Znaleziono 0 artykułów
20.08.2023

Para opowiada o kameralnym ślubie w Rzymie

20.08.2023
Fot.  Maciek Niemojewski / archiwum prywatne

Coraz więcej par rezygnuje ze ślubu kościelnego i wystawnego wesela. Powody są różne, ale najrzadziej pojawia się wśród nich brak pieniędzy. Relacje rodzinne, niechęć do dużych imprez i pragnienie spędzenia tego dnia w zgodzie ze sobą sprawiają, że ślub na mazurskim polu lub Malediwach czy impreza weselna w klubie przestają już kogokolwiek dziwić. – Zorganizowaliśmy kameralne przyjęcie w Rzymie. I choć nie obyło się bez przygód, data, piątek trzynastego, stała się dla nas tą najszczęśliwszą – mówią Kaja i Marcin, którzy wzięli ślub w polskim konsulacie.

jesień 2016, rok do ślubu

Zaręczyliśmy się w wakacje, więc zaczynamy rozmawiać o zorganizowaniu ślubu i wesela. Nie należymy do osób, które dobrze czują się w centrum uwagi. Nie widzimy się w roli gospodarzy zabawiających gości podczas tradycyjnego wesela. Rozważamy alternatywy: niezobowiązujące siedlisko pod miastem, bar z ogrodem, a może nieoczywiste miejsce, które uda nam się wynająć na jedną noc. Im więcej o tym myślimy, tym mniej czujemy, że tego typu impreza jest dla nas.

styczeń 2017, 9 miesięcy do ślubu

Coraz częściej rozważamy wzięcie ślubu poza Polską. Gdzie pojechać? Jak wyglądają formalności? Czy muszą pojechać z nami świadkowie? 

Nasz wybór pada na Włochy, a konkretnie Rzym, bo tam znajduje się polski konsulat. Uwielbiamy włoską kuchnię, ja dobrze znam język i miasto, więc z poruszaniem się po nim, załatwieniem dokumentów i zorganizowaniem przyjęcia nie powinniśmy mieć większego problemu. Nasze rodziny są na początku zaskoczone naszym pomysłem, ale szybko się do niego przekonują. Niektóre ciotki dopytują nawet, czy ślub weźmiemy w Watykanie.

Żeby wziąć ślub w polskim konsulacie na terenie Unii Europejskiej, musimy co najmniej trzy miesiące przed planowanym terminem osobiście pojawić się na miejscu, żeby dostarczyć potrzebne dokumenty i złożyć wniosek. Do Włoch pojedziemy na wakacje i przy okazji załatwimy wszystkie sprawy.

luty 2017, 8 miesięcy do ślubu

Jesteśmy po pierwszych rozmowach z konsulatem. Wiemy, że ślub odbędzie się najprawdopodobniej w październiku, więc zaczynam myśleć o sukience. Odzywam się do znajomego projektanta. Jest chętny, więc spotykamy się na pierwsze mierzenie i rozmowę o projekcie.

lipiec 2017, 3 miesiące do ślubu

Pakujemy letnie ciuchy, dokumenty, namiot i jedziemy samochodem do Włoch. Nasza trasa to: Warszawa – Wiedeń – Cinque Terre – Florencja – Piza – Rzym – Bolonia – Wenecja – Warszawa. W konsulacie składamy papiery i dostajemy termin: piątek, 13 października. Spędzamy kilka dni w Rzymie i rozglądamy się za miejscem, do którego moglibyśmy zaprosić gości po ślubie. Zupełnie przypadkiem trafiamy do Li Rioni a Santiquattro, niezobowiązującej rodzinnej trattorii na tyłach Koloseum. Tu decydujemy się zorganizować przyjęcie.

W drodze powrotnej do Polski kupujemy wina, które w ramach zaproszeń, razem z zaprojektowanymi przez Marcina etykietami z datą i miejscem ślubu, rozdajemy rodzinie i przyjaciołom. Po powrocie do domu kupujemy bilety lotnicze, rezerwujemy noclegi i restaurację. Bukiet, dzień przed wyjazdem, zrobi dla mnie znajomy florysta, a zdjęcia w Rzymie – przyjaciel.

sierpień 2017, 2 miesiące do ślubu

Razem z przyjaciółką, Martą, spotykamy się z zaprzyjaźnioną makijażystką, Izą Kućmierowską, która pokazuje nam, jak zrobić prosty ślubny make-up i włosy. Fotografujemy każdy krok, a ja kupuję polecone przez Izę kosmetyki. Marcin ma już garnitur, jednak projektant, który szyje moją sukienkę, nagle zapada się pod ziemię. Mieliśmy się spotkać na kolejne przymiarki, wybór materiałów, ale przestaje odpisywać na wiadomości i nie odbiera telefonu. Odzywa się po kilku tygodniach, zapewniając mnie, że ze wszystkim się wyrobimy. 

wrzesień 2017, miesiąc do ślubu

Sukienka, która przychodzi kurierem, okazuje się o cztery rozmiary za duża, a jej fason jest fatalny. Nie mam już czasu na odsyłanie jej i zmniejszanie na odległość. Dostaję kontakt do krawcowej, która stwierdza, że sytuacja jest beznadziejna, ale podejmie się jej zmniejszenia. Po dwóch tygodniach prób zostaję bez sukienki.

październik 2017, 6 dni do ślubu

Na Instagramie wyświetla mi się relacja znajomej fotografki, Soni Szóstak, która jest właśnie we Włoszech i robi pierwszą kampanię nowo powstającej marki sukni ślubnych Warsaw Poet. Nie mam nic do stracenia, więc piszę do Soni, a chwilę później opowiadam jej o swojej sytuacji przez telefon. Mamy zdzwonić się następnego dnia, kiedy cała ekipa zdjęciowa wróci do Polski. 

październik 2017, 4 dni do ślubu

Rozmawiam z Magdą Sochą-Włodarską, właścicielką Warsaw Poet, która nie może się ze mną spotkać, bo ma anginę, ale proponuje, że jej mąż przekaże mi sample nowej kolekcji.

październik 2017, 3 dni do ślubu

Jadę pod Warszawę, przechwytuję od męża Magdy sporą walizkę i udaję się do pracy. Kiedy koleżanki z redakcji dowiadują się, że w samochodzie mam kilkanaście sukni ślubnych, nie mam wyjścia – zaczynam mierzenie. Okazuje się, że wszystkie fasony są piękne, ale udaje mi się znaleźć tę najpiękniejszą. Prosto po pracy jadę do krawcowej – zostaje mi już tylko dopasowanie jej do moich wymiarów.

październik 2017, 2 dni do ślubu

Odbieram sukienkę – jest idealna. 

październik 2017, 1 dzień do ślubu

Lecimy do Rzymu!

13 października, 5 godzin do ślubu, 8.00

Wstajemy wcześnie i idziemy na Piazza del Popolo, obok którego mieszkamy, na nasze ulubione włoskie śniadanie, czyli cappuccino i cornetto.

13 października, 3 godziny do ślubu, 10.00

Jestem umówiona z Martą na make-up i włosy. W tym czasie sukienka po podróży w walizce „prasuje” się w zaparowanej łazience. 

13 października, godzina do ślubu, 12.00

Z rodziną i przyjaciółmi umawiamy się pod naszym mieszkaniem, żeby razem pojechać taksówkami w stronę konsulatu. Docieramy przed czasem, więc na rozluźnienie wypijamy Aperol Spritz w barze obok.  

13 października, 13.00

Sama ceremonia trwa, podobnie jak w polskim urzędzie, jakieś pół godziny. Są łzy wzruszenia, szampan, gratulacje i wspólne zdjęcia na tarasie. Wracamy na piechotę do centrum miasta, po drodze jemy panini na Schodach Hiszpańskich, a potem pijemy drinki na tarasie baru La Grande Bellezza z jednym z najpiękniejszych widoków na miasto.

13 października, 18.00

Kolacja z rodziną i przyjaciółmi w Li Rioni trwa do północy. Jemy pyszne antipasti, pizze, pijemy włoskie wino, a na deser crema catalana popijamy limoncello. Po całym dniu wrażeń wracamy do mieszkania z pizzą na wynos, a po drodze, po raz pierwszy w życiu, udaje nam się zobaczyć pustki przy Fontannie di Trevi. 

dwa miesiące później

Na ślub w konsulacie mogliśmy zaprosić tylko 15 osób. Tyle też przyjechało z nami do Rzymu, dlatego dla reszty rodziny organizujemy polsko-włoskie przyjęcie w rodzinnym mieszkaniu. Na rzutniku puszczamy zdjęcia z podróży ślubnej, słuchamy włoskiej muzyki, jemy wspólny obiad, pijemy wino. I mamy najlepsze wspomnienia, jakie mogliśmy sobie wymarzyć.

 

Kaja Werbanowska
Proszę czekać..
Zamknij