Znaleziono 0 artykułów
22.07.2019

Edward Hopper: Malarz samotności

22.07.2019
„Morning Sun” (Fot, akg-images/EAST NEWS)

Jego obrazy są jak kadry z filmów. Każdy opowiada historię, a bije z niego melancholia. Edward Hopper to twórca, który pomimo sukcesu przez całe życie pozostał małomówny. Za to jego dzieła mówią więcej niż tysiąc słów. Malarz urodził się 137 lat temu.

„Nie maluję smutku ani samotności. Staram się tylko namalować światło na ścianie” – odpowiadał niezmiennie Edward Hopper, gdy jeszcze za życia artysty recenzenci pisali o jego obrazach, że są melancholijne i opowiadają o samotności. Mimo to trudno oprzeć się wrażeniu, że dzieła takie jak „Nighthawks” – najsłynniejszy obraz Hoppera – opowiadają historię. Edward Hopper nie wynalazł nowego stylu, pozostał wierny realizmowi. Jego obrazy są silnie związane z miejscem i czasami, w których żył i tworzył. Nie miał też, w przeciwieństwie do wielu kolegów po fachu, godnej artysty pierwszej połowy XX wieku biografii, pełnej zwrotów akcji. Nigdy nie przymierał głodem, stał się sławny i poważany jeszcze za życia, był wierny swej żonie, dożył sędziwego wieku. Ale jakby na przekór tej sielance uważny obserwator zauważy, że choć surowe, ogołocone ze zbędnych szczegółów, obrazy Hoppera mają w sobie pewną dramaturgię. Coś, co sprawia, że patrząc na nie, podświadomie odczuwamy niepokój.

Edward Hopper (Fot. Getty Images)

Dojrzały młodzieniec     

Urodzony 22 lipca 1882 roku Edward Hopper od dziecka wykazywał talent artystyczny. Z zapałem uwieczniał swoje najbliższe, niezwykle malownicze otoczenie. To, co znajdowało się zapewne na pierwszych szkicach i malunkach małego chłopca – leżąca w stanie Nowy Jork senna miejscowość Nyack i sunące po morzu żaglówki – wielokrotnie powracało w dziełach dojrzałego Hoppera. Tymczasem jednak Edward, od dziecka małomówny i trzymający się na uboczu, rósł w przeświadczeniu, że chce zostać malarzem. Zamiast spędzać czas na zabawach z rówieśnikami, każdą wolną chwilę poświęcał swej pasji. Co ważne, rodzice – zajmująca się domem Elizabeth Griffiths Smith i kupiec Garret Henry Hopper – nie tylko nie przeciwstawiali się jego marzeniom, ale też dopingowali syna. Szczególnie matka z zapałem wprowadzała dorastającego chłopca w świat sztuki, książek i teatru. Zabierała go do Nowego Jorku na wystawy i przedstawienia. Fakt, że rodzice byli przychylni wyborowi Edwarda, jednocześnie dysponując pewnymi funduszami, sprawił, że młodzieniec mógł pozwolić sobie na rozwijanie talentu pod okiem najlepszych. Rozpoczął naukę w New York School of Art, gdzie szybko doceniono jego dar i pracowitość.

Hopper był świetnym studentem, zdobył wiele nagród i stypendiów. Ale poczucie obowiązku wpojone mu przez konserwatywnych rodziców sprawiło, że zamiast po ukończeniu sztuki rzucić się w wir zabawy i usiłować żyć ze sprzedaży obrazów, podjął pracę w agencji reklamowej. Praca ilustratora, choć nudna dla młodego, pełnego twórczej energii człowieka, była dość dobrze płatna. A Edward miał cel. Zafascynowany wówczas impresjonizmem młodzieniec pragnął pojechać tam, gdzie tworzyli jego mistrzowie, czyli do Paryża. Po okresie wyrzeczeń udało mu się odłożyć dostatecznie dużo, by wyruszyć w podróż do Europy. Tam mógł na własne oczy zobaczyć prace nie tylko Moneta i Degasa, ale też Rembrandta, Turnera i Vermeera. Wyjazd miał niebagatelny wpływ na drogę artystyczną Hoppera. Paradoksalnie po powrocie z Francji porzucił fascynację impresjonizmem na rzecz realizmu. I choć musiał dalej pracować w agencji reklamowej, z jeszcze większym zapałem malował. Jednak konsekwencja i ciężka praca dawały raczej marne rezultaty. Prace Hoppera pojawiły się co prawda na kilku wystawach w Nowym Jorku, a nawet udało mu się jedną z nich sprzedać. Wszystko to jednak nie wystarczało, by móc nazwać malarstwo swoim jedynym źródłem utrzymania.

„Secondary Story Sunglight” (Fot. akg-images/EAST NEWS)

Małżeństwo i sława

Na początku lat 20. w dość monotonnej egzystencji Hoppera nastąpił przełom. Podczas wyjazdu na plener do Massachusetts poznał młodą artystkę, Josephine Nivison. Tych dwoje stanowiło potwierdzenie zasady o przyciąganiu się przeciwieństw. O ile Hoppera nazwalibyśmy introwertykiem, o tyle Josephine była niezwykle towarzyska, gadatliwa i otwarta. A jednak ją i Edwarda połączyło uczucie tak silne, że spędzili ze sobą resztę życia. Co prawda Jo, jak nazywał ją mąż, mawiała, że rozmowa z Hopperem przypomina wrzucanie kamieni do studni. Tyle że kamień chociaż wydaje plusk, uderzając o wodę. Małżeństwo tej dwójki było jednak niezwykle zgodne. Pani Hopper była nie tylko jedyną modelką swojego męża, ale też zarządzała jego karierą, umawiała wywiady i spotkania z galeriami. Przy niej Edward mógł skupić się na malarstwie i w pełni rozwinąć skrzydła.

O zbawiennym wpływie, jakie małżeństwo wywarło na karierę Hoppera, świadczy dobitnie fakt, że jeszcze w pierwszym roku jego trwania jeden z obrazów artysty nie tylko trafił na wystawę do Brooklyn Museum, ale też został przez instytucję kupiony za dość wysoką wówczas kwotę 100 dolarów. A wkrótce potem wszystkie akwarele wystawione we Frank Ren’s Gallery w mgnieniu oka znalazły nabywców. Odtąd Hopper miał się cieszyć niemal nieprzerwanym uznaniem tak wśród klientów, którzy chętnie kupowali jego prace, jak w środowisku artystycznym. Ale choć National Academy of Design zaproponowała artyście członkostwo, ten odmówił. Pamiętał, że niegdyś zasiadający w jej szeregach odrzucili jego prace. Ukoronowaniem okresu prosperity w karierze Hoppera, który zaczął się w 1925 roku, gdy malarz miał 43 lata, była retrospektywna wystawa jego prac w nowojorskim Museum of Modern Art w roku 1933. Po tak prestiżowym wyróżnieniu nikt nie mógł już wątpić, że Hopper stał się malarzem nie tylko docenianym, ale wręcz modnym.

Tymczasem Hopper ani myślał grzać się w blasku fleszy. Sława nie zmieniła jego charakteru. Pozostał wycofanym samotnikiem, który najlepiej czuł się w swojej pracowni i na łonie natury. Dlatego kupił dom na prowincji, w South Truro i przeprowadził się do niego wraz z żoną. Ale małżeństwo z Josephine, choć na pozór zgodne i sielankowe, nie było wolne od konfliktu. Jego zarzewiem był fakt, że Jo również była malarką, ale poświęciła swój talent na rzecz wspierania męża. Ponoć do końca życia miała do niego o to żal. Mimo to pani Hopper trwała przy mężu, była nie tylko jego żoną, ale też muzą, menedżerką i powierniczką. Tych dwoje rozłączyła dopiero śmierć Hoppera w 1964 roku. Malarz miał wówczas 83 lata.

„Ground Swell” (Fot. akg-images/EAST NEWS)
(Fot. Getty Images)

Samotność i cisza

To, że Hopper przez całe życie był stroniącym od tłumów samotnikiem, znalazło odzwierciedlenie w jego malarstwie. Senne pejzaże przedstawiające krajobrazy amerykańskiej prowincji mają w sobie spokój, ale jednocześnie pokazują siłę natury. Sprawia ona, że często pojawiające się w takim krajobrazie postaci wtapiają się w niego. Tak jest na przykład w przypadku obrazu „Stacja benzynowa”, gdzie biała budka i kilka czerwonych dystrybutorów wydają się ostatnim przyczółkiem cywilizacji przed ciemnym, być może skrywającym mroczne tajemnice lasem. Jedyny człowiek w tej kompozycji – mężczyzna, pracownik stacji – w żadnym razie nie jest głównym bohaterem, zauważamy go dopiero po chwili.

 

Obrazy Edwarda Hoppera często w prostym wizerunku sugerują złożoną psychologicznie sytuację. Tak jak „Western Motel”, w którym kompozycja zdaje się odzwierciedlać stan psychiczny bohaterki. Postawa siedzącej kobiety każe przypuszczać, że czeka ona na kogoś. Z kolei widoczny za oknem, nadjeżdżający samochód można odczytać jako symbol męskości, być może kochanka bohaterki? Hopper najczęściej umieszcza na obrazie jedną, góra dwie postaci. Wyjątkiem są „Nighthawks”, gdzie widzimy całą grupę. Ale nawet wówczas, choć postaci są blisko siebie, mamy wrażenie, że każda z nich jest osobno, zajęta swoimi sprawami lub własnymi myślami. Kobieta patrzy na trzymany w ręce przedmiot, siedzący obok niej mężczyzna zamyślony pali papierosa, trzeci klient, znajdujący się po drugiej stronie baru, tyłem do widza, jest raczej elementem kompozycji niż pełnoprawnym bohaterem. Nawet barman zdaje się patrzeć nie na swoich gości, ale gdzieś w dal. Badacze dzieła zwracają uwagę na brak drzwi, a co za tym idzie, możliwości wejścia do wnętrza restauracji. Ich zdaniem jeszcze bardziej wskazuje to na próbę oddania poczucia izolacji i odosobnienia postaci.

Bohaterowie obrazów Hoppera są samotni nawet w towarzystwie. Osobno, nawet gdy są razem. Tak jak w „Hotelu przy torach”, gdzie bohaterowie, być może starsze małżeństwo, są zajęci swoimi sprawami, a jedno nie zwraca uwagi na drugie. Kobieta jest zatopiona w lekturze, mężczyzna, wyglądając przez okno, pali papierosa. Być może małżonkowie po latach są sobą znudzeni, stracili wzajemne zainteresowanie? A może odpoczywają po kłótni? Z kolei w „Letnim wieczorze” młody mężczyzna zdaje się mówić coś do kobiety, za to ona jest nieobecna, wyraz jej twarzy sugeruje, że myślami jest gdzie indziej. Być może on coś jej proponuje, a ona nie jest zainteresowana, a może prosi ją o wybaczenie, podczas gdy ona wie już, że to koniec? Choć tytuł obrazu sugeruje lekkość, jego klimat jest ciężki, melancholijny. Podobnie jest w przypadku „Automatu”, gdzie samotnie siedząca przy stole kobieta ze smutkiem wpatruje się w filiżankę kawy. Ciemne tła okien i odbicia świateł w szybie nadają obrazowi tajemniczy, wręcz surrealistyczny klimat.

Siła dzieł Edwarda Hoppera opiera się w dużej mierze na tym, że pokazywał zwyczajnych obywateli USA. Takich, którym obcy jest amerykański sen. Takich, którzy nigdy nie zrobią kariery od pucybuta do milionera. Bohaterowie wydają się świadomi swojej stagnacji, są z nią pogodzeni. Ale mimo że obrazy Hoppera szepczą, zamiast krzyczeć, ich świat wciąga. To sprawia, że na przestrzeni lat inspirowały wielu twórców filmowych. Cytaty z jego dzieł można dostrzec już w filmach mu współczesnych, takich jak gangsterskie kino noir z lat 30. i 40. Do inspiracji twórczością Hoppera przyznawał się też Albert Hitchcock. Mistrz suspensu samotny dom z filmu „Psychoza” zapożyczył z obrazu „Dom przy torach”. Z kolei bar z „Nighthawks” stanowi element scenografii filmu, który kręcą bohaterowie „Końca przemocy” Wima Wendersa. Echa twórczości Hoppera można dostrzec też u mistrza polskiego kina, Andrzeja Wajdy. W obrazie „Kobieta w słońcu” naga, widoczna z profilu postać stoi w snopie światła w skąpo umeblowanym pokoju. W podobnej scenerii grana przez Krystynę Jandę główna bohaterka „Tataraku” opowiada o swoich intymnych doświadczeniach – chorobie i śmierci męża.

Fakt, iż obrazy Hoppera przypominają kadry, stał się też kanwą filmu „Shirley”. Reżyser Gustav Deutsch ożywił w nim 13 dzieł Hoppera i połączył je w historię jednej kobiety. Ale twórczość amerykańskiego realisty inspiruje też pisarzy. Książka W świetle i w mroku zawiera opowiadania stworzone przez 17 popularnych pisarzy. Każde z nich nawiązuje do wybranej pracy Hoppera. Obrazy Edwarda Hoppera mają w sobie coś, co sprawia, że na długo pozostają w pamięci. Nic więc dziwnego, że są sprzedawane na aukcjach za rekordowe sumy. W 2013 roku jego „Blackwell’s Island” z 1928 roku został wylicytowany w Sotheby’s za 17 milionów dolarów, co pozwoliło mu się uplasować na szóstym miejscu w rankingu najdroższych prac wykonanych w latach 20. XX wieku. Jeszcze lepszy rezultat osiągnęła w tym samym roku praca „East Wind Over Weehawken”, sprzedana za 36 milionów dolarów. Wykonany w 1934 roku obraz znalazł się w zestawieniu najdroższych prac z lat 30. XX wieku, gdzie zajął ósme miejsce, tuż za kilkoma dziełami Pabla Picassa.

Natalia Jeziorek
Proszę czekać..
Zamknij