Znaleziono 0 artykułów
22.08.2018

5 najważniejszych premier muzycznych sezonu

22.08.2018

Święty Graal jazzu, czyli odnaleziony po pół wieku album Johna Coltrane’a, piosenki jak z Bonda i hołd dla pieśniarza Warszawy Mieczysława Fogga – lato jest gorące także w wytwórniach płytowych.

Kovacs „Cheap Smell”  (Fot. Materiały prasowe, Warner)

Kovacs „Cheap Smell” (Warner) 

Przewiduję, że hipnotyzujący głos Sharon Kovacs znajdzie się niebawem w kultowej czołówce do kolejnego filmu o agencie 007. 28-letnia Holenderka szturmem zdobyła Europę rewelacyjnym debiutem „Shades of Black” z 2015 roku. Aksamitne melodie w stylu noir popu i retro soulu w połączeniu z barwą głosu, jednocześnie szorstką i zmysłową, oraz drapieżnym punkowym wizerunkiem stworzyły artystkę, która nawiązując do tradycji jazzu i swingu, flirtuje z trip hopowym klimatem i ambitnym popem. Bondowskie rejestry, destrukcyjne namiętności i uzależnienia, nie tylko romantycznej natury, oraz emocje na wysokim diapazonie sprawiły, że płyta Kovacs znalazła się na listach najlepiej sprzedających się albumów w 36 krajach. Nie zaszkodziła jej też wyczuwalna opieka duchów Shirley Bassey, Etty James czy Elli Fitzgerald. Trzy lata później Kovacs powraca płytą „Cheap Smell”, która według mnie już jest najlepszym albumem pop 2018 roku. Dojrzalsza, po prywatnych i muzycznych turbulencjach, Sharon nagrała płytę, która tylko potwierdza jej wielki talent. Każda z 15 piosenek z osobistymi, do bólu szczerymi teksami, to fantastyczna muzyczna podróż po gatunkach, od współczesnego soulu i retro swingu, poprzez emocjonalne torch songi i bujające karaibskie klimaty, po jazzowo-popowe petardy. Czasem jest wzruszająco, czasem mrocznie i teatralnie, a miejscami hedonistycznie. Kovacs, ik hou van je!

Goldfrapp „Silver Eye (Fot materiały prasowe)

Goldfrapp „Silver Eye” Deluxe Edition (PIAS)

Zjawiskowy głos i towarzyszące mu brzmienie thereminu, elektronicznego instrumentu  bezdotykowego, usłyszałem po raz pierwszy w okolicach  roku  2001 w  utworze „Lovely Head”. Tak zaczęła się moja trwająca do dziś miłość do duetu  Goldfrapp i jego liderki Alison Goldfrapp. Uczucie znaczone jest kolejnymi świetnymi płytami. Począwszy od post trip hopowego debiutu „Felt Mountain”, poprzez elektroniczny glamrock „Supernature” (2005 rok), folkową hipiserkę „Seventh  tree” (2008 rok), pełną dezynwoltury zabawę brzmieniami lat 80. na „Head First” (2010 rok), po oniryczne „Tales of Us” z 2013 roku. Ekscentryczna księżniczka elektronicznego popu wydała w zeszłym roku znakomity siódmy album „Silver Eye”. Wraz ze stałym partnerem muzycznym, multiinstrumentalistą Willem Gregory’m, oraz amerykańskim producentem Johnem Congletonem (współpracuje z St Vincent, Blondie i Swans) inspirowała się wulkaniczną wyspą Fuertaventura i twórczością chilijskiego surrealisty Alejandro Jodorowskiego. Płyta, której towarzyszyły wyrafinowane choreograficznie i wizualnie teledyski, stylizowane  przez samą Alison, spotkała się ze znakomitym przyjęciem krytyki. Właśnie  doczekała się ekskluzywnej reedycji. „Silver Eye Deluxe Edition” oprócz  oryginalnych nagrań zawiera dodatkowy krążek z intrygującymi, pulsującymi, mrocznym remiksami utworów „Anymore”, „Systemagic” i „Everything  Is  Never  Enough”, a także nową wersją piosenki „Ocean”, którą Alison wykonała z Davidem Gahanem z Depeche Mode. 

„Fogg Pieśniarz Warszawy” Młynarski-Masecki Jazz Camerata Varsoviensis   Muzeum Powstania Warszawskiego/ Wydawnictwo Agora (Fot. Materiały prasowe)

„Fogg Pieśniarz Warszawy” Młynarski-Masecki Jazz Camerata Varsoviensis   Muzeum Powstania Warszawskiego/ Wydawnictwo Agora)

 

Jan Emil Młynarski na przestrzeni ostatniej dziesięciu lat wyrósł na najważniejszego ambasadora i „kustosza” polskiej piosenki przedwojennej, z dwudziestolecia oraz powojennej. Tej estradowej, kabaretowej i literackiej, jak również ulicznej. Dał temu dobitny wyraz na trzech płytach formacji Warszawskie Combo Taneczne, a także na niedawnym albumie „Noc w wielki mieście” z przedwojennymi standardami jazzowymi. Na potrzeby tej płyty Młynarski założył z pianistą Marcinem Maseckim jazzband. Teraz pod patronatem Muzeum Powstania Warszawskiego duet wydał album poświęcony Mieczysławowi Foggowi. Płyta „Fogg – pieśniarz Warszawy” zawiera kilkanaście utworów wybranych z trwającej kilkadziesiąt lat kariery muzyka. Masecki gra współcześnie, ale przy poszanowaniu formy oryginału, Młynarski śpiewa ze wzruszającą retro manierą, a gościnnie występują Agata Kulesza, Joanna Kulig i Szymona Komasa. Ten album dowodzi, że Henryk Wars, Jerzy Petersburski czy Władysław Daniłowski byli fantastycznymi kompozytorami. Płyta powstała z okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, ale jest czymś więcej niż rocznicową celebrą. To wybitne wydarzenie fonograficzne, które łączy pokolenia, udowadniając, że najpiękniejsze piosenki zostały już kiedyś napisane. 

Marcus Miller „Laid Black” (Fot. Materiały prasowe, Universal)

Marcus Miller „Laid Black” (Universal)

Trochę tu Milesa Daviesa, trochę Pata Metheny'ego, trochę gospelowych kołysanek. Jest nawet odrobina bujającego reggae. Marcus Miller, jeden z najbardziej znanych i uznanych gitarzystów basowych na świecie, na najnowszym albumie „Laid Black” poszerza granice jazzu, miksując ten gatunek z hip hopem, soulem, trapem, R'n'B, a przede wszystkim z soczystym funkiem. Swojej wirtuozerii Miller dowiódł już wcześniej świetnymi albumami solowymi (na poprzedniej „Afrodeezia” poszukiwał muzycznych korzeni w Afryce i na Karaibach) a także współpracą z Lutherem Vandrossem, Alem Jarreau, Arethą Franklin, Herbie Hancockiem, George'em Bensonem, czy Erikiem Claptonem. „Laid Black” osadzona jest w mięsistych średnich rytmach i oparta na nieustanym dialogu Millera z sekcją dętą. Lider nie przytłacza, pozwalając wygrać się swoim znakomitym gościom, wśród których na szczególną uwagę zasługują wyśmienity nowoorleański puzonista Trombone Shorty (7-T’s), saksofoniści Kirk Whalum i Alex Han (Preacher’s Kid) oraz Michael Patches Stewart na trąbce (Keep ‘Em Running). Wokalnie wspierają muzyków Selah Sue w zaskakującej wersji filmowego klasyka „Que Sera, Sera”, mistrzowscy jak zawsze Take 6, Jonathan Butler, oraz sam Miller w koncertowej wersji otwierającej album kompozycji „Trip Trap”. „Laid Back” już w listopadzie będzie można posłuchać na żywo na pięciu koncertach w Polsce (Gliwice, Poznań, Gdynia, Warszawa, Wrocław).

John Coltrane „Both Directions At Once – The Lost Album” (Fot. Materiały prasowe, Impulse)

John Coltrane „Both Directions At Once – The Lost Album” (Impulse)

Ukazaniu się świętego Graala jazzu towarzyszy prawdziwa gorączka. Niecodziennie udaje się bowiem odnaleźć „nową” płytę jazzowego guru, Johna Coltrane'a ponad 50 lat po jego śmierci! Ta rzecz bez precedensu właśnie się zdarzyła. I nie jest to żaden chwyt marketingowy podtrzymujący kult Coltrane’a. Album stanowi zapis nagrania z najlepszego okresu działalności kwartetu jazzmana. 6 marca 1963 roku Coltrane zagrał z McCoyem Tynerem na fortepianie, Jimmym Garrisonem na basie i Elvynem Jonesem na perkusji. Dlaczego ten materiał nie ujrzał wcześniej światła dziennego, a taśma matka została zniszczona, nie dowiemy się nigdy. Ważne, że zachowała się doskonałej jakości kopia zapasowa, która przeleżała w archiwach rodzinnych ponad 54 lata. Impulse Records po otrzymaniu materiału zdecydowało się wydać to utracone i odzyskane nagranie. Zawiera siedem kompozycji, w tym m.in. dwie premierowe oznaczone numerami „11383” i „11386”, jedyne studyjne nagranie „One Up, One Down”, znane wcześniej z wersji koncertowej, standard „Nature Boy” oraz kompozycja „Vilia” z operetki Franza Lehara „Wesoła wdówka”. John Coltrane był wizjonerem, który odmienił oblicze jazzu, a wydanie tego albumu jest momentem historycznym dla muzyki. Nie jestem w stanie na zimno przeanalizować wartości artystycznej wydawnictwa. To pozostawiam wybitnym krytykom. Sam z emocją fana oddaję się przyjemności obcowania z jazzowym absolutem.

 

Maciej Ulewicz
Proszę czekać..
Zamknij