
W 2025 roku mija dekada, odkąd „Tęcza” – instalacja artystki Julity Wójcik, zniknęła z placu Zbawiciela w Warszawie. W czerwcu 2026 roku ma w jej miejsce stanąć „Łuk LGBT+”. Projekt dostał sześć tysięcy głosów w budżecie obywatelskim. Warszawiacy zagłosowali za symbolem otwartości. Pytamy mieszkańców stolicy, jaki sens w obecnej sytuacji ma taka instalacja.
Zanim „Tęcza” – instalacja artystki Julity Wójcik, zniknęła z placu Zbawiciela, była siedmiokrotnie podpalana. Chciałbym napisać, że odradzała się jak Feniks z popiołów, ale przez konotacje ze społecznością LGBTQ+ w Polsce, gnębioną i nieszanowaną przez polityków i gros społeczeństwa, trudno o taką analogię. Rodzime LGBT-y raczej nie odrodziły się mądrzejsze i silniejsze po kryzysie, bo z niego jeszcze nie wyszliśmy (i nie wiadomo, czy to się kiedyś uda).
„Tęcza” artystki Julity Wójcik stała się symbolem społeczności LGBTQ+, dziś warszawiacy mówią o niej jak o wspomnieniu czegoś, co już minęło

Pierwotnie „Tęcza” nie miała symbolizować ruchu emancypacji nieheteronormatywnej mniejszości, ale odwoływać się do przymierza, miłości, pokoju i nadziei. Julita Wójcik podkreślała uniwersalizm i brak zaangażowania „Tęczy” w sprawy społeczno-polityczne. Wcześniej instalacja stała przed budynkiem Parlamentu Europejskiego w Brukseli. W Warszawie okazało się, że artystka musi dorobić trzy tysiące sztucznych kwiatów – głównego budulca pracy, bo mieszkańcy i mieszkanki Belgii zachwyceni „Tęczą” skubnęli z niej co nieco na pamiątkę.
„Tęcza” na placu Zbawiciela była większa od brukselskiej poprzedniczki: wysoka na 9 metrów, szeroka na 26 metrów, wymagała użycia 8 ton stali i ponad 16 tysięcy kwiatów. Prędko uznano ją za symbol społeczności LGBTQ+, stała się polem walki. Choć trudno o bardziej uniwersalne wartości niż równość, tolerancja, akceptacja, to w skrajnie prawicowym rozumieniu dotyczą one tylko wybranych.
– Widziałam, jak „Tęcza” płonie, na przykład przy okazji Marszu Niepodległości 11 listopada – opowiada Karolina, która mieszka na placu Zbawiciela od jedenastu lat. – Było niebezpiecznie. Panowała atmosfera jak z filmu wojennego. To nie powinno mieć miejsca w demokratycznym państwie.
Katarzyna patrzy na instalację przez sentymentalne okulary. Kiedy jeszcze „Tęcza” stała, urodziła pierwsze dziecko. – Wtedy często spotykaliśmy się z przyjaciółmi i moim mężem właśnie na placu Zbawiciela. Czułam, że Polska zmienia się na lepsze, a akceptacja idzie w dobrym kierunku – opowiada. Rzeczywistość zweryfikowała jej nadzieje. – Mam transpłciowe dziecko i w pewnym momencie uznaliśmy, że Polska nie jest dla niego bezpiecznym miejscem. Mam wrażenie, że politycznie i społecznie cofnęliśmy się.
Dla Katarzyny „Tęcza” Wójcik okazała się wspomnieniem czegoś, co już minęło, niczym powidoki z dzieciństwa.
Próby przywrócenia „Tęczy” na plac Zbawiciela długo nie udawały się. W końcu warszawiacy zagłosowali, by sfinansować „Łuk LGBT+” z budżetu obywatelskiego
Po demontażu instalacji społeczność LGBTQ+ podejmowała kilka prób jej przywrócenia. W 2018 roku pojawiła się „Niezniszczalna tęcza”, a trzy lata później „Tęcza z balonów”. W grudniu 2021 roku na placu Zbawiciela stanęła tęczowa choinka.
Aż Linus Lewandowski z „Homokomando” – stowarzyszenia na rzecz osób LGBTQ+, wpadł na pomysł, by nową instalację wpisać do budżetu obywatelskiego w Warszawie. Dla niego stara „Tęcza” stanowiła dowód, że Warszawa akceptuje nieheteronormatywną społeczność. – Natomiast fakt, że była tyle razy palona, to wyraźny znak prześladowania naszej społeczności przez część społeczeństwa – dodaje.
Żeby nad projektem mogli głosować mieszkańcy, musi znaleźć się na liście zaakceptowanej przez miejskich urzędników. – Początkowo nie chcieli się zgodzić. Tłumaczyli, że prawa autorskie do instalacji należą do Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, a tę instytucję kontrolują ludzie z PiS [już nie – przyp. red].
Linus protestował pod ratuszem, zamówił opinię prawną potwierdzającą, że „Łuk LGBT+” Marcina Osieckiego różni się od „Tęczy” Wójcik, więc nie narusza praw autorskich. Wreszcie w 2022 roku projekt „Roztęczamy Warszawę” znalazł się na liście budżetu obywatelskiego. Jednak liczbę głosów (około sześciu tysięcy) wystarczającą do przyznania pieniędzy z budżetu dostał dopiero w roku 2025. Stelaż „Łuk LGBT+” zostanie wykonany z materiałów jak najmniej palnych i pomalowany w kolorach: czerwonym, pomarańczowym, żółtym, zielonym, niebieskim oraz fioletowym. Będzie miał też białą przerwę w konstrukcji, żeby jak najbardziej odróżnić go od pracy Wójcik.
– Symbolika tęczy jako znaku równości, otwartości bardzo mi odpowiada. Chcę takiej Warszawy! Dlatego głosowałam na „Łuk” – mówi Karolina.
Linus Lewandowski uważa, że „Tęcza” kojarzy się mieszkańcom i mieszkankom z ich miastem tak mocno jak park Łazienkowski czy pomnik Syrenki. – Słyszałem to za każdym razem, gdy na ulicy rozmawialiśmy z przechodniami, namawiając ich do głosowania w budżecie.
Katarzyna Konstantin, czyli Babcia Kasia, promotorka projektu „Łuku LGBT+”, aktywistka i działaczka na rzecz praw człowieka, dodaje: – Dla mnie znak tęczy to również symbol oporu. Nie poddaliśmy się i przez ostatnie lata popularyzowaliśmy nowy projekt wśród warszawiaków.
„Tęcza” spełniała funkcję boi świetlnej, która wskazywała osobom LGBTQ+, że w Warszawie mogą czuć się bezpiecznie. Czy „Łuk LGBT+” okaże się pomnikiem złudzeń?

Moi rozmówcy i rozmówczynie często porównują „Tęczę” na placu Zbawiciela do boi świetlnej, która może wskazywać drogę osobom LGBTQ+: przypominać, że w Warszawie mogą znaleźć swoich ludzi, czuć się bezpiecznie. – Martwię się o dzieci i młodzież w małych miastach. Bo tam coming out to akt wielkiej odwagi – mówi Babcia Kasia. – Natomiast „Tęcza” ma za zadanie pokazać, że 10 procent społeczeństwa to my, osoby LGBTQ+. Nie mamy się czego wstydzić, nie mamy się czego bać. Nie jesteśmy sami.
Dla Ezry instalacja to nie tylko ważny symbol nieheteronormatywnej społeczności, do której należy, lecz także potrzebny i atrakcyjny element w przestrzeni miejskiej. – Zdecydowanie wolę, żeby stała tam „Tęcza” niż falanga – komentuje. „Łuk LGBT+” nabiera, jego zdaniem, innych znaczeń niż „Tęcza” Julity Wójcik. – Dziesięć lat to szmat czasu. Wiele się zmieniło, zarówno w Polsce, jak w moim własnym życiu. Jako osoba transpłciowa czuję, że jako społeczność jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Ma na myśli większą świadomość społeczną o osobach LGBTQ+ i wzrost akceptacji z jednej strony, a z drugiej traumatyczne wydarzenia, jak „Tęczowa noc” z 7 sierpnia 2020 roku, kiedy warszawska policja dopuściła się przemocy wobec osób z tęczowym emblematem, czy pełen przemocy I Marsz Równości w Białymstoku w 2019 roku. One unaoczniły homofobię i transfobię w Polsce, ale też pokazały, że społeczność niehetero nie poddaje się nagonce. Zatem „Tęcza” nabrała szerszego kontekstu.
– Nawet jeśli rząd staje się coraz bardziej prawicowy, to my przecież trwamy – podkreśla Linus. – Dalej ważne są dla nas takie wartości jak otwartość, równość, solidarność. Nie możemy w nieskończoność z nich abdykować. Nie możemy ciągle się cofać przed falą prawicy. Warszawa jest dla wszystkich!
Łyżkę dziegciu dokłada Przemysław: – Czego pomnikiem będzie „Łuk LGBT+”? Na pewno nie akceptacji czy bezpieczeństwa społeczności LGBTQ+. Moim zdaniem to raczej pomnik złudzeń.
Uważa, że instalacja na placu Zbawiciela stworzy fałszywy obraz kraju, w którym trudno o akceptację dla mniejszości, nie tylko nieheteronormatywnej. Przypomina wyniki tegorocznych wyborów prezydenckich, w których niemal połowa społeczeństwa poparła kandydatów o skrajnie konserwatywnych poglądach. – Wymownym symbolem byłoby pozostawienie spalonego łuku „Tęczy”. Bo to jest obraz rzeczywistości, z którą zmaga się społeczność LGBTQ+. I z którą będziemy się mierzyć jeszcze bardzo długo, a być może zawsze.
Według Przemysława podkreślanie, że instalacja zostanie wykonana z niepalnych materiałów, jest wyrazem bezsilności. – To tak jakby zakratować okno, które wybijano dziesiątki razy. Przecież ten akt wandalizmu był czymś spowodowany. „Łuk” pewnie też będzie atakowany fizycznie i symbolicznie.
Katarzyna Konstantin też obawia się, że „Łuk” szybko stanie się polem bitwy i areną demonstracji siły i pogardy. – Łatwiej jest uderzyć w symbol, niż spróbować zrozumieć drugiego człowieka.
Ezra pozostaje optymistą: – „Łuk LGBT+” może przypominać, że queerowa historia w Polsce cały czas się toczy. Są wzloty i upadki, ale wciąż tu jesteśmy.
„Łuk LGBT+” stanie na placu Zbawiciela przy okazji obchodów Pride Month, by dać nadzieję na lepszą przyszłość
„Łuk LGBT+” stanie na placu Zbawiciela w czerwcu 2026 roku. Wybór miesiąca wydaje się nieprzypadkowy. To właśnie wtedy w całej Polsce (ale i na świecie) odbywa się Pride Month, kiedy to społeczność LGBTQ+ manifestuje swoją obecność. Przez miasta przechodzą Marsze Równości, a Warszawa staje się bardziej tęczowa podczas Parady Równości. „Łuk LGBT+” – mają nadzieję organizatorki i organizatorzy – będzie ukoronowaniem Miesiąca Dumy i początkiem zmian na lepsze.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.