Znaleziono 0 artykułów
05.08.2023

Drugi sezon „The Bear”: Czym karmi Carmy

05.08.2023
Serial „The Bear” powraca z drugim sezonem (Fot. materiały prasowe)

Serial „The Bear” łączy kadry bliskie, wstydliwie intymne, z szerokim planem. Przygląda się wewnętrznym rozterkom bohaterów i metropolii, w której żyją, opowiada o tym, co gotuje się w kuchni, i emocjach, które gotują się w każdym z nas. Drugi sezon, jeszcze lepszy niż pierwszy, można już oglądać na platformie Disney+.

Nośna wydaje mi się kategoria seriali dla dorosłych. Nudnych, nużących, niezrozumiałych dla dwudziestolatków, a dla widzów po trzydziestce ekscytujących – fascynujących, a jednocześnie przerażających w swojej autentyczności. Śledząc dialogi w „Rozterkach Fleishmana” czy „The Affair”, pocimy się jak myszy. Rozumiemy, że ładunek emocjonalny tych półsłówek i półprawd mógłby rozsadzić niejedno miasto. Ostatnio nerwowo obgryzałam paznokcie, oglądając drugi sezon serialu „The Bear” na Disney+.

Serial „The Bear” powraca z drugim sezonem (Fot. materiały prasowe)
Serial „The Bear” powraca z drugim sezonem (Fot. materiały prasowe)

A zwłaszcza oglądając szósty odcinek, „Fishes”, w którym scenarzysta Christopher Storer („Ramy”) zabiera nas w przeszłość. Niemal pięć lat przed wydarzeniami z serialu – a więc na dwieście pięćdziesiąt kilka tygodni przed otwarciem nowej restauracji The Bear, powstającej na miejscu dawnego Beef – rodzina Berzatto spotkała się przy świątecznym stole, by zjeść siedem potraw z ryb tradycyjnych dla rodzin włoskich imigrantów w Stanach Zjednoczonych. Tyle że nikt nie ruszył ani homara, ani kalmarów, które Donna (powracająca triumfalnie do Hollywood Jamie Lee Curtis, nagrodzona Oscarem za „Wszystko wszędzie naraz”) pieczołowicie przygotowywała przez cały dzień. Jak większość najlepszych odcinków gwiazdkowych w historii amerykańskiej telewizji (to niemal wymóg, by zaprezentować taką odsłonę serialu) „Fishes” pokazuje nie tyle bliskość, ciepło i miłość, co chaos, destrukcję, rozłam. Każdy czuje się tu niedoceniony – Donna wpada w rozpacz, bo „wszyscy mają ją gdzieś”, Carmy (Jeremy Allen White), powracający na chwilę do rodzinnego Chicago z Kopenhagi, gdzie pracuje w najlepszej restauracji świata, uważa, że nikt go nie rozumie, Natalie, zwana Sugar, czuje się odpowiedzialna za Donnę, jakby to ona była jej matką, a nie odwrotnie. Jest jeszcze Mikey (Jon Bernthal), od którego wszystko się zaczęło. Starszy brat Carmy’ego, który prowadził kiedyś rodzinną knajpę, wpadł w niewłaściwe towarzystwo, stoczył się, ćpał. 

Choć w normalnym serialowym czasie – poza retrospekcją dającą wgląd w emocje i motywacje członków rodziny – Mikeya już nie ma, jego duch unosi się nad Carmym, jego siostrą Natalie, ich kuzynem Richiem. Carmy boi się porażki, tego, że zawiedzie zmarłego brata, Natalie usiłuje wyjść z jego cienia, Richie buntuje się przeciwko temu, że go nie ma, a Carmy chce prowadzić knajpę po swojemu. 

Serial „The Bear” powraca z drugim sezonem (Fot. materiały prasowe)

Wolna od tego ciężaru jest młodziutka szefowa kuchni Sydney (Ayo Edebiri), która inspiruje, motywuje i ratuje Carmy’ego. Ratuje swojego szefa także Claire (Molly Gordon), w której kochał się już jako dzieciak. Kujonka w okularach przeobraziła się w seksowną lekarkę, która z jakiegoś powodu zawsze ma czas, żeby Carmy’ego przytulić, pocieszyć i posłuchać o kolejnych jego kłopotach związanych z otwieraniem lokalu – czy to o oblanym teście bezpieczeństwa, czy o wyburzonej ścianie, za którą kryły się szopy, czy o menu degustacyjnym, które wciąż nie satysfakcjonuje jego wyrafinowanego podniebienia. Claire, w przeciwieństwie do pozostałych bohaterów – spośród których niemal każdy – Tina, Richie, Sydney, Marcus – dostaje własny odcinek – nie jest człowiekiem z krwi i kości. To ucieleśnienie męskich fantazji na temat kobiety, która o nic nie prosi, a wszystko oferuje, daje, a nie bierze, nie obarcza problemami, ale zawsze gotowa jest rozwikłać dylemat chłopaka. 

„Misiek” opowiada również o tym, co dla Amerykanów znaczy praca

Przy okazji pierwszego sezonu dużo pisało się o tym, że Carmy to chłopak nowego pokolenia, który wykuł się i wykluł po kryzysie męskości. Tak jak zawsze dźwigały ją kobiety, tak on też całkiem nieźle radzi sobie z ciężarem ambiwalencji. Jest jednocześnie ambitny i wrażliwy, czuły i zdystansowany, uzdolniony artystycznie i mierzący się z własnymi emocjami. Wygląda jak łachudra, a gotuje jak anioł. Szkoda, że tej dwoistości nie udało się oddać w Claire. 

Serial „The Bear” powraca z drugim sezonem (Fot. materiały prasowe)

W żadnym innym aspekcie nie brakuje „Miśkowi” złożoności. Twórcom udaje się pożenić pochwałę metropolii (nieprzypadkowo na miejsce akcji wybrano „zwyczajne” Chicago, nie Nowy Jork) z zachwytem nad jedzeniem i tym, co znaczy dla ludzi, którzy je przygotowują i jedzą, oraz z życiowymi lekcjami – empatii, samorozwoju, wybaczenia. W „Miśku” w jednej chwili kamera przygląda się twarzy bohatera tak blisko, że widzimy wszystkie zmarszczki, opadającą sztuczną rzęsę i nierówno nałożoną szminkę, by za chwilę oddalić się od człowieka w kierunku arterii, po których ciągnie sznur samochodów, szklanych wieżowców, rozpędzonego pociągu metra. W jednej chwili podziwiamy pieczołowitość, z jaką w restauracji fine diningowej układa się na talerzu ravioli, by za chwilę znaleźć się u rzeźnika, gdzie kroi się tasakiem płaty mięsa. W każdym momencie w centrum pozostaje praca – gdy Sydney zjada kolejne dania w Chicago, tak naprawdę szuka inspiracji do własnego menu, gdy Carmy wybiera się na randkę z Claire, załatwia formalności dla restauracji, gdy Richie dostaje lekcję pokory w gwiazdkowym lokalu, tak naprawdę uczy się, jak lepiej budować własny biznes. 

„Misiek” o wiele bardziej autentycznie niż „Biuro” pokazuje też, czym dla Amerykanów jest praca. Podczas gdy kultowy sitcom o bezsensownej codzienności szeregowych pracowników korporacji daje widzom złudzenie, że prawdziwe życie toczy się poza pracą, po seansie „Miśka” nikt nie ma wątpliwości, że to ambicja jest motorem działania bohaterów. Chodzi już nie o American dream, lecz o osobiste, dziwne, różnorodne marzenia, które zmierzają jednak zawsze do tego samego szeroko rozumianego sukcesu. Jego ofiarą padają relacje osobiste.

Należy wspomnieć jeszcze o wybitnych aktorach, którzy dla „Miśka” zdecydowali się zagrać drugo- i trzecioplanowe role. Olivia Colman, czyli Elżbieta II z „The Crown”, wciela się w Terry, szefową kuchni wyróżnionej trzema gwiazdkami Michelin restauracji, w której stażuje Richie. Sarah Paulson obsadzono w roli kuzynki Michelle, która przy stole suto zastawionym rybkami stara się być głosem rozsądku. Will Poulter to Luca, który w kopenhaskiej knajpie wprowadza Marcusa w tajniki cukiernictwa. Aktor sam błagał, żeby znaleźć się w obsadzie. Są tu jeszcze John Mulaney, Gillian Jacobs, Bob Odenkirk. Magia „Miśka” działa więc nie tylko na zwyczajnych widzów, lecz także na tych, którzy doskonale wiedzą, jak się tę magię robi. Oni też poczuli vibe serialu. Bo prawie każdy po cichu marzy, żeby pracować w restauracji? Bo napięcie się udziela? Bo opowieść o karmieniu najlepiej karmi? Wydaje się, że istota tkwi w emocjach. Tu myśli się tylko o nich, ale rozmawia tak, by nic nie powiedzieć, bojąc się, że uczucie raz wyrażone nabierze za dużej mocy. Dlatego takie uczucia sublimuje się w tej historii w jedzenie – bezpieczne, dobre, sycące. 

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij