
Nowa wystawa we wrocławskiej galerii Krupa Art Foundation zestawia ze sobą twórczość czterech artystek, dla których – pomimo dzielących je różnic – wspólnym punktem odniesienia jest ludzkie ciało: źródło rozkoszy, ale i bólu.
„Ich prace splatają się wokół fizyczności, kobiecości oraz doświadczenia bólu i przemiany. Każda z artystek sięga po motyw cielesności z innego punktu wyjścia, ale łączy je przekonanie, że ciało jest nie tylko nośnikiem pamięci, lecz również polem napięć, emocji, siły i traumy” – przekonuje Paulina Olszewska, kuratorka wystawy „Ciało. Rozkosz i ból”. Bohaterki ekspozycji – Louise Bourgeois, Alina Szapocznikow, Barbara Falender oraz Chloe Piene – należą do różnych generacji, posługują się odrębnymi językami plastycznymi, dźwigają odmienny bagaż doświadczeń. Niektóre z nich poznały się osobiście, innym nie dane było nigdy się spotkać. Gdy jednak uważniej przyjrzymy się losom tych artystek, okaże się, że ich twórcze i życiowe drogi krzyżowały się w często nieoczekiwany sposób.

Splątane losy czterech kobiet
Louise Bourgeois i Alina Szapocznikow natrafiły na siebie prawdopodobnie jesienią 1969 roku w Querceta nieopodal Carrary. Znajdujący się tam kamieniołom marmuru, rozsławiony w XVI wieku przez Michała Anioła, stanowił przystań, w której rezydowali rzeźbiarze z różnych zakątków świata – wśród nich także 56-letnia Francuzka i 15 lat od niej młodsza Polka. Pomimo różnicy wieku i temperamentu obie artystki darzyły się wzajemnym szacunkiem. W liście do męża, Roberta Goldwatera, Louise pisała o Alinie: „Jej energia i ambicja są niezrównane do tego stopnia, że stają się obsesyjne”. W Carrarze Bourgeois stworzyła zmniejszoną wersję swojej rzeźby „Sleep” i na znak przyjaźni podarowała ją Szapocznikow. Ta natomiast, odwzajemniając gest, ofiarowała dwie rzeźby-lampy z serii „Usta iluminowane”. Gdy jednak Bourgeois szykowała się do wyjazdu z Włoch, zostawiła je w skrzyniach – nierozpakowane (odnalazły się pół wieku później).
W 1976 roku w Carrarze przebywała także Barbara Falender. Nie poznała nigdy osobiście Aliny Szapocznikow. O polskiej artystce dowiedziała się dopiero w chwili jej śmierci. Między obiema rzeźbiarkami istnieje jednak osobliwa więź. „Jest jakąś dziwną, duchową sprawą mój związek z nią – nie twórczą, ale energetyczną. Ona jest trochę dla mnie jak dybuk. Siedzi we mnie” – przyznała Falender w wywiadzie dla Polskiego Radia. Praktyki obu artystek, wpływ jednej na drugą, często bywają przedmiotem porównawczych analiz. Falender przekonuje jednak, że w kwestii sztuki mają ze sobą niewiele wspólnego. Jak tłumaczyła: „Zafascynowanie rzeźbą Aliny Szapocznikow to jest może wcale nieprawda. Bo tak naprawdę byłam zafascynowana jej byciem na tej ziemi, jej cudem bycia na tej ziemi”.
W 2021 roku Falender zorganizowała wystawę autoportretów. Pokaz odbył się w dawnej pracowni Szapocznikow przy ulicy Brzozowej na warszawskim Starym Mieście. To właśnie na tej ekspozycji i w tym szczególnym miejscu rzeźbiarka – zupełnie przypadkiem – poznała młodszą o pokolenie Chloe Piene, niemiecko-amerykańską artystkę, mieszkającą między Nowym Jorkiem a Warszawą. „Zaskoczył mnie widok przestrzeni wyklejonej od podłogi aż po sufit portretami jednej osoby. I wtedy zjawiła się Barbara. Pamiętam jej dłonie – spracowane, umięśnione, zorane rzeźbieniem. Wspaniałe” – wspomina Piene. „Niezwykłe, że to akurat rzeźbiarskie studio Aliny wypełniło się rysunkami, a właśnie z rysunkiem jestem kojarzona”.

Obiekty pożądania
Tym, co łączy twórczość czterech artystek, jest podejmowany przez nie temat cielesności. Na wrocławskiej wystawie zaskakujący wydaje się jednak fakt, że niemal żadne z zaprezentowanych dzieł nie ukazuje ludzkiej sylwetki w całości. Zamiast czytelnego zarysu ciała, mamy do czynienia z jego fragmentami, odseparowanymi od reszty. Praca „Cunt I / Untitled (Femme)” – stworzona przez Bourgeois podczas pobytu w Carrarze – przedstawia wargi sromowe ujęte w kształt łzy. Gładkość oraz różowy odcień alabastru, z jakiego rzeźba ta została wykonana, nadają jej cielesny charakter. Podobne cechy wyróżniają prace Szapocznikow. „Usta kroczące” i „Usta iluminowane” to odciski ust i podbródka autorki, odlane w barwionej żywicy poliestrowej i wsparte na niewysokiej łodydze. W przypadku „Ust iluminowanych” (podobnych do tych, które Polka sprezentowała Bourgeois w 1969 roku) wewnątrz odlewu umieszczona została mała żarówka, dzięki czemu rzeźba pełni funkcję lampy.
Obie rzeźbiarki ukazały części kobiecego ciała, które odnoszą się do sfery intymności, czułości, rozkoszy zmysłowej i erotyzmu. Jednocześnie przeobraziły je w obiekty: artystyczne i użytkowe. Bourgeois sprawiła, że żeńskie genitalia stały się estetycznym przedmiotem, wypolerowanym na wysoki połysk jak kosztowny bibelot. Szapocznikow natomiast sprowadziła własną fizyczność do roli wnętrzarskiego gadżetu. W konsekwencji artystki w subwersywny, niemal manifestacyjny sposób obnażyły opresyjność patriarchatu, w którym kobiece ciało podlega uprzedmiotowieniu i fetyszyzacji.

Afirmacja cielesności
W sztuce Falender ludzka cielesność również nosi znamiona fetyszu, jednak stanowi wyraz liberalnej seksualności. Zaprezentowane na wystawie epoksydowe „Poduszki erotyczne” z 1974 roku (ich późniejsze wersje powstały z marmuru karraryjskiego) są hybrydą ciała i przedmiotu. Kobiece narządy płciowe przybierają kształt zmiętej poduszki. To rzeźby intymne zarówno w swojej wymowie, jak i formie: drobne, subtelne, osobiste i – jak mówi artystka – „skłaniające do brania do rąk”. W niektórych pracach Falender zdaje się jedynie sugerować kompletność ciała. Tak jest chociażby w przypadku „Strefy (II)”, wykonanej ze szkliwionego porcelitu. Niewielka rzeźba przedstawia scenę łóżkową: trzy postacie splecione w miłosnym uścisku lub uchwycone w postkoitalnym odprężeniu. Pierwsza z nich – męska, wyraźnie widoczna – dominuje nad pozostałymi, częściowo schowanymi pod draperią pościeli, która dzieli ich ciała. Sensualną aurę tego przedstawienia potęguje gra między tym, co odsłonięte, a tym, co ukryte. Badanie wzrokiem dzieł Falender graniczy więc z voyeuryzmem, lecz artystka nie piętnuje tego podglądactwa. Jako jedna z pierwszych w sztuce polskiej podejmowała otwarcie temat seksualności, zarówno heteronormatywnej, jak i homoerotycznej. Jej postawa wyrasta z afirmacji cielesności – prawdziwie ludzkiej, nieskrępowanej, łamiącej tabu.

Ciało na papierze
Cielesność, którą z tak niezwykłą maestrią artystki wydobyły z kamienia, żywicy czy ceramiki, daje o sobie znać także w rysunkach i grafikach. Towarzyszą one eksponowanym rzeźbom jak adnotacje. Dopełniają obraz fizycznych doświadczeń, zarówno tych radosnych, jak i bolesnych. Na rysunkach Chloe Piene wykonanych na papierze lub welinie ludzka sylwetka ulega daleko posuniętym deformacjom. Postacie stają się plątaniną rozedrganych linii, kreślonych jakby w chwili uniesienia lub nerwowego niepokoju. W tym liminalnym stanie – zawieszonym między ekstazą a agonią – znajdują się również narysowane ciała: spazmatyczne, wygięte w konwulsjach. Choć u podstaw jej praktyki spoczywa rzeźba, Piene rozstrzyga dylematy związane z tym medium za pośrednictwem rysunku. Jak sama twierdzi: „Rysunek i rzeźba są nierozróżnialne – to wydobywanie formy z niczego”.
Barbara Falender jest odmiennego zdania. „Rysunek to chwila, nie kosztuje cię tyle wysiłku, nie czujesz zmęczenia swojego ciała. Przy kamieniu jest kompletnie inaczej. Każdy w nim ślad jest wielką odpowiedzialnością. (…) Rysunek to tylko zaczyn do czegoś, co ma się zdarzyć” – twierdzi artystka. Jej prace graficzne stanowią w głównej mierze szkice przygotowawcze do rzeźb, takich jak „Hommage à Alina Szapocznikow” i „Sen” (również pokazane na wystawie). Ludzkie ciało przybiera na nich biomorficzne kształty. Raz roztapia się niczym wosk, a kiedy indziej przeobraża się w trudną do zidentyfikowania masę.
Sztuka Szapocznikow również nasuwa organiczne skojarzenia. W „Szkicu narośli na nodze 3” rzeźbiarka nakreśliła pastelami abstrakcyjną kompozycję owalnych form, zbitych ze sobą jak komórki w tkance. Rysunek powstał ok. 1970 roku, a więc krótko po tym, jak u artystki zdiagnozowano nowotwór piersi. Praca ta sąsiaduje z reprodukcją korespondencji Szapocznikow z zaprzyjaźnioną z nią Annette Messager. Prywatny list z 1972 roku jest relacją ze szpitala, opatrzoną quasi-komiksową ilustracją przebytej dopiero co mastektomii. W dowcipnym rysunku Szapocznikow wyraziła psychiczny i fizyczny ból, nie stroniąc od autoironii. Jak zauważył krytyk Pierre Descargues: „Alina wprowadza nas w świat organiczny, w nawilgłe szczeliny i groty, gdzie ruch bywa tylko skurczem i rozkurczem, ślizgiem i nabrzmiewaniem, nigdy gestem, nigdy biegiem, nigdy skokiem”. Biologiczne interpretacje twórczości Szapocznikow akcentują jej zmagania z ciałem zdrowym, ale i schorowanym. Zmagania te artystka ukazywała zawsze niezwykle szczerze, bez zbędnych upiększeń.
Łączy nas pewna nieustraszoność
Wystawa „Ciało. Rozkosz i ból” to spotkanie czterech wyjątkowych twórczyń, które dzielą się radościami i troskami, zdradzają osobiste sekrety, polemizują i przyznają sobie rację. W tej ożywionej dyskusji przemawiają za pośrednictwem rzeźb i rysunków, eksplorując znaczenia, jakie niesie ludzkie ciało. Każda na własny sposób. „Łączy nas pewna nieustraszoność. Pokazujemy cielesność intymną, bezpruderyjną, odważną, aby przebić się przez powierzchowność i dotrzeć do czegoś głębszego, do prawdy ukrytej wewnątrz” – przekonuje Chloe Piene. „W sztuce wielu twórców ciało pozostaje ukryte lub uśpione. W naszej eksploduje z całą siłą”.
Wystawę „Ciało. Rozkosz i ból” w Krupa Art Foundation we Wrocławiu można odwiedzać do 18 stycznia 2026 roku.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.