Znaleziono 0 artykułów
14.10.2023

Dawid Podsiadło: Czuję wdzięczność

14.10.2023
(Fot. Marcin Kempski)

Kiedy grasz koncert dla 80 tysięcy ludzi, to chcesz wyzwolić emocje wynikające z tej ogromnej skali, ale jednocześnie zostawić miejsce na intymność – mówi Dawid Podsiadło, który w sierpniu rozbił bank, gromadząc rekordową publiczność na największym stadionie w Polsce. Tak żegnał trzecią dekadę swojego życia i dziesięć lat na scenie.

Dawid Podsiadło to fenomen polskiej sceny muzycznej. Startując z pozycji 19-letniego, piekielnie utalentowanego, a jednocześnie rozbrajającego naturalnością zwycięzcy muzycznego show, kolejnymi autorskimi płytami odmierzał kroki prowadzące go na szczyt. Jego czwarty album „Lata dwudzieste”, najbardziej taneczny, choć niepozbawiony szczypty melancholii, jest rodzajem podsumowania młodzieńczego etapu. Dziś dawną naiwność debiutanta zastąpiła samoświadomość doświadczonego gracza, jednak wciąż podszyta radością tworzenia muzyki i kontaktu z publicznością. Publicznością, która go kocha, o czym łatwo się przekonać, czytając komentarze pod każdym jego utworem pojawiającym się w sieci. Podsiadło jest, jak sam o sobie powiedział w jednym z wywiadów, „zaprogramowany na hity” (aż chce się zacytować w kontekście jego przebojów zasiedlających nasze głowy kawałek „Wirus”: „Zarażę cię, wejdę ci w łeb / I pozmieniam bieg tych nerwowych rzek”). I to takie, w których odnajdują siebie słuchacze potrafiący interpretować tę samą piosenkę na sto sposobów. Utwór „Nie lubię cię” z ostatniej płyty dla jednego jest „o telewizji”, dla innego „o sławie” lub „o Kościele”, a jeszcze ktoś odczytuje to tak: „A dla mnie to o rozstaniu. O mnie i mojej byłej”. Tak więc Podsiadło – wokalista, kompozytor, autor tekstów – z zaskakującą gracją balansuje na cienkiej linie pomiędzy byciem kumplem, zwykłym chłopakiem z Dąbrowy Górniczej, a muzyczną megagwiazdą.

(Fot. Marcin Kempski)

Trudno o bardziej widomy znak sukcesu na rynku niż ten, kiedy na Narodowym nieśmiały Małomiasteczkowy wygrywa liczbą sprzedanych biletów z królową popu Beyoncé. Jestem więc ciekawa, jak sam patrzy na to, co się wydarzyło.

– Z tą Beyoncé to oczywiście trochę przesada – Dawid tonuje mój entuzjazm fanki. – Sprzedaliśmy więcej biletów nie dlatego, że więcej osób chciało nas zobaczyć, tylko dlatego, że ustawienie sceny pozwoliło nam wpuścić więcej ludzi. Ale w żadnym stopniu nie umniejsza to naszej dumy z tego wydarzenia. Jedyna trajektoria, jaką mam prawo podążać w takiej sytuacji, to po prostu wdzięczność. Gdy schodziliśmy ze sceny, trudno było powstrzymać wzruszenie. Przepełniało mnie poczucie spełnienia i radości, że wszystko się udało, że zrobiliśmy sto procent tego, po co tam wyszliśmy.

Dziś mówi o tym koncercie jako o jednym z największych wydarzeń swojego życia. Proszę go więc, by przywołał na chwilę myśli i uczucia, które pojawiły się w nim, kiedy stanął w morzu ludzi na okrągłej scenie i zobaczył tysiące oczu wpatrzonych w niego. Pierwsza odpowiedź brzmi zawadiacko: – Byłem skupiony na tym, żeby dobrze się bawić i dzielić tę radość ze współpracownikami i fanami.

– To zawsze intrygująca zagadka, czy ten miks oczekiwań, cały ten koktajl emocji sprawi, że będziesz miała z tego siłę do działania, czy też cię to przytłoczy i wystraszy. Ale tego dnia byliśmy nieustraszeni. (śmiech) Przygotowywaliśmy się na to wiele miesięcy i budujące się w międzyczasie napięcie oraz ekscytacja miały mieć ujście na scenie w trakcie koncertu. Nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy zrobić to lepiej!

To był show, jakiego żaden polski artysta dotąd nie pokazał. Obrotowa scena, imponujące wizualizacje, fruwające nad głowami widzów delfiny. Ognie, konfetti i strażacka orkiestra dęta z Nadarzyna. Wśród gości: sanah, Taco Hemingway i Artur Rojek. A muzyka? Przekaz? Czy przy tak potężnym widowisku jest jeszcze miejsce dla songwritera z gitarą?


Cały tekst znajdziecie w nowym wydaniu „Vogue Polska Leaders”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.

Anna Sańczuk
Proszę czekać..
Zamknij