Zatrzęsienie jesiennych premier sprawia, że łatwo przegapić literackie perełki. Po które warto sięgnąć? Wybieramy pięć książek polskich autorów i autorek: o duchowych poszukiwaniach i sekciarskich utopiach, o kobiecej sile i samotności, o granicach empatii, o potrzebie prywatności i o absurdach codzienności. Pięć różnych głosów, pięć sposobów, by zobaczyć świat trochę inaczej.
Jędrzej Morawiecki „Szykuj sanie latem" (Znak Literanova)
„Szykuj sanie latem” Jędrzeja Morawieckiego to opowieść o ludziach, którzy uwierzyli, że na syberyjskim pustkowiu można zbudować nowy świat. Reporter śledzi losy Wissariona – byłego milicjanta, który ogłosił się Chrystusem i założył wspólnotę Nowej Jerozolimy. Miała być schronieniem przed brutalną rzeczywistością Rosji, miejscem pokoju i duchowego odrodzenia. Z czasem stała się jednak jej odbiciem: hierarchicznym, opresyjnym systemem, w którym miłość ustępuje miejsca kontroli i strachowi.
Morawiecki przez dwie dekady przyglądał się tej historii, łącząc reporterską dociekliwość z empatią i refleksją nad losem współczesnych Rosjan. W postaciach swoich rozmówców – artystów, byłych funkcjonariuszy, idealistów i uciekinierów od codzienności – pokazuje, jak krucha jest granica między wiarą a manipulacją, wspólnotą a zniewoleniem. Wątek sekty staje się tu punktem wyjścia do szerszej opowieści o kraju, który utracił nadzieję i wolność, zmieniając marzenie o duchowej odnowie w kolejną formę zależności.
Autor prowadzi czytelnika przez pejzaż Syberii i mentalność współczesnej Rosji, opisując ją jako „SimRus” – rzeczywistość przypominającą symulację, w której prawda i fałsz niepokojąco się mieszają. W tle wybrzmiewają echa wojny, przemocy i obojętności, które rozbijają złudzenie, że można uciec od historii.
„Szykuj sanie latem” to reportaż o duchowym głodzie, rozczarowaniu i potrzebie wiary, ale też o tym, jak łatwo idea wolności może przerodzić się w kolejną formę zniewolenia. Morawiecki nie moralizuje – słucha, obserwuje, oddaje głos tym, którzy w imię dobra zagubili siebie. To książka o Rosji, ale też o nas – o świecie, w którym poszukiwanie sensu bywa aktem odwagi.
Zośka Papużanka „Solo” (Marginesy)
„Solo” Zośki Papużanki to przejmujący portret współczesnych kobiet – silnych, mądrych, wrażliwych, ale często samotnych. To książka o tych, które każdego dnia świetnie sobie radzą, a nocą płaczą w poduszkę. O matkach, które same dźwigają codzienność, o kobietach po rozwodach, o tych, które nie chcą już byle jakich związków, i o dziewczynach, które w świecie aplikacji randkowych coraz częściej wybierają życie „solo”.
Autorka – jak zawsze uważna, czuła i ironiczna – wysłuchuje prawdziwych historii kobiet i nadaje im literacką formę. To nie reportaż, ale opowieść spleciona z doświadczeń, emocji i przedmiotów, które je symbolizują. Papużanka pokazuje, że samotność ma wiele odcieni: może być przymusem, wyborem, ulgą, karą, ale też przestrzenią, w której można usłyszeć siebie.
W każdym opowiadaniu wybrzmiewa inny ton – raz gniewny, raz melancholijny, raz ironiczny – lecz wszystkie łączy jedno: odwaga, by mówić o tym, o czym zwykle milczymy. Papużanka nie pociesza, nie daje recept, nie romantyzuje. Pisze o kobietach, które nie czekają już na księcia, tylko uczą się żyć – po swojemu.
„Solo” to książka o życiu po miłości, o świecie, w którym bliskość coraz częściej zastępują powiadomienia i przesunięcia kciukiem w prawo. Ale to także hołd dla kobiecej siły – cichej, codziennej, nieefektownej. Bo samotność, jak pokazuje Papużanka, nie musi być pustką. Może być początkiem.
Katarzyna Michalczak „Zwiezda” (Wydawnictwo Literackie)
Czterdziestoletnia Kinga, matka kilkuletniego Malinka, otwiera swój dom dla czterech Ukrainek uciekających przed wojną. Wśród nich jest Katia – surogatka w ciąży z dzieckiem przeznaczonym dla szwedzkiej pary. Jej historia szybko okazuje się bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać, a w bohaterce narastają niepokój, współczucie i poczucie zagubienia.
Michalczak z niezwykłą uważnością przygląda się granicom pomocy i empatii. Pyta, kiedy troska staje się kontrolą, a współczucie – formą władzy. Czy można pomóc drugiemu człowiekowi, nie narzucając mu własnych przekonań i nie odbierając mu podmiotowości? „Zwiezda” to powieść o macierzyństwie w jego najtrudniejszych odcieniach: o miłości, strachu i odpowiedzialności, ale też o samotności, która potrafi towarzyszyć nawet wśród bliskich.
Autorka prowadzi opowieść w subtelny, a zarazem przenikliwy sposób. Z prostych gestów i codziennych rozmów buduje historię o kruchości relacji, o czasie, który nieubłaganie oddala ludzi od siebie. „Starzeliśmy się tak szybko, jak szybko ulatuje z balonu hel” – mówi bohaterka, a w tym zdaniu zawiera się cała melancholia tej książki.
„Zwiezda” to poruszająca, pięknie napisana opowieść o empatii wystawionej na próbę.
Maja Mozga-Górecka „Figlarnie. Przestrzenie radykalnej prywatności" (Karakter)
Czy w epoce nieustannej obecności online można jeszcze mówić o prawdziwej prywatności? Maja Mozga-Górecka w swojej fascynującej książce zabiera czytelnika w podróż do czasów, gdy bycie sam na sam ze sobą stanowiło luksus, a architektura uczyła, jak go chronić. Pisze o domach letnich, ogrodach, gabinetach i tytułowych figlarniach – przestrzeniach zaprojektowanych jako azyle, w których można było odetchnąć od świata i odkryć własne pragnienia.
Autorka patrzy na prywatność nie tylko przez pryzmat murów i fasad, lecz także ludzi, którzy je zamieszkiwali. W jej opowieści spotykają się psychoanalitycy, królowie, kurtyzany i architekci: od Adolfa Loosa po Alvara Aalto, od Stanisława Augusta Poniatowskiego po Carla Mollina. Ich historie splatają się w portret epoki, w której architektura była narzędziem intymności – sposobem na tworzenie przestrzeni wolnej od władzy i spojrzenia innych.
Mozga-Górecka zadaje pytanie, czym jest prywatność w świecie, który coraz bardziej jej odmawia. Z erudycją i lekkością łączy refleksję filozoficzną z opowieścią o ludzkich emocjach, słabościach i marzeniach. „Figlarnie” to książka o tym, że mury, które wznosimy wokół siebie, mówią o nas więcej niż słowa – i że pragnienie odosobnienia może być jedną z najbardziej radykalnych form wolności.
Emilia Konwerska „Rzeczy robione specjalnie” (ArtRage)
„Schodziłam po krętych schodach, prawą ręką złapałam się poręczy, a lewą włożyłam do kieszeni (jak zwierzątko) i to był moment, w którym zdecydowałam, że wolałabym skręcić kark niż znowu złamać rękę” – tak zaczyna się prozatorski debiut Emilii Konwerskiej. I już od pierwszego zdania autorka zabiera czytelnika do świata, w którym codzienność rozpada się na drobne gesty, przypadkowe myśli i absurdalne ciągi przyczynowe. Bohaterka „Rzeczy robionych specjalnie” schodzi po krętych schodach i w jednej chwili decyduje, że wolałaby skręcić kark niż złamać rękę – i właśnie w takich, pozornie nic nieznaczących momentach zaczynają się jej największe przygody.
Konwerska, poetka i krytyczka literacka, używa języka jak narzędzia, które wymyka się instrukcji obsługi. Każde opowiadanie jest mikroskopijnym eksperymentem: raz filozoficzną miniaturą, raz zapisem ataku paniki, a kiedy indziej – przewrotnym komentarzem do rytuałów życia społecznego. To proza, w której schody, skarpetki i materace stają się metaforami lęku, kontroli i potrzeby bliskości.
Autorka z czułą ironią portretuje ludzkie dziwactwa i strategie przetrwania w świecie przesyconym regułami. Jej bohaterka jest nieroztropna, ale w tym właśnie tkwi jej siła – to buntowniczka, która odmawia udziału w grzecznym teatrze codzienności. „Rzeczy robione specjalnie” to zbiór krótkich form o niepokoju, samotności i śmieszności ludzkiej egzystencji. Proza niepokorna, błyskotliwa, literacka mikroskopijna eksplozja – napisana po to, by przekłuć balonik rutyny.

Zaloguj się, aby zostawić komentarz.