
28 maja 2025 roku zmarła Małgorzata Czudak, projektantka mody, profesor ASP w Łodzi, promotorka i opiekunka studentów, prowadząca słynną Pracownię 240 w Instytucie Ubioru, a także współzałożycielka marki MMC. „Mentorka, Przyjaciółka, znakomita Projektantka i Artystka – Wspaniały Człowiek. Uwielbiana przez studentów. Wychowała pokolenia znakomitych projektantów – prowadząc ich z matczyną czułością i zaangażowaniem”, możemy przeczytać w pożegnaniu Małgorzaty Czudak na stronie łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych, co najlepiej obrazuje, jak ogromną stratę ponosi cała branża mody.
Z Łodzią związana była od dzieciństwa, a z łódzką ASP – od wczesnej młodości. Gdy w 1994 roku kończyła uczelnię, wraz z innymi dyplomantami zorganizowali pierwszy wspólny pokaz dyplomowy. Jak wspominała w książce Karoliny Sulej „Modni. Od Arkadiusa do Zienia”, zależało jej, żeby dyplomy stały się otwartym wydarzeniem kulturalnym i wyraźnie zaznaczyły nadejście nowego pokolenia. Udało się. Jej kolekcja trafiła do prasy, a łódzkie pokazy dyplomowe na stałe zagrzały miejsce w polskim kalendarzu mody. Ta kolekcja miała zresztą niemały wpływ na lokalny rynek. W owym czasie trudno było znaleźć polskie ubrania tworzone z myślą o nastolatkach, a szczególnie drobnych dziewczynach, do jakich należała projektantka. A ona nie dość że stworzyła pomost między działami dziecięcymi a dorosłymi, to jeszcze ułożyła wszystko w całość do dowolnego komponowania poszczególnych elementów. Chwilę później zaczęły powstawać pierwsze firmy odzieżowe z ofertą stricte młodzieżową.

Swój dyplom broniła w Pracowni Projektowania Ubioru prof. Aleksandry Pukaczewskiej, którą w 2009 roku, po odejściu pani profesor, przejęła. Wcześniej pracowała razem z prof. Barbarą Hanuszkiewicz w Pracowni 255. Michał Szulc, jeden z jej studentów, a później asystent, wspomina, że dostać się tam było niezwykle trudno: – To była wtedy najfajniejsza pracownia. I trzeba było nocować pod jej drzwiami, żeby Gośka cię do tej pracowni przyjęła. To ona organizowała wszystkie sprawy, decydowała, ile osób się dostaje. Ja oczywiście na pierwszy termin nie poszedłem, a po wakacjach powiedziała mi, że nie ma już dla mnie miejsca, ale jeśli prof. Hanuszkiewicz wyrazi ochotę, to będę mógł dołączyć. Wyraziła i tak przez przypadek, ku początkowej niechęci Gosi, pojawiłem się w jej życiu.
Dodaje też, że w tamtym czasie, na początku nowego tysiąclecia, dzięki jej aktywnej pracy jako projektantki dla różnych firm była ich oknem na świat. – Ona była naszym powiewem świeżego, zachodniego powietrza. Przywoziła nam wszystko to, do czego nie mieliśmy dostępu. Nie mieliśmy internetu, Instagrama. Nie mieliśmy wieści z Zachodu, nie wiedzieliśmy, co się tam dzieje. Ale takim internetem w roku 2003 była Małgosia. Przekazywała nam wszystkie newsy z targów. Jeździła regularnie do Paryża na Première Vision i Prêt-à-porter. A przy tym w modzie funkcjonalnej i dalekiej od eksperymentu, którą wtedy się robiło, Gośka była mistrzynią.
Absolwenci? To znaczące nazwiska w polskiej modzie, niektóre od dawna, inne właśnie zaznaczają swoją obecność. Michał Szulc, Ranita Sobańska, Jacek Kłosiński, Joanna Startek, Aleksandra Seweryniak, Łukasz Jemioł, Piotr Drzał, Alicja Woszkowska, Maja Bączyńska, Adrian Krupa czy Sandra Skórka.
Pierwsza minimalistka mody polskiej
W latach 2009–2012 Małgorzata Czudak zasiadała także na stanowisku kierowniczki Katedry Ubioru. I to właśnie rok 2009 był dla niej ostatnim w MMC – w którego nazwie litera C pochodziła właśnie od jej nazwiska. Markę prowadzili razem z Iloną Majer i Rafałem Michalakiem od 1996 roku, zarówno projektując własne kolekcje, jak i realizując zamówienia dla marek zewnętrznych – rozwijających się wówczas prężnie Quiosque, Reserved, Hexeline, Monnari. Zaprezentowali oni jeszcze wspólną kolekcję podczas pierwszej edycji Fashion Philosophy Fashion Week Poland, który był pierwszym polskim tygodniem mody w ogóle, po czym Małgorzata Czudak podjęła decyzję o zmianie ścieżki zawodowej i zaangażowaniu w sprawy uczelni. Zrobiła habilitację z kolekcją zgodną z własnymi upodobaniami, czyli minimalistyczną, zarówno w kroju, jak i palecie kolorystycznej, co zresztą niejako korespondowało z kierunkiem, który obrała podczas swojego dyplomu.

– Gosia była chyba pierwszą i jedyną tak prawdziwą minimalistką, którą znałem. Wyprzedziła ten trend, zanim nastał na świecie – wspomina Michał Szulc. – Nie lubiła przedmiotów, starannie je selekcjonowała. Przywoziła sobie zwykle z zagranicy klasyki, o których marzyła, natomiast miała ich bardzo niewiele. Nie lubiła otaczać się rzeczami, co widać w tym, co sama projektowała. Żyła tak naprawdę między bielą, szarością a czernią. Odzwierciedleniem jej estetyki była najbliższa przestrzeń, jej mieszkanie. Mając tak określone kanony, nigdy nie narzucała swojej wizji studentom. Zostawiała nam zawsze bardzo dużo przestrzeni na robienie swoich rzeczy. Oczywiście dawała zadania, które na coś nakierowywały i dawały jakąś wskazówkę, ale nigdy się przy niczym nie upierała – tak opisuje czasy, kiedy był jednym z jej studentów. – Była projektantką globalną, projektantką 360 stopni, bo pracowała dla siebie oraz na zlecenia dla bardzo różnych firm. Była dla nas takim wzorcem z Sèvres, do którego dążyliśmy. Pokazywała, jak można żyć po skończeniu ASP, i bardzo nam to imponowało. Mnie się udało, bo trochę powielam drogę Gośki, pracując w przemyśle, projektując swoje kolekcje i ucząc w Akademii.
Prowadząc Pracownię 240, projektowała jeszcze przez pewien czas, proponując ubrania męskie w 2012 roku w kolekcji „Quasi Nero”, następnie dla kobiet i mężczyzn w odcieniach szarości, zgodnie z nazwą „Greyish”. Prezentacja tej kolekcji była wyjątkowym wydarzeniem, pozwalającym publiczności ujrzeć modę w innym kontekście. Czudak zamieniła typowy pokaz mody w sesję zdjęciową, sama czynnie w niej uczestniczyła, w roli akurat typowej dla zaangażowanej projektantki, czyli dopilnowując, by ubrania odpowiednio się prezentowały na modelach i modelkach. W tym czasie można było robić zdjęcia, co działo się w początkach mediów społecznościowych, więc nie było oczywiste, lecz jednocześnie szalenie przyszłościowe.
W 2016 roku wraz z Wiolą Możyszek Małgorzata Czudak stworzyła markę Moove. Twarzą pierwszej kolekcji została Lidia Popiel. Projektantki postawiły na kroje ponadczasowe, doskonałą jakość materiału i polską produkcję. I limitowany nakład, bo dany model miał powstawać w nie więcej niż pięćdziesięciu sztukach. „Dwie przyjaciółki dające sobie pozytywną energię i siłę postanowiły swoją radością podzielić się z innymi kobietami. Przyjemnością dla przyjemności dawania” – można było przeczytać na kartonowej metce, doczepionej do każdego egzemplarza.
Trendy? To rzecz drugorzędna. Liczyły się detale, kunszt i – jak zawsze – neutralna, nienarzucająca się paleta barw. „Mam słabość do czerni, bieli i szarości. To kolory niezobowiązujące. Mocne determinują, kotwiczą cię w danej chwili, są rozpoznawalne i zapamiętywane. Drugi raz czegoś takiego nie włożysz” – tak projektantka opowiadała o swoich fascynacjach kolorystycznych Karolinie Sulej w książce „Modni”. Autorka książki uchwyciła też niezwykle ważną i mocną refleksję: „[Małgorzata Czudak] Podkreśla, że nie wszyscy muszą być Diorami, że uczelnia nie kształci jedynie geniuszy. Tymczasem na rynku muszą być ludzie, którzy znają rzemiosło i zarabiają pieniądze, a nie tylko sfrustrowani artyści, którzy będą się brzydzić zaprojektowania kolekcji dla Biedronki”.

Jak studenci wspominają profesor Małgorzatę Czudak
Jej wiedza, doświadczenie, otwartość oraz podejście do projektowania pozwoliły kontynuować ideę prof. Aleksandry Pukaczewskiej: tworzenie wyjątkowej przestrzeni dla studentów i studentek ASP w Łodzi. W prowadzonej wspólnie z Michałem Szulcem Pracowni 240 rozwijane są umiejętności twórcze i talenty, a także zdolność analitycznego myślenia i poznawania uwarunkowań wpływających na formę ubioru. W efekcie powstają pierwsze kolekcje, nierzadko będące preludium do owocnej kariery.
– Gdy pracowaliśmy razem, ona zajmowała się magisterką, a ja licencjatami. Wymyśliła swój sposób na studia magisterskie – abstrakcyjny i intelektualny. Tworzyła zadania, które były bardzo nieokreślone, emocjonalne. Każdy mógł zrealizować je po swojemu, ale były jeszcze bardziej luźne od tego, co pamiętałem ze swoich studiów. Poruszała zagadnienia typu „światło”, „cień”. Kierowała studentów w stronę obszarów, które są bardziej związane ze sztuką niż z modą użytkową i projektowaniem. Taka droga, po techniczno-artystycznym licencjacie, który był prowadzony przeze mnie, zmuszała do głębszego researchu z Gośką. I Gośka zawsze (co było jej ogromną zaletą) dobierała pod temat, który się przynosiło, literaturę, albumy, muzykę. Dzieliła się historiami z życia, doświadczeniami, których miała mnóstwo – mówi Michał Szulc.
Z rozmów z podopiecznymi Pracowni wyłania się obraz cenionej i czułej pedagożki. – Pani Małgosia sama była minimalistką, ale nam pozwalała na szukanie swojej drogi. Każdy temat, który zadawała, można było zinterpretować na wiele, wiele sposobów i znaleźć w nim to, co nam najbliższe. Dawała dużą możliwość swobody twórczej i odkrycia siebie, swojej estetyki i prowadziła nas w tej drodze. Była bardzo profesjonalna i kompetentna, a jednocześnie podchodziła do nas z matczyną miłością. Zapamiętam ją jako wspaniałą, ciepłą, bardzo bliską mi osobę – tak wspomina projektantkę Sandra Skórka, ubiegłoroczna dyplomantka ASP, finalistka konkursu Złota Nitka 2023 oraz zwyciężczyni konkursu Designers Play Sustain.
– Była dobrą osobą, pełną empatii i altruizmu – mówi Maja Bączyńska, absolwentka ASP w Łodzi, wykładowczyni Instytutu Ubioru. – Dla mnie była najlepszą promotorką, jaką mogłam sobie wymarzyć. Zaraz po rozpoczęciu pracy na ASP miałam od niej duże wsparcie, dla mnie to było coś bardzo nowego i tak naprawdę bardzo mi pomogła oswoić się z tą sytuacją. Gdy będę ją przywoływać w pamięci, to na pewno jako osobę, która bardzo kochała swoją pracę. Z pasją opowiadała o modzie czy literaturze, kochała też naturę, słońce, Włochy. Chcę ją też zapamiętać jako iskierkę, bo była właśnie ogromną energią zamkniętą w filigranowej formie. Jeśli chodzi o stronę projektową, stawiała na funkcjonalność i prostotę formy. I właśnie to od niej zaczerpnęłam: dużą uwagę zwracam na czystość formy, konstrukcję, detal.
– Zarówno w swoim wyglądzie, jak i w twórczości była minimalistyczna – opowiada Adrian Krupa, projektant, absolwent Katedry Ubioru Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. – Uśmiechnięta, trochę sarkastyczna, zawsze merytoryczna i niezwykle wszechstronna. Nie tylko nas uczyła, ale też świetnie pisała o modzie. I miała znakomitą wiedzę, co, kiedy i na którym pokazie się pojawiło. Była pierwszym pedagogiem od projektowania ubioru, z którym miałem do czynienia. Bardzo liczyłem się z jej zdaniem, nawet tym krytycznym, bo była dużym autorytetem. To ona pozwoliła mi się otworzyć na mój własny styl, czerpanie z własnych inspiracji i doświadczeń. Gdy dowiedziałem się, co się stało, przypomniał mi się przewodnik po Nowym Jorku, który podarowała mi na zakończenie edukacji, z dedykacją: „Kolejna stolica mody do podbicia”.
Swoją wiarą w talent i kreatywność studentów zawsze dodawała skrzydeł. Pozostanie niezapomniana, ale też nikt nigdy nie zdoła wypełnić pustego miejsca, które zbyt wcześnie po sobie zostawiła.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.