przestali posługiwać się pojęciem „normalności”. To nieskuteczna, bo zmienna kategoria. Kilka lat temu Parada Równości nie była postrzegana jako ta „normalna”, teraz to święto równości, na które przychodzą rodziny z dziećmi. 

Jaką przyszłość widzisz dla siebie i dla KPH?

Widzę równość małżeńską, dlatego, że nie potrafię zrozumieć, dlaczego nie mogę wziąć ślubu, jeśli każdy inny może... To zwyczajnie po ludzku niesprawiedliwe. Dojrzewanie Polski do tego może trwać długo, ale wierzę, że do tego dojdziemy. A jeśli się nie uda, wezmę ślub gdzie indziej. 

*Organizacja społeczna Kampania Przeciw Homofobii świadczy bezpłatną pomoc prawną osobom, które doświadczyły dyskryminacji lub przemocy ze względu na homo-, bi- lub transfobię. Zespół doświadczonych prawników i prawniczek KPH prowadzi konsultacje dla osób indywidualnych, par, rodzin oraz organizacji. Skorzystaj z pomocy prawnej KPH wysyłając maila na adres: prawo@kph.org.pl lub dzwoniąc pod numer: +48 22 423 64 38.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij