Znaleziono 0 artykułów
10.11.2023

„Przez błękitne pola” Claire Keegan: Zwyczajne zaskakujące życie

10.11.2023
Fot. Getty Images

Epicentrum każdej historii Keegan jest rodzina. Ale także z pozoru sielska wieś, wraz z jej plotkami, oraz kobiety, zawiedzione mężami, silne. Autorka pisze językiem egalitarnym, jakby chciała, żeby jej bohaterki i bohaterowie ją rozumieli. I przekonuje w tym zbiorze opowiadań, że decyzja o tym, w jaki sposób pokierujemy własnym losem, należy do nas.

Rok temu dostaliśmy od wydawnictwa Czarne niezwykłą opowieść wigilijną irlandzkiej autorki Claire Keegan. W „Drobiazgach takich jak te” (w przekładzie Krzysztofa Cieślika) pisarka prowadzi nas w ciemność – tę wynikającą z natury miejsca, jakim było New Ross w hrabstwie Wexford na południe od Dublina, i z pory, bo historia toczy się zimą, gdy dni są krótkie i śnieżne, a noce długie i zimne. Oraz tę wynikającą ze złej natury człowieka – zakonnic prowadzących na terenie klasztoru pralnię i dom dla „upadłych” kobiet, usankcjonowany i datowany przez Kościół i państwo ośrodek, przypominający więzienie czy obóz koncentracyjny. Ogarkiem oświetlającym smutną opowieść jest Furlong, sprzedawca węgla, torfu i wszystkiego, co nadaje się na opał. Gdy odkrywa, co dzieje się za murem klasztoru, ma odwagę nie przymykać oczu na zło.

Fot. Materały prasowe

Ta oszczędna w słowach nowela o sednie człowieczeństwa, która trafiła do finału Nagrody Bookera i została przetłumaczona na wiele języków, odciska na długo ślad w pamięci czytelników. I rozbudza apetyt na więcej. 

Czarne, nie chcąc nas tak zostawiać w nienasyceniu, w tym roku proponuje lekturę wcześniejszych – liczących już 15 lat – opowiadań Keegan, zebranych w tom „Przez błękitne pola”, przełożonych na polski przez Dariusza Żukowskiego. 

Po dojrzałych w stylu „Drobiazgach…” nie wiedziałam, czego powinnam się spodziewać. Otwierające zbiór opowiadanie „Powolna i bolesna śmierć” – o pisarce, która przyjeżdża na wyspę Achill, do Dugort, na rezydencję do dawnego domu noblisty Heinricha Bölla – ciut mnie rozczarowało swoją lekkością i banalnością. Nie żeby mi się nie podobało, ale jakoś nie spotykało się z mymi oczekiwaniami. Ale już kolejne toczyły się właściwymi torami, w których od razu rozpoznałam Keegan. Rodzina to epicentrum każdej historii. Ale także z pozoru sielska i romantyczna wieś z jej plotkami roznoszonymi przez wiatr i jesienne liście. Położona na północy Irlandii, gdzieś w hrabstwach Wicklow czy Wexford, skąd wywodzi się autorka. Kobiety u Keegan to te silniejsze, ale zawiedzione mężami żony, skazane na życie bez miłości i ciepła, rodzące wiele dzieci (sama Keegan jest najmłodsza z sześciorga rodzeństwa); a mężczyźni nadrabiają siłą, rozmiarem penisa i władzą z nadania. Są też w tych historiach katoliccy księża, którzy poddają się cielesnym pokusom, ale nigdy nie porzucą duchowieństwa, nawet z miłości; no i dzieci, zwłaszcza córki. W opowiadaniu „Prezent na pożegnanie” najmłodsza córka, by skutecznie uciec od ojca wykorzystującego ją seksualnie za przyzwoleniem matki, po oblanej maturze sprzedaje konia i kupuje bilet do Nowego Jorku (Keegan – rocznik 1968 – mając 17 lat, wyjechała do USA i tam studiowała na Uniwersytecie Loyola w Luizjanie). 

Od pierwszego zdania uwiodła mnie „Noc jarzębin” o Margaret, kobiecie samotnej, przybywającej na wieś, by zamieszkać w domu po zmarłym księdzu, jej krewnym. „Była kobietą zahartowaną jak włócznia, ale stało się jasne, że nienawykła do życia na wybrzeżu: kiedy rozwieszała pranie, wiatr zwiewał je na środek bagna, nim upłynęło pięć minut. Margaret Flusk nie miała ani kapelusza, ani gumiaków, ani mężczyzny”. Odkaża dom, bo pachnie księdzem. Pali, co się da. Maluje ściany, szoruje podłogi i poleruje okna, aż piszczą od tarcia szmatką. Sika w nocy przed domem, bo jest przesądna. Nie wznieci sama ognia w kominku z tego samego powodu. Jej jedynym bliskim sąsiadem jest Stack, który mieszka z kozą Josephine – 12 lat starał się o córkę rolnika, co tydzień zapraszał ją na niedzielne obiady, a ona w końcu wyjechała i wyszła za kogoś innego. Z kozą było lepiej. I losy splatają się i rozplatają. Tematy szybko się wyczerpują. Bo na co tyle gadać. 

Czytając prozę Keegan, trudno ją umiejscowić w czasie, mogą to być lata 80., 90. XX w. albo dużo wcześniejsze. Autorka posługuje się umiejętnie słowem, które nie demaskuje okoliczności, oszczędza epitety. Pisze językiem egalitarnym, tak jakby chciała, żeby jej bohaterki i bohaterowie ją rozumieli. Ale też opisuje świat składający się z prostych i zwyczajnych czynności, dzieje się w nich tylko lub aż życie, od którego mamy zazwyczaj wygórowane oczekiwania. Keegan sprowadza nas na ziemię, każe jej dotknąć i posmakować. I przekonuje, że decyzja, jak pokierujemy losem, należy do nas. Że „za zasłoną codzienności czeka na czytelnika wspaniała niespodzianka i pocieszenie – wybory ludzi i ich życie mają sens”, jak napisał Juliusz Kurkiewicz na okładkę książki. 

Claire Keegan, „Przez błękitne pola”, przekład Dariusz Żukowski, Wydawnictwo Czarne

Maria Fredro-Smoleńska
Proszę czekać..
Zamknij