Znaleziono 0 artykułów
20.08.2022

Demontaż atrakcji. „Pam & Tommy”

20.08.2022
(Fot. Materiały prasowe)

Zamiast martwić się o piękne ciało na plaży, jakim niemal nikt z nas nie jest w stanie się pochwalić, warto zobaczyć, co kryło się za tym, na którym zbudowano „Słoneczny patrol”. Pamela Anderson chciała posłużyć się sylwetką jak kapitałem, ale trafiła na zły moment. W „Pam & Tommy” z powrotem staje się czującym człowiekiem zamiast mięsem armatnim. Produkcja, którą można obejrzeć na Disney+, śledzi historię sekstaśmy gwiazdorskiej pary z niebywałą spostrzegawczością, empatią i humorem. To jeden z najlepszych seriali w tym sezonie.

Nadszedł dzień sądu: trzeba rozebrać się na plaży. Zdjąć odzież, pokazać, co skrywa się pod spodem. Nie trzeba procesu, wyrok zapada sam i jest czytelny wyłącznie dla skazanego lub skazanej. Nie wydają go inni, ale my sami, wyobrażając sobie, jak inni na nas patrzą. Oto zasiadając w ławie oskarżonych, czyli leżąc na ręczniku, podsądny dowie się, jak traktował swoje ciało przez długie ciemne miesiące, czy włożył wystarczająco dużo pracy, by zaprezentować teraz godne beach body.

(Fot. Materiały prasowe)

Plaża podnosi kurtynę ubioru, show jest bardzo krótki. Okaże się, kto płacił za karnet na siłownię i nawet tam chodził – scrollować telefon, siedząc na rowerze treningowym. Wyjdą na jaw skazy, niedbała depilacja czy problemy skórne. Będzie widać, kto wystawia ciało na słońce pierwszy raz od zeszłego lata. Kto darzy je miłością, kto wstydzi się, kto z satysfakcją się rozbiera. Ten i ów wyrósł z kąpielówek, na kimś pęka w szwach stanik, na kimś wisi tkanina rozciągnięta w praniu. Na nic zdadzą się wymówki, że nie nosiło się jej od zeszłego sezonu. W zimie sąd jest wyrozumiały, a latem okrutny. Było przecież wystarczająco dużo czasu, żeby udoskonalić codzienną rutynę. Oskarżony albo oskarżona o tym nie wiedziała? Każdy z czymś się zmaga, nie rodzimy się z idealnymi ciałami, a jednak podejmujemy wysiłek, by osiągnąć konsensus, czyli starać się, żeby nasze ciała wyglądały tak samo.

A co, gdyby ktoś na plaży wcale się nie rozebrał? Okaże nielojalność wobec wspólnoty, w której pokazujemy sobie, jak wyglądamy – nie dlatego, że jest gorąco, ale bo taka konwencja. Tylko dzieciom i starcom przysługuje inna taryfa. Drobna staruszka rozciągnięta na skałach nie podlega sądowi, wymyka się mu z racji wieku. Gdy była młodsza, na pewno oceniały ją inne spojrzenia, a może krytykowała się sama, nie wiem. W każdym razie zazdroszczę, że nie dosięga jej już wyrok.

Pamela Anderson w „Słonecznym patrolu”: Wzór niedościgniony

Młodszych wciąż obowiązuje plażowy ideał urody, niemożliwy do uzyskania dla większości. Jest nim ciało ratownika – smukła talia, opalenizna nabyta całkiem od niechcenia – ale też bijący z niego spokój, że na plaży jest się u siebie, na swoim miejscu. Ratownik czy ratowniczka na pozór wydają się nieobecni, zatopieni w myślach, a tymczasem czujnie skanują wzrokiem wody przybrzeżne. Sekunda i już zrywają się, biegnąc na ratunek. Gotowi do skoku w jednej chwili. Może i dałoby się wyglądać jak ratownik po całym turnusie albo kilku, szczelnie wypełnionych aktywnościami, na przykład grą w siatkówkę plażową. Ale właśnie kiedy zaczynamy stapiać się z otoczeniem, najczęściej urlop się kończy i trzeba już wracać do domu. Poszpanować wakacyjnym wyglądem można w pracy, przemilczając początkowe upokorzenie.

(Fot. Materiały prasowe)

Wzór ciała ratownika, do którego nikt z nas nie dostaje, stworzył „Słoneczny patrol”, oryginalny serial z lat 90. Piękni nadludzie, David Hasselhoff i Pamela Anderson, nie tylko przechadzali się po piasku, prezentując opaleniznę, fryzury surferów i długie, muskularne nogi, ale przede wszystkim prowadząc akcje ratunkowe, przetykane wideoklipami kręconymi w promieniach zachodzącego słońca – znak złotej epoki MTV, która wtedy trwała w najlepsze. Podświadomie, gdy rozbieramy się do kostiumu, chcielibyśmy wyglądać jak oni – ratownicy, urodzeni, by spędzać życie na plaży i reagować, gdy zajdzie potrzeba.

Lata 90.: Seksizm, podwójne standardy i internet, w którym wszystko wolno

Pamela Anderson w roli ratowniczki została zapamiętana tylko jako seksbomba, o której starsi panowie mówili, że ta to „ma na czym siedzieć i czym oddychać”. Dziwne, bo w końcu prezentowała nie lada sprawność fizyczną, co dziś dla aktorki byłoby otwarciem na kolejne role ze scenami walk i akrobatycznymi popisami. Nawet jeśli nie dano Pameli w „Słonecznym patrolu” żadnego dłuższego monologu, tylko same zbliżenia na pośladki opięte wysoko wyciętymi majtkami, to jej potencjał – jakikolwiek inny niż uroda – nie został wykorzystany. Rzeczywiście była zgrabna, aż dech zapiera. Na jej nieszczęście trwały lata 90., najgorsze w kwestii uprzedmiotowienia kobiet. Niby panowało wyzwolenie seksualne, swoboda mówienia o podnietach erotycznych, ale instrumentem w tej grze były ciała kobiet, a Pamela stała na szczycie męskich marzeń. Oczywiście musiała za to zostać ukarana. Nie wolno było przecież bezkarnie budzić pożądania. Gdy więc zagrała w „Żylecie” – filmie, który miał pokazać jej możliwości, ale jeszcze bardziej ją uprzedmiotowił, pokazując kaskaderskie popisy w taki sposób, żeby z aktorki niemal zsuwał się kostium – uznano, że nie ma za grosz talentu i nadaje się tylko do rozkładówek „Playboya”.

(Fot. Materiały prasowe)

Najbardziej pogrążyła ją jednak sekstaśma, jaką rzekomo spreparowała z ówczesnym mężem, aby – jak wówczas głoszono – jeszcze bardziej zwrócić na siebie uwagę. Pamela została ostatecznie i nieodwołalnie włożona do szufladki rozwiązłych kobiet, z którymi lepiej nie widywać swego syna, ojca, męża, bo zdolna ich tylko uwieść, wykorzystać i porzucić. Za pogrążeniem Anderson nie stały jednak inne kobiety, lecz mężczyźni, spełniający na niej sadystyczne fantazje. Widzimy ich w „Pam & Tommy”, jak każą jej oglądać własną sekstaśmę podczas sądowego przesłuchania. Napawają się jej łzami, jakby licząc jej razy w chłoście na środku miasta. Upokorzenie kobiety, która miała czelność pozować nago, a której odebrano prawo do własnego wizerunku i zachowania godności, ogląda się jak wstydliwy etap historii sprzed paru dekad. Dziś, co za ulga, taka sprawa nie miałaby racji bytu. 

(Fot. Materiały prasowe)

Historia tego zdarzenia, prawdziwego, choć nie do pomyślenia na tylu poziomach, stanowi kanwę „Pam & Tommy” – jednego z najlepszych seriali w tym sezonie. Dawno nikt nie opowiedział o celebrytach z taką empatią, spostrzegawczością i poczuciem humoru, rozbrajając schematy myślenia, pokazując w nich ludzi. Zamiast więc martwić się o piękne ciało na plaży, jakim niemal nikt nie jest w stanie się pochwalić, lepiej zobaczyć, co kryje się za tym ciałem, na którym zbudowano popularność „Słonecznego patrolu”. Jego bohaterka chciała posłużyć się nim jak kapitałem, ale trafiła na zły moment.

Pamela Anderson miała to wszystko rozkminione. Wzorem jej kariery miała być gwiazda starsza o 30 lat: Jane Fonda i jej rola w „Barbarelli” (1968), to, jak grała swoim ciałem i kierowała karierą, zostając nie tylko aktorką, modelką, lecz także aktywistką oraz potentatką branży fitness. Niestety ten model okazał się nie do powtórzenia. Nie tylko dlatego, że reżyser „Żylety” (1996), w której zagrała Pamela, nie miał krzty talentu Rogera Vadima. Twórca „Barbarelii”, mąż Fondy, stworzył serię filmowych hitów, a prócz niej wylansował dwie inne wielkie gwiazdy: Brigitte Bardot i Catherine Deneuve. Chodziło jednak nie tylko o właściwego człowieka, lecz także o epokę. Lata 90. były pod tym względem prawdziwym piekłem. Nie widziano granicy między prywatnością a życiem publicznym. Gwiazd nie otaczała aura tajemnicy, jak to było wcześniej, tylko za sprawą paparazzich i wnikania w życie popularnych osób bez pardonu rodziła się epoka tabloidów.

Rodził się też internet – początkowo jako dzika przestrzeń, bo nie stworzono jeszcze regulacji mających chronić dane osobowe i pojęcie własności w sieci. Najlepszym dowodem na to, że w połowie lat 90. nie zdawano sobie sprawy z tego, czym stanie się internet, jest reakcja serialowej Pameli Anderson na wieść, że jej prywatne nagranie opublikowano w internecie. Machnęła ręką, mówiąc: „Kto to zobaczy? Przecież nikt nie korzysta z komputera i nie ma internetu”. Scena, gdy Pam i Tommy udają się do lokalnej biblioteki, by zobaczyć na własne oczy, jak wygląda reklama z ich taśmą w sieci, przywodzi na myśl tę realną, odległą epokę, gdy hasło wpisane w wyszukiwarkę sprawiało, że otwierały się kolejne okna Windowsa, powoli ładując obraz z góry do dołu. Napięcie towarzyszyło temu, co „wyrzuci” internet – niszowa wówczas przestrzeń dla wtajemniczonych. Dużo bardziej niebezpieczne wydawały się stoiska piratów, sprzedających z bagażnika płyty wypalone na poczekaniu, nawet i na parkingu sklepu audio-video. Kto kupował legalne kopie, skoro można je było dostać dużo taniej? Cały ten drapieżny mechanizm, w wyniku którego prawa i zyski tracili główni zainteresowani, wydawał się czymś zwyczajnym.

(Fot. Materiały prasowe)

Podobnie jak przedmiotowe traktowanie kobiet. Bo przecież świat jest okrutny i trzeba się na to zgodzić. Zapraszanie do hotelu ładnych dziewczyn, ich podrygi na parkiecie w krótkich sukienkach, aby starszym panom, „sponsorom”, było miło, to wówczas standard. Oglądamy w serialu Pamelę w tej roli, choć przecież jest już wówczas światową gwiazdą, która nie powinna robić takich rzeczy. A jednak wydawało się, że takie są reguły gry, że inaczej się nie da. Na dyskotece Pamela poznaje Tommy’ego Lee – perkusistę ówcześnie hitowej grupy Mötley Crüe. Kolejna zmiana w tamtym świecie zanotowana przez serial to właśnie krach muzyki softmetalowej na rzecz grunge’u. Jednak mężczyzna, nawet skompromitowany, nie miał tak źle jak kobieta. Dlatego gdy sekstaśma z prywatnego sejfu świeżo upieczonej pary trafia do przestrzeni publicznej, kobieta jest uznana za najgorszą kreaturę, a mężczyzna za ogiera. Tak to w życiu jest? Serial podważa tę logikę.

„Pam & Tommy”: O Pameli Anderson i Tommym Lee z czułością

Serial „Pam & Tommy” rozpoczyna odcinek, w którym postrzegamy głównych bohaterów oczyma stolarza, który pracuje w ich domu. Zwykły gość spełnia zachcianki rozkapryszonych gwiazd. Mgnienia, gdy ich zauważa, groteskowych w kabriolecie, to migawki z obiektywu paparazzich. Zachowują się dziwnie, są wykrzywieni, karykaturalni. Rand (Seth Rogen) jest nimi zafascynowany, ale też się ich boi. W istocie chciałby być jak oni – zrządzeniem losu znajduje sobie partnerkę w biznesie porno. Erica (Taylor Schilling) ma być jego Pamelą, w domyśle on wyobraża sobie, że jest Tommym. To widz medialnego spektaklu, którego spojrzenie przejmujemy, a zarazem jego sprawca, z czego nie zdaje sobie sprawy. Pozornie niewinny gość o rozbudowanej duchowości postrzega świat w kategoriach karmy – zło, które czynisz, wróci do ciebie i tak dalej. Stoimy najpierw po jego stronie, widząc go jako ofiarę, ale serial pozwala nam zobaczyć szerszy obraz, który poszerza o szarości. Tu zaczyna się prawdziwa sztuka opowiadania i na tym polega siła scenariusza Roberta Siegela oraz współscenarzystów.

Drugi odcinek przyjmuje perspektywę tytułowej pary, opowiada, jak się poznają, zakochują, imprezują, rzucają się na siebie i po paru dniach pieczętują znajomość ślubem. Związek tych dwojga to odjazd: nieco przygłupi Romeo i Julia na kwasie, dopasowanie, jakiego nie wyśniłoby najbardziej szalone niebo. Dlatego nie dziwi, że Tommy Lee rozmawia ze swoim przyrodzeniem pod wpływem tabletki ecstasy (głos penisa podkłada komik Jason Mantzoukas), a odjechaną atmosferę zaczadzonych sobą ludzi oddaje istny rollercoaster, w którym nie ma rzeczy niemożliwych. Też lecimy na endorfinach, dowiadując się, w jakich okolicznościach powstaje rzeczona sekstaśma i dlaczego Pam & Tommy zdecydowali się ją zachować dla potomnych. Równocześnie śledzimy losy nagrania, o którym bohaterowie nie wiedzą, że zostało skradzione. Napięcie, jakie rodzi intryga, i autentyczne zakochanie pary tworzą mieszankę wybuchową. Trudno się oderwać od ekranu, mimo że ani przez moment nie widzimy sekstaśmy. Prywatność bohaterów zostaje uszanowana.

(Fot. Materiały prasowe)

Perfekcyjnie oddano, jak wyglądał wtedy świat – wnętrza, ciuchy, przeboje. Jednak największym mistrzostwem są główne role: Lily James jako Pamela Anderson i Sebastian Stan jako Tommy Lee. Trudno uwierzyć, jak fizycznie, mimicznie i energetycznie upodobnili się do pierwowzorów. Ona dostała sztuczne piersi, włosy i dużą część twarzy, ale to właśnie charakterystyczne brwi, kreski, czynią z niej Pamelę. Odtwarza wiernie grymasy, jakie Anderson robiła z napiętą twarzą, chcąc być miłą, wdzięcząc się i mówiąc jasno, o co jej chodzi. Przenikliwość, z jaką widzi, jak jest postrzegana, co jej grozi, przewidywanie zachowań partnera, czułość, z jaką go traktuje, nieustępliwość i lęk, jakie cały czas jej towarzyszą – to wszystko Lily James gra wyśmienicie. Broni swojej bohaterki i budzi dla niej współczucie. Jednocześnie wciąż jest tak samo urodziwa albo nawet delikatniejsza niż ówczesna Pamela, bo przefiltrowana przez dzisiejszą wrażliwość. Zdjęcia operatorki Pameli Huidobro ani na chwilę nie uprzedmiotowiają ciała kobiety, tylko szanują jej integralność, czy jest w ciąży, czy poroniła, czy jest naga, czy rozebrana. W przeciwieństwie do nagrań z tamtej epoki nie dostajemy ani jednego niepotrzebnego erotycznego kadru. Dzięki serialowi Pamela z powrotem staje się czującym człowiekiem, a nie mięsem armatnim. Częściej chodzi rozebrany Tommy, który komicznie popisuje się jak kogut. Sebastian Stan wspaniale oddaje jego niespożytą energię, impulsywność, nieopanowanie. Biega jak nakręcony, jest lekkomyślny. Dostrzega jednak katastrofę i nie jest tak nieczuły i bezmyślny, jak początkowo się wydaje.

Przede wszystkim dba o żonę, jak potrafi, gotuje uroczysty obiad, pomaga jej uczyć się roli, opłakuje straconą ciążę w rozbrajający sposób. Stara się zrozumieć ukochaną, ale i tak nie wie, jak jej pomóc. Oboje brzmią na ekranie w harmonii, spotęgowana energia pojawia się na ekranie, kiedy są we dwoje. Reżyser Craig Gillespie („Ja, Tonya”) wykorzystuje chemię między parą, żeby pokazać, na ile afera zniszczyła ich życie, a na ile mogliby żyć normalnie, gdyby ta sprawa się nie zdarzyła. Pyta, czy cały proces dałoby się zatrzymać i dlaczego największe zyski czerpały przypadkowe osoby. Zapowiada w tej partykularnej historii zmiany, które ukształtowały współczesność. 

Niesłychane, jak tamta pierwsza sekstaśma uruchomiła całe zjawisko w kulturze celebryckiej, uwieńczone nagraniem Kim Kardashian z 2007 roku, specjalnie spreparowanym i nakierowanym na zysk. Celebryci ledwie dekadę wcześniej wydają się całkowicie bezbronni. Jak to wszystko, co stanowi dziś codzienność internetu, się zaczęło i jakie miało ofiary w ludziach, pokazuje jeden z najlepszych seriali w tym sezonie. Nie napiszę więcej, żeby nie odebrać wam przyjemności oglądania go samemu. Zamiast tego pójdę rozebrać się na plażę.

Adriana Prodeus
Komentarze (1)

Anna Serafin21.08.2022, 17:34
Co za fantastyczny opis, pani Adrianno Prodeus - to jest świetny tekst. Gratulacje! Muszę koniecznie obejrzeć ten serial, czytałam parę dobrych recenzji. Pani tekst wręcz zmusza do obejrzenia...
Proszę czekać..
Zamknij