
Po świetnym zbiorze opowiadań Lauren Groff „Floryda”, przepełnionym duszną i wilgotną atmosferą amerykańskiego półwyspu, nadchodzi dystopijna powieść „Stan raju” Laury van den Berg. Amerykańska pisarka o skandynawsko brzmiącym nazwisku również wykorzystuje wszechobecne gady i pogodowe anomalie nawiedzające Florydę, by pokazać świat balansujący na krawędzi przepaści.
Floryda „to pierwszy punkt na mapie, który prawdopodobnie zaczyna się rozpadać. Nie wiadomo, czy tylko tymczasowo, czy na zawsze”, pisze Laura van den Berg w „Stanie raju”. Koniec świata będzie więc miał swój początek właśnie tutaj – na gorącym półwyspie na południu Stanów Zjednoczonych. Trudno sobie wyobrazić lepszy krajobraz na umiejscowienie niepokojącej dystopii – nie potrzeba uruchamiać pisarskiej wyobraźni, by poczuć atmosferę zagrożenia na podmokłych ziemiach, co chwilę nawiedzanych przez huragany lub powodzie. Nic więc dziwnego, że na miejsce akcji powieści „Stan raju” amerykańska pisarka wybrała właśnie okolicę, w której sama się urodziła i dorastała.
Świat skończy się na Florydzie
„Na Florydzie natura jest uwodzicielska i mściwa. Życie tu oznacza nieustającą walkę – próbujesz powstrzymać naturę przed wejściem do domu, lecz w tej sytuacji nie masz po prostu wyjścia i musisz przyznać się do porażki (…)” – oto punkt wyjścia dla „Stanu raju”. Znajdujemy się pośród rozbuchanej przyrody, która próbuje opanować to miejsce, nie zważając na zamieszkujących je ludzi. Do tego należy dodać kataklizmy pogodowe i powstające w ich konsekwencji zapadliska – ziemia osuwa się w głąb planety, porywając za sobą kawałek naszego świata.

Van den Berg umieszcza swoich bohaterów w tej niepokojącej scenografii, a jakby tego było mało, wybiera czas pomiędzy dwoma katastrofami – ogólnoświatowa pandemia właśnie się skończyła, a nienazwany, ale coraz bliższy koniec świata za chwilę ma się zacząć i już teraz zwiastują go huragan i powódź, odcinające Florydę od reszty kontynentu. „Stan raju” to dystopia, ale właściwie jedynym elementem, który jednoznacznie odróżnia świat stworzony przez pisarkę od realnego, jest istnienie „oka umysłu” – to najnowsza technologia pozwalająca w ramach medytacji przenieść się świadomością do sztucznie stworzonego świata. „Oko umysłu” miało przynieść ulgę nadszarpniętej ludzkiej psychice w czasie lockdownu, w rzeczywistości jednak zaczęło uzależniać użytkowników i „wyłączać” ich z namacalnej codzienności. W dodatku w okolicy dochodzi do coraz liczniejszych tajemniczych zaginięć, które mogą mieć związek z nadużywaniem tej podejrzanej formy medytacji.
Naszą przewodniczką po tej apokaliptycznej – ale niepokojąco bliskiej – rzeczywistości jest narratorka, która wróciła na Florydę, by po śmierci ojca zamieszkać z mamą. Zabrała ze sobą męża i psa, na miejscu zaś stara się odnowić relację z młodszą siostrą, która także zdążyła założyć własną rodzinę. Narracja toczy się na wielu polach i w wielu kierunkach: oprócz fragmentów wybiegających w przyszłość, gdy rodzina stara się uchronić przed nadchodzącymi zagrożeniami ze strony natury i nowych technologii, narratorka w krótkich, niekiedy eseistycznych zapiskach przybliża nam także swoją przeszłość, naznaczoną walką z uzależnieniem, leczeniem psychiatrycznym i kilkoma innymi traumami, w tym niedawną śmiercią ojca. Van den Berg pokazuje rodzinę po stracie, ale także naznaczoną – jak cała ludzkość – konsekwencjami pandemii. Siostrze narratorki w wyniku przechorowania wirusa zmienił się kolor oczu, zaś sama główna bohaterka odkrywa zmiany w swoim pępku, który dzień po dniu zaczyna tworzyć w jej ciele sporych rozmiarów otwór.
Rzeczywistość po pandemii, relacje po traumie
Metafora dziury, która pogłębia się wewnątrz ciała, a tak naprawdę symbolizuje stratę i wadzenie się z własną przeszłością, nie należy może do najbardziej oryginalnych, ale siłą prozy van den Berg jest z pewnością umiejętne oddanie nie tylko atmosfery nadciągającej katastrofy, lecz także popandemicznego zagubienia. „Mam wrażenie, że przez cały ten rok żyjemy pod jakimś kocem, z dala od oczu całego świata, jednak pod tym kocem istnieje cały wszechświat pamięci, relacji i doświadczeń. Nigdy nie jestem sama. Pod tym kocem, ku mojemu absolutnemu przerażeniu, towarzyszą mi wszystkie dawne wcielenia”, stwierdza narratorka. Świat na chwilę się zatrzymał i nie bardzo wie, jak ruszyć dalej, skoro tak wiele z jego mechanizmów skorodowało i uległo przedawnieniu. Zamknięcie w czasie lockdownu okazało się nie tylko fizyczne – wiele osób odzwyczaiło się od codziennych kontaktów z innymi ludźmi, jedni uciekli – dosłownie – na łono przyrody, inni wybrali eskapizm wewnętrzny, co ochoczo wykorzystały uzależniające technologie. Jeszcze inni – jak główna bohaterka – zostali przez pandemię zmuszeni, by skonfrontować się z własnymi demonami. Kolejnym udanym wątkiem obecnym w „Stanie raju” jest ten dotyczący sióstr i prób odtworzenia siostrzanej relacji, nadszarpniętej przez walkę z uzależnieniem. Siostry na przestrzeni fabuły parokrotnie znikają, ale tylko one potrafią się nawzajem odnaleźć. Współdzielone doświadczenie dorastania pod jednym dachem stwarza nierozerwalną więź, wielokrotnie wystawianą na próbę. Jeśli jednak uda się ją odbudować, oferuje ona godną pozazdroszczenia bliskość i poczucie wsparcia.

„Stan raju” zawodzi natomiast w części na poły sensacyjnej, która dotyczy intrygi stojącej za tajemniczym „okiem umysłu” – delikatnie mówiąc, grubymi nićmi szytej. Narratorka z zawodu jest ghostwriterką, jej zadaniem jest tworzenie historii w imieniu innych ludzi, co ma oczywiście wymiar metaforyczny: z czasem, w akcie wyzwolenia, zaczyna snuć swoją własną opowieść. Pod koniec fabuły odkrywa zaś wraz z siostrą tajemnicę „oka umysłu”. Książka nie jest też wolna od pewnej pretensjonalności w rodzaju konstatacji: „Ludzie opowiadają, by kłamstwa stały się prawdą. Ludzie opowiadają, by zmienić prawdę w kłamstwa. Ludzie opowiadają, by wyryć dla siebie jakiś czytelny kształt w niezrozumiałej egzystencji”, lub brzmiących wręcz nieco kuriozalnie, jak: „Jestem jak nieopierzona pływaczka, która próbuje przepłynąć ocean – dano mi wystarczająco dużo swobody, by w niej utonąć”.
Laurze van den Berg udaje się jednak zbudować atmosferę niepokoju oraz pełzającej tuż obok niczym cicha jaszczurka katastrofy, a to już dużo. Niepokój wywołany lekturą jest tym większy, im mniej wizja pisarki różni się od rzeczywistości. Oby więc świat zaczął się oddalać od tego fikcyjnego obrazu – chociaż na razie zmierza raczej w kierunku przeciwnym.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.