Znaleziono 0 artykułów
28.03.2019

Wrocław. Powrót przez Manhattan

28.03.2019
Osiedle Plac Grunwaldzki (Fot. Chris Niedenthal, 1982 rok)

Najpierw długo oczekiwana operacja plastyczna, potem epizod na Netfliksie, teraz wystawa w Nowym Jorku – wrocławskie osiedle Plac Grunwaldzki przeżywa zasłużony comeback. Zaprojektowała je jedna z najlepszych polskich architektek Jadwiga Grabowska-Hawrylak.

Osiedle Plac Grunwaldzki debiutuje w dwudziestej drugiej minucie drugiego odcinka serialu „1983”. W tej i innych scenach występuje anonimowo jako orwellowski stereotyp zimnowojennej Polski – tło dla zabaw na skrzypiącej huśtawce i nerwowych rozmów dorosłych o polityce. Jednak osiedle powstało w optymistycznej dekadzie poprzedzającej filmowy rok 1983 i nie zawsze robiło tak ponure wrażenie. Zamiast w karny szereg Jadwiga Grabowska-Hawrylak ustawiła sześć bloków w nieregularną kompozycję. Mniej reprezentacyjne elementy – garaże i drogi dostaw do sklepów – schowała pod łączącym budynki podium. Na jego powierzchni zaprojektowała promenadę z pawilonami handlowymi, a na dachach bloków – nadbudówki ze świetlicami i salami zabaw. Dała im okrągłe okna, jakby wybałuszone w zbiorowym zachwycie nad panoramą miasta. Sam Wrocław odwzajemnił podziw i ochrzcił osiedle Manhattanem. Nazwa to przesadna, bo szesnaście pięter nie zrobiłoby w dzisiejszym Wrocławiu (ani w ówczesnym Nowym Jorku) wielkiego wrażenia, ale wtedy na budowę tak wysokich bloków trzeba było uzyskać oddzielną zgodę w samej Warszawie.

Osiedle Plac Grunwaldzki (Fot. Chris Niedenthal, 1982 rok)

Drugie, mniej godne, ale równie wygodne przezwisko – sedesowce – osiedle zawdzięcza zaokrąglonym betonowym modułom, które osłaniają loggie i balkony. Ale przecież nie sanitariaty zainspirowały Jadwigę Grabowską-Hawrylak. Gdy rozmawiałem z nią kilkanaście lat temu, opowiadała, że czuła zmęczenie wszechobecną w ówczesnej architekturze linią prostą i zainspirowała się opływowymi secesyjnymi detalami pobliskiego mostu Grunwaldzkiego. Chodziło też o takie uformowanie balustrad i przesłon, by zapewnić mieszkańcom jednocześnie właściwe nasłonecznienie i ochronę przed wzrokiem sąsiadów. 

Według plotki osiedle nie powstałoby, gdyby nie Edward Gierek. Budowa ruszyła wprawdzie zanim objął rządy, ale potem zatrzymano ją w obawie o bezpieczeństwo mieszkańców sąsiednich kamienic. Tyle udokumentowanych faktów, dalej anegdota. Podobno na przyjęciu w Pałacu Elizejskim do przywódcy podszedł pewien paryski intelektualista. I zaczął komplementować wrocławski projekt. Gierek, który nie miał pojęcia, o czym mowa, ale na szczęście biegle znał francuski, a do tego lubił uchodzić za władcę oświeconego i światowego, po powrocie do Polski osobiście zainteresował się losem inwestycji i zadbał o jej odblokowanie.

Bloki w trakcie termomodernizacji (Fot. Patryk Kusz, 2016 / dzięki uprzejmości VROA)
Osiedle w budowie (Fot. Zbigniew Nowak / Ośrodek Pamięć i Przyszłość)

Nawet jeśli ta salonowa legenda nie jest zgodna z faktami, to jest zgodna z prawdą o tym, jak projekt był odbierany przez jemu współczesnych. W książce „Patchwork. Architektura Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak” Michał Duda pisze, żewieżowce „były z nieco innego świata. I nie chodziło wyłącznie o ich skalę czy formę plastyczną”. Wrażenie robiły „szerokie schody prowadzące do drzwi wejściowych, obszerne hole, w których brakowało tylko konsjerżów, ściany licowane boazeriami i marmurowe podłogi”. I nie miało znaczenia, że nie powstały obiecywane lokatorom szafki na świeże mleko i pieczywo, a podniebne świetlice dla dzieci nie zadziałały. 

Również „sedesy” wyglądały inaczej, niż wymarzyła sobie Jadwiga Grabowska-Hawrylak. Na wakacjach w Bułgarii architektka zachwyciła się gładkim białym betonem i ten sam efekt chciała uzyskać na Placu Grunwaldzkim. Subtelność przerosła jednak wykonawców i ostatecznie moduły powstały z chropowatego betonu w szarym odcieniu. Dopiero podczas niedawnej termomodernizacji przeprowadzonej (z błogosławieństwem pani Jadwigi) na bazie koncepcji pracowni VROA elewacje otrzymały jasną powierzchnię. Niestety operacja plastyczna objęła tylko wieżowce, a pawilony handlowe do dziś straszą sypiącymi się tynkami i pordzewiałym zbrojeniem, sterczącym złowieszczo z betonowych konstrukcji. Aby wzmocnić apokaliptyczny efekt na potrzeby serialu, wystarczyło dokleić szyld „Mięso” i wypuścić statystów w zimowych czapach.

Wystawa „Patchwork. The Architecture of Jadwiga Grabowska-Hawrylak” (Fot. Anna Morgowicz, 2019 rok)
Kuratorzy wystawy Małgorzata Devosges-Cuber i Michał Duda (Fot. Anna Morgowicz, 2019 rok)

Jadwiga Grabowska-Hawrylak zmarła 4 czerwca 2018 roku, kiedy trwała jeszcze produkcja serialu. Nie zdążyła więc zobaczyć swoich bloków na Netfliksie ani polecieć na otwarcie swojej wystawy na prawdziwym Manhattanie, w Center for Architecture. Gwiazdą pokazu przygotowanego przez Małgorzatę Devosges-Cuber i Michała Dudę z Muzeum Architektury we Wrocławiu jest oczywiście pięciometrowa makieta bloku na Placu Grunwaldzkim, ale nowojorska publiczność może poznać cały dorobek architektki, łącznie z fantastycznymi niezrealizowanymi projektami.

Kiedy zapytałem Jadwigę Grabowską-Hawrylak, czy kiedykolwiek czuła się dyskryminowana jako kobieta, odparła, że nie. Albo miała wyjątkową odporność, albo szczęście do ludzi. A może w słowniku rocznika 1920 nie istniało takie pojęcie? Pani Jadwiga nie rezygnowała z tak zwanych tradycyjnych kobiecych ról (choć, jak wspominał jej syn, to ojciec przygotowywał dzieciom kaszkę mannę na śniadanie), a mimo to odniosła sukces w zdominowanej przez mężczyzn branży. Przecierała szlaki, nie tylko dla lepszej architektury, ale i dla innych kobiet. Była pierwszą architektką dyplomowaną po wojnie we Wrocławiu i pierwszą laureatką najbardziej prestiżowej w Polsce Honorowej Nagrody SARP. Jest pewna logika i sprawiedliwość w tym, że teraz produktem eksportowym polskiego modernizmu stało się akurat jej dzieło.

Korzystałem z książki Michała Dudy „Patchwork. Architektura Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak” (Wrocław, 2016) oraz wywiadów z Jadwigą Grabowską-Hawrylak („Architektura-murator” 11/2006, mojego autorstwa) oraz z Jadwigą Grabowską-Hawrylak i Maciejem Hawrylakiem („Architektura-murator” 1/2017, autorstwa Tomasza Żylskiego).

Grzegorz Piątek
Proszę czekać..
Zamknij