Znaleziono 0 artykułów
10.11.2021

Karolina wypada z pudełka, czyli paraolimpijka na scenie

10.11.2021
(Fot. Sisi Cecylia)

Miała samodzielnie nie chodzić, nie mówić, w najlepszym razie grzecznie tkwić w kąciku, czekając, co przyniesie los. Tymczasem zdobyła ponad 170 medali w pływaniu, jest aktywistką na rzecz osób z niepełnosprawnościami, jako pierwsza sportsmenka w Polsce dokonała biseksualnego coming outu, a teraz, znowu po raz pierwszy, pojawi się na scenie teatru. Jedno jest pewne: Karolina Hamer żyje na własnych warunkach i nie da się zaszufladkować.

Wpadam zdyszana do baru Studio, gdzie czeka na mnie po próbie Karolina w towarzystwie Justyny Sobczyk, reżyserki teatralnej i założycielki Teatru 21 (grają w nim osoby z zespołem Downa i autyzmem), nagrodzonej niedawno Paszportem „Polityki”. Brakuje dramaturżki Magdaleny Staroszczyk, by mieć w komplecie kobiecy team, pracujący nad pierwszym w historii sit-upem (skojarzenia ze stand-upem prawidłowe, ironia w nazwie jak najbardziej świadoma) – dla osoby, która porusza się o kulach, ta wymyślona przez twórczynie „siedziana” forma scenicznego performansu wydaje się bardziej adekwatna. 

(Fot. Materiały prasowe)

Karolina niedawno porzuciła dla stolicy rodzinne Tychy, więc dziewczyny od paru tygodni spotykają się w jej warszawskim mieszkanku na próbach spektaklu. Dziś wreszcie mogły przymierzyć się do teatralnej przestrzeni, czyli sceny Modelatornia Teatru Studio, której mikre rozmiary (50 osób na widowni) wyraźnie bawią sportsmenkę, mającą niegdyś na mistrzostwach świata nawet 20-tysięczną publikę. Bazą spektaklu jest biografia Hamerki, jej unikatowe doświadczenie życiowe i zawodowe. Będą więc w tym sit-upie medale, sukcesy, ale i klęski, codzienne zmagania i zaskakujące zwroty akcji. Jak mówi sama bohaterka, jej życie to „prawdziwy rollercoaster”. Reżyserka całego zamieszania, Justyna Sobczyk, dodaje: – Słuchając Karoliny, zastawiam się, ile jedno życie może pomieścić wydarzeń, dramatów, walki o siebie. Ona na scenie opowiada o sobie, ale jest to opowieść także o świecie, w którym żyjemy i który tworzymy my wszyscy. 

Karolina Hamer pływała przez 20 lat, zdobyła 173 medale

– O czym jest nasz sit-up? – zastanawia się nad odpowiedzią Karolina. – To zaczepka do publiczności, wybuchowy kogel-mogel, zawadiacki miszmasz. Jesteśmy na finalnym etapie, pracujemy nad tym, by widza zostawić z uczuciem: „O kurde, co tu się wydarzyło?”. Jedno, co mogę obiecać – na pewno będą głębokie zanurzenia! – śmieje się ekspływaczka.

(Fot. Sisi Cecylia)

Przeprowadzka do Warszawy to skok na, nomen omen, głęboką wodę. Mieszkanie na drugim piętrze wybrała świadomie – nie lubi, żeby było łatwo. Ale gdy za trzecim razem musi wracać po kluczyki do samochodu i nogi całkowicie odmawiają posłuszeństwa, zastanawia się, czy jednak nie przesadziła. W nowym mieście ciągle się gubi, ale tak miała zawsze, więc czy błądzi po Pałacu Kultury, czy po Meksyku, do którego parę lat temu wybrała się sama – właściwie na jedno wychodzi. 

Karolina dorastała w Tychach, żyjąc pomiędzy żmudną rehabilitacją ruchową, morderczymi treningami pływackimi a ukochaną lokalną sceną hip-hopową z Paktofoniką na czele (Jestem blokersem – oświadcza z dumą). W wywiadzie dla „Repliki” mówiła: Z wczesnego dzieciństwa pamiętam tylko rehabilitację. Byłam jak górnik na nieustannej szychcie. Musiałam mocno zawalczyć, żeby wstać i zobaczyć, że świat jest barwny i fajny. I z tej różnorodności czerpię do dziś. Nie dawała sobie taryfy ulgowej, w czym wspierała ją nieżyjąca już mama, pielęgniarka. Tata wyobrażał sobie jej przyszłość ostrożnie, choćby w roli tłumaczki z angielskiego, ale ona w wieku 17 lat odnalazła się w sporcie i przez 20 lat pływała na światowym poziomie. Zanurzając się w wodzie, nie tylko nie była już niepełnosprawna, ale wręcz nadsprawna. Zdobyła 173 medale, w tym 16 na mistrzostwach świata i Europy, ale nie stanęła na podium podczas igrzysk paraolimpijskich, więc nie przysługuje jej olimpijska renta. Po latach reprezentowania Polski została z niczym, o czym mówiła, głośno krytykując system. 

Karolina Hamer dokonała pierwszego coming outu w polskim sporcie

W 2018 roku stała się jedną z twarzy sejmowego protestu osób niepełnosprawnych. Dała się poznać między innymi przez błyskotliwe i bezlitosne komentarze, kierowane do polityków: Strona rządząca proponuje „pomoc” w formie rzeczowej, próbując decydować za nas. Powtarzam więc: Jarosławowi Kaczyńskiemu wynagrodzenie w formie karmy dla kota, Elżbiecie Rafalskiej w formie okularów, Beacie Szydło w formie broszek, a powiązanym ze stroną rządzącą Tadeuszowi Rydzykowi i Jackowi Kurskiemu odpowiednio: w modlitwie i wejściówkach na festiwale disco polo

(Fot. Sisi Cecylia)

W tym samym roku pojawiła się na okładce tęczowego dwumiesięcznika „Replika”, dokonując pierwszego coming outu w polskim sporcie. Dlaczego to zrobiła? Bo wolność jest dla niej równie ważna, co różnorodność. A za wolnością idą autentyczność, zgoda na siebie. – Cały czas czuję, że mam coś do zrobienia, dlatego to, co mi się wydarzyło, nie jest przypadkiem – uważa. – Nie przypadkiem jestem kobietą z niepełnosprawnością, nie przypadkiem jestem sportowczynią czy osobą LGBT i nie przypadkiem potrafię tupnąć i zajrzeć tam, gdzie inni się boją. Całe życie słyszałam: pojawia się Hamer i od razu coś zaczyna uwierać. Karolina to kłopoty. Jest to rodzaj „talentu”, za który jednak płacę wysoką cenę. Wiąże się z niezrozumieniem, samotnością, poczuciem, że muszę innym dać przestrzeń, żeby pojęli moje stanowisko. Często czuję, jakbym pochodziła z przyszłości. Mam przez to mnóstwo przygód jak z Monty Pythona.

W tych zmaganiach często jest sama. Wie już, że kiedy kończysz pewien etap, na przykład kariery sportowej, nagle możesz stracić wszystko: pracę, dochody, środowisko, oparcie. 
– To mi się akurat wydarzyło – mówi. – W tym samym czasie koniec kariery, coming out i śmierć mamy, bo jak kończyłam pływać, nie wiedziałam jeszcze, że jest chora. Wszystko naraz. Ale jestem też osobą świadomą siebie, ufam sobie, w związku z czym pozwoliłam sobie to przeżyć do końca. Dużo płakałam, czyściłam wewnętrzną przestrzeń, a płacz to też woda, mój żywioł. Słyszałam zewsząd: hej, jesteś dorosła, weź się w garść. Idź do pracy, choćby do Żabki, taka jest rzeczywistość. A ja nie chciałam – uznałam, że dopóki nie przepłynę przez ten smutek, nie podejmę dalszej decyzji. To było trudne i miało swoje konsekwencje. 

Granie na scenie przypomina Karolinie o występach pływackich

Justyna ma w pamięci pierwszą rozmowę z Karoliną: – Spotkałyśmy się przy okazji mojego wystąpienia w Szkole Liderów, gdzie Karolina była jedną z uczestniczek. Po wszystkim odbyłyśmy długą rozmowę, w której szybko pojawiła się myśl: ależ ona gada i ile ma do powiedzenia! Dostrzegałam jej charyzmę, wyraziste opinie, ale też dużo wkurzenia na świat. A ponieważ razem z Teatrem 21 powołaliśmy projekt Centrum Sztuki Włączającej, by włączać performerów z niepełnosprawnościami w przestrzeń społeczno-artystyczną, zrozumiałam, że pierwszy głos, który słyszę, należy do Karoliny. Tak się zaczęło.

Karolina mówi, że dla niej początkiem współpracy było obejrzenie spektaklu Teatru 21 Rewolucja, której nie było, na który zaprosiła ją Justyna: – Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego, że śmiałam się do rozpuku, a 15 sekund później łzy mi ciekły. Pomyślałam, że fajnie byłoby coś razem zrobić.

(Fot. Sisi Cecylia)

Czy chciała stanąć na scenie? Przecież to kompletnie nieznana jej dziedzina. 
– Tak, to mój pierwszy raz w życiu w teatrze – przytakuje. – Ale jak się sobie przyglądam, to zawsze byłam pierwsza: do śpiewania do dezodorantu, do przemawiania w imieniu grupy, do coming outu. Lubię plądrować nowe rejony. Do tego przez 20 lat jeździłam po świecie, zdobywałam medale i w jakimś sensie to jest bardzo podobne do bycia na scenie. Tam i tu jest występ – pływacki krótszy, bo trwa tylko 2 minuty, ale tak samo wychodzę przed publiczność. Zdaję sobie sprawę, że będę obserwowana, ale dużo czerpię z doświadczeń sportowych. 

Karierę sportową Karolina Hamer skończyła 3 lata temu

Te same techniki samoobserwacji, koncentracji, wyciszenia stosuje też w życiu prywatnym: – Ponieważ jestem wysoko reaktywna i bardzo szybko się pobudzam, w związku z tym kiedy wciąż rzucam te kamienie do różnych ogródków, muszę nieustannie pilnować, co się wtedy ze mną dzieje. Czy moje emocje nie zgłuszają czegoś pod spodem? W pracy nad spektaklem dziewczyny dbają cały czas, bym tej energii nie zużywała za dużo albo żeby po wybuchu dać sobie moment spokoju. Lubię najprostsze sposoby: siedzenie w ciszy, sen, gorącą kąpiel. Połączenie z wodą jest dla mnie zawsze kojące. To trochę deprywacja, odcięcie się od nadmiaru bodźców.

Muszę w końcu zadać byłej sportsmence to pytanie: – Pływasz jeszcze?
– Karierę sportową skończyłam 3 lata temu, a potem się odcięłam
– odpowiada. – Woda kojarzyła mi się wtedy ze skrajnym wysiłkiem, z grą, w którą nie chciałam już grać. Sportowiec zawodowy jest maszyną do wygrywania. Miałam dość. Ale ostatnio znowu weszłam do wody i poczułam to magiczne połączenie z nią, pewność, że jestem w dobrym miejscu.

Justyna zauważa, że teatr lubi opowiadać o różnych doświadczeniach, ale też dobrze jest, kiedy osoby na scenie mówią w swoim imieniu, opowiadają swoją historię. 
– Dla mnie temat reprezentacji jest megaważny – podkreśla. – Ostatnio teatr miał na przykład dużo do powiedzenia na temat #metoo i przemocy, ale to, jak sobie dawał z tym radę na poziomie realnej pracy, to zupełnie inna historia. Dlatego tak ważne są głosy ze środka, jak ten Karoliny. Pokazanie, że coś nie jest „zjawiskiem”, tylko człowiekiem. Problem zyskuje twarz.

Kiedy pracują nad spektaklem, odpowiedzialna za dramaturgię Magda Staroszczyk wyłapuje „złote myśli” Karoliny, mówiąc o nich: to są nasze one-linery. – Wpisujemy je w nasze wideo, punktujemy nimi historię – wyjaśnia Justyna. – Jeden z nich brzmi: „Jest tyle do zrobienia, że nie ma miejsca na strach”. Karolina mówiła to w kontekście sportu, przygotowań, startu, gdzie wszystko musi być precyzyjnie wyliczone, ale dla mnie to rzeczy, które wspaniale pracują w kontekście życia w ogóle. „Jest tyle do zrobienia, że nie ma miejsca na strach” – to znaczy: nie bój się, po prostu spróbuj to zrobić. Spróbuj zamieszać w rzeczywistości swoją obecnością, swoją historią, postawą. I zobacz, czy to się spotka z jakimś zainteresowaniem, sprawdź, co zostawi w odbiorcy. W teatrze głos, który dzieli się swoją historią, jest szczególnie ważny. Formuła stand-upu, od której się odbijamy, może nas rozśmieszyć, połechtać, ale może też być formą walki politycznej, narzędziem do zmieniania świata – stąd między innymi nazwa zmieniona ze stand-upu na sit-up.

Spektakl „Hamer” wyreżyserowała Justyna Sobczyk 

Dla Karoliny pasjonujące jest patrzenie, jak w pracy z dziewczynami z chaosu albo z oceanicznego spokoju nagle wyłania się nowa formuła. Rodzi się po licznych rozmowach, nie bez tarć, i to też ma swoją wartość. – Na scenie jestem sama, ale dziewczyny są obok i za mną podążają – opowiada. – Czasami się nie zgadzamy, ale czuję ich wsparcie, wręcz czułość, a to dla mnie coś nowego. Coś, czego w paraolimpizmie nie było. Tam dominują rywalizacja, współzawodnictwo, walka o bycie pierwszym. A tu ostatnio padły takie słowa: „Nie musisz tego robić sama, będziemy cię wspierać. Nie musisz brać na siebie ciężaru całego świata”. To wielka ulga dla kogoś takiego jak ja, kto ma wdrukowane: zrobię sama, dam radę. Odpuścić, pozwolić komuś, żeby przez chwilę pociągnął ten kierat – tego też trzeba się nauczyć. Nie wszystko musi być wyścigiem, nie wszystko musi być natychmiast zrobione.

– I nie wszystko musi być idealne – dodaje Justyna. – Dzięki takim spotkaniom dowiadujemy się, że ktoś może myśleć inaczej i to jest wzbogacające, a nie rozbijające. Choć wiele rzeczy powstaje w tarciu, taki jest proces pracy i jestem na to otwarta. Lubię hasła Karoli w stylu: „Dzięki tej pracy jestem tu, gdzie jestem. Czyli nigdzie”. Nie dołują, ale i nie chcą być mądrościami kołczingowymi. Są rozluźniające, kontrowersyjne, ironiczne, mają w sobie coś przekornego. Cała Karolina.
– Jestem w bardzo ważnym momencie swojego życia, może najważniejszym
– mówi Hamer, kiedy pytam ją o plany. – Przede mną decyzja: co dalej? Którą sferę zdobywać teraz? Moment podsumowania. Spektakl jest dalszym odcinkiem z życia Karoliny Hamer, a jednocześnie myślę, że on coś zamyka. To ciekawe, ale nieproste – przede mną ciemność, nie wiem, co się w niej kryje. 
Karolina lubi czytać biografie wybitnych ludzi i tam zawsze pojawia się aspekt „życiowego zakrętu”: – Wydaje ci się, że to koniec, ale potem okazuje się, że jednak można z tego wyjść. I że za zakrętem dalej jest życie.

Pytam, kim czuje się na tym etapie. Jakim określeniem opisałaby siebie. Sportsmenka? Aktywistka? Feministka? Mówczyni? Czy widzi już dla siebie jak nową rolę?
– Ja po prostu lubię wypadać z pudełka – odpowiada po chwili. – Nie szukam szufladek. Jeszcze nie było mnie na uczelniach, więc droga naukowa będzie kolejną, którą rozpocznę w moim życiu. Lubię otwierać drzwi do świata, w którym mnie jeszcze nie było. To nie jest wykoncypowane, to naturalna ciekawość. Z tego wziął się też sit-up. Pływanie, obok tenisa, jest najbardziej samotniczym sportem, więc nieprzypadkowo pojawiła się ta forma sceniczna. Dla mnie najfajniejsza metoda działania jest taka, że wrzucasz jakiś temat ludziom i ich z tym zostawiasz, niech to w nich pracuje. 
Tak też ma być w jej spektaklu: „W hiphopowym rytmie, w stylu dowolnym, płyniemy przez peerelowskie blokowiska i baseny olimpijskie, szpitale, szkoły, protesty sejmowe i uliczne – aż do brzegu, do pytania o miejsce, w którym jesteśmy jako społeczeństwo, o miejsce w nim kobiet i osób nienormatywnych. O to, jak urządzamy świat. Będzie śmiesznie”. Do zobaczenia w teatrze!

* Karolina Hamer – medalistka mistrzostw świata i Europy w pływaniu, paraolimpijka, laureatka wielu nagród, m.in. Nagrody Najlepszego Sportowca z niepełnosprawnością ruchową w Polsce oraz Wyróżnienia Komitetu Paraolimpijskiego za łączenie działalności społecznej z uprawianiem sportu, absolwentka Leadership Academy For Poland, urodzona w Katowicach, mieszka w Warszawie. 13 listopada w Teatrze Studio w Warszawie odbędzie się premiera spektaklu „Hamer” z jej udziałem, w reżyserii Justyny Sobczyk.

Anna Sańczuk
Proszę czekać..
Zamknij