Znaleziono 0 artykułów
18.06.2025

Denzel Washington powraca w „Highest 2 Lowest”. Cannes opuścił z honorową Złotą Palmą

18.06.2025
(Fot. Gareth Cattermole/Getty Images)

Denzel Washington wyjechał z Cannes z honorową Złotą Palmą, ale i w atmosferze skandalu po pyskówce z fotoreporterem. Prasa filmowa zachwyca się talentem, który z czasem nie ulega rozrzedzeniu. Z kolei prasa plotkarska wytyka brak ogłady. A niech gadają? Akurat taki aktor jak Denzel Washington mógł się przyzwyczaić, że o nim mówią wyłącznie pochlebnie.

Jeśli nie jest szczególnie oswojony z krytyką, to ma ku temu pełne prawo. W końcu wzbudza podziw od lat, niezależnie od tego, czy dźwiga wymagającą rolę w społecznym dramacie, czy robi groźne miny w intencjonalnie komercyjnym kinie akcji. Denzel Washington to instytucja w amerykańskim przemyśle filmowym, człowiek legenda. Aktor, reżyser, przyszły pastor. „Czworo dzieci, pięćdziesiąt filmów, dwa Oscary” – wyliczała mu w ubiegłym roku redakcja magazynu „Esquire”. Rok temu Denzel Washington skończył 70 lat, ale zdaje się nie zwalniać tempa.

Słynny aktor ucieka z Cannes?

(Fot. Sameer Al-Doumy/Pool/Getty Images)

Na tegoroczną edycję festiwalu filmowego w Cannes przyjechał w związku z premierą „Highest 2 Lowest”, najnowszego filmu Spike’a Lee. Film spotkał się z przychylnym przyjęciem recenzentów i recenzentek, a Denzel Washington odebrał we Francji szczególne wyróżnienie – honorową Złotą Palmę za bezdyskusyjny wkład w historię kina i nieskazitelny warsztat aktorski. I tylko wzbudził ambiwalentne emocje, gdy nawrzeszczał na fotoreportera, który zaczepił go podczas robienia zdjęć na czerwonym dywanie. Podobno reporter przekroczył granice, gdy dotknął aktora, prosząc, by ten zwrócił się w kierunku obiektywu. Washington zagotował się zupełnie wbrew tej majestatycznej energii zen, którą rzekomo na co dzień emanuje. W serwisach plotkarskich wylały się komentarze, że po skandalu na ściance w pośpiechu spakował walizki i uciekł z riwiery. Było mu tak głupio, że nie został nawet na konferencji prasowej własnego filmu. To prawda? Rzecznik prasowy aktora twierdzi, że bujda. Podobno Denzel Washington od początku nie miał się pojawić na spotkaniu z dziennikarzami, bo musiał wracać do pracy. Aktor właśnie występuje, obok Jake’a Gyllenhaala, w nowej broadwayowskiej interpretacji „Otella” Williama Szekspira.

Wielkie ego, trzeźwy umysł

Nigdy nie zrezygnował ze sceny. I do dziś powtarza, że przede wszystkim jest aktorem teatralnym, bo żadna z niego hollywoodzka gwiazda. Podkreśla też w wywiadach, że kiedyś dawał się mamić blaskiem wielkich nagród, ale z czasem zdał sobie sprawę, że o poczuciu spełnienia w życiu nie decydują Oscary i Złote Globy, a szczęśliwa rodzina. Świadomość, że wrażliwe, bystre dzieci wyrosły na empatycznych, przyzwoitych dorosłych. W kółko stawia się go za przykład skromnego, mądrego, oddanego rodzinie gościa, który przy okazji odniósł gigantyczny sukces w bardzo trudnej branży. A on wyznaje, że jednak wielokrotnie odzywało się w nim ego jak z najbardziej stereotypowych opowieści o hollywoodzkich ambicjach. W 2000 roku był przekonany, że dostanie Oscara. Należał mu się za główną rolę w filmie „Huragan” o głośnej sprawie Rubina Cartera, profesjonalnego boksera, skazanego na dożywocie za morderstwo, którego nie popełnił. Statuetkę zgarnął mu wtedy sprzed nosa Kevin Spacey, za rolę podtatusiałego erotomana w „American Beauty”. Washington wrócił do domu i pił. Dziś otwarcie przyznaje w wywiadach, że regularnie koił ból niezaspokojonych ambicji dwiema butelkami drogiego wina dziennie, ale ostatnią dekadę spędził już w absolutnej trzeźwości. – Nigdy nie piłem, gdy kręciłem film. Doprowadzałem się do porządku, wracałem do pracy, potrafiłem być trzeźwy, niezależnie do tego, ile miesięcy trwał plan zdjęciowy – mówił w bardzo osobistym wyznaniu, które ukazało się na łamach „Esquire”. – I tak w kółko. Kończył się plan, zaczynały się trzy miesiące picia wina, a potem znów do roboty.

(Fot. John Barr/Liaison)

Chwała latom 90.

Trudno uwierzyć, że aktor tak doceniany i lubiany, przeżywa jakiekolwiek załamania ego. Washingtona chwalono przecież od początku kariery. Gdy stawiał pierwsze kroki w teatrze, w amerykańskiej prasie pisano z entuzjazmem, że nikt tak jak on nie gra tłumionego gniewu. Gdy pojawił się na dużym ekranie, dziennikarze i dziennikarki rozpływali się nad naturalną charyzmą, która poniesie każdą postać. A może po prostu chodzi o to, że tak małostkowe odruchy, jak zazdrość o statuetkę, nie pasują do emploi dostojnego, szlachetnego stoika? Denzel Washington z rzadka grywa bohaterów mrocznych, nieprzyzwoitych, beznadziejnie uwikłanych w moralne dylematy albo po prostu jednoznacznie złych. Jego postaci się podziwia albo przynajmniej lubi. Czy to świadomie realizowana strategia? Na pewno świetnym taktycznym zagraniem jest udana próba pogodzenia dwóch światów – tego kina, które ma ruszać i zmuszać do refleksji jak „Płoty”, które wyreżyserował i w których zagrał główną rolę, z takimi filmami jak „Gladiator II”. Denzel Washington na pewno potrafi godzić światy.

Pierwszego Oscara dostał, gdy miał 36 lat. Zagrał wówczas w filmie „Chwała”, o armii niewolników walczącej pod białym dowództwem w trakcie wojny secesyjnej. I tak, w chwale, wszedł w lata 90., czas artystycznych i komercyjnych triumfów. Podobno Jonathan Demme obsadził go w „Filadelfii” z premedytacją. Wiedział, że potrzebuje czarnoskórego aktora, żeby przyciągnąć na sale kinowe czarną widownię, która w innym wypadku mogłaby nie być zainteresowana historią białego, wykształconego, zamożnego mężczyzny, umierającego na AIDS. Washington miał dotrzeć tam, gdzie nie sięgał, nawet czar Toma Hanksa i tym samym sprawić, że dyskusja o potwornej chorobie, którą nie zajmuje się amerykański rząd, zatoczy jeszcze szersze kręgi. Zatoczyła. I coraz szersze stawały się wpływy samego aktora, który regularnie grywał w przebojowych produkcjach, jak polityczny thriller „Raport Pelikana”, komedia „Wiele hałasu o nic” czy melodramat „Żona pastora”. Niezmiennie za jedną z najważniejszych w jego portfolio uważa się rolę w filmie „Malcolm X”, kinowej biografii kontrowersyjnego lidera ruchu wyzwolenia Afroamerykanów. I oczywiście tę w „Dniu próby”, za którą dostał drugiego Oscara, wybitnie wcielając się w postać skorumpowanego policjanta z wydziału narkotykowego.

(Fot. Largo International NV/Getty Images)

Niech będzie Denzel pochwalony

– Gdy na mnie patrzysz, widzisz, że wykorzystałem maksymalnie wszystko, czym obdarował mnie nasz pan i zbawca. Nie boję się. Nie obchodzi mnie, co pomyślą sobie inni – to też fragment opowieści spisanej dla „Esquire”. – Tyle że nie można opowiadać takich rzeczy, wygrywając Oscary. Nie można tak gadać i imprezować. W tym mieście to nie do pomyślenia. To nie jest modne. To nie jest sexy. Co nie oznacza, że ludzie w Hollywood nie są religijni.

Denzel Washington dorastał na biednych przedmieściach Nowego Jorku. Matka prowadziła salon piękności. Ojciec był pastorem. I pastorem chce też zostać Denzel Washington. – Przyjąłem już chrzest, a przede mną jeszcze seria kursów koniecznych do wyrobienia licencji – zdradzał w niedawnej rozmowie z „The New York Times”. Wystarczy poczytać wywiady, żeby zobaczyć, że Denzel Washington zawsze wypowiadał się z rozmysłem i spokojem duchowego przewodnika. Na Spotify można zresztą znaleźć kilka playlist z jego motywacyjnymi miniwykładami. A to o podejmowaniu ryzyka, a to o wadze pracy nad sobą. Washington jest nieznośnie poważny, gdy opowiada o sile wyższej, która prowadzi go do kolejnych ról, ale trzeba uszanować filozofię poszukiwania człowieczeństwa w najgorszym łotrze i pogoni za światłem w największych ciemnościach. Taki miał być – zepsuty, ale ludzki – jego Alonzo w „Dniu próby”.

(Fot. Tristan Fewings/Getty Images)

Refleksyjne kino rozrywkowe Spike’a Lee

I taki ma być David King z najnowszego filmu z udziałem Denzela Washingtona. Reżyser Spike Lee w „Highest 2 Lowest” tłumaczy na język nowoczesnego kryminału klasykę kina japońskiego, czyli „Piekło i niebo” Akiry Kurosawy, a Washingtona obsadza w roli magnata rynku muzycznego, który musi wybrać pomiędzy przyjaźnią a pieniędzmi. W serwisie „Variety” piszą, że to „refleksyjne kino rozrywkowe”, a w magazynie „Time”, że to film jednocześnie mądry i przyjemny, „głęboki, ale bez popadania w sentymentalizm”. I wszyscy zgodnie chwalą Washingtona. Zdziwimy się, gdy kiedyś przestaną.

„Highest 2 Lowest” można już oglądać w Apple TV.

Angelika Kucińska
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Denzel Washington powraca w „Highest 2 Lowest”. Cannes opuścił z honorową Złotą Palmą
Proszę czekać..
Zamknij