Znaleziono 0 artykułów
13.07.2019

Kuba Dąbrowski: Bar Italia, czyli where all the broken people go

13.07.2019
Bar Italia ( Fot. Kuba Dąbrowski)

O staromodnym londyńskim barze oraz o tym, jak moda i zwykłe życie mogą sobie nawzajem nie przeszkadzać.

Paryż, Grand Palais, pokaz Sacai na sezon jesień-zima 2019-2020. Wśród typowych dla marki, złożonych z wielu warstw dekonstrukcyjnych kreacji ni stąd, ni zowąd pojawia się zwykła czarna koszulka z nadrukowanym napisem „Bar Italia”. Jedna z moich ulubionych marek i jedno z moich ulubionych miejsc – co za kombinacja!

„Bar Italia” to tytuł piosenki zespołu Pulp. Londyn, ona i on, poranek po nieprzespanej nocy. Wykończeni, idą przez miasto, patrząc na spieszących się do pracy ludzi. On mówi: „There's only one place we can go, it's around the corner in Soho, where all the broken people go” („Jest tylko jedno miejsce, do którego możemy iść. Za rogiem, w Soho, tam gdzie idą wszyscy złamani ludzie”). To Bar Italia...

Będąc po raz pierwszy w Londynie, chyba w 2005 roku, w drodze do Photographers’ Gallery przypadkowo zobaczyłem neon. I ugięły mi się nogi. Nie wiedziałem, że Bar Italia istnieje naprawdę. Zakładałem, że to po prostu miejsce z piosenki. W telewizorze leciało Giro d'Italia, pod sufitem kręcił się wiatrak, barman nie był zbyt miły, a kawa bardzo mocno palona. Od tego czasu staram się tam trafić za każdym razem, gdy jestem w mieście.

Jak z Wesa Andersona

W czasach przed wybuchem internetu ciężko było mi się o tym dowiedzieć, ale Bar Italia jest w Londynie instytucją i legendą. Istnieje od 1949 roku, od początku prowadzony jest przez pochodzącą z Emilii-Romanii rodzinę Polledrich (obecnie u sterów jest już trzecie pokolenie), od początku korzysta też z tej samej mieszanki kawy, dostarczanej przez ich dawnego sąsiada, pana Angelucciego. Bar wystartował jako czynne do późna miejsce dla pracujących w okolicach Soho Włochów: kelnerów, konsjerży, rzeźników. W niesprzyjającej powojennej atmosferze (Italia walczyła, było nie było, po niewłaściwej stronie) stał się miejscem integracji diaspory. Wracający z obozów internowania albo świeżo imigrujący do Anglii Włosi spotykali się przy kawie, winie i kanapkach z pastrami. Soho dookoła się zmieniało: rodził się rock and roll, otwierały się sex shopy, modsi jeździli na swoich skuterach, mafiozi do siebie strzelali, powstawały gejowskie kluby. A Bar Italia pozostawał taki sam – tani i otwarty do ostatniego klienta, czyli de facto 24 godziny na dobę. Towarzystwo w naturalny sposób się mieszało: dżentelmeni, szemrany półświatek, muzycy, studenci mody z Central Saint Martins i tęskniący za ojczyzną Włosi. Nad barem wisi oprawiony w ciężką ramę i podpisany przez samego mistrza plakat Rockiego Marciano. Będąc w Londynie przychodził tu bowiem na „prawdziwe jedzenie”. Bywali tu też David Bowie, Sade, Neneh Cherry, Paul Smith. Zanim stali się sławni i długo potem.

Bar Italia (Fot. Kuba Dąbrowski)

Dzisiaj Bar Italia wygląda jak skansen albo scenografia z filmu Wesa Andersona. Syczący neon, spatynowane maszyny i pożółkłe plakaty. Zdeptana posadzka, barmani w kamizelkach i włoskie przeboje z głośników. – Dopóki coś działa, nie wymieniamy tego. Nie ma potrzeby – mówi mi barman Giuseppe. Maszyna Gaggia, w której parzy kawę, ma prawie 50 lat, ale sprawuje się idealnie. Nikt nie planował tworzenia legendy. Wszystko wydarzyło się siłą zaniechań i cudownym mimochodem. Trochę jak z dzikim prawym brzegiem Wisły w Warszawie, gdzie plaże i lasy nie są efektem przemyślanej strategii, tylko najzwyczajniejszego w świecie braku funduszy. W czasach, gdy betonowano wszystko, co się dało.

Sylwetka z pokazu Sacai jesień-zima 2019-2020 ( Fot. Victor Boyko, Getty Images)

Żeby kawa była dobra

Projektantka Sacai, Chitose Abe, chadzała do Italii jako studentka. Bar jest dla niej symbolem londyńskiej inkluzywności i mieszania się wszystkich stanów. Giuseppe nigdy nie słyszał o firmie Sacai. Gdy pokazuję mu zdjęcia, mówi, że woli Armaniego. Bar, w którym pracuje, pojawiał się w filmach, teledyskach, sesjach, ale barmanów takie rzeczy nie obchodzą. Interesuje ich, żeby kawa była dobra i żeby przyjemnie sobie przy jej robieniu pogadać. Bar Italia to przykład rzadkiej symbiozy. Miejsca, które jest jednocześnie cool i niecool. Miejsca kultowego, z kultowości żyjącego, a przy okazji zdającego sobie sprawę z tego, że nie można za mocno grać tą kartą, bo łatwo się zmienić we własną karykaturę. Koszulka Sacai (jest już na rynku i kosztuje 240 euro) ani mu nie zaszkodzi, ani nie pomoże. Na tych, którzy ją kupią, będzie pewnie działać tak jak koszulki nieznanych zespołów – wysyłany światu subtelny sygnał o przynależności do elitarnej subkultury dobrego gustu i wartości.

 

PS. Jarvis Cocker z Pulp przyjeżdża na Off Festival. W Katowicach sporo jest miejsc, gdzie „broken people go”.

Kuba Dąbrowski
Proszę czekać..
Zamknij