Znaleziono 0 artykułów
02.05.2025

Panna młoda założyła wymarzoną suknię ślubną inspirowaną kreacją Audrey Hepburn

02.05.2025
(Fot. Monica Varas)

Gdy Andrea Fernández fantazjowała o tym, jak miałaby wyglądać w dniu ślubu, na myśl natychmiast przyszła jej Audrey Hepburn. – Przypomniałam sobie, jak natknęłam się kiedyś na zdjęcie Audrey w kreacji Givenchy, którą miała na sobie na premierze „Historii zakonnicy”, i właśnie wtedy moje poszukiwania sukni ślubnej wydały mi się zakończone – zdradza panna młoda. Okazało się jednak, że znalezienie jej wymarzonej sukni jest praktycznie niemożliwe.

Choć ich drogi przecięły się jedynie na evencie w college’u, Benjamin A Coppel S szybko postawił sobie za cel szczęśliwe zakończenie z Andreą Fernández. Dwanaście lat po ich pierwszym spotkaniu Benjamin zaprosił ją na randkę SMS-em, który skończył słowami: „A potem może czeka nas »i żyli długo i szczęśliwie«, brzmi dobrze?”. Andrea odpowiedziała: „Brzmi jak plan”. 

Ich pierwsza randka odbyła się w Los Angeles, gdzie obecnie mieszkają, na drugą Benjamin udał się do Muzeum Tamayo w Seulu, gdzie Andrea pracowała. Od tamtego czasu ich związek był spontaniczny, pełen sztuki i wspólnych dalekich podróży. 

Andrea zauważa, że gdy nadszedł czas planowania ślubu i wesela, para uznała, że chce, by ich uroczystość była bardzo osobista i by odbyła się w miejscu wyjątkowym i ważnym, przepojonym historią. – Wyobrażaliśmy sobie miejsce, do którego moglibyśmy pojechać za wiele lat i powiedzieć naszym wnukom: „Tam się pobraliśmy” – mówi panna młoda. – Potem zadaliśmy sobie pytanie, jakie miejsce wywołałoby w nas to uczucie, a jedyną odpowiedzią był dom rodzinny mojego ojca w Chihuahua. To dom pełen ciepła, rodzinnych tradycji i opowieści. Wiedzieliśmy, że byłby idealną scenerią dla naprawdę intymnej, nostalgicznej uroczystości – opowiada Andrea.

Wizja jesiennego ślubu była bardzo wyrazista. – Chcieliśmy zorganizować przyjęcie, które sprawiałoby wrażenie eleganckiego, a jednocześnie niewymuszonego spotkania. Takiego, jakie moja babcia organizowała w latach 50.: które celebrowałoby piękno tego domu, z dodatkiem wyrafinowanych, współczesnych akcentów. Nasi wedding planerzy, Jerónimo Gaxiola i jego zespół, idealnie zrównoważyli nostalgię i nowoczesność – mówi Andrea.

Panna młoda zakochała się w kreacji Audrey Hepburn od Givenchy. Do ślubu poszła w sukni inspirowanej tamtą stylizacją

Równowaga ta znalazła odzwierciedlenie również w wyglądzie i stylu sukni ślubnej Andrei. Gdy panna młoda fantazjowała o tym, jak miałaby wyglądać w tym dniu, na myśl natychmiast przyszła jej Audrey Hepburn. – Przypomniałam sobie, jak natknęłam się kiedyś na zdjęcie Audrey Hepburn w sukni Givenchy, którą miała na sobie na premierze „Historii zakonnicy”, i właśnie wtedy moje poszukiwania sukni wydały mi się zakończone – zdradza. Okazało się jednak, że znalezienie jej wymarzonej sukni jest praktycznie niemożliwe. To jest do czasu, gdy trafiła na stylistkę ślubną Gabrielle Hurwitz. – Wysłałam do niej e-maila, w którym wyjaśniłam, jaki mam problem, a ona była tak miła, że na niego odpowiedziała. Załączyłam odniesienie do sukni Givenchy, a ona już od pierwszego spotkania na Zoomie dokładnie rozumiała, jaką mam wizję – wyjaśnia Andrea. – Gabrielle zaprezentowała mi trzy projekty, ale to gdy zobaczyłam pracę Emilii Wickstead, przeszedł mnie dreszcz. Natychmiast poczułam, że to ta, nie chciałam nawet oglądać innych kreacji. Stylistka od razu zorganizowała spotkanie z Juulią z zespołu Emilii i proces powstawania mojej sukni płynnie się zaczął – dodaje panna młoda.

Następnie Andrea trzy razy odwiedzała Londyn, gdzie odbywały się przymiarki jedwabnej sukni w kolorze kości słoniowej, bez rękawów, z eleganckim trenem watteau. – Moja ostatnia wizyta zamieniła się w miniprzyjęcie z moimi przyjaciółkami, podczas którego wznosiłyśmy toasty za moją suknię marzeń – mówi panna młoda. Wybierając dodatki do swojego looku, zestawiła suknię z eleganckimi pantoflami Mary-Jane od Jimmy’ego Choo i kolczykami Cartiera – będącymi prezentem od Benjamina. Jeżeli chodzi o look ślubny pana młodego, postawił on na klasykę w postaci smokingu od Toma Forda. 

Do sukni ślubnej inspirowanej lookiem Audrey Hepburn panna młoda założyła długie rękawiczki, pantofle Mary-Jane i biżuterię Cartiera 

Pewnego pogodnego, słonecznego, październikowego poranka goście wypełnili kościół w pobliżu domu jej dziadków. – Było to miejsce splecione z moim dzieciństwem, miejsce, w którym celebrowaliśmy święta, chrzty, śluby, a nawet pożegnania ukochanych osób – zdradza panna młoda. Przyszli nowożeńcy zdecydowali, że tego dnia po raz pierwszy zobaczą się dopiero w kościele, z pieśnią śpiewaną przez 18-osobowy chór w tle. – Był to moment, w którym czuliśmy, jakbyśmy na nowo się w sobie zakochiwali – wspomina Andrea. – Gdy szłam do ołtarza i nasze oczy się spotkały, opuściły mnie nerwy. Było to ponowne potwierdzenie naszej miłości, naszego oddania i życia, które mieliśmy zacząć razem tworzyć – mówi.

Panna młoda zwraca uwagę na to, że szczególnie przejmującym momentem podczas ceremonii była dla niej wymiana obrączek. – To przedziwne uczucie, jak zwykły kawałek metalu może nas połączyć: nasze obrączki Cartier Alliance 1895, obie z wygrawerowaną prostą, ale jakże znaczącą obietnicą, słowem „Always” na jego obrączce i „& Forever” na mojej – mówi Andrea. Następnie nowożeńcy i ich goście udali się do domu rodzinnego, który został perfekcyjnie przygotowany do przyjęcia. – Wieczór został opracowany tak, by zachęcał do ruchu i odkryć – wspomina Andrea i dodaje: – Goście zostali powitani barem ukrytym w miejscu służącym kiedyś za spiżarnię, gdzie na framudze mogli zobaczyć daty i wzrost moich kuzynów. 

Na wesele, które nowożeńcy urządzili w domu swoich dziadków w mieście Chihuahua, panna młoda założyła białą sukienkę mini z koronki

W całym domu unosiły się dźwięki granego na żywo jazzu z werandy, z kolei w delikatnie oświetlonym pokoju centralne miejsce zajmował obraz Vivian Suter. – Choć naszych dziadków nie ma już z nami, zdarzały się chwile, gdy mieliśmy wrażenie, jakbyśmy coś zbroili i jakby uchodziło nam to na sucho – dodaje Andrea. Przyjęcie koktajlowe odbyło się w ogrodzie za domem, gdzie bujna zieleń, białe kwiaty i podłogi w kratkę tworzyły przestrzeń relaksu sprzyjającą rozmowom. – Potem goście zostali zaproszeni do ogrodu z przodu domu na kolację, gdzie stoły – przykryte portugalskimi obrusami i serwetkami, na których wyhaftowano nasz monogram – stały pod chińskimi drzewami ognistymi mojej babci o złoto-różanych barwach – mówi panna młoda. 

Wyjątkowym elementem uroczystości była dla pary młodej muzyka. – Od eterycznego setu Cornelii Murr podczas lunchu po nasz pierwszy taniec przy dźwiękach „Can’t Help Falling in Love” Elvisa Presleya (niespodziankę przygotowaną przez Benjamina) – każda piosenka została z namysłem wybrana, by tworzyć uczucia i wspomnienia – zdradza Andrea i dodaje: – Niektórzy goście znaleźli w sobie odwagę i mieli możliwość zagrania na pianinie w różnych momentach przyjęcia.

Po tym, jak o północy podano pizzę, impreza przeniosła się do piwnicy, która została przekształcona w sekretny klub nocny. – Oświetlenie było ciepłe i intymne, a muzyka wybrana przez Armana Naféeiego stworzyła idealną atmosferę – zdradza panna młoda. – Widok naszych przyjaciół i rodziny tańczących, śmiejących się i totalnie zanurzonych w chwili był absolutnie magiczny. Tańczyliśmy do piątej nad ranem! – wspomina Andrea.

Tym, co Andrea zapamiętała najbardziej, jest atmosfera miłości. – Każdy był pierwszoplanowym bohaterem, a historie, które usłyszeliśmy, sprawiały, że mieliśmy poczucie, iż tworzymy coś ponadczasowego – mówi panna młoda i dodaje: – W tym dniu najważniejsze nie były piękne detale. Każdy czuł się na tyle bezpiecznie, by być sobą, i to miało dla nas znaczenie, to tworzyło historię i miłość. 

Artykuł ukazał się oryginalnie na Vogue.mx. 

Czysta elegancja! Moja sukienka na afterparty autorstwa Franceski Mirandy – dzieło sztuki z delikatnej koronki uszyte przez Sarę Rothan – skąpana w słońcu, zanim pojawiła się na parkiecie.

Te cudne kolczyki od Cartiera to ważny prezent, który dostałam od Benjamina przed oświadczynami, podarowany mi z obietnicą, że założę je dopiero w dniu naszego ślubu – to zaskakujący symbol pierwszej złożonej przez nas przysięgi.

Ślubne rękawiczki dopasowane do sukni od Emilii Wickstead.

Wkraczając w przyszłość. Moje pantofle Mary-Jane od Jimmy’ego Choo, każdy krok pełen miłości, niecierpliwego wyczekiwania i obietnicy wspólnego życia.

Bukiet ślubny.

Nie spodziewałam się, że sesja przedślubna solo będzie tak wyzwalająca – dała mi czas na poczucie mojej sukni, cieszenie się chwilą i uchwycenie tego wszystkiego bez pośpiechu.

Andrea w swojej sukni ślubnej od Emilii Wickstead.

Wszyscy byli tacy szczęśliwi! Byłam otoczona przez kobiety, które są ze mną od początku – moje przyjaciółki z dzieciństwa – z którymi mogłam dzielić się śmiechem i miłością. Nigdy nie przypuszczałam, że będę przejmować się tym, co założą moi goście, jednak gdy wyklarowała się wizja tego dnia, poprosiłam moje bliskie przyjaciółki, by ubrały się na czarno, tak by uchwycić ten ponadczasowy, szykowny i elegancki moment.

Chwila czułości przed rozpoczęciem ceremonii. Moja teściowa – ubrana w projekt Valentino – wręcza naszym dziewczynkom sypiącym kwiatki urocze bukieciki.

Chciałam kwiatów o głębokim, prawie czarnym kolorze, by stworzyć zaczarowaną atmosferę, ale nie było to odpowiednie do kościoła. Zawilce zapewniły idealną równowagę – śnieżnobiałe płatki sprawiały wrażenie eterycznych, z kolei środki w czerni dodały dokładnie tyle teatralności, ile było trzeba.

Wymiana przysięg.

Czuliśmy się absolutnie obecni, gdy klęczeliśmy obok siebie, owinięci małymi storczykami

Chciałam odtworzyć atmosferę typowej rodzinnej niedzieli w domu moich dziadków. Gdy goście przyjechali, a potem przechadzali się po domu, serwowano koktajle w tropikalnym ogrodzie na tyłach domu.

Od kultowych drinków margarita San Angel Inn po klasyczne brzoskwiniowe Bellini jak w barze Harry’s, tworzenie menu koktajlowego samo w sobie było przyjemnością. Papeteria została zaprojektowana przez Santiago Martíneza Alberú, utalentowanego grafika znanego z jego współpracy z najważniejszymi galeriami i muzeami w Mexico City.

Tak wiele wyjątkowych momentów! Poprawiałam makijaż, gdy nagle Arman zaczął grać „Life is Life” grupy Opus. Niewiele myśląc, popędziliśmy na balkon, by na nim zatańczyć.

Akcenty ożywiające stół podczas kolacji.

Goście podczas przyjęcia w ogrodzie.

Stoły – przykryte portugalskimi obrusami i serwetkami, na których wyhaftowano nasz monogram – stały pod chińskimi drzewami ognistymi mojej babci o złoto-różanych barwach.

Chcieliśmy zorganizować przyjęcie, które sprawiałoby wrażenie eleganckiego, a jednocześnie niewymuszonego spotkania – takiego, jakie moja babcia organizowała w latach 50.

Miałam wrażenie, że dom szepcze do mnie. Każdy jego kąt odzwierciedlał inspiracje francuskimi wnętrzami, ozdobiony storczykami, różami, zawilcami i delikatną, ręcznie malowaną tapetą. Nie mogłabym sobie wymarzyć bardziej magicznej scenerii.

Chcieliśmy skorzystać z radości, jaką niesie za sobą tradycja, na każdy możliwy sposób – krojenie tortu było tak prostym, a jednocześnie tak ważnym momentem, symbolizującym słodycz życia, jakie razem tworzymy.

Owoce i beza, mój ulubiony deser, w połączeniu z bąbelkami.

Poprosiłam Benjamina, by zaskoczył mnie piosenką, do której zatańczymy walca. Gdy rozbrzmiały dźwięki „Can’t Help Falling in Love” Elvisa Presleya, po prostu zanurzyłam się w ramionach męża, podczas gdy mi śpiewał.

Maria Villarreal
  1. Styl życia
  2. Wedding
  3. Panna młoda założyła wymarzoną suknię ślubną inspirowaną kreacją Audrey Hepburn
Proszę czekać..
Zamknij