Znaleziono 0 artykułów
21.07.2023

„Gorączka złota”: Thriller, który rozgrywa się naprawdę

21.07.2023
„Gorączka złota” Tomáša Forró, opowieść o upadku Wenezueli (Fot. Getty Images)

„Gorączkę złota” czyta się z zapartym tchem jak najlepszy thriller, nie można się oderwać, a włos jeży się na głowie coraz bardziej i bardziej z każdą przewracaną kartką. Gdy jednak w pewnym momencie otrząśniemy się i głośno powiemy do siebie: „To wcale nie jest fikcja”, możemy popaść w rozpacz albo w stupor, zastygając w przerażeniu. Tomáš Forró opisuje katastrofę społeczną, gospodarczą i polityczną Wenezueli.

Słowacki reporter, rocznik 1979, specjalizujący się w kryzysach politycznych i konfliktach zbrojnych w różnych częściach świata (za wydaną wcześniej po polsku książkę „Apartament w hotelu Wojna. Reportaż z Donbasu” otrzymał Nagrodę Specjalną w ramach Międzynarodowej Nagrody im. Witolda Pileckiego), szczególnie ukochał sobie Wenezuelę, do której wracał trzykrotnie: w latach 2007, 2016 i 2020 (ostatnim razem udało mu się wyjechać na chwilę przed zamknięciem granic z powodu wybuchu pandemii). Trudna to miłość, wymagająca, nieromantyczna, niemożliwa do spełnienia, bez dobrego zakończenia.

„Wenezuela to znacznie więcej niż upadłe państwo. To obraz społeczeństwa przed zagładą, społeczeństwa, które samo pozbawiło się swoich życiowych źródeł. To kraj, w którym wszechobecna i powszechna bieda stała się nie tylko materialną rzeczywistością, ale wręcz stanem świadomości” – ostrzega autor na początku książki, zanim zabierze nas w tę ryzykowną podróż.

Forró z wirtuozerią przeprowadza czytelników przez współczesną tragedię Wenezueli: od niemal powszechnego utopijnego dobrobytu po kompletny upadek kraju – niewyobrażalna inflacja, głód, terror, bezprawie, okrucieństwo, jeden z najwyższych wskaźników przestępczości na świecie. Dla świata namacalnym skutkiem upadku jest fakt, że od 2014 roku 7,1 miliona Wenezuelczyków porzuciło swoje domy i uciekło za granicę.

Opowieść reportera, choć dotyczy całego kraju, rozgrywa się głównie w jego południowej części, około 50 kilometrów od granicy z Brazylią, w stanie Bolívar, gdzie znajdują się kopalnie i rzeki pełne złota, na terenach zamieszkiwanych przez plemię Pemonów. To przede wszystkim historia pojedynczych ludzi będących częścią tego niewyobrażalnego chaosu.

Gdy Forró udaje się do Wenezueli w 2020 roku, wie, że nie ma sensu lecieć do Caracas, bo stamtąd nigdy nie dostanie się na południe. Nie przedrze się przez posterunki kontrolne, a poza tym – kto go zawiezie, skąd weźmie paliwo? Wjeżdża więc z Brazylii, spędza chwilę w przygranicznym miasteczku Boa Vista i już tam rozpoczyna się akcja jego thrillera. To jedyne otwarte przejście na długości 2199 kilometrów granicy między tymi dwoma krajami. Niegdyś podrzędna mieścina przez ostatnie lata zmieniła się w przedsionek piekła z tysiącami koczujących uchodźców, którzy tam utknęli. Hiszpański zdominował miejscowy portugalski. Strach chodzić po ulicach, bandyterka, strzały, kradzieże to chleb powszedni.

Dalej jest tylko straszniej. Ale reporter z pomocą znajomego konsula Brazylii – ciągle urzędującego w Santa Elena de Uairén – wyrusza pod prąd dziesiątków samochodów z ludźmi uciekającymi przed niewolniczą pracą w kopalni, śmiercią z głodu albo od dźgnięcia nożem czy serii z karabinu. Wyrusza, by sprawdzić na własne oczy, o co chodzi z tą gorączką krwawego złota.

Można by powiedzieć, że książka Forró to gotowy scenariusz na sequel serialu „Narcos”. Mamy tu wszystko, co potrzebne do doskonałej fabuły. Zaczynając od samego prezydenta. Hugo Chávez z rewolucjonisty i bojownika za wolność przepoczwarzył się w dyktatora. Jego słabość do armii i gangsterów doprowadziła do sterroryzowania lokalnych społeczności we wszystkich regionach kraju. Mające błogosławieństwo Cháveza grupy znane jako sindicatos – tylko z nazwy to związki zawodowe! – rozgościły się również w złotonośnym regionie Bolívar i żądały zarówno haraczu od zarządców kopalń, jak i daniny od samych górników za rzekomą ochronę. Odmawiających opłaty gangsterzy karali brutalnie: odcinali kończyny ku przestrodze innych.

Kolejny prezydent, Nicolás Maduro, który płynnie przejął schedę po Chávezie, w obliczu narastającego kryzysu z powodu spadku cen ropy na świecie ratunek widział właśnie w złocie i przejęciu kopalń. Szkopuł był jeden: złoża znajdowały się na terenach rdzennej ludności, której Chávez obiecywał autonomię i nietykalność własności ziemi. Jak zmienić tę decyzję w białych rękawiczkach i się nie ubrudzić? Sindicatos wykonały już część roboty, ale zdążyły za bardzo się uniezależnić, armia była zdegenerowana, a reżim potrzebował odzyskać kontrolę nad wydobyciem złota.

Wenezuela: Dawniej bajkowo bogaty kraj, dziś terytorium bezprawia, chaosu, głodu

Zostało jedno rozwiązanie: Armia Wyzwolenia Narodowego (ELN) – kolumbijscy bojownicy i ich bracia narkopartyzanci z Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii (FARC), którzy przenieśli się do Wenezueli. Narkobiznes i przemyt ludzi kwitły z ich udziałem, poza tym rozgorzała gorączka złota. A oni lepiej niż ktokolwiek inny wiedzieli, jak przeniknąć do lokalnych społeczności, oczarować je, by w końcu brutalnie podporządkować.

W tej historii po przeciwnej stronie do zbirów i gangsterów stoją wodzowie plemienia Pemonów i opozycjoniści, którzy tak łatwo nie zamierzają się poddać. Wybitną osobowością jest Lisa, liderka pemońskiej Gwardii Terytorialnej – oddziałów samoobrony. Absolwentka kilku szkół wyższych w Wenezueli i w Europie, znająca parę języków, z doświadczeniem pracy w ministerstwach Cháveza, ma pod sobą setki wyszkolonych kobiet i mężczyzn. To jak odpowiednik słynnych doskonale zorganizowanych oddziałów kurdyjskich partyzantów – peszmergów. Potem zostanie kapitanem – najwyżej jak można w hierarchii. Będą z nią negocjować bossowie gangów Maduro. Kłaniać się ze strachu wrogowie.

Jest też Issam, pochodzący z Libanu antropolog, który wsiąkł w społeczność Pemonów i nie potrafi sobie wyobrazić, że miałby się z Wenezueli wyprowadzić, choć jego syn, mieszkający od lat w Kalifornii, próbuje namówić ojca, by ten się do niego przeniósł. Czy nie jest to gotowy scenariusz serialu, który byśmy oglądali z wypiekami na twarzy?

Ale Forró wcale nie chodzi o wzbudzanie niezdrowej sensacji, podkolorowywanie tragedii kraju, który upadł, a ten upadek władza traktuje jako status quo. Ta opowieść jest ostrzeżeniem. „Przecież Wenezueli nie zniszczyła żadna wojna. (…) Nikt tu nie pamięta jakiejś straszliwej klęski żywiołowej, która o całe wieki cofnęłaby kraj w rozwoju. Jak to w ogóle możliwe, żeby w ciągu kilkudziesięciu lat zmienić bajkowo bogaty kraj w terytorium bezprawia, chaosu, głodu i beznadziei? Mimo że posiada on olbrzymie złoża ropy naftowej i innych strategicznych surowców! (…) Dziś Wenezuela jest po prostu w procesie katastrofy gospodarczej, politycznej i społecznej oraz upadku cywilizacyjnego, jaki cechuje państwo zbankrutowane, znajdujące się na najniższych szczeblach rozwoju. (…) Nie ma żadnej jednoczącej siły, która zatrzymałaby spiralę przemocy. Każda ze stron jest w stanie jakoś przetrwać i walczyć dalej, ale żadna nie ma tyle siły, by zwyciężyć”.

I co z tego, że rzeka, z której wydobywa się złoto, malowniczo meandruje, a dookoła rosną cudne gaje palmowe, że widoki są rajskie, skoro nad górnikiem wisi maczeta gotowa zabić za drobne uchybienie.

Lektura obowiązkowa.

Tomáš Forró „Gorączka złota. Jak upadała Wenezuela”, przeł. Andrzej S. Jagodziński, Wydawnictwo Czarne

Maria Fredro-Smoleńska
Proszę czekać..
Zamknij