Znaleziono 0 artykułów
01.03.2022

Redaktorki „Vogue Ukraine” o wojnie

01.03.2022
Dziewczynka w schronie przeciwbombowym w kijowskim szpitalu (Fot. Getty Images)

Gdy w 1940 roku hitlerowcy zbombardowali Londyn, redaktor naczelna brytyjskiego „Vogue’a” zastanawiała się, czy wydawanie luksusowego magazynu o modzie w czasie Blitzkriegu ma sens. Ma. Dziś, w obliczu brutalnej inwazji Rosji na Ukrainę, na łamach „Vogue Ukraine” relacje z wybiegów ustąpiły miejsca doniesieniom z toczącej się wojny, a porady beauty zastąpił instruktaż, jak opatrzyć rany. O swoich doświadczeniach opowiedziały redaktorki ukraińskiego „Vogue’a”.

Daria Slobodianyk, redaktorka działu kultury vogue.ua

Kiedy wybuchła wojna, spałam. Podskoczyłam, gdy zadzwonił telefon mojego męża. Jego koleżanka z pracy, pielęgniarka, powiedziała: „Zaczęło się”. Była 5:37 nad ranem. Minutę później usłyszeliśmy wybuchy. Jak się po chwili dowiedzieliśmy, nasza obrona przeciwlotnicza była w gotowości. Pamiętam, że do ostatniego momentu nie wierzyłam, że to naprawdę jest wojna. Pomyślałam: czy pójdę dziś do pracy? A potem nastąpiła kolejna eksplozja i kolejna (pocisk uderzył w bazę wojskową w miasto Browary). Nie poszłam do pracy, ale od razu wiedziałam, że zostajemy w Kijowie. Mój mąż jest lekarzem i nadal pracuje w kijowskim szpitalu garnizonowym. O 7 rano został wezwany do pogotowia wojskowego i teraz jest tam cały czas. Codziennie mówi mi, że w szpitalu jest niewielu rannych – i to chyba najlepsza wiadomość, jaką słyszałam w ostatnich dniach.

W sytuacjach kryzysowych bardzo szybko się mobilizuję. Najważniejsze, by coś wymyślić, a w obliczu wojny jest wiele rzeczy do zrobienia. Tak więc o 8 rano napisałam do moich koleżanek i kolegów z redakcji, że przebywam w Kijowie i jestem gotowa dostarczać dla „Voguea” wiadomości. Nigdy bym nie pomyślała, że strona magazynu o modzie będzie tak wyglądać, ale zadecydowała o tym rzeczywistość. Zamiast omówień trendów i wywiadów z gwiazdami, instruujemy, jak tamować krwotok i jak wspomóc ukraińską armię. Wiele osób pochwala naszą decyzję o pozostaniu w Kijowie, a ja nie widzę w tym niczego szczególnego, bo przecież tu możemy się przydać.

Staram się robić wszystko, co w mojej mocy: gotować kaszę gryczaną dla żołnierzy, dostarczać leki dla szpitala wojskowego, pomagać armii informatycznej, którą powołał minister transformacji cyfrowej Ukrainy. Razem z sąsiadami budujemy barykady w pobliżu domu i pilnujemy terenu. Chciałabym zrobić więcej, np. zawieźć jedzenie do szpitala pediatrycznego Ohmatdyt lub innych klinik, gdzie według wolontariuszy wielu pacjentów i medyków potrzebuje wsparcia. Nie jest to teraz wykonalne. Moim domem jest teraz „wygodny” parking podziemny, który wraz z innymi mieszkańcami budynku wykorzystujemy jako schronienie. Jest też samochód, w którym śpię zgięta w pół.

Redakcja „Vogue Ukraine” pracuje „z terenu” przez całą dobę. Dotychczas myślałam, że do napisania artykułu potrzebuję dwóch-trzech godziny ciszy. Teraz piszę w notatniku w telefonie. Wracam na chwilę do mieszkania, ale cały czas noszę buty i kurtkę, żeby w razie alarmu jak najszybciej zejść do schronu. Boję się, że woda z kranu zagłuszy sygnały syren. Nie życzę tego doświadczenia nikomu. Teraz wiem, co znaczy być dziennikarzem w samym centrum wydarzeń.

Moja koleżanka, główna redaktorka strony vogue.ua, Violetta, przebywa teraz w zachodniej Ukrainie. Stamtąd zarządza nie tylko portalem, lecz także kontaktuje się z zagranicznymi mediami. Redaktor działu mody, Vena Brykalin, wyjechał 23 lutego – w przeddzień wybuchu wojny – do Mediolanu na pokazy tygodnia mody. Teraz stał się naszym wysłannikiem tam na miejscu i dzięki niemu o aktualnej sytuacji wiedzą „Financial Times” czy „Evening Standard”.

Cały zespół jest wdzięczny koleżankom i kolegom z innych redakcji, którzy piszą o przerażających wydarzeniach w Ukrainie, dając nam głos. Dzielę się moją historią, by Europa wiedziała, że Rosja to terrorysta, który w tej właśnie chwili niszczy ludność cywilną oraz kulturowe dziedzictwo Ukrainy. Nawołuję do poparcia sankcji wobec Rosji i jej mieszkańców – sankcji w dziedzinie ekonomii, kultury, a nawet branży mody. Nawołuję też do wspierania ukraińskiej armii oraz uchodźców!

Слава Україні! (Chwała Ukrainie!)

Violetta Fedorova, redaktorka prowadząca vogue.ua

24 lutego obudził mnie telefon sąsiada: „Zostaliśmy zaatakowani. Bombardują lotnisko Boryspol. Jeśli chcesz iść z nami, pakuj się. Wyjeżdżamy!”. Miałam kwadrans. Zabrałam dokumenty, wodę, pieniądze i ubrania na zmienną pogodę. Zamykając drzwi mieszkania, prosiłam Boga, żeby móc tu wrócić. Ustaliliśmy z przyjaciółmi, że pojedziemy do wiejskiego domu, 50 km od stolicy. Zajęło nam to około pięciu godzin. Z początku mieliśmy nadzieję, że zostaniemy tam przez kilka dni i wrócimy. Wieczorem okazało się, że w pobliżu mieści się lotnisko wojskowe, które rosyjscy żołnierze próbowali zdobyć. Huk eksplozji słychać było coraz bliżej. Okupant kierował się do Kijowa. Rankiem, 25 lutego, podjęliśmy więc decyzję, by wydostać się stamtąd w jakikolwiek sposób i ruszyć na zachodnią Ukrainę, gdzie mieszka rodzina mojego chłopaka.

Pokonanie 800 km zajęło nam 29 godzin. Nie spaliśmy, nie zatrzymywaliśmy się ani na chwilę; jedliśmy w drodze i staraliśmy się uspakajać dzieci. Raz wpadliśmy w poślizg. Niewiele też brakowało, by trafiły nas rakiety skierowane w lotnisko w pobliżu Starokonstantynowa. Wieczorem stanęliśmy w korku do punktu kontrolnego między regionami, ale najważniejsze, że jechaliśmy we właściwą stronę. Trudnym zadaniem było znalezienie paliwa i zatankowanie. Na każdy samochód przydzielano tylko 20 litrów – a kolejki sięgały 50 aut.

Może to wszystko brzmi jak podróż pełna przygód, ale w rzeczywistości była to ucieczka przed śmiercią. Dzięki niebywałej sile woli i adrenalinie dotarliśmy do celu. Teraz znajduję się kilka kilometrów od słowackiej granicy. Wykonuję swoje obowiązki na stronie vogue.ua, kontaktując się z międzynarodową prasą. Jednocześnie staram się pomóc tym, którzy dopiero jadą na Zakarpacie i szukają tu mieszkania.

Czuję, że stałam się nagle kimś innym. W te kilka dni nabrałam życiowego doświadczenia. Zdałam też sobie sprawę, że ani razu nie zapłakałam. Wiem, że teraz bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy ostrości umysłu i zimnej krwi.

Maryna Shulikina, redaktorka vogue.ua

Moje wyobrażenia o wojnie ukształtowały się dzięki relacjom świadków, podręcznikom do historii, powieściom Remarquea i dramatycznym filmom. Wydarzenia z przeszłości zbiera się w romantyczny bukiet bólu, grozy, wzniosłości i triumfu. Ranek 24 lutego zburzył dotychczasowe życie i wywrócił ten świat do góry nogami.

Teraz widzę wojnę jako nieustającą wściekłość, która determinuje wszystkie dalsze kroki i działania. To wściekłość, która porusza, motywuje i nie pozostawia najmniejszych wątpliwości. Obecnie uzbrojona jestem jedynie w słowa. Razem z przyjaciółmi i wszystkimi nieobojętnymi zostaliśmy żołnierzami w wojnie informacyjnej. Żyjemy w rwącym nurcie wiadomości, które muszą być uwiarygadniane i przekazywane światu. Podstawowe ludzkie potrzeby zeszły na dalszy plan. Jedyne, o czym myślisz od rana do nocy, to jak najszybciej zakończyć tę wojnę. Na tym się skupiasz. Po to żyjesz.

Wojciech Delikta
Proszę czekać..
Zamknij