Znaleziono 0 artykułów
21.10.2025

Wystawa „Ciało. Rozkosz i ból” to spotkanie czterech artystek zgłębiających znaczenie cielesności

21.10.2025
Fot. Jerzy Wypych

Nowa wystawa we wrocławskiej galerii Krupa Art Foundation zestawia ze sobą twórczość czterech artystek, dla których – pomimo dzielących je różnic – wspólnym punktem odniesienia jest ludzkie ciało: źródło rozkoszy, ale i bólu.

„Ich prace splatają się wokół fizyczności, kobiecości oraz doświadczenia bólu i przemiany. Każda z artystek sięga po motyw cielesności z innego punktu wyjścia, ale łączy je przekonanie, że ciało jest nie tylko nośnikiem pamięci, lecz również polem napięć, emocji, siły i traumy” – przekonuje Paulina Olszewska, kuratorka wystawy „Ciało. Rozkosz i ból”. Bohaterki ekspozycji – Louise Bourgeois, Alina SzapocznikowBarbara Falender oraz Chloe Piene – należą do różnych generacji, posługują się odrębnymi językami plastycznymi, dźwigają odmienny bagaż doświadczeń. Niektóre z nich poznały się osobiście, innym nie dane było nigdy się spotkać. Gdy jednak uważniej przyjrzymy się losom tych artystek, okaże się, że ich twórcze i życiowe drogi krzyżowały się w często nieoczekiwany sposób.

Fot. Jerzy Wypych

Splątane losy czterech kobiet

Louise Bourgeois i Alina Szapocznikow natrafiły na siebie prawdopodobnie jesienią 1969 roku w Querceta nieopodal Carrary. Znajdujący się tam kamieniołom marmuru, rozsławiony w XVI wieku przez Michała Anioła, stanowił przystań, w której rezydowali rzeźbiarze z różnych zakątków świata – wśród nich także 56-letnia Francuzka i 15 lat od niej młodsza Polka. Pomimo różnicy wieku i temperamentu obie artystki darzyły się wzajemnym szacunkiem. W liście do męża, Roberta Goldwatera, Louise pisała o Alinie: „Jej energia i ambicja są niezrównane do tego stopnia, że stają się obsesyjne”. W Carrarze Bourgeois stworzyła zmniejszoną wersję swojej rzeźby „Sleep” i na znak przyjaźni podarowała ją Szapocznikow. Ta natomiast, odwzajemniając gest, ofiarowała dwie rzeźby-lampy z serii „Usta iluminowane”. Gdy jednak Bourgeois szykowała się do wyjazdu z Włoch, zostawiła je w skrzyniach – nierozpakowane (odnalazły się pół wieku później). 

W 1976 roku w Carrarze przebywała także Barbara Falender. Nie poznała nigdy osobiście Aliny Szapocznikow. O polskiej artystce dowiedziała się dopiero w chwili jej śmierci. Między obiema rzeźbiarkami istnieje jednak osobliwa więź. „Jest jakąś dziwną, duchową sprawą mój związek z nią – nie twórczą, ale energetyczną. Ona jest trochę dla mnie jak dybuk. Siedzi we mnie” – przyznała Falender w wywiadzie dla Polskiego Radia. Praktyki obu artystek, wpływ jednej na drugą, często bywają przedmiotem porównawczych analiz. Falender przekonuje jednak, że w kwestii sztuki mają ze sobą niewiele wspólnego. Jak tłumaczyła: „Zafascynowanie rzeźbą Aliny Szapocznikow to jest może wcale nieprawda. Bo tak naprawdę byłam zafascynowana jej byciem na tej ziemi, jej cudem bycia na tej ziemi”. 

W 2021 roku Falender zorganizowała wystawę autoportretów. Pokaz odbył się w dawnej pracowni Szapocznikow przy ulicy Brzozowej na warszawskim Starym Mieście. To właśnie na tej ekspozycji i w tym szczególnym miejscu rzeźbiarka – zupełnie przypadkiem – poznała młodszą o pokolenie Chloe Piene, niemiecko-amerykańską artystkę, mieszkającą między Nowym Jorkiem a Warszawą. „Zaskoczył mnie widok przestrzeni wyklejonej od podłogi aż po sufit portretami jednej osoby. I wtedy zjawiła się Barbara. Pamiętam jej dłonie – spracowane, umięśnione, zorane rzeźbieniem. Wspaniałe” – wspomina Piene. „Niezwykłe, że to akurat rzeźbiarskie studio Aliny wypełniło się rysunkami, a właśnie z rysunkiem jestem kojarzona”.

Fot. Jerzy Wypych

Obiekty pożądania

Tym, co łączy twórczość czterech artystek, jest podejmowany przez nie temat cielesności. Na wrocławskiej wystawie zaskakujący wydaje się jednak fakt, że niemal żadne z zaprezentowanych dzieł nie ukazuje ludzkiej sylwetki w całości. Zamiast czytelnego zarysu ciała, mamy do czynienia z jego fragmentami, odseparowanymi od reszty. Praca „Cunt I / Untitled (Femme)” – stworzona przez Bourgeois podczas pobytu w Carrarze – przedstawia wargi sromowe ujęte w kształt łzy. Gładkość oraz różowy odcień alabastru, z jakiego rzeźba ta została wykonana, nadają jej cielesny charakter. Podobne cechy wyróżniają prace Szapocznikow. „Usta kroczące” i „Usta iluminowane” to odciski ust i podbródka autorki, odlane w barwionej żywicy poliestrowej i wsparte na niewysokiej łodydze. W przypadku „Ust iluminowanych” (podobnych do tych, które Polka sprezentowała Bourgeois w 1969 roku) wewnątrz odlewu umieszczona została mała żarówka, dzięki czemu rzeźba pełni funkcję lampy. 

Obie rzeźbiarki ukazały części kobiecego ciała, które odnoszą się do sfery intymności, czułości, rozkoszy zmysłowej i erotyzmu. Jednocześnie przeobraziły je w obiekty: artystyczne i użytkowe. Bourgeois sprawiła, że żeńskie genitalia stały się estetycznym przedmiotem, wypolerowanym na wysoki połysk jak kosztowny bibelot. Szapocznikow natomiast sprowadziła własną fizyczność do roli wnętrzarskiego gadżetu. W konsekwencji artystki w subwersywny, niemal manifestacyjny sposób obnażyły opresyjność patriarchatu, w którym kobiece ciało podlega uprzedmiotowieniu i fetyszyzacji.

Fot. Jerzy Wypych

Afirmacja cielesności

W sztuce Falender ludzka cielesność również nosi znamiona fetyszu, jednak stanowi wyraz liberalnej seksualności. Zaprezentowane na wystawie epoksydowe „Poduszki erotyczne” z 1974 roku (ich późniejsze wersje powstały z marmuru karraryjskiego) są hybrydą ciała i przedmiotu. Kobiece narządy płciowe przybierają kształt zmiętej poduszki. To rzeźby intymne zarówno w swojej wymowie, jak i formie: drobne, subtelne, osobiste i – jak mówi artystka – „skłaniające do brania do rąk”. W niektórych pracach Falender zdaje się jedynie sugerować kompletność ciała. Tak jest chociażby w przypadku „Strefy (II)”, wykonanej ze szkliwionego porcelitu. Niewielka rzeźba przedstawia scenę łóżkową: trzy postacie splecione w miłosnym uścisku lub uchwycone w postkoitalnym odprężeniu. Pierwsza z nich – męska, wyraźnie widoczna – dominuje nad pozostałymi, częściowo schowanymi pod draperią pościeli, która dzieli ich ciała. Sensualną aurę tego przedstawienia potęguje gra między tym, co odsłonięte, a tym, co ukryte. Badanie wzrokiem dzieł Falender graniczy więc z voyeuryzmem, lecz artystka nie piętnuje tego podglądactwa. Jako jedna z pierwszych w sztuce polskiej podejmowała otwarcie temat seksualności, zarówno heteronormatywnej, jak i homoerotycznej. Jej postawa wyrasta z afirmacji cielesności – prawdziwie ludzkiej, nieskrępowanej, łamiącej tabu. 

Fot. Jerzy Wypych

Ciało na papierze

Cielesność, którą z tak niezwykłą maestrią artystki wydobyły z kamienia, żywicy czy ceramiki, daje o sobie znać także w rysunkach i grafikach. Towarzyszą one eksponowanym rzeźbom jak adnotacje. Dopełniają obraz fizycznych doświadczeń, zarówno tych radosnych, jak i bolesnych. Na rysunkach Chloe Piene wykonanych na papierze lub welinie ludzka sylwetka ulega daleko posuniętym deformacjom. Postacie stają się plątaniną rozedrganych linii, kreślonych jakby w chwili uniesienia lub nerwowego niepokoju. W tym liminalnym stanie – zawieszonym między ekstazą a agonią – znajdują się również narysowane ciała: spazmatyczne, wygięte w konwulsjach. Choć u podstaw jej praktyki spoczywa rzeźba, Piene rozstrzyga dylematy związane z tym medium za pośrednictwem rysunku. Jak sama twierdzi: „Rysunek i rzeźba są nierozróżnialne – to wydobywanie formy z niczego”.

Barbara Falender jest odmiennego zdania. „Rysunek to chwila, nie kosztuje cię tyle wysiłku, nie czujesz zmęczenia swojego ciała. Przy kamieniu jest kompletnie inaczej. Każdy w nim ślad jest wielką odpowiedzialnością. (…) Rysunek to tylko zaczyn do czegoś, co ma się zdarzyć” – twierdzi artystka. Jej prace graficzne stanowią w głównej mierze szkice przygotowawcze do rzeźb, takich jak „Hommage à Alina Szapocznikow” i „Sen” (również pokazane na wystawie). Ludzkie ciało przybiera na nich biomorficzne kształty. Raz roztapia się niczym wosk, a kiedy indziej przeobraża się w trudną do zidentyfikowania masę. 

Sztuka Szapocznikow również nasuwa organiczne skojarzenia. W „Szkicu narośli na nodze 3” rzeźbiarka nakreśliła pastelami abstrakcyjną kompozycję owalnych form, zbitych ze sobą jak komórki w tkance. Rysunek powstał ok. 1970 roku, a więc krótko po tym, jak u artystki zdiagnozowano nowotwór piersi. Praca ta sąsiaduje z reprodukcją korespondencji Szapocznikow z zaprzyjaźnioną z nią Annette Messager. Prywatny list z 1972 roku jest relacją ze szpitala, opatrzoną quasi-komiksową ilustracją przebytej dopiero co mastektomii. W dowcipnym rysunku Szapocznikow wyraziła psychiczny i fizyczny ból, nie stroniąc od autoironii. Jak zauważył krytyk Pierre Descargues: „Alina wprowadza nas w świat organiczny, w nawilgłe szczeliny i groty, gdzie ruch bywa tylko skurczem i rozkurczem, ślizgiem i nabrzmiewaniem, nigdy gestem, nigdy biegiem, nigdy skokiem”. Biologiczne interpretacje twórczości Szapocznikow akcentują jej zmagania z ciałem zdrowym, ale i schorowanym. Zmagania te artystka ukazywała zawsze niezwykle szczerze, bez zbędnych upiększeń.

Łączy nas pewna nieustraszoność

Wystawa „Ciało. Rozkosz i ból” to spotkanie czterech wyjątkowych twórczyń, które dzielą się radościami i troskami, zdradzają osobiste sekrety, polemizują i przyznają sobie rację. W tej ożywionej dyskusji przemawiają za pośrednictwem rzeźb i rysunków, eksplorując znaczenia, jakie niesie ludzkie ciało. Każda na własny sposób. „Łączy nas pewna nieustraszoność. Pokazujemy cielesność intymną, bezpruderyjną, odważną, aby przebić się przez powierzchowność i dotrzeć do czegoś głębszego, do prawdy ukrytej wewnątrz” – przekonuje Chloe Piene. „W sztuce wielu twórców ciało pozostaje ukryte lub uśpione. W naszej eksploduje z całą siłą”. 

Wystawę „Ciało. Rozkosz i ból” w Krupa Art Foundation we Wrocławiu można odwiedzać do 18 stycznia 2026 roku.

Wojciech Delikta
  1. Kultura
  2. Sztuka
  3. Wystawa „Ciało. Rozkosz i ból” to spotkanie czterech artystek zgłębiających znaczenie cielesności
Proszę czekać..
Zamknij