Znaleziono 0 artykułów
25.10.2018

Portret artysty z czasów młodości

25.10.2018
Kadr z filmu „Basquiat: nim nadeszła sława” (Fot. Materiały prasowe AFF)

Kim naprawdę był Jean-Michel Basquiat, którego niepokorne prace zdobią dziś t-shirty? W „Basquiat: nim nadeszła sława” Sara Driver odkrywa nie tylko jednego z najważniejszych współczesnych artystów, ale także Nowy Jork, który go stworzył. Film można oglądać w ramach wrocławskiego American Film Festival.

Sara Driver, reżyserka i artystka (prywatnie partnerka Jima Jarmuscha, odpowiedzialna za produkcję jego pierwszych filmów), podejmuje w swoim filmie próbę wskrzeszenia pasji i ducha, które napędzały sztukę Jeana-Michela Basquiata. Znali się, zanim jeszcze stał się marką. Mieli wspólnych znajomych, z którymi kręcili się w okolicach Washington Square Park. Mijali na imprezach i offowych wernisażach. Driver znała też wielu znajomych Basquiata, którzy pomogli jej stworzyć dokument. – Można powiedzieć, że ten film powstawał trochę tak, jak w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Nie mieliśmy zbyt wielu pieniędzy, ale nie brakowało nam ludzi, znajomości i pomysłów. Wszyscy żyliśmy w tamtym środowisku, w tamtych czasach. Dlatego było między nami porozumienie i zaufanie. Byłam ogromnie szczęśliwa, że mam okazję zrobić ten film. Jean jest ponadczasowym głosem, który nawet dziś brzmi świeżo i nowocześnie. Możliwość, żeby pokazać świat, który go uformował, była wielkim przywilejem. 

Kadr z filmu „Basquiat: nim nadeszła sława” (Fot. Materiały prasowe AFF)

Początki Basquiata, które poznajemy dzięki filmowemu śledztwu Driver, bywały nieśmiałe, a kiedy indziej buńczuczne. Artystka wyłapuje pierwsze negocjacje z marszandami, pierwsze miłości i przyjaźnie, które ukształtowały późniejszy głos pokolenia. Opowiada o SAMO, projekcie, który artysta współtworzył wraz z graficiarzem Alem Diazem. O wszystkim, co doprowadziło związanych z East Village młodych zdolnych do opuszczonego budynku na rogu 41 Ulicy i Siódmej Alei. Tam w czerwcu 1980 roku odbył się Times Square Show, grupowa wystawa młodych zdolnych, przez wielu uważana za przełomową i kluczową dla kierunku trendów w dzisiejszej sztuce współczesnej. W zdewastowanym budynku swoje prace prezentowali malarze Kenny Scharf i Keith Haring, neokonceptualna feministyczna artystka, Jenny Holzer, rzeźbiarz Tom Otterness czy graficiarze Lee Quinoness i Fab 5 Freddy. Jean-Michel też tam był.

Kadr z filmu „Basquiat: nim nadeszła sława” (Fot. Materiały prasowe AFF)

Pomysł na ten film przyniósł mi huragan Sandy, który dotarł do Nowego Jorku pod koniec października 2012 roku – zaczyna enigmatycznie Driver. – Moja przyjaciółka Alexis Adler mieszkała z Jean-Michelem, gdy miał on osiemnaście-dziewiętnaście lat. Byli bardzo blisko, łączyło ich prawdziwe, intensywne uczucie. Miała w sypialni piękny mural jego autorstwa i wiele jego papierowych prac. Wtedy uczyła się na Rockefeller University, dziś jest uznaną embriolożką. Przez trzydzieści lat zajmowała się patrzeniem w mikroskop, przy okazji wychowała dwójkę dzieci. Prace, które jej zostawił po wyprowadzce, zachowała na pamiątkę, a nie w ramach inwestycji. Włożyła je do specjalnej przechowalni i trochę o nich zapomniała. Ale po huraganie tamte schowki zostały zalane. Alexis się przestraszyła, że jej skarby ulegną zniszczeniu. Na szczęście nic im się nie stało. Dokładnie wszystko przejrzała: było tam około sześćdziesięciu prac. I sto kilkadziesiąt zdjęć, które mu zrobiła, gdy u niej mieszkał. Do tego pudło pełne ubrań, które pomalował i poprzerabiał. Pokazała Sarze te odkrycia. – To było niesamowite, bo większość prac z tamtego etapu jego twórczości została wyrzucona lub zaginęła. Jej schowek otwierał na świat młodego Basquiata, ale był także przepustką do Nowego Jorku z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.

Kadr z filmu „Basquiat: nim nadeszła sława” (Fot. Materiały prasowe AFF)

Jaki to był Nowy Jork? Miasto sprzed gentryfikacji, takie, jakie na swoich zdjęciach chwytali Robert Herman, Jack Garofalo czy Bruce Davidson. Dom rodzącej się sceny grafitti i streetartu, której rozkwit, jako jedni z pierwszych, dokumentowali Martha Cooper i Henry Chalfant. Miasto sprzed plagi AIDS, która na zawsze zmieniła mentalność wielu Amerykanów, w tym środowiska, do którego należał Jean-Michel. – Pod wieloma względami byliśmy naiwni. Artyści z całego świata przyjeżdzali do Nowego Jorku, bo był tani. Miasto bankrutowało, miało wiele problemów prawnych. Panowała anarchia, śródmieście należało właściwie do nas.

W świecie „Basquiat: nim nadeszła sława” priorytety były inne. - Jeśli któreś z nas opublikowało w gazecie wiersz, wszyscy patrzyli na to jak na wielki sukces. Fat 5 Freddy, z którym rozmawiałam do filmu, to potwierdza. Nie robiliśmy tego dla pieniędzy, a z pasji i przekonania. Jeśli ktoś ponosił porażkę, nikt się nad nim nie pastwił. Uczenie się na własnych błędach było dla nas naturalne. Wzajemnie się wychowywaliśmy, inspirowaliśmy, dbaliśmy o siebie. To była bardzo organiczna, niestrukturyzowana odgórnie społeczność. Tworzyliśmy wspólnotę, czyli coś, co tak silnie odrzuca dzisiejsza kultura. Może dlatego mamy tak napiętą sytuację polityczną i podzielone społeczeństwo. Już ze sobą nie rozmawiamy.

Jako młody człowiek Jean przeżył bardzo poważny wypadek samochodowy – zdradza Driver. – Wydaje mi się, że gdy człowiek ociera się o śmierć, zmienia to jego postrzeganie czasu. Tworzył, jakby wiedział, że ma jego ograniczoną ilość. Nie dlatego, że przeczuwał przedwczesną śmierć, ale dlatego, że bardzo dogłębnie odczuwał ulotność chwil. – Przez dziesięć lat zawodowej aktywności stworzył niezliczoną ilość prac, a przecież do 1981 (zmarł z przedawkowania heroiny w 1988) roku nie malował na dużych płótnach! – podkreśla reżyserka. Trudno w to uwierzyć, ale Basquiat był „szybszy” niż słynący z tworzenia jednego portretu na dzień Vincent Van Gogh.

Kadr z filmu „Basquiat: nim nadeszła sława” (Fot. Materiały prasowe AFF)

Glen O’Brien, legendarny nowojorski pisarz i autor filmu z Jeanem, „Downtown 81”, uważał, że w momencie, w którym Basquiat po raz pierwszy przyłożył ołówek do kartki, już wiedział, że jest genialnym artystą. – On miał instynkt. Był jednym z tych wyjątkowych twórców, którzy są niczym prorocy. Dowodzi tego aktualność jego prac, zawarta w nich krytyka rasizmu, technika wykonania. To, że był świadomy swojej wartości od najmłodszych lat dodaje filmowi niemal komediowego akcentu – zauważa Driver. W filmie wraca m.in. do momentu, w którym Jean zażądał od znajomego marszanda, żeby wystawił jego prace za kilkanaście tysięcy dolarów. Niestety nic się nie sprzedało, bo nowy najemca lokalu przypadkowo wyrzucił wszystkie obiekty na śmietnik. Wydaje się to dość zabawne, biorąc pod uwagę, że w maju 2017 roku jego „Untitled” z 1982 został sprzedany za 110,5 miliona dolarów, stając się najdroższym obrazem amerykańskiego malarza w historii.

Branża szybko zobaczyła w nim pieniądze. I wyzyskuje go do dziś, pozwalając na produkcję majtek z jego pracami. To odpychające, bo Jean nie był twórcą komercyjnym, malującym dla mas, jak na przykład Keth Haring. On naprawdę myślał o sobie jak o artyście elitarnym. Myślę, że gdyby zobaczył swoje prace na kubkach, byłby zrozpaczony.

Driver ma rację. Basquiat to jeden z tych artystów, którego czas, przynajmniej częściowo, przemienił w przedmiot. Stał się znaczkiem, magnesem na lodówkę, bomberką z sieciówki. Trudno ustalić, czy jego przełomowe spojrzenie na sztukę da się jeszcze dziś wychwycić w morzu gadżetów towarzyszących wielkim wystawom. Ale na pewno jest ono obecne w tym filmie.

Anna Tatarska
Proszę czekać..
Zamknij