
Myślałem, że dałem ci zabawkę, a podarowałem ci wolność - miał powiedzieć w rozmowie z Coco Chanel Boy Capel, brytyjski przedsiębiorca, nawiązując do inwestycji, którą poczynił w jej modowe przedsięwzięcie. Słynna projektantka nazywała brytyjskiego złotego chłopca miłością życia. Czy bez Boya Capela istniałby dzisiaj dom mody Chanel?
Ona, wychowana przez siostry zakonne w Aubazine sierota, on bogaty przedsiębiorca z Brighton, który zarobił fortunę na handlu węglem. Przystojny, elokwentny brunet o zielonych oczach, który w towarzystwie szybko zyskał przydomek „Boy”. Nie tylko ze względu na angielskie pochodzenie, lecz także na chłopięcą energię, z której miał słynąć. Był bystry, oczytany, świetnie radził sobie w towarzystwie prominentnych osób. Ojciec Anglik, matka pochodzenia francuskiego – miał w sobie tę niewymuszoną nonszalancję, za którą kobiety szalały. Do tego doskonale grał w polo. Jego życie nie mogłoby się bardziej różnić od tego, które prowadziła młoda Gabrielle Chanel.
Czy ktoś widział Coco?
By się utrzymać, pochodząca z nizin społecznych dziewczyna dorabiała, występując nocami w kabarecie. Przydomek „Coco” miała zyskać ze względu na śpiewane na scenie piosenki (w tym „Qui Qu’a Vu Coco?” [pol. Kto widział Coco?]) albo od skrótu francuskiego słowa cocotte, oznaczającego damę do towarzystwa. Choć nie miała znaczącego talentu scenicznego i znacznie lepiej radziła sobie z tańcem niż ze śpiewem, miała niewątpliwy urok. I błysk w oku, który zdradzał nieadekwatnie wysokie do pochodzenia ambicje. Być może to właśnie nim przyciągnęła uwagę Étienne’a Balsana, paryskiego bywalca i spadkobiercy fortuny, urodzonego w rodzinie zamożnych przemysłowców. Chanel miała 23 lata, gdy została jego kochanką. Opuściła zatłoczone, przydymione kabarety na rzecz podparyskiego zamku Balsana, do którego przynależała stajnia. To dzięki niemu Coco poznała świat luksusu. Nigdy wcześniej nie miała do dyspozycji służby. Szybko nauczyła się też, jak rozmawiać z wysoko postawionymi przyjaciółmi kochanka.
Paryż – miasto spełnionych marzeń
To właśnie przez Balsana w 1909 roku Coco poznała 28-letniego Arthura Capela. Boy, bo tak mówiono na niego w towarzystwie, zrobił na niej piorunujące wrażenie. Na tyle, że gdy po kilku dniach pobytu w Chateau de Royallieu oświadczył, że nazajutrz wraca pociągiem do Paryża, Coco czekała już na niego na dworcu. Ruszyła w kierunku stolicy z nowym mężczyzną i nowymi marzeniami, które ten miał pomóc jej spełnić. Nie tylko uwierzył w jej umiejętności i siłę przebicia (w przeciwieństwie do Balsana, który jej pomysły zwyczajnie wyśmiał), lecz także pomógł jej finansowo. To dzięki Capelowi Coco mogła otworzyć pierwszy butik na Rue Cambon 31, w którym początkowo sprzedawać będzie kapelusze. Inne niż te, które w pierwszej dekadzie XX wieku nosiły damy w paryskim towarzystwie: o pokaźnych rondach ozdobionych kwiatami czy piórami, a niekiedy całymi ptakami. Chanel zamieniła je na proste nakrycia głowy utrzymane w neutralnych odcieniach, inspirowane modą męską. Projekty idealne dla nowej paryżanki, która już niedługo przeistoczy się we flapperkę, la garçonne.

Styl Chanel czy Boya Capela?
Finansowa pomoc Capela była Coco potrzebna o wiele dłużej, niż się spodziewała. Nie rozumiejąc początkowo biznesu, wierzyła, że wydaje zarobione przez firmę pieniądze, podczas gdy te spływały do niej z banku dzięki złożonej przez Boya rękojmi. Gdy się o tym dowiedziała, jeszcze bardziej za punkt honoru obrała sobie niezależność. Zaczęła projektować ubrania. Znów – o wiele prostsze, niż dyktowała ówczesna moda. Słynny już tweedowy żakiet Chanel miał być zresztą zainspirowany tymi, które nosił ukochany projektantki. To właśnie Capel stał się jej natchnieniem i to jego męski, brytyjski styl zaczęła wprowadzać do francuskiej mody damskiej. „Myślałem, że dałem ci zabawkę, a podarowałem ci wolność”, miał powiedzieć, gdy firma zaczęła przynosić coraz większe zyski.
Wszystkie symbole miłości
Obecność Capela w historii domu mody Chanel nie ogranicza się do pokaźnych czeków czy ikonicznej tweedowej marynarki. Symbole ich miłości ukryte zostały przez Coco w drobnych elementach budujących dziedzictwo marki. Nieprzypadkowo to właśnie kamelie stały się powielanym i wykorzystywanym przez projektantkę wzorem. To właśnie te kwiaty najczęściej wręczał jej Capel. Z kolei prosty flakon Chanel N°5 miał odzwierciedlać butelkę ulubionej whisky Brytyjczyka. Mówi się też, że emblemat „CC” nie pochodzi wcale od inicjałów założycielki, lecz od połączenia nazwisk Chanel i Capel.
Uczucie niespełnione
Zamknięte w dwóch literach C uczucie nie mogło jednak zostać sformalizowane. Przynajmniej według rodziny Capela, która nie wyobrażała sobie, by ich odnoszący sukcesy i coraz częściej zaangażowany również politycznie (doradzał premierowi Francji Georges’owi Clemenceau) syn związał się z kobietą tak nisko urodzoną – niezależnie od tego, ile potrafiła zarobić. W efekcie, po dziewięciu latach związku, w 1918 roku Boy oznajmił Coco, że bierze ślub z Dianą Wyndham: dwudziestopięcioletnią córką lorda Ribblesdale, wdową po kapitanie Percym Lyulphie Wyndhamie, którego przyrodnim bratem był książę Westminsteru. Ożenek jeszcze bardziej ugruntował jego pozycję wśród brytyjskiej arystokracji, ale był potężnym ciosem dla 35-letniej wówczas Chanel.

Przerwana lekcja miłości
Choć potwornie dotknięta i upokorzona, Coco nie potrafiła się od Capela odsunąć. Podobnie zresztą jak on. By kontynuować relację, Chanel wyprowadziła się z Paryża. Zgodnie z sugestiami Boya wynajęła rezydencję pod miastem, gdzie para po kryjomu mogła się spotykać. W tym stanie tkwili aż do 19 grudnia 1919 roku, kiedy rolls-royce Brytyjczyka wpadł w poślizg. Zmierzał ku Cannes, gdzie chciał wynająć dom. Miał to być prezent dla Coco, z którą chciał spędzić święta. Zmarł na miejscu. O jego śmierci Chanel dowiedziała się od Étienne’a Balsana. Bez namysłu ruszyła na Lazurowe Wybrzeże. Zabroniono jej udziału w pogrzebie. Jak sama później przyzna, odejście Capela pozostawiło w niej pustkę nie do wypełnienia. Uznała też, że właśnie tej nocy skończyło się jej szczęśliwe życie. Jej codzienność spowiła czerń, która stanie się dla domu mody Chanel emblematyczna. Coco w latach 20. wypromowała kultową małą czarną, jakby chcąc, by cały świat, wraz z nią, pozostał w żałobie.
Boy wiecznie obecny
Nawet po śmierci obecność Boya Capela wciąż była w domu mody Chanel wyczuwalna. I tak pozostaje w zasadzie do dzisiaj. Dla przykładu – jeden z zapachów linii Les Exclusifs de Chanel nosi imię „Boy”. Zawierający lawendę, geranię i nuty drzewne zapach miesza pierwiastek męski z damskim. To ukłon w stronę największej miłości założycielki domu mody, ale też przypomnienie, że połączenie ich stylów pozwoliło na zbudowanie podwalin dla tego, co dzisiaj nazywamy modą unisex. Choć do końca życia Gabrielle Chanel miała podkreślać, że to właśnie Arthur Capel był jej największą miłoścą, jej serce po 1919 roku nie zamknęło się na inne przygody. Przez kolejne dekady miała licznych, słynnych i wysoko postawionych kochanków.
Większe i mniejsze miłości Coco Chanel
Coco Chanel pod kątem relacji damsko-męskich nie próżnowała. Miała romansować m.in. z kompozytorem Igorem Strawińskim, wielkim księciem Rosji Dymitrem Romanowem, Pablem Picassem i jego przyjacielem, poetą Pierre’em Reverdym. Nie mówiąc już o hiszpańskim malarzu Salvadorze Dalim, włoskim reżyserze Luchino Viscontim czy drugim księciu Westminsteru Hugh Grosvenorze. Żadna relacja nie zszargała jednak tak mocno jej reputacji, jak ta z nazistowskim oficerem, Hansem Güntherem von Dincklage, którego poznała w paryskim hotelu Ritz – miejscu, które podczas nazistowskiej okupacji Paryża w latach 40. XX wieku stało się domem dla najwyższej rangi niemieckich wojskowych. Projektantka zamieszkała w nim na stałe w 1937 roku. Hans był wysokim, przystojnym blondynem z błękitnymi oczami, młodszym od Chanel o 13 lat. Początkowo była wściekła, że musiała oddać swój piękny i przestronny pokój numer 302 okupantom, jednak znacznie mniejszy pokoik na poddaszu z widokiem na Place Vendôme stał się doskonałą kryjówką dla kochanków. Gdy po wojnie została aresztowana, pytano ją o to, czy miała świadomość, że sypia z wrogiem. Odpowiedziała: „Doprawdy, kiedy kobiecie w tym wieku trafia się kochanek, trudno wymagać, by pytała go o dokumenty”. Została zwolniona z aresztu dzięki stawiennictwu samego Winstona Churchilla. Do dzisiaj istnieją wątpliwości, czy działała jako agentka na rzecz Niemców.
„To chyba nie przypadek, że jestem sama”
W Ritzu Coco Chanel pozostała aż do śmierci. To właśnie tutaj, w pokoju hotelowym, zmarła 10 stycznia 1971 roku. W niedzielę, najbardziej znienawidzonym dniu tygodnia. Tylko wtedy nie mogła pracować. Odeszła w wieku 87 lat. Wspominając swoje życie miłosne, podczas jednej z rozmów powiedziała: „To chyba nie przypadek, że jestem sama. Bardzo trudno byłoby mężczyźnie żyć ze mną. Chyba że byłby niezwykle silny. A jeśli byłby silniejszy ode mnie, to ja nie mogłabym żyć z nim. Nie jestem ani mądra, ani głupia, ale nie uważam się za osobę przeciętną. Prowadziłam interesy, nie będąc bizneswoman, kochałam, nie będąc kobietą stworzoną wyłącznie do miłości. Dwaj mężczyźni, których w życiu kochałam, będą wspominać mnie i na ziemi, i w niebie, ponieważ mężczyźni zawsze zapamiętują kobiety, które budzą w nich niepokój”. Z błyskiem w oku i charakterystycznym dla projektantki ciętym językiem dodała też: „Jeśli zdasz sobie sprawę, że mężczyźni to tak naprawdę dzieci, wiesz już wszystko!”.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.