Znaleziono 0 artykułów
20.06.2025

Reportaż Andrzeja Dybczaka „Las duchów” to lekcja wrażliwości na innego

20.06.2025
Andrzej Dybczak, Fot. Michał Korta

Już w 2017 roku byłam poruszona wrażliwością Andrzeja Dybczaka, czytając jego piękny zbiór opowiadań „Pan wszystkich krów”. To rodzaj literatury, która zostawia ślad – będąc nie tylko literackim doświadczeniem, lecz także pewnego rodzaju zachętą do większej uważności na świat, w którego tkankę, za pomocą książki, możemy wniknąć. Teraz, po lekturze „Lasu duchów” – reportażu, za który Dybczak otrzymał Nagrodę im. Ryszarda Kapuścińskiego oraz został nominowany do Nagrody Literackiej Gdynia, doświadczyłam tego uczucia na nowo. I znów pomyślałam: autor ma rzadki dar – dar patrzenia, a raczej – nieprzeszkadzania światu, by mówił.

Powiedzmy to od razu. „Las duchów” to nie jest klasyczny reportaż. Nie mamy tu linearnie rozwiniętej historii, wyrazistych konfliktów, tezy, która domaga się udowodnienia. Dybczak nie buduje napięcia ani nie prowadzi czytelnika do kulminacji. To raczej zapis procesu. Obserwacji. Czekania. Przypadkowych spotkań. Milczenia i zgody na to, że niektóre pytania nie doczekają się odpowiedzi. To również historia o niewiedzy – o tym, że nie trzeba wszystkiego rozumieć, by coś poczuć. Że najważniejszy jest sam proces. 

Andrzej Dybczak,Fot. Michał Korta

Książka Dybczaka to w gruncie rzeczy dwie osobne, ale splatające się opowieści: „Las duchów” i „Dziewczyna z północnego kraju”. Obie dotyczą dwóch różnych grup: Selkupów i Nieńców. Obie powstały w ramach badań prowadzonych przez zespół Muzeum Etnograficznego w Krakowie, który w latach 2016-2020 badał syberyjską kolekcję przechowywaną w muzeum od ponad stu lat.

Dybczak wyrusza w teren – do tajgi i tundry, do ludzi, którzy mogą rozpoznać przedmioty, których historia często została zapisana tylko na kartkach starego inwentarza. Pokazuje zdjęcia figurek, lalek, czapek, ubrań, próbując dowiedzieć się o nich czegoś więcej. „Próbuje” – bo, cóż, nie zawsze się to udaje. Nie jest reporterem, który gotów jest docisnąć bohatera, zmanipulować do opowiedzenia historii. Godzi się na milczenie, jawi nam się jako cierpliwy etnograf. 
„To co o nas chcesz wiedzieć? – zapytał (…). – Tylko to, co chcecie powiedzieć” – odpowiada jednemu ze swoich rozmówców. 

Autor pozwala opowieściom przyjść. W „Lesie duchów” czytelnik podróżuje z człowiekiem, który czasem sam nie wie, dokąd jedzie. Wchodzi do sań ludzi, którzy go zapraszają. Czasem siedzi w chatce w środku tajgi, bez kontaktu ze światem, czeka, zakładając piątą kurtkę, a o poranku zmarzniętymi rękami dorzucając do kominka drewno. Ale to właśnie z tej czekającej obecności rodzi się zaufanie. 

„Las duchów”, Andrzej Dybczak, Wydawnictwo Nisza, Fot. Materiały prasowe

Być z Selkupami

„Niektórzy twierdzą, że Selkup pochodzi od dwóch słów: szjal i kup. Pępek i człowiek. Człowiek narodzony z łona matki” – czytamy. W „Lesie duchów” głównymi bohaterami są właśnie Selkupowie – rdzenni mieszkańcy Syberii. Myśliwi. Ludzie tajgi. Dybczak nie pisze o nich z pozycji badacza – przyjmuje raczej pozycję ucznia. Słucha ich opowieści o codzienności, duchowości. Przedstawia ich wersję świata, nie wkładając jej w nasze ramy. Dowiadujemy się na przykład, że „według Selkupów dusze wszystkiego, co żywe, spadają na ziemię po nocach”.

To lud, którego religia – szamanizm – oparta była na głębokim związku z przyrodą, z duchami przodków, z miejscem. Wierzyli w obecność różnych światów: dolnego, środkowego i górnego. Do teraz zachowali swoje lęki: „Złe duchy boją się ostrzy i z własnej woli nigdy nie przejdą nad nimi ani przez nie”. To dlatego zostawiają czasem przed drzwiami siekiery.

To także lud, który doświadczył okrucieństwa: wywózek, rusyfikacji, przemocy. Szamanów zamykano w zakładach psychiatrycznych, dzieci zabierano do internatów, zakazywano używania rdzennego języka.

W ich rysach twarzy, w ciałach, w uważnych spojrzeniach kryje się długa opowieść przekazywana przez wieki: „Twarze zlepione z fragmentów minionego piękna i zapomnianej brzydoty. Ewenkijskie matki, chantyjskie babki, ojcowie z innych leśnych kryjówek, zza odległych gór, znad północnych mórz, z głębin czasów minionych. Syreny i trytony wyłaniające się na powierzchnię tylko na chwilę, zostawiające w ciałach swoich ziemskich wybranków i wybranek ślady niewiarygodnych kodów DNA, niesionych przez tysiąclecia”. Dybczak przygląda się temu z czułością, próbując nie tyle „dowiedzieć się”, ile „być” – z tymi ludźmi, z ich światem, z ich pamięcią.

Szamańskie lalki i czapka z rosomaka 

Punktem wyjścia opowieści „Las duchów” są dwie drewniane figurki z muzeum. Dybczak zapisuje: „Człowiek – zwierzę. Jakby wiewiórka miała w środku człowieka. (…) Ta pokazała mi się sama. UWAGA! To nie są lalki. Na 99% to szamańskie figurki kultowe”. To one prowadzą go do Selkupów. Chce dowiedzieć się, czym są. Ale szybko orientuje się, że mówienie o nich może być grzechem. Że niektórych pytań nie powinien zadawać. W końcu, gdy jeden z bohaterów pyta, czy chce zajrzeć do skrzyni, w której są ukryte – Dybczak mówi cicho: „Nie”.

Druga część książki przenosi nas do Małoziemielskiej Tundry, do Nieńców – pasterzy reniferów. Tu z kolei Dybczak tropi ślady inwentarza Izydora Sobańskiego, który ponad sto lat temu zebrał nienieckie przedmioty. Najciekawsza jest czapka – z rosomaka, psa i renifera. Taka sama nadal istnieje na półwyspie, na który jedzie autor. Tu także pokazuje zdjęcia, rozmawia, słucha. Z pozoru martwe przedmioty stały się bramą do poruszających opowieści – o ludziach dawnych i obecnych, o krainach, których tożsamość przez dekady była systematycznie niszczona przez decyzje zapadające w Moskwie. Dybczak pokazuje nie tylko duchy ukryte w figurkach, lecz także duchy historii – okrucieństwa kolonizacji, rusyfikacji, ludobójstwa. Pyta, gdzie był Bóg, gdy mordowano. I odpowiada: „Dokładnie tam, gdzie był przed nim. I gdzie po nim”. 

Język, który widzi i czuje

Andrzej Dybczak pisze jak ktoś, kto nie tylko patrzy, a odbiera rzeczywistość wszystkimi zmysłami. Moja książka w wielu miejscach pozaznaczana jest markerem. Nie umiem obojętnie przejść obok takich zdań, jak: „Światła w oknach pachniały śniadaniami”, „Teraz świat mówił już tylko swoim śnieżnym zapachem, swoją ciszą, ciemnością, gwiazdami, wiatrem, echem. Mówił: Hej, to ja. (…) Patrzcie, bladź! Witajcie. Żegnajcie”, „Gdzieś na innej planecie, na zewnątrz, gwiazdki mrozu wspinały się po szybie, wypierając z niej czerń, ale u nas, w środku, było gorąco, aż pot rosił z czoła”. To język nie tyle literacki, ile organiczny. 

Pięknie w „Lesie duchów” wybrzmiewa ciemność, bohaterka drugiego planu. Ciemność nie tylko fizyczna – lecz także metafizyczna, duchowa, wewnętrzna. Czytamy: „Obudziłem się w ciemnościach. Nasłuchiwałem. Było cicho i nikt tej ciszy nie zakłócał (…). Najciszej jak umiał, przeszedł przez izbę. Piec, chociaż ogień wygasł, wciąż był ciepły. Otworzyłem drzwi. Na zewnątrz było niespodziewanie jasno. Chmury zniknęły, ustąpiły miejsca mrozowi. Księżyca nie było widać, za to gwiazdy roiły się intensywnie. Świeży, nietknięty śnieg odbijał to światło idące z kosmosu, bo skąd? (…) Trzeba przyznać, że to pasowało do siebie – kosmos i śnieg. Ja nie. Ani moja krew, ani inne płyny i miękkie tkanki. My tu nie pasowaliśmy. Dlatego rzuciłem kontrolnie okiem, po czym szybko zanurzyłem się w ciemne, ludzkie schronienie”. 

Czym jest prawda? Czy istnieje tylko jedna? 

Gdzie kończy się reportaż, a zaczyna metafizyka? Czy można pisać o wierzeniach, duchach, szamanach bez moralizowania? Czy mamy prawo dopytywać o „prawdę”? „Las duchów” jest dla mnie książką o tym, jak słuchać. O tym, że nie wszystko trzeba rozumieć, by z czymś się spotkać naprawdę. O świecie, który nie domaga się uwagi, lecz którego trzeba się nauczyć – cierpliwie, krok po kroku, bez przemocy i nadmiaru słów.

To jeden z tych reportaży, które uczą pokory. Nie błyskotliwej, powierzchownej „ciekawości świata”, ale uważności wymagającej obecności – takiej, która nie szuka odpowiedzi na własnych warunkach. Opowieść Dybczaka nie zostawia nas z gotowym przesłaniem, nie zamyka się puentą – ale zostaje w człowieku jak ślad po dotknięciu czegoś prawdziwego. Niewielu autorów potrafi pisać o świecie, nie przeszkadzając mu być. Dybczak to potrafi.

 

Aleksandra Pakieła
  1. Kultura
  2. Książki
  3. Reportaż Andrzeja Dybczaka „Las duchów” to lekcja wrażliwości na innego
Proszę czekać..
Zamknij