
Czy wciąż potrafimy słuchać muzyki? Jak patrzymy na fotografię artystyczną? Fotograf Maksym Lazar Rudnik i Jędrek Dudek z jednoosobowego projektu muzycznego beluga ryba we współpracy z artystką wizualną Polinką stworzyli unikalny projekt wydawniczy. „Dziadzia” to kompilacja obrazów, faktur, tekstów i dźwięków zmieniających się w wielozmysłowe doświadczenie. Zaglądamy na wystawę, którą do końca wakacji można oglądać w warszawskiej galerii Visual Crafters.
Piosenek słucha się dziś w streamingu, fotografie przegląda na Instagramie. Jedne i drugie tracą kontekst nadany przez twórcę, wskakują znienacka podpowiadane przez algorytm, by po chwili zniknąć, zastąpione kolejnymi. Jak w tym szaleństwie trafić do odbiorcy, skupić jego ciekawość i uwagę na tyle, by opowiedzieć swoją historię od początku do końca?

Zatrzymać w miejscu i skupić uwagę
Zeszyt formatu A3 został wykonany ręcznie. Strony przeszyte nitką pod opuszkami palców stają się chropowate i realne. W tej książce – stworzonej przez artystkę wizualną Polinkę – nie wystarczy przewracać strony. Żeby ją poznać, trzeba otwierać pergaminowe koperty, wysunąć z nich fotografie, a potem potrzymać chwilę w dłoniach. Wtedy przed odbiorcą odsłaniają się też słowa tekstów piosenek. To interpretacja dziewięciu utworów Jędrka Dudka w dziewięciu obrazach Maksyma Rudnika. Jak mówi fotograf „Ilustracji”, trudno powiedzieć, co właściwie przedstawiają. – Bardzo świadomie unikałem mocnych wizualnie kompozycji, twarzy czy jakichś narracji. Chcę, żeby wzrok ślizgał się, szukał prywatnych skojarzeń i znaczeń – mówi Rudnik, który w wycinkowych kadrach zieleni czy dusznego klubu zakodował własne wspomnienia, dokładnie tak, jak Dudek naszkicował swoją biografię w linijkach piosenek. – To rozsypane fragmenty pewnej większej układanki, którą każdy ma poskładać sobie sam – dodaje muzyk.

Przyjaźń i zaufanie tworzą unikalne warunki pracy
To projekt dwójki artystów, ale również przyjaciół – powstał dzięki głębokiemu porozumieniu między nimi i mógł się rozwijać w rzadkich, bo partnerskich warunkach.
– Nie rozmawialiśmy o oczekiwaniach drugiej strony – mówi Dudek i podkreśla, że to było zaproszenie, a nie zamówienie. Rudnik zastrzega, że nie chciał iść na skróty, wspomagać się archiwum już istniejących zdjęć. Tylko jedna fotografia, wykonana lata temu karcianym graczom w Atenach, pojawiła się jako silne skojarzenie. Resztę kadrów musiał „dokomponować”. Nastrajał się rozmowami i muzyką. To powolne dojrzewanie, rozwijanie cyklu fotograficznego bez konkretnej tezy i deadline’u, stało się odwrotnością rytmu, w jakim pracuje na co dzień, jako twórca reklam i sesji modowych.
– Jest takie dziwne oczekiwanie, że pomysł, który prezentujesz, ma odpalić słuchacza w sekundę. Wywołać efekt wow. Powalić. Ale ten efekt jest krótkotrwały i potem nic z niego nie zostaje – mówi Jędrzej. – Bardzo się cieszę, że w trakcie miesięcy pracy nad photobookiem nie było tych sztucznych fajerwerków. Kiedy Maksym pokazywał zdjęcia, obydwoje byliśmy otwarci. „To jest ok, ale dajmy sobie czas. Szukamy dalej, sprawdzamy” – opowiada. I dodaje, że w trakcie pracy nie rozmawiali wcale o muzyce czy fotografii, to były tylko media, ich intuicyjne środki wyrazu. Właściwym tematem okazało się życie – sytuacje, emocje, wspomnienia z dzieciństwa. – Historie, które przewijają się w tekstach, mają tyle analogii do moich własnych przeżyć, że mogłem się z nimi utożsamić. „Dziadzia” to bardzo osobisty, przyjacielski projekt, który nie mógłby się udać w żadnych innych warunkach – podkreśla Rudnik.

Wystawę „Dziadzia” można oglądać do końca wakacji w galerii Visual Crafters, ul. Czerniakowska 180, Warszawa
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.