
Lauren Greenfield od lat dokumentuje konsumpcyjny szał ogarniający Amerykę. W „Pokoleniu pieniądza” reżyserka opowiada o Donaldzie Trumpie i Kim Kardashian, bogactwie i bigoterii, ekscesie i erotyce. – Zamiast stawać się łatwiejszym miejscem dla dziewczynek, świat niezmiennie wyciąga koło ratunkowe do chłopców – mówi Greenfield.
Chińczycy notujący fonetyczny zapis marek. Sześciolatka wyszykowana na konkurs piękności: treska, ciężkie od tuszu rzęsy, język zalotnie oblizuje sztuczne zęby. Dwunastoletnia Kim Kardashian w pełnym mejkapie na potańcówce dla bogatych dzieci w Bel Air. Trzynastolatek obchodzący swoją bar micwę w klubie go go wtula się w pokaźne piersi tancerki. Obwieszony piętnastoma kilogramami złota właściciel limuzynowego imperium w futrze sprezentowanym mu przez Mike’a Tysona. Niezliczeni byli i przyszli raperzy obrzucający się banknotami pośród twerkujących pup w skąpej bieliźnie. To tylko kilka z tysięcy obrazków utrwalonych przez Lauren Greenfield, fotografkę i reżyserkę („Królowa Wersalu”), która od lat dokumentuje konsumpcyjny szał ogarniający Amerykę.

Bohaterowie „Pokolenia pieniądza” reprezentują inne kultury i grupy społeczne, ale postępują podobnie. Ich marzenia są zunifikowane. Zdecydowanie bliżej „mieć” niż „być”. Do niektórych z nich Greenfield wraca po latach. Jedni wciąż kąpią się w dolarach. Innych zjadła codzienność, czasami do ostatniej kości.
Najambitniejszy filmowy projekt w karierze reżyserki, wydany także w formie albumu przez Phaidon Press, narodził się w konsekwencji kryzysu ekonomicznego w USA. Na ekranie Greenfield porządkuje i przegląda materiały zebrane podczas dwudziestu pięciu lat kariery. Film czasami przywdziewa kostium umoralniającej przypowiastki, kiedy indziej wykładu na temat trendów medialnych, by zaraz przemienić się w seans zbiorowej psychoanalizy. Wszystko spina poruszająca autobiograficzna klamra.
Pani praca wymaga stuprocentowego zaangażowania. Podróże, ciągłe rozstania z bliskimi, fizyczna bliskość i budowanie relacji z fotografowanymi bohaterami. To ogromne psychiczne obciążenie. Jak zachowuje pani dystans do świata oglądanego przez obiektyw?
Jak pani słusznie zauważyła, zbliżenie się do bohatera jest podstawą mojej pracy. Nie buduję granic jak antropolog, socjolog, czy nawet dziennikarz. Nie mam naukowego filtru. Nawiązuję z moimi bohaterami osobistą, emocjonalną więź. Ale nie można tego mylić z przyjaźnią. To raczej doświadczenie dzielenia tego samego momentu w historii. Moim nadrzędnym celem jest opowiedzenie historii i dbam o to, by bohaterowie od początku byli tego świadomi. Zawsze mam ze sobą kamerę. Od razu wyjaśniam, czym się zajmuję. Wydaje mi się, że przed zatarcie granic bronię się dzięki kulturowemu kontekstowi, którym dysponuję jako twórca. Im bliżej docieram, im mocniej wiążę się z tematem emocjonalnie, tym lepiej jestem w stanie oddać prawdę danej osoby. A potem włożyć w kontekst, który znam dzięki całej reszcie swojej pracy. Nie postrzegam tego w kategoriach konfliktu. W przypadku tego filmu obudowanie historii kontekstem zajęło mipięć lat.

Gdy ktoś próbuje zrobić mi zdjęcie, zwykle czuję się zakłopotana. Pani bohaterowie, nawet ci „zwyczajni”, od razu prężą się w pozie, gotowi do strzału. To znak czasów?
Mimo że ludzie mogą przed kamerą udawać, to przeważnie życie jest zbyt obciążające, by wykrzesać z siebie na to siłę. Po prostu, jeśli patrzy się w jakiś punkt wystarczająco długo, w końcu wypatrzy się prawdę. Wydaje mi się, że to właśnie wydarzyło się w moim poprzednim filmie, „Królowej Wersalu”. Na samym początku widać, że jestem zdenerwowana. Bohaterowie siedzą na tronie.Jackie Siegel ma pełen makijaż, nosi sukienkę, którą wybrała. Wtedy przeprowadziłam z nią bardziej tradycyjny wywiad. Dwa lata później Jackie jest bosa, bez makijażu, a ja, kręcąc z ręki, zadaję jej mężowi Davidowi wymagające, osobiste pytania. Widz jest świadkiem przekształcenia naszej relacji. To się dzieje cały czas. Ma oczywiście znaczenie to, że łatwo nawiązuję kontakt z ludźmi i naprawdę uwielbiam moich bohaterów. Zakochuję się w nich. Chyba dlatego wykonuję tę pracę. Nie było takiej osoby, z którą nie zjadłabym beczki soli. Zawsze przy rozstaniu mam poczucie straty. Gdy kręciłam „Thin”, film o kobietach z zaburzeniami odżywiania, przez sześć miesięcy nawiązałam głęboką więź z tą bardzo wrażliwą społecznością, która ma tendencje do budowania barier. Potem jedna z bohaterek popełniła samobójstwo. Miałam poczucie, że film to za mało, by pokazać tę intymną więź, więc napisałam też książkę. Chciałam uhonorować moje bohaterki tym, że ich nie oceniałam. Byłam sprawiedliwa, dałam im i sobie czas. Co nie znaczy, że nie jestem wobec bohaterów krytyczna. W mojej pracy krytykuję raczej kulturę niż ludzi. Zamiast oceniać, staram się wyjaśnić, dlaczego dokonują takich, a nie innych wyborów.
Efekt pani pracy bywa dla bohaterów okrutny. Nie zawsze są postrzegani tak, jakby chcieli. Nie czują się zdradzeni? Akceptują pani spojrzenie?
Zanim bohater mnie pozna, czyta o mnie na Wikipedii, widział też pewnie „Królową Wersalu”. Zna mój punkt widzenia, więc zaczynamy relację w atmosferze szczerości. To coś, co się zmieniło przez 25 lat mojej pracy. Kiedyś byłam dla moich bohaterów anonimowa. Odkrywali prawdę o mnie na bieżąco. Ich ogląd sytuacji nie zawsze jest taki, jak mój. W filmie widać, jak zmieniają się ich twarze w momencie, gdy widzą swoje zdjęcia. Myślę, że dostrzegają w nich coś, czego wcześniej nie widzieli. I rozumieją mój punkt widzenia. Chyba najbardziej ekscytującą rzeczą w „Pokoleniu pieniądza” było to, że mogłam wrócić do ludzi, których fotografowałam kiedyś, a oni ponownie chcieli się przede mną odsłonić.

W „Pokoleniu…” pojawiają się pani rodzice. Przedstawiciele całkiem innego świata niż reszta bohaterów.
Pojechałam przeprowadzić wywiad z moimi rodzicami, bo to ludzie, którzy nie przejmują się rzeczami materialnymi. Reprezentują wartości innego pokolenia. Chciałam je zrozumieć i poznać. Mój tata pochodził z rodziny biednych imigrantów, rosyjskich Żydów. Amerykański sen powinien być jego snem.
Tyle że kiedyś amerykański sen oznaczał chyba coś innego niż dzisiaj.
Były w niego wpisane określone cele. Dom w sąsiedztwie, w którym możesz zapewnić swoim dzieciom lepsze życie i masz dostęp do dobrych szkół. A wokół siebie społeczność, która dzieli twoje wartości, moralność i priorytety. I to jest ta część snu, o której zapomnieliśmy. Został tylko dom, czyli to, co posiadamy, a zniknęły wartości. A potem doszła jeszcze obsesja powiększania. Mój tata mawiał, że w Los Angeles, gdy ktoś osiąga sukces, kupuje dom w innej dzielnicy, zmierzając na najbardziej prestiżową północ. W jego rodzinnym Bostonie ludzie zostawali w jednym miejscu całe życie. Mogli odnieść niesamowity sukces, ale dom był w jednym miejscu. Dziś koncepcja sukcesu, opartego na wartościach, jest za nami.
Liczy się wyłącznie osiągnięcie celu. Nieważne, w jaki sposób.
Nie jest ważne, czy coś zostało kupione za pożyczkę, za seks, czy za długi. Chodzi o to, żeby to mieć. Ważną postacią dla mojej pracy jest Kim Kardashian, która stała się symbolem takiej filozofii. Jest sławna dzięki bogactwu, a jej popularność zaczęła się od sekstaśmy. Nie umiem o tym zapomnieć. Chciałam obejrzeć ten filmik, gdy zaczynałam robić „Pokolenie…”. Tak poglądowo. Nie udało mi się dobrnąć do końca. Ale widziałam dość, by wiedzieć, że to pornografia. Dzieci, dla których ona jest idolką, wiedzą o tym filmie. Pewnie część go widziała.W filmie widać zresztą, jak pytam mojego syna, czy ogląda już pornografię. To nie jest pytanie, które chcesz zadawać swojemu dziecku, ale żyjemy w świecie, który nie daje nam wyboru. Spora część mojej pracy dotyka tematów, o których wolelibyśmy nie wiedzieć.

Opowieść, którą pani snuje, jest nie tylko osobista, ale też politycznie i społecznie zaangażowana, krytyczna.
Nie planowałam opowiadać o sobie. Niechętnie zdecydowałam się wprowadzić na ekran wątki autobiograficzne. Ale zawsze planowałam, że będę mówić o kulturze. Nie wiedziałam tylko, że z tej kultury wyrośnie Trump. Jego zwycięstwo w wyborach niewątpliwie wpłynęło na kierunek, w jakim poszliśmy. W ostatecznej wersji pojawiły się fragmenty jego reality show i nagrania z wieców wyborczych. Chcieliśmy naświetlić kulturę, która umożliwiła mu dojście do tak ogromnej władzy, bo on jest symptomem choroby, która ją toczy. Stanowi apoteozę pokolenia bogatych celebrytów, materializmu, gromadzenia nieruchomości, konkursów piękności i zarabiania na uprzedmiotawianiu kobiet. Kobiety-trofea to także wyraz jego sukcesu. Planowaliśmy nakręcić z nim materiał do tego filmu. Wszystko było dograne. Ale gdy ogłosił, że kandyduje na prezydenta, temat został ucięty.
Trump to w pewnym sensie podobny przypadek do Kim Kardashian.
To geniusz autolansu. Podobnie jak Kim jest czarnoksiężnikiem z Oz w zakresie PR-u. Myślę, że naszym błędem było niedocenianie jego geniuszu.
Oglądałam jakiś czas temu dokument o Trumpie. Uderzyła mnie pogarda, z jaką odnosił się do ludzi. I to, że tak samo traktuje kobiety, także swoje partnerki! To relacja diametralnie inna niż ta łącząca panią i pani męża Franka Eversa.
Frank jest niezwykły. Jako mężczyzna i jako partner. Może to dlatego, że jest Irlandczykiem, który miał w rodzinie wiele silnych kobiet - aż pięć sióstr! - i wychowano go tak, że szanuje je i wspiera. A oprócz tego kocha sztukę. Jesteśmy razem od college’u. Nie sądzę, że miałabym odwagę zostać artystką, gdyby nie było go przy mnie. Byłam bardzo niepewną swoich sił dziewczyną. Myślałam konwencjonalnie, zaczęłam nawet studiować nauki społeczne, żeby znaleźć normalną pracę. To on mnie namawiał, żebym skupiła się na sztuce, nawet, gdy moje podania odrzuciło kilka szkół filmowych. „Zajmuj się fotografią, to przywiedzie cię z powrotem do filmu” – mówił. Nasz aktualny układ narodził się tak, że kiedy zaszłam w ciążę, on pracował dla Disneya, a ja zajmowałam się fotografią. Chciał wziąć urlop rodzicielski, zgodnie z amerykańskim prawem. Ale jego szef powiedział: „Jak to? Żaden wiceprezes nigdy nie brał urlopu rodzicielskiego w Disneyu!”. Po czym zaczął uprzykrzać mu życie do tego stopnia, że kilka tygodni przed moim porodem próbował go przenieść do Londynu. Frank odszedł z tamtej pracy, jednocześnie zachęcając mnie, żebym pod żadnym pozorem nie rezygnowała z fotografii.

I nie zrobiła pani tego. W filmie jest scena, którą doskonale zrozumie każda pracująca matka: ujęcie lodówki wypełnionej po brzegi woreczkami zamrożonego kobiecego mleka.
Prawie dziewięć litrów. Gdy Noah był mały, karmiłam go piersią. Żeby móc robić zdjęcia, musiałam zabierać ze sobą niańkę. We trójkę dzieliłyśmy pokój hotelowy. W efekcie nie zarabiałam praktycznie nic, bo wszystko szło na płacenie za jej pracę. Ale chodziło o to, żeby pozostać w grze. Bo jako artystka, ale też jako kobieta w tej branży, nie możesz działać na pół gwizdka. Gdy Frank podjął decyzję o odejściu z Disneya, ja zdecydowałam się na służbowy wyjazddo Chinna kilkanaście dni. Noah miał dziesięć tygodni. W Chinach czułam się bardziej akceptowana niż w Stanach. Tam jest mnóstwo kobiet, które zostawiają dzieci z rodzicami czy dziadkami, żeby iść do pracy. WStanach jesteś poddana ocenie. To był trudny czas. Ale dobrą stroną tej sytuacji było to, że Frank miał możliwość karmienia dziecka. To doświadczenie ogromnie zbliża.
Frank jest bardzo blisko z synami. W waszej rodzinie konserwatywnie przypisane płciom role zostały odwrócone. Donald Trump doesn’t approve!
W większości rodzin to mama jest tym rodzicem, którego dziecko bardziej potrzebuje. To ją pierwsząwoła przez sen. U nas było po równo. A nawet częściej wzywany był tata. Moja praca wiąże się z podróżami. Chłopcy wiedzieli, że czasem muszą radzić sobie z tym, że mnie nie ma. To było dla mnie z jednej strony wyzwalające doświadczenie, z drugiej, ogromnastrata. To uczucie, z którym żyje niemal każdy mężczyzna, kobiety znacznie rzadziej. Ale taki układ był wspólną decyzją i sprawdzał się dla każdej ze stron.
Dziś pani mąż jest także pani współpracownikiem. Stanowicie zespół.
Wcześniej należałam do agencji fotograficznej Seven. Byłam jedyną kobietą obok dziesięciu fotografów wojennych. Jeszcze karmiłam, gdy wróciłam do pracy. Nie było mowy o specjalnych przerwach na spotkaniach. Udogodnienia dla matek nikogo nie interesowały. W ogóle amerykański system bardzo na tym polu kuleje. Mieliśmy naprawdę długie zebrania. Bez przerw. I ja po prostu z nich wychodziłam. Ale to - i wiele innych doświadczeń - utwierdziło mnie w przekonaniu, że w naszej branży brakuje przestrzeni dostosowanej do potrzeb kobiet. Może też dlatego wystartowaliśmy z Frankiem z własną agencją fotograficzną i filmową Evergreen Pictures, która dziś reprezentuje około 20 fotografów, w tym mnie. Frank zarządza ich karierami tak, jak zarządzał moją. Z czasem zaczęliśmy produkować też filmy. Zrobiłam wiralowy spot „Like a Girl”, który obejrzało 200 milionów ludzi. Dostrzegliśmy, że obszar reklam i contentu sponsorowanego ma wielki wpływ na rynek, a jednocześnie na tym polu działa bardzo niewiele kobiet. Postanowiliśmy wzmocnić głosy reżyserek. Teraz otwieramy nową firmę reprezentującą reżyserki reklam i towarów markowych.
„Pokolenie pieniądza” pokazuje jak trudno być w dzisiejszych czasach kobietą.
Zawsze wyobrażałam sobie, że będę miała córkę. Kiedy urodził się mój pierwszy syn, byłam szczęśliwa, że mam zdrowe dziecko. Wciąż marzyłam o dziewczynce, ale drugi też był chłopak. Wiedziałam, że trójka jest poza moim zasięgiem i pogodziłam się z myślą, że córeczki nie będzie. Mój mąż powiedział mi któregoś dnia, że według niego, tak jest lepiej. Myślę, że między matką a córką jest nieco inna dynamika. Dziewczynki bywają wobec swoich mam bardzo wymagające, ostre. Pamiętam, że ja byłam bardzo ostra dla mojej mamy. Jako aktywnie pracująca matka cieszę się, że moi chłopcy byli wobec mnie łagodni, bardzo elastyczni. Poza tym w mojej pracy przez lata obserwowałam, jak trudno jest kobietom dorastać. Zamiast stawać się łatwiejszym miejscem dla dziewczynek, świat niezmiennie wyciąga koło ratunkowe do chłopców. Kiedy słyszę, że mężczyźni mają teraz cieżko, śmieję się pod nosem. Kultura była i jest wobec mężczyzn łagodniejsza. W pewnym sensie czuję więc ulgę, że nie mam córki. Ale też dojmujący brak. Bo, jak pokazuje mój film, zawsze chcemy mieć wszystko. To jest wpisane w nasze DNA.
Rozmowa z Lauren Greenfield odbyła się podczas festiwalu Sundance London, dzięki uprzejmości Sundance TV Polska, kanału, na którym można oglądać najlepsze filmy z poprzednich edycji festiwalu Sundance, niezależne produkcje światowego kina, dokumenty i najpopularniejsze seriale telewizyjne.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.