
Polskie szermierki na igrzyskach w Paryżu w 2024 roku wywalczyły brązowy medal. Gdy zdejmują maski, Martyna Swatowska-Wenglarczyk staje się fizjoterapeutką, Aleksandra Jarecka prawniczką, Alicja Klasik studentką, a Renata Knapik-Miazga trenerką. Ale szpady nie odkładają. Za trzy lata w Los Angeles chcą znów sięgnąć po krążek olimpijski.
Krzyk Aleksandry Jareckiej po tym, jak w Paryżu wygrała mecz o brązowy medal dla drużyny szpadzistek, pokazywała w polskiej telewizji każda migawka z ostatnich igrzysk olimpijskich. Słychać w nim dramatyczne okoliczności pojedynku (na 4,5 sekundy przed końcem Aleksandra zdobywa, jak myśli: zwycięski punkt, ale naprawdę remisuje), niezwykłą odporność psychiczną (nie dekoncentruje się i triumfuje w dogrywce), radość z olimpijskiego sukcesu, który dzieli z Martyną Swatowską-Wenglarczyk, Alicją Klasik i Renatą Knapik-Miazgą. Wszystkie ocierają łzy – są wzruszone, ale też tylko one wiedzą, ile kosztowało je miejsce na podium.

Bycie lepszą to za mało
Aleksandra bakcyla szermierki złapała w dzieciństwie już na pierwszym treningu. – Od razu stanęłam na planszy i miałam szansę walczyć. Polubiłam rywalizację. Wcześniej pływałam, jeździłam na nartach, nawet ćwiczyłam balet. Razem z rodzicami wciąż szukałam – opowiada sportowczyni. Szukała także Martyna. – O zapisach na zajęcia szermierki powiedziała mamie sąsiadka. Spodobało mi się od razu i chyba miałam też do tego dryg – mówi, nie zwracając uwagi, jak zaskakująco brzmi to „chyba” w ustach medalistki olimpijskiej i drużynowej mistrzyni świata z 2023 roku. Alicja, która zaczęła trenować w wieku ośmiu lat, już na swoich drugich zawodach stanęła na podium. – Rodzice są wuefistami, wiedzą, jak ważny jest sport – podsumowuje Klasik. Renata, liderka drużyny, na zajęcia wybrała się zaś z ciekawości. – Nie miałam z szermierką żadnych skojarzeń, ale treningi odbywały się w godzinach, które mi odpowiadały, więc poszłam. Nie myślałam o tym, że każą mi walczyć, mam kogoś pokonać, osiągać wyniki, choć kombinowałam, jak zdobyć kolejny punkt – przyznaje ze śmiechem Knapik-Miazga. – Potem sekcja w tarnowskiej podstawówce się rozpadła, więc dwa razy w tygodniu jeździłam na treningi do Krakowa. A że lekarz zabronił mi walczyć prawą ręką, bo zdiagnozowano w niej przetoki tętniczo-żylne, postanowiłam, że od teraz będę używać lewej. Dwa lata później, walcząc lewą, pojechałam na mistrzostwa świata – mówi z nonszalancją o tym wyczynie Renata.

Cały tekst znajdziecie w nowym wydaniu „Vogue Polska Sport & Wellness”. Zamów je już dziś z jedną z dwóch okładek do wyboru i wygodną dostawą do domu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.