Znaleziono 0 artykułów
07.10.2020

Historia jednego zdjęcia: Joaquin Phoenix na premierze filmu w 1997 roku

07.10.2020
(Fot. Getty Images)

Filmowy Joker pojawił się na premierze „Drogi przez piekło” Olivera Stone’a w Los Angeles 22 września 1997 roku. Na nowo odkrywał wtedy radość z grania, którą stracił po dziecięcych rolach u boku starszego brata, tragicznie zmarłego Rivera Phoenixa. 

Proszę, przyjedźcie. Mój brat wziął valium. I nie tylko. Chyba umiera – płakał w słuchawkę do przyjmującego zgłoszenie Joaquin Phoenix. Był 30 października 1993 roku, 23-letni River razem z młodszym o cztery lata Joaquinem i znajomymi bawili się w hollywoodzkim klubie The Viper Room, prowadzonym wtedy przez Johnny’ego Deppa. River, jeden z najwybitniejszych aktorów swojego pokolenia, idol nastolatków i wieczny buntownik, regularnie brał narkotyki. Tym razem pomieszał je z alkoholem, przesadził, przedawkował. Karetka przyjechała za późno. River umarł w ramionach Joaquina.

Fani pamiętają o nim do dziś – w kolejne rocznice śmierci dzielą się jego zdjęciami w mediach społecznościowych. Filmowcy wspominają go jako wielką, nie do końca spełnioną nadzieję kina. Miał jeszcze zagrać w „Całkowitym zaćmieniu” Agnieszki Holland (rola poety Artura Rimbauda trafiła w końcu do Leonardo DiCaprio), w „Wywiadzie z wampirem”, gdzie wystąpił Christian Slater, i w filmie Gusa Van Santa o Andym Warholu.

Gdy miałem 15 albo 16 lat, River przyniósł do domu kasetę wideo z „Wściekłym bykiem”. Kazał mi oglądać, wierząc, że to na nowo obudzi we mnie miłość do aktorstwa – wspomniał Phoenix na festiwalu filmowym w Wenecji, odbierając nagrodę za rolę Jokera. Zadedykował Złotego Lwa właśnie Riverowi, który mógł wyrosnąć na nowego Roberta De Niro. Albo na równie wybitnego Phoenixa.

Bracia grali razem w serialu „Seven Brides for Seven Brothers” na początku lat 80. Podczas gdy River marzył o kinie i niedługo potem zaczął grać w filmach (najważniejsze w jego filmografii jest „Moje własne Idaho” z 1991 roku, które ugruntowało jego pozycję głosu generacji X), ośmioletni Joaquin nie chciał wiązać przyszłości z aktorstwem. Jako dorosły mężczyzna pewnie nie wróciłby do filmu, gdyby nie River.

Po śmierci brata zamknął się w sobie. Kino upomniało się o niego w połowie lat 90. W 1995 roku zagrał u boku Nicole Kidman w czarnej komedii „Za wszelką cenę” Gusa Van Santa, chwilę potem w „Drodze przez piekło” i „Abottach prawdziwych”. Na planie tego ostatniego filmu poznał Liv Tyler. Zostali jedną z najgorętszych par końca lat 90. Z ciemnymi włosami, zamyśleni, o artystycznych aspiracjach – wyglądali trochę jak rodzeństwo. Oboje pochodzili zresztą z nieszablonowych rodzin – ona jest córką Stevena Tylera z Aerosmith, on wywodzi się z hipisowskiej rodziny.

Joaquin zawsze był trochę dziwny. Na czerwonym dywanie się nie uśmiechał, nie machał do fanów, nie robił sobie z nimi zdjęć. Wyglądał, jakby chciał jak najszybciej znaleźć się gdzieś indziej. Nawet wtedy, gdy nominowano go do Oscara (za „Gladiatora” z 2000 roku, rolę Johnny’ego Casha w „Spacerze po linie” z 2006 roku i „Mistrzu” z 2012 roku), wciąż zachowywał się jak outsider. W 2010 roku w Hollywood myślano, że Phoenix naprawdę zwariował. Podczas promocji filmu „Joaquin Phoenix: Jestem, jaki jestem” Caseya Afflecka (za chwilę spotkają się na planie „Far Bright Star”), pokazującego rzekome przejście aktora ze świata kina do hip-hopu, pojawiał się w programach telewizyjnych utyty, z zapuszczoną brodą, w okularach przeciwsłonecznych. Bełkotał, wychodził, zawieszał się. To, co miało być kpiną z hollywoodzkiego przymusu poprawności, zostało potraktowane jako dowód na to, że Phoenixowi życie wymknęło się spod kontroli.

Gdy powrócił („Mistrzem”, a potem filmem „Ona” Spike’a Jonze’ego o mężczyźnie, który zakochuje się w sztucznej inteligencji o głosie Scarlett Johansson), przeprosił, że zażartował sobie z fanów i współpracowników. Od tego czasu tym bardziej nie wiadomo, co ma na myśli, gdy balansuje na cienkiej granicy między autokreacją a powagą. Na planie u Jonze’ego poznał Rooney Marę. – Jedyną dziewczynę, którą sprawdziłem potem w internecie. Zostaliśmy przyjaciółmi. Pisaliśmy do siebie e-maile – mówi Phoenix.

Zagrali razem jeszcze w „Marii Magdalenie”, a razem po raz pierwszy pojawili się publicznie na 70. festiwalu filmowym w Cannes w 2017 roku, gdzie Phoenix zwyciężył rolą straumatyzowanego weterana wojennego w „Nigdy cię tu nie było” Lynne Ramsay. W lipcu tego roku ogłosili zaręczyny. – Na początku wydawało mi się, że niespecjalnie mnie polubiła. Potem zrozumiałem, że jest po prostu nieśmiała – mówił „Vanity Fair” Phoenix. Smukła, blada, o androgynicznej urodzie – Mara jest równie niezwykła jak Phoenix. Wydają się dla siebie stworzeni.

A Joaquinowi przeznaczone było zagrać Jokera. Na początku przyszłego roku okaże się, czy dostanie za tę rolę Oscara. Phoenix mówi, że trudno mu było się od Jokera uwolnić.  – Aktorstwo jest jak maska halloweenowa – mawiał River. Nie każdy potrafi ją w porę zdjąć.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij