Znaleziono 0 artykułów
25.06.2021

Marcin Dzierżanowski: Jak pogodzić wiarę i tęczę

25.06.2021
(Fot. archiwum prywatne)

Marcin Dzierżanowski z Fundacji Wiara i Tęcza opowiada o roli w wiary w pogodzeniu się ze sobą i o tym, czy można pogodzić się z polskim Kościołem.

Jak trafiłeś do Wiary i Tęczy?

Dziesięć lat temu znalazłem ogłoszenie. W Poznaniu miało się odbyć spotkanie powołujące chrześcijańską grupę osób LGBT. Oprócz mnie przyszły na nie tylko dwie osoby. Ustaliliśmy, że stworzymy stronę internetową i rozjechaliśmy się w swoje strony. Wydawało mi się, że nic z tego nie wyjdzie, więc zapomniałem o inicjatywie. Po kilku miesiącach dowiedziałem się, że jednak grupa istnieje. Zacząłem przychodzić na spotkania warszawskiego oddziału, który działał trochę jak grupa wsparcia, a trochę jak grupa duszpasterska. Tam mogłem spotkać ludzi, którzy są homoseksualni i wierzący. Później pojechałem na rekolekcje do Rzeszowa, na których pojawili się ludzie z całej Polski. W Paradzie Równości poszliśmy już jako Wiara i Tęcza. Powstały kolejne oddziały lokalne, m.in. w Rzeszowie i we Wrocławiu.

Chciałeś zostać aktywistą?

Nie, na początku chciałem po prostu przychodzić na spotkania. W końcu zostałem warszawskim liderem, później założyliśmy fundację, której byłem prezesem. Do dziś jestem jedną z bardziej zaangażowanych osób w Warszawie, choć zarządzanie przekazałem młodym.

Zdziwiłeś się, że tylu katolików LGBTQ+ potrzebuje wsparcia?

Nie, ale zaskoczyło mnie to, że na rekolekcjach spotkałem tylu księży. Dzięki temu poczułem, że to poważna organizacja. Byłem wtedy tylko częściowo wyoutowany, przed bliskimi. Wiara i Tęcza pomogła mi bardziej się otworzyć – zintegrować wiarę i tożsamość.

Marcin Dzierżanowski: Wiara może pomóc w pogodzeniu się ze sobą

Dlaczego to takie trudne?

Bo wierząca osoba LGBTQ+ słyszy z ambony w kościele katolickim, że nigdy nie będzie „normalna”, spełniona, szczęśliwa. Gdy byłem młody, w przestrzeni publicznej nie było żadnych wyoutowanych osób. A w kościele słyszałem, że jeśli jestem osobą LGBTQ+, to nigdy nie będę żyć w związku, bo muszę na zawsze zachować czystość.

Ma dla ciebie znaczenie, czy wchodzisz w związek z osobą wierzącą?

Nie, chociaż byłego partnera poznałem w Wierze i Tęczy. Dla wielu osób bycie wierzącym jest kluczowe przy doborze partnera, dla mnie nie.

Wyobrażasz sobie w przyszłości ślub kościelny?

Tak, choć nie jestem teraz w związku. Na jednych z naszych rekolekcji duchowny udzielał błogosławieństwa parom jednopłciowym. Nie chodziło, rzecz jasna, o sakrament małżeństwa, ale zwykłe błogosławieństwo, tak jak się na przykład błogosławi dzieci czy wiernych po mszy. Tyle że tym razem do księdza mogła podejść para. Wszyscy, którzy podchodzili do ołtarza, płakali. Gdy ludzie przychodzili do Wiary i Tęczy, mówili mi: „Muszę budować związek przeciw Kościołowi”. Tam po raz pierwszy zobaczyłem, że można go budować z pomocą Kościoła.

Pochodzisz z religijnego domu?

Wychowałem się w religijnym, ale pozbawionym dewocji domu. Od zawsze blisko mi było do katolicyzmu otwartego. Zanim trafiłem do Wiary i Tęczy, przepracować temat religijności i tożsamości seksualnej pomogła mi terapia. Pokazała mi, że może być inna duchowość poza tą znaną mi z Kościoła.

Nadal chodzisz do kościoła?

Ostatnio mam z tym coraz większy problem. Instytucję w jej obecnym kształcie w znacznej mierze odrzucam, ale wciąż przemawia do mnie duchowość katolicka. Dzięki Wierze i Tęczy poznałem wielu księży i zakonnic o otwartych umysłach. Pokazali mi inne chrześcijaństwo. Takie, które pomaga w zaakceptowaniu siebie. O ile Kościół na pewno jest przeszkodą w pogodzeniu się ze sobą, o tyle wiara może być pomocna.

Uważasz się więc za chrześcijanina?

Tak. Gdybym mógł wybierać, wolałbym urodzić się w rodzinie protestanckiej. Ale tak się nie stało, więc jestem wciąż do pewnego stopnia wierny tradycji.

Chrześcijaństwo rozumiem jako otwieranie się na drugiego człowieka. Nie twierdzę, że bez wiary nie można tego zrobić, ale wiara w tym pomaga. Czuję się chrześcijaninem także dlatego, że chrześcijaństwo było na początku projektem emancypacyjnym, zacierało różnice między ludźmi, afirmowało różnorodność. Jezus wychodził z utartych schematów społecznych.

W połowie XX wieku pojawiła się teologia wyzwolenia, która uczyła, żeby zmieniać rzeczywistość, a nie czekać na sprawiedliwość, która będzie w przyszłym świecie. To ważne przesłanie, przesłanie aktywizmu, niestety w Polsce mało znane. W każdym razie duchowość chrześcijańska może otwierać na siebie i innych. Niestety, nie w wykonaniu polskiego Kościoła katolickiego.

Marcin Dzierżanowski: Kościół mówi rzeczy niewybaczalne

W ostatnich latach Kościół zradykalizował się. Z ambon płynie mowa nienawiści. Jak to wytrzymujesz?

Nie godzę się na to. Uważam się za katolika na uchodźstwie. Coraz bliżej mi do chrześcijaństwa, coraz dalej do katolicyzmu. Nie czuję odpowiedzialności za biskupów, bo się już z nimi nie utożsamiam.

Kiedyś jako Wiara i Tęcza bardzo chcieliśmy reformować Kościół, rozmawiać z biskupami, przekonywać. Mam wrażenie, że w tej chwili skupiamy się na innych priorytetach. Osobiście niezbyt widzę sens dialogu z ludźmi, którzy mówią o nas „tęczowa zaraza”, a w najlepszym przypadku nie reagują na takie słowa. Słowa abp. Jędraszewskiego śmieszą mnie i irytują. Czasem łapię się na myśleniu: im gorzej, tym lepiej. To znaczy: im częściej biskupi będą gadać głupoty, tym bliżej ostatecznego krachu tego systemu. Nie wiem, czy jako katolik powinienem tak myśleć, ale przyznam, że tak jest.

Odkąd Kościół mówi rzeczy niewybaczalne, dla wielu osób LGBTQ+ przestał być już punktem odniesienia. Dla mnie księża byli kiedyś ogromnymi autorytetami. Z czasem zrozumiałem, że są tylko ludźmi, ułomnymi jak wszyscy. W homofobicznych księżach widzę nie tylko oprawców, ale też ofiary systemu. Znam wielu księży gejów – jest ich pewnie w Kościele 30–40 proc. Nie mogą się wyoutować. Gdyby to było możliwe, może Kościół zmieniłby się na lepsze.

Tymczasem Kościół broni księży, którzy krzywdzą.

Nie mogę tego znieść. Słyszałem tyle historii o depresji, samobójstwach, wykorzystywaniu seksualnym, że nie mogę pozostać obojętnym.

Szokujący jest dla mnie brak reakcji wiernych na patologiczne nadużycia Kościoła. Przeraża mnie bierność katolików wobec afer pedofilskich. Wiem, że to powoduje u wielu osób kryzys wiary. Nie dziwię się, że postanawiają odejść od Kościoła, często pozostając wierzący.

Wyobrażasz sobie, że mógłbyś wystąpić z Kościoła?

Jeśli Kościół będzie szedł tą drogą, którą idą polscy biskupi, to nie mogę tego wykluczyć. Na razie nie zrywam jeszcze tej więzi, bo mimo wszystko wciąż w Kościele dużo dobra. Dla mnie autorytetem jest siostra Jeannine Gramick, amerykańska zakonnica, która w latach 70. założyła katolickie duszpasterstwo LGBT. Gościliśmy ją w Polsce, gdy Wiara i Tęcza przyznała jej nagrodę „Znak Pokoju”. Powiedziała: „Jeśli Kościół pomaga ci w zbliżeniu do Boga, to pozostań. Jeśli przeszkadza – odejdź”. Proste, a genialne.

Marcin Dzierżanowski: Radykalizacja polityków nie idzie w parze z nastrojami społecznymi

Głosy homofobicznych polityków dotykają cię?

W czasie ubiegłorocznej kampanii wyborczej osobiście przeżywałem nagonkę na osoby LGBTQ+. Jestem dziennikarzem, przez lata zajmowałem się polityką, znam większość osób, które mówiły o nas źle. Nienawistne słowa przełożyły się na czyny. We Wrocławiu napadnięto mnie za tęczowy plecak, a w Warszawie ktoś mnie zwyzywał. Wcześniej to się nie zdarzało. Ludzie dostali przyzwolenie na przemoc.

Jednocześnie mam wrażenie, że ta radykalizacja nie idzie w parze z nastrojami społecznymi. Paradoksalnie jest coraz więcej tolerancji wobec osób LGBTQ+. Widzę to po młodych ludziach w Wierze i Tęczy. Nam, 40-latkom, akceptacja siebie zajmowała lata, 20-latkowie potrafią poradzić sobie w kilka tygodni. Niedawno przyszedł do nas chłopak, którego po coming oucie rodzice chcieli wysyłać do egzorcysty. Tydzień później przyszedł z chłopakiem na obiad do domu rodzinnego. Według najnowszych badań 70 proc. nastolatków w Polsce wie o przynajmniej jeden wyoutowanej osobie w swoim otoczeniu. Ja w liceum nie znałem nikogo.

Twoja decyzja o publicznym coming oucie była podyktowana działalnością aktywistyczną?

Tak, kilka lat temu dokonałem coming outu na łamach „Repliki”. Dzięki temu łatwiej mi działać na rzecz osób LGBTQ+. Myślę, że coming out zawsze będzie potrzebny, wyzwalający. Żyjemy w społeczeństwie heteronormatywnym. Zawsze będziemy mniejszością.

Jak udaje ci się godzić rolę działacza i dziennikarza?

Długo rozdzielałem te dwie role. Przez kilka lat pisałem o Kościele, m.in. o nadużyciach ojca Rydzyka. Po coming oucie żaden biskup nie udzielił mi już wywiadu. Potem, choćby idąc na wywiad z Andrzejem Dudą, by zapytać go o strefy wolne od LGBT, łączyłem funkcję aktywisty i dziennikarza.

Potrafisz rozmawiać z homofobami?

Tak, czuję się wtedy jak chirurg, który nie może zbyt emocjonalnie podchodzić do pracy. Lubię rozmawiać z ludźmi, z którymi się nie zgadzam. To dlatego chętnie uczestniczę w dyskusjach z Tomaszem Terlikowskim, czego wielu znajomych nie może mi wybaczyć. Ale, szczerze mówiąc, wolę to od przekonywania przekonanych.

Tę różnorodność poznałem też dzięki Wierze i Tęczy. Wiara i Tęcza otworzyła mnie na ludzi z bardzo różnych grup społecznych. W Warszawie, w środowisku medialnym, żyłem w bańce. Dzięki fundacji poznałem ludzi z mniejszych miast, ze wsi, bezrobotnych – słowem takich, których w moim otoczeniu dotąd prawie nie było. Będąc dziennikarzem, przez lata pisałem o Polsce, a tak naprawdę nie do końca ją znałem. Wierzyłem w neoliberalne zaklęcia, że jak ktoś chce, to może osiągnąć wszystko. Dzięki Wierze i Tęczy zrozumiałem, że tak nie jest.

Jako działacz czujesz realny wpływ na życie innych?

Kiedyś jeden chłopak powiedział mi, że uratowałem go przed samobójstwem. Poznałem też nastolatka z małego miasta na Podkarpaciu, który chciał porozmawiać o wierze i homoseksualności, ale nie mógł przyjechać do Warszawy. Gdy akurat jechałem w Bieszczady, zahaczyłem o jego rodzinne miasto. Spotkaliśmy się i porozmawialiśmy. Byłem pierwszą osobą LGBTQ+, którą poznał osobiście. Po godzinnej rozmowie ze mną zdecydował się na coming out przed rodzicami. W takich chwilach mam poczucie, że moja praca jest potrzebna.

 

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij