Znaleziono 0 artykułów
05.10.2018

50 twarzy Fondy

05.10.2018
Kadr z filmu "Jane Fonda w pięciu odsłonach" (Fot. Materiały prasowe HBO)

W dokumencie HBO „Jane Fonda w pięciu odsłonach” reżyserka Susan Lacy, twórczyni serii „American Masters”, mierzy się z niejednoznaczną legendą hollywoodzkiej feministki, pacyfistki i seksbomby.

Dla niektórych na zawsze pozostanie panią od aerobiku. Albo Barbarellą, ponadczasowym symbolem seksu. Ale Jane Fonda to o wiele więcej niż ciało. Niejednemu zalazła za skórę. Jako „Hanoi Jane” była twarzą antyrządowego oporu podczas wojny w Wietnamie. Znane są też jej feministyczne poglądy, choć, jak sama przyznaje, do emancypacji dorosła za późno. Susan Lacy postanowiła o laureatce Oscara nakręcić film. 

– Wiedziałam o Jane dużo, bo czytałam jej biografię „My Life so Far” z 2005 roku. Ale dopiero po tym, jak spędziłyśmy razem czas, dotarło do mnie, jak odważną jest kobietą. Gdy twórczyni „Jane Fondy w pięciu odsłonach” opowiada o aktorce, w jej oczach widać podziw. – Nie, nie dlatego, że sama pojechała do ogarniętego wojną Wietnamu. Choć był to szaleńczy akt. Taka po prostu jest. Uważała, że to ważne, więc pokonała strach. Odwaga, o której mówię, polega na tym, że konfrontuje się z tym, co boli. Mówi o tych rzeczach szczerze, nie wyznaczając sztucznych granic – tłumaczy reżyserka.

Kadr z filmu "Jane Fonda w pięciu odsłonach" (Fot. Materiały prasowe HBO)

Na przykład o śmierci matki. Frances Seymour popełniła samobójstwo podczas pobytu w zakładzie psychiatrycznym dla sławnych i bogatych. Trzy i pół miesiąca wcześniej jej mąż, Henry Fonda, zażądał rozwodu. Gdy jej matka poderżnęła sobie gardło żyletką, Jane miała trzynaście lat. Od tamtej pory musiała być zawsze gotowa na pytanie o wpływ tej traumy na swoje życie. Jak zauważa w dokumencie syn Jane, Troy Garity, to był moment, który zdefiniował jej los na zawsze. Straciła matkę, zanim zdążyła ją poznać, a ojciec był emocjonalnie niedostępny. Bardzo długo była wśród ludzi, a jednak sama. A traumy związane z kobiecością powracały – w formie przemocy seksualnej, gdy była jeszcze młoda, wieloletniej walki z własnym ciałem, gdy cierpiała na anoreksję i bulimię, czy w kostiumie przedstawicieli branży filmowej, którzy nadużywali swojej władzy.

Kadr z filmu "Jane Fonda w pięciu odsłonach" (Fot. Materiały prasowe HBO)

Jej doświadczenia bywały aktorskim kapitałem. U Lee Strasberga, gdzie studiowała z Marilyn Monroe, nauczyła się zaprzęgać swój ból do kreowania ról. Jak sama twierdzi, świadomość, że wypracowała aktorski warsztat, pozwalała jej nie poddawać się krytykom, zarzucającym jej, że karierę zawdzięcza wyłącznie znanemu ojcu. Jak sama przyznaje, z czasem „metoda” przestała jej być potrzebna. Gdy urodziła dzieci, brakowało jej uczuciowego kapitału. Musiała nauczyć się wszystkiego od zera. Vanessa, córka Fondy z małżeństwa z Rogerem Vadimem, odmówiła udziału w filmie, nie zgodził się na to także brat Jane, Peter. W filmie Fonda przyznaje, że nie była dobrą matką. Taka deklaracja wymaga pewnej odwagi.

Kadr z filmu "Jane Fonda w pięciu odsłonach" (Fot. Materiały prasowe HBO)

Obserwowana przez Lacy Jane wraca wspomnieniami do kluczowych chwil z przeszłości, a widza przechodzi dreszcz, milknie. Siłą filmu Susan Lacy nie jest odkrywanie nowych faktów, a sposób ich prezentacji. Czym innym jest bowiem napisać książkę, a czym innym usiąść przed kamerą i opowiedzieć to wszystko jeszcze raz, patrząc w oczy rozmówcy i tysiącom widzów. Fonda się na to odważyła. Lacy ciężko pracowała na jej zaufanie. Materiały do filmu zbierała podczas kilkunastu spotkań. Zawsze była przygotowana, kompetentna. Fondzie się to podobało.

Dokument w niezwykle ciekawy sposób pokazuje przemianę Fondy. Zaczyna od młodej dziewczyny, która jest głęboko przekonana, że potrzebuje innych, by stać się kimś interesującym. Pragnie być ukształtowana. Najpierw przez ojca, potem przez trzech kolejnych mężów. Od każdego z nich w końcu uciekała. Na końcu tej drogi stoi dojrzała kobieta, która wreszcie wie, że jest samowystarczalna. Nie potrzebuje cudzego głosu, by określił swoją tożsamość. Podziwiam Fondę za to, że nie udaje. Bez ogródek mówi o „dawnej wersji siebie”, tej słabszej, z zewnętrznym ośrodkiem dowartościowania, mniej wyemancypowanej. Ktoś taki jak Susan Lacy jest odpowiednią partnerką, by tę wyposażoną w opóźniony zapłon emancypację Fondy pokazać. – Może komuś z pani pokolenia wydaje się to dziwne. Zastanawia się pani, dlaczego to tyle trwało. Jak ona mogła kiedyś uważać, że feminizm to wybieg, by odwrócić uwagę od tego, co naprawdę ważne – Lacy kręci głową. – Ja, kobieta z jej generacji, dobrze to rozumiem. Jej ewolucja wydaje mi się naturalna i zrozumiała. Byłam tam, żyłam w tych czasach. Nie mam do niej pretensji, że to trwało. Podziwiam ją, jak daleko zaszła – dodaje. Zarówno na końcu swojej książki, jak też dziś Jane mówi o sobie, że „jest wiecznie w trakcie tworzenia”. I nigdy się nie poddaje.

Kadr z filmu "Jane Fonda w pięciu odsłonach" (Fot. Materiały prasowe HBO)

Z tego pokoleniowego porozumienia Fondy i Lacy wynika też podziw, z jakim kamera patrzy na proces starzenia się. – Jane starzenie się świetnie wychodzi. Pisała w swoich poradnikach, jak się żywić, jak o siebie dbać, a także, jak dalej mieć fenomenalne życie erotyczne po siedemdziesiątce – mówi Lacy. Jeśli do czegoś można się przyczepić, to właśnie do tego, że historia Fondy nie zostaje osadzona w szerszym kontekście. Nie staje się pretekstem do fragmentarycznego choćby naświetlenia ewolucji ruchów kobiecych czy zmian w sytuacji Amerykanek. Ale z drugiej strony, nie musi. To przecież jej narracja. Jako taka wybrzmiewa donośnie.

Anna Tatarska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. 50 twarzy Fondy
Proszę czekać..
Zamknij