Znaleziono 0 artykułów
10.01.2023

Agata Tuszyńska: Czytać, żeby żyć

10.01.2023
(Fot. Getty Images)

Zaczęło się od marzenia, a może prośby noworocznej do siebie samej, bym mogła pozwolić sobie na kilka dni prawdziwego czytania. Czytania jak w dzieciństwie, do woli, bez ograniczeń i bez poczucia winy. W dorosłym życiu zdarza mi się to niezmiernie rzadko, nad czym boleję, ale trudno to zmienić. Czytanie bowiem wyklucza z życia, niekiedy na długie godziny, a na to kobieta pracująca nie może sobie pozwolić. Jeszcze nie. 

Pochłonięta przez lekturę z trudnością „wybudzam się” ze snu, co powoduje liczne drobne i większe katastrofy codzienne. Zabawne, bo przecież stale czytam. Ale nie tak. Do własnych tekstów, do rozdziałów nowej książki, bo recenzja, bo wykład, bo nowość. Z rozrzewnieniem wspominam dziecinne anginy, kiedy odpływałam daleko na kartach „Karolci”, „Mary Poppins” lub „Ani z Zielonego Wzgórza” i nie musiałam stamtąd wracać.

Czytanie jest dla mnie jak oddychanie. Nie ruszam się z domu bez książki, bo przecież zawsze może się przydać. W kolejce, poczekalni, pomiędzy spotkaniami. Jeśli czasem mi jej zabraknie, czytam napisy na ścianach, regulaminy, afisze lub instrukcje obsługi. Uzależniona od słowa pisanego, muszę dostarczyć organizmowi odpowiednią ilość drukowanej strawy. O ile trudniej byłoby mi w czasach sprzed wynalazku Gutenberga, kiedy przepisywane manuskrypty kosztowały fortunę.

Nabożny stosunek do książek wyniosłam z domu. Były w nim niewątpliwie najważniejsze. Jedno z pierwszych słów, jakie wypowiedziałam, brzmiało: czita. Wyciągałam ręce do każdego, prosząc o lekturę. Szybko zaczęłam kontrolować mamę, kiedy opuszczała kartki książek z wierszykami, żebym szybciej zasnęła. Czy wtedy i dlatego nauczyłam się czytać sama? Żeby przedłużyć radość obcowania ze słowem? Co takiego mi daje, dokąd prowadzi, ku jakim nieznanym lądom, do których nie mam dostępu w rzeczywistym świecie? 

Kadr z filmu "Duma i uprzedzenie" Fot. East News

Otaczam się ludźmi owładniętymi nałogiem czytania i czasem zapominam, że są też inni, którzy nie spędzają czasu z oczyma utkwionymi w kartkach papieru, a wykreowane tam wszechświaty są im obce. Jak zatem komunikują się z innymi? Jak ze sobą?

Naukowcy są pewni, że mózgi osób czytających są inne niż nieczytających. Lektura służy nie tylko rozpoznawaniu własnych emocji, lecz także zdolności rozumienia innych. Wprowadza nas w różne kręgi, krainy, królestwa, w których inaczej nigdy byśmy się nie znaleźli, pozwalając doświadczać ich niemal bez konsekwencji. I po wielekroć. Cóż za fascynujące podróże udaje się odbywać dzięki temu. W głąb bohaterów, ich losów i własnych luster. Kolejne etapy życia się kończą, książki trwają dalej przez pokolenia. Można je czytać kilka razy. Zaczynać od początku. Dlatego ich bohaterowie nie odchodzą nigdy. Na pierwszych stronach nadal żyją Anna Karenina, Wokulski i Jean Valjean. Wujaszek Wania i kuzynka Bietka, Raskolnikow i Myszkin. A ponieważ każdy czyta sobą, własnym doświadczeniem i oczami (zwierciadło duszy), czyta coś innego. Odnajduje w książkach ślady własnego życia. Nasze lektury stają się fragmentami naszych biografii.

„Czytać, żeby żyć” – napisał Gustave Flaubert w liście do panny Chantepie w czerwcu 1857 r. „Kto czyta książki, żyje podwójnie” (Umberto Eco), „Czytać to bardziej żyć, to żyć intensywniej” (Carlos Ruiz Zafón). „Czytanie książek to najpiękniejsza zabawa, jaką sobie ludzkość wymyśliła” – to Wisława Szymborska. Podpisuję się pod każdym z tych zdań z osobna i wszystkimi razem, dodając jeszcze jedno, Jarosława Iwaszkiewicza: „Powiedz mi, jakie książki masz w domu, a powiem ci, kim jesteś”.

Tu powinnam opisać własną bibliotekę, a raczej kilka bibliotek wędrujących ze mną przez kolejne warszawskie i torontońskie adresy. Półki z klasyką i poezją, prozą wybraną i tekstami ważnych dla mnie pisarek. Po polsku, angielsku, francusku. Biografie i varsaviana. Dramaty i książki o teatrze. Albumy malarstwa i eseje o dzieciństwie i starości. Niemodne już słowniki. Mały Larousse stoi w łazience, co wprawia w zachwyt moich francuskich gości. Są tam też małe tomiki poezji w Czytelnikowskim wydaniu, które coraz trudniej mi czytać ze względu na maleńkie litery. Książki mrowią się wszędzie, także pod nogami. W sypialni rezydują w łóżku. Często stadami. Brandys z Ficowskim, Różewicz z Bishop, Nałkowska i Kuncewiczowa przy Rilkem i późnym Miłoszu. Przenikają się także w mojej głowie. Na ważnym miejscu kryminalne zagadki, w wykonaniu Szwedów, Amerykanów, Izraelczyków. Budzące moje wielkie i niegasnące namiętności.

Dziś leży przede mną francuska książka zatytułowana „Les femmes qui lisent sont dangereuses” – „Kobiety, które czytają, są niebezpieczne”. Czy rzeczywiście i kto się ich obawia? Na pewno są inne od tych, które nie poświęcają czasu na podróże w światy z liter i wyobraźni. Statystyki podają, że kobiety czytają więcej i chętniej niż mężczyźni, co – jeśli wierzyć potomkom Flauberta i George Sand – sprawi, że zaczną być traktowane tak, jak na to zasługują. Z szacunkiem, podziwem i lekką obawą, jaka towarzyszy kontaktom z osobami wtajemniczonymi.

I choć Maria jest pierwszą kobietą z książką, jaką uwieczniono na płótnie, zacne białogłowy nie mogły latami dostąpić zaszczytu lektury. Święte księgi i prawo do nich pozostawało w męskich rękach. Podobnie jak prawo do zdobywania wiedzy. W końcu XIX w. książki religijne ustąpiły miejsca beletrystyce, a wtedy rozszerzył się krąg czytelniczek. To była prawdziwa rewolucja. Kobiety mogły nareszcie zaspokoić swoją naturalną ciekawość świata i uczuciowe potrzeby, które nie zawsze koiło małżeństwo. Na kartach powieści doznawały wymarzonych zawrotów głowy, by wrócić do wymagającej codzienności rodzinnej. Z czasem rozpoczęły walkę o siebie i własne prawa. Bo czytanie jest aktem wolności, a otwarta struktura tekstu sprawia, że osadzamy w nim siebie. Dlatego książki dają schronienie. Czy kobietom potrzebne bardziej niż wojownikom i myśliwym?

We francuskim albumie wiele jest wizerunków przedstawiających czytające kobiety. To dość wdzięczny temat w sztuce. W rzeźbie i malarstwie. Od wykutych w marmurze pomników nagrobnych z księgą Eleonory Akwitańskiej czy Jeanne Valentine Balbiani przez czytające na obrazach Rembrandta, Fragonarda i Vermeera, a także Maneta i Edwarda Hoppera

Chciałabym, jak Jorge Luis Borges, znaleźć się w raju, który będzie biblioteką. Biblioteką z widokiem na morze.


Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium” (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020) oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W maju 2022 roku ukazała się jej książka „Żongler. Romain Gary”. Laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 roku została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków.

Agata Tuszyńska
Proszę czekać..
Zamknij