Znaleziono 0 artykułów
19.11.2020

Mniej, czyli lepiej

19.11.2020
"Vogue Polska" październik-listopad 2020 (Fot. Stanisław Boniecki)

Kalendarz globalnej mody, niedawno nielogicznie rozpędzony, powoli zwalnia. I dobrze! Potrzebujemy mody coraz lepszej i jakościowej.

Mogliście nie zauważyć, ale za nami sezon pokazów na wiosnę-lato 2021. Miesiąc mody, zwykle nie do przeoczenia, przemknął niemal bez echa. Nawet ci, którzy modą fascynują się jak szaleńcy, szybko o pokazach zapomnieli. Powód – na wybiegach działo się niewiele. Jedni, jak Ralph Lauren, odpuścili sobie jesienne premiery, inni pokazali nowe kolekcje jakby z obowiązku. Tworzone w utrudnionych przez kryzys epidemiczny i finansowy warunkach ubrania, choć wciąż piękne, często nie doskakiwały do wysoko zawieszonej przez same marki poprzeczki. Przez światowe wybiegi przeszła więc parada odświeżonych bestsellerów, mody sprawdzonej i funkcjonalnej, która przeszła już test klientek. Nawet skore do estetycznych eksperymentów domy mody postawiły na prostotę i funkcjonalność. 

Chanel wiosna-lato 2021 (Fot. Getty Images)

W tradycyjnej formule odbyła się garstka pokazów. Niektóre, jak show Armaniego czy Prady – bez publiczności, inne w kameralnym, usadzonym zgodnie z zasadami dystansu społecznego gronie gości. Na takie rozwiązanie pozwoliły sobie tylko największe domy mody, jak Dior, Louis Vuitton czy Chanel. Znaczna część marek z organizacji dużych pokazów się wycofała. Wiele z nich zaprezentowało swoje kolekcje cyfrowo – w formie edytoriali lub jak Marine Serre czy MM6 (tańsza linia Margieli) fabularnego wideo. W stosunku do roku poprzedniego spadła nie tylko liczba samych pokazów, lecz także liczba looków w kolekcjach. Dom mody Jil Sander w sezonie SS 20 pokazał 56 sylwetek, w tym roku – 42, Tory Burch ograniczyła kolekcję z 40 do 28 sylwetek. To tylko wyrywkowe przykłady. 

Dior wiosna-lato 2021 (Fot. ELINA KECHICHEVA)

Powodów było wiele – finansowe, logistyczne, związane z odpowiedzialnością społeczną. Tę ostatnią podjęły nie tylko marki, lecz także media. – Wszystkie edycje „Vogue’a” zgodnie zrezygnowały z zagranicznych podróży w czasie tygodni mody. Chcieliśmy dać dobry przykład, ograniczyć do minimum ryzyko rozprzestrzeniania się choroby. Na pokazach bywali tylko dziennikarze i styliści lokalnych edycji – mówi Filip Niedenthal, redaktor naczelny „Vogue Polska”. – Ta sytuacja pozwoliła nam skoncentrować się na pracy nad jesiennymi wydaniami. Po raz pierwszy w historii zrealizowaliśmy też wspólny globalny projekt. Wszystkie wrześniowe wydania powstały pod jednym hasłem – Hope. W trudnych czasach chcieliśmy się zjednoczyć, zasiać optymizm, pokazać sylwetki liderów zmiany i wskazać nowe, obiecujące kierunki rozwoju. Kryzys dał nam czas, żeby zastanowić się nad przyszłością „Vogue’a” i opracować optymalny kalendarz wydawniczy – dodaje.

"Vogue Paris" wrzesień 2020 (Fot. Materiały prasowe)

Michael Kors na kilka tygodni przed sezonem pokazów ogłosił, że nie będzie dłużej przestrzegać oficjalnego kalendarza wiosennych i jesiennych tygodni mody. Amerykańska marka nowe kolekcje pokaże tylko dwa razy w roku – najbliższą, wiosenną – późną jesienią, w październiku lub listopadzie (nie, jak to zwykle bywało, z początkiem września). Kolekcje międzysezonowe Kors będzie wypuszczać na rynek w formie krótkich dropów. Marka Off_White wiosenną kolekcję planuje zaprezentować w styczniu i już po miesiącu wprowadzić ją do sprzedaży. Do dwóch kolekcji rocznie ograniczy się Gucci. Odejście od obowiązującego od dekad kalendarza jasno zapowiada Saint Laurent, nowej formuły szuka też francuskie Chloe – w branży plotkuje się, że choć dom mody wciąż nie podjął wiążących decyzji, to negocjuje z partnerami handlowymi zmniejszenie liczby produkowanych sezonów.

"Vogue Polska" wrzesień 2020 (Fot. Marcin Kempski dla Vogue Polska)

Świadome marki chcąc dostosować się do głębokich ekonomiczno-społecznych zmian, rezygnują z utartych schematów. Modyfikują swoje modele biznesowe, bacznie przyglądają się trendom rynkowym i potrzebom własnych klientów. Czas kryzysu to szansa dla kreatywnych, którzy potrafią optymalizować procesy i tworzyć rozwiązania skrojone na miarę potrzeb własnych marek. O tym, że elastyczność w działaniu to gwarant sukcesu, doskonale wiedzą wydawcy „Vogue’a”. Wielu z nich zdecydowało się na zredukowanie liczby wydań papierowych. W przyszłym roku na rynku pojawi się też 9 zamiast 11 drukowanych numerów „Vogue Polska” dostosowanych do zwalniającego kalendarza mody i czytelników, którzy, choć nie chcą rezygnować z ekskluzywnej przyjemności lektury na papierze, w czasach społecznej izolacji często świetnych treści szukają również online. Tę sferę działalności „Vogue Polska” dynamicznie rozwija. 

„Będę miała kłopoty przez to, co powiem, to dość kontrowersyjne, ale myślę, że będzie nam lepiej bez fashion weeków” – mówi w wywiadzie dla „Vogue Business” Holli Rogers, szefowa Browns Fashion i chief brand Officer w Farfetch. W rozmowie wyjaśnia, że opracowany przed erą internetu kalendarz nijak nie przystaje do rzeczywistości zakupów w trybie e-commerce. Zanim zacznie się właściwy sezon, w sklepach online trwa już wyprzedaż. Wielu klientów o tym wie i wstrzymuje się z zakupami do czasu obniżek, część jest ubraniami lekko znudzona, już zanim te trafią na rynek. Scentralizowany kalendarz powoduje, że kolekcje wchodzą do sprzedaży jednocześnie, w morzu fasonów wielkich marek giną niszowe projekty, a przyzwyczajony do ciągłych nowości konsument, zostaje pozbawiony efektu świeżości. – W czasach rozpędzonej konsumpcji mało kto miał czas się zastanowić nad logiką działania całego systemu mody, a ta zupełnie się gdzieś rozjechała. Letnie kolekcje trafiały do butików w środku zimy – mówi Filip Niedenthal. – Zanim ubrania z wybiegów można było właściwie nosić, na rynku pojawiały się już kolejne. Pojedyncze marki od dawna szukały rozwiązań tego problemu. Wiele zaczęło łączyć kolekcje damskie i męskie. Nieliczni, jak Tommy Hilfiger, eksperymentowali z modelem sprzedaży prosto z wybiegu – tzw. see now, buy now. Wszystko wskazuje na to, że w obliczu globalnego kryzysu taką strategię przyjmie więcej firm – tłumaczy.

"Vogue UK" wrzesień 2020 (Fot. Materiały prasowe)

Globalne kryzysy – epidemiologiczny i ekologiczny, z którymi dziś się mierzymy – stały się impulsem do zmian na masową skalę. – To zmiany potrzebne, pozytywne i mam nadzieję, że trwałe. Naprawdę nie potrzebujemy tylu rzeczy. Mniejsze tempo pracy i ograniczenie nadprodukcji będą miały pozytywny wpływ nie tylko na branżę mody, lecz także na środowisko. Obciążeni ilością pracy dyrektorzy kreatywni domów mody już ledwie zipią, nic dziwnego, że czasem brak im kreatywności. Idea, która stoi za ich kolekcjami, nawet jeśli bardzo wartościowa, nie wybrzmiewa w tej masie. Potrzebujemy mniej mody, za to dobrej, jakościowej i ciekawej – podsumowuje Niedenthal. 

Kamila Wagner
Proszę czekać..
Zamknij