Znaleziono 0 artykułów
05.10.2018

Przypadki na Saharze

05.10.2018
(Fot. Getty Images)

Daoud Hari, tytułowy „Tłumacz z Darfuru”, ryzykując życie, pomagał zagranicznym reporterom dostać się do ogarniętego wojną Sudanu. W 2006 roku został porwany i skazany przez sudański sąd za szpiegostwo. O sprawiedliwy proces i uwolnienie Hariego zabiegali międzynarodowi przywódcy, przedstawiciele dyplomacji i gwiazdy showbiznesu. Jego opowieść pomaga zrozumieć wojnę, mechanizmy rządzące afrykańską polityką i wartość ludzkiego życia.

Nie jest to spisana opowieść dziecka, a jednak tak się ją niekiedy czyta. Pewnie przez zamieszczone w książce sceny bezradności, której najczęściej doświadczają dzieci, a od nich niewiele zależy. Lub opisy cudownych przypadków, jak z bajki.

Nie szczęścia właśnie, nie dobrego zbiegu okoliczności, lecz przypadku, którego nic nie tłumaczy. Oto pewnego dnia bohater „Tłumacza z Darfuru” Daoud Hari znajduje w kieszeni spodni, tej malutkiej po prawej stronie, jaką wszywa się we wszystkie dżinsy, banknot o nominale stu egipskich funtów. Ten banknot, oddany we właściwe ręce, w pewnym momencie ocali mu życie, nakarmi nie tylko Hariego, ale także jego pomocnika (w tej roli stary strażnik więzienny), przez co odmieni los. Zupełnie jak pantofelek Kopciuszka; jeśli przypadki układają się w pozytywny wzór, nie pomoże, że córki macochy są gotowe odrąbać sobie palce u stóp, by przykuć uwagę księcia szukającego właścicielki bucika. Górą będzie skromność i uczciwość. Tak w końcu powinno być.

Daoud Hari (Fot. Getty Images)

Jest też cudowny fragment o pobycie w izraelskim więzieniu (Daoud, z pomocą Beduinów z Synaju, bodaj najlepszych przemytników ludzi na świecie, nielegalnie przekroczył granicę). To więzienie – spróbujmy sobie wyobrazić – jawi się młodemu Sudańczykowi jako miejsce ciche, spokojne, przyjazne, nieledwie elegancki hotel lub sanatorium. Jak musiało wyglądać jego życie na tak zwanej wolności, skoro woli więzienną celę?

Albo ta scena, gdy do Daouda i jego brata, którego spotkał po wielu latach niewidzenia, podchodzą kozy i osioł. Trącają ich nosami, chcą się bawić, przytulać. Jak w bajce dla grzecznych dzieci, tyle że naprawdę.

Wystarczy też zamknąć oczy po przeczytaniu kilku akapitów „Tłumacza z Darfuru”, by siłą wyobraźni przenieść się na wschodni kraniec Sahary, a także w miejsca na jeszcze głębszym południu, gdzie pustynia przechodzi w suchy busz. Zobaczymy więc wielkie, piaskowe wydmy, kotliny okresowych rzek, podczas pory deszczowej pełnych wody, lecz przez większą część roku suchych jak popiół z ogniska, wąwozy o stromych ścianach, skaliste wzgórza oraz wsie wzniesione z cegły mułowej oraz trawy, prawda, że prymitywne, lecz zawierające w sobie jakiś niezwykły romantyzm. Przemierzające pustynię karawany układają się w długie sznury niczym koraliki naszyjnika. Niebo, w ciągu dnia błękitne do bólu oczu, nocą otwiera się, ogromnieje, pokazując nieznane gdzie indziej gwiazdy. Mówimy wszak o terytorium prawie tak wielkim, jak Stany Zjednoczone, a przecież przyglądamy się ledwie jego skrawkowi, co tylko uświadamia ogrom królestwa piasku. Romantyka tego krajobrazu aż wchodzi pod powieki. Kto raz zobaczył Saharę, nie może jej zapomnieć, bo nie ma po prostu takiej siły, która wyrzuci te pejzaże z pamięci.

(Fot. Getty Images)
Okładka książki „Tłumacz z Darfuru” (Fot. Materiały prasowe wydawnictwa Czarne)

Problem w tym, że pustynia pod rozgwieżdżonym niebem, saharyjska zagroda oraz wieś, skąd pochodzi Daoud, znajdują się w Darfurze w południowym Sudanie, gdzie od lat trwa wojna między arabską północą, a ludami pustyni. Idzie w niej o władzę i o wielkie pieniądze – bezwzględną królową wielu afrykańskich wojen jest ropa naftowa. Północ jest silniejsza, dozbrojona samolotami z rosyjskiego demobilu. Zaś Południe rozdzierają klanowe waśnie, rządy warlordów, czyli ludzi czerpiących milionowe zyski ze śmierci i z bijatyki, sprzeczne interesy, gdzie powodem strzelaniny może być kłótnia o kilka worków ryżu dostarczonych przez pomoc humanitarną. Te kozie i ośle noski opisywane przez Hariego są jak antrakt w sztuce o permanentnej zbrodni i terrorze, a tym zawsze towarzyszy głód, lecz nie ten między podwieczorkiem a kolacją, lecz prawdziwy, ze wzdętymi brzuszkami dzieci. Wioska Daouda musi przegrać, a on sam – czego spodziewany się od początku opowieści – doświadczyć piekła na ziemi. Ale jest też iskierka nadziei. Gdyby nie wrażliwi ludzie na całym świecie, Hari nie miałby szans na spisanie wspomnień.

Tu jawi się pytanie: po co opowiadać o książce Daouda Hariego, a więc o głodzie, o śmierci i o cierpieniu w „Vogue’u”, magazynie o modzie i o ludziach sukcesu, generalnie spełnionych i szczęśliwych? Czy takich opowieści oczekują ci, którzy przeglądają eleganckie, wysmakowane sesje miesięcznika czy wchodzą na jego stronę internetową?

(Fot. Getty Images)

Odpowiedź jest banalna. Właśnie dlatego, że „Vogue” jest eleganckim magazynem o modzie, warto w nim pisać, że istnieje też inna, gorsza rzeczywistość. Wie o tym spora część ludzi, których fotografie drukuje magazyn. Na przykład w uwolnienie sudańskiego tłumacza zachodnich dziennikarzy zaangażował się Bono, bohater popkultury, ale też człowiek przejęty losami świata. Bono zdaje się świadczyć, że jeśli akurat mu się udało, może sprawić, by udało się również innym, zwłaszcza, gdy gra idzie o życie.

Myślę sobie czasami, że gdyby w sprawy takie, jak Daouda nie wtrącali się ludzie tacy jak Bono, na świecie byłoby jeszcze gorzej. Zobaczmy, ilu bohaterów „Vogue’a” angażuje się w życie takich, jak Daoud Hari. I chyba tak powinno być.

Ktoś wzruszy ramionami: przecież to snobizm, współczucie na pokaz. Niech będzie, choć niekoniecznie musi to być prawda. Wszak gwiazdy i bohaterowie popkultury są (a przynajmniej bywają) ludźmi i mogą mieć potrzebę pomagania. Jak Bono, który na tym polu przecież nie jest samotny.

„Tłumacz z Darfuru”, Daoud Hari, wspomnienia opowiedziane Dennisowi Michaelowi Burke'owi i Megan M. McKennie. Tłumaczenie Hanna Jankowska, Wydawnictwo Czarne

Maria Fredro-Boniecka
Proszę czekać..
Zamknij