Znaleziono 0 artykułów
17.02.2023

Sadie Sink: Początek drogi

17.02.2023
Sadie Sink (Fot. Getty Images)

Sławę przyniosła jej rola w „Stranger Things”. Kiedy pochodząca z Teksasu Sadie Sink zaczęła pracę nad serialem, miała 14 lat. W filmie „Wieloryb” Darrena Aronofskiego, świetnie przyjętym na festiwalu w Wenecji, grała zostawioną przez ojca córkę. Zaangażowałam się w historię mojej bohaterki, czułam jej ból – mówi nam aktorka.

Podobno Darren Aronofsky nie zdradza aktorom zbyt wielu informacji na temat projektu, w który chce ich zaangażować. To prawda?

Potwierdzam. Zobaczył mnie w „Stranger Things” i skontaktował się ze mną, żeby przekazać mi zaproszenie na czytanie tekstu scenariusza. Wtedy nie widziałam, że chodzi o „Wieloryba”. Szybko zresztą okazało się, że reżyser jeszcze nie wie nawet, czy rzeczywiście będzie ten projekt robił. To wszystko działo się jeszcze przed pandemią.

Co stało na przeszkodzie do realizacji?

Darren nie mógł przez dziesięć lat znaleźć odtwórcy głównej roli. Dopiero kiedy zobaczył, jak Brendan Fraser gra w niezależnym filmie z Brazylii, stwierdził, że właśnie on może być dobrym wyborem, i zaczął kompletować obsadę. Jechałam na czytanie tekstu, nie wiedząc nawet, z kim się spotkam. Okazało się, że na miejscu są i Brendan, i Darren. Byłam podekscytowana, bo jestem wielką fanką Aronofskiego. Od razu udało mi się nawiązać dobry kontakt z Brendanem. Dużo żartowaliśmy, cieszyliśmy się tym, co robimy. Chociaż nie widzieliśmy, czy „Wieloryb” w ogóle powstanie, czy nie, daliśmy z siebie bardzo dużo.

Sadie Sink i Brendan Fraser (Fot. Getty Images)

Dostałaś tekst scenariusza dużo wcześniej?

Nie! Darren przysłał mi go dzień przed naszym spotkaniem. Wertowałam tekst, upewniając się, że jeżeli pojadę na czytanie, to będzie kompletna katastrofa. Zebrałam się jednak w sobie i dotarłam na miejsce, gdzie okazało się, że nie chodzi o znajomość tekstu, tylko o pracę intuicyjną.

Masz mnóstwo fanów dzięki roli w „Stranger Things”. Czy myślisz, że widzowie tego serialu znajdą coś dla siebie w „Wielorybie”?

Boję się, że fani serialu platformy Netflix są za młodzi, żeby oglądać film Aronofskiego. A szkoda, bo w mojej bohaterce naprawdę można się przejrzeć. Nie mam z nią nic wspólnego, a jednak zaangażowałam się w jej historię i przejmowałam się tym, przez co przechodzi, czułam jej ból.

Co cię w niej uwiodło?

Spodobało mi się, w jaki sposób Ellie jest skonstruowana, oraz to, że trzeba do niej dotrzeć, żeby ją poznać. Na początku wydaje nam się, że jest nastroszona w stosunku do całego świata i nieczuła. Jednak z każdą sceną odkrywamy, jak wiele emocji i wrażliwości w sobie chowa. Poznajemy ją, gdy widzi swojego ojca po raz pierwszy od lat. Patrzy na człowieka, który jest dla niej obcy, nie zna go, przez całe swoje życie uważała za kogoś złego, kto ją skrzywdził i kto jest zły. Nie dopuszcza do siebie myśli, że ten mężczyzna może bardzo się o nią troszczyć, że mu na niej zależy.

(Fot. Getty Images)

Rozumiesz jej podejście do ojca?

Ellie jest kimś, kto nie doświadczył rodzicielskiej czułości, nie wie, co oznacza ojcowska troska. Dlatego nie podejrzewa, że w tym obcym dla niej człowieku drzemią tak duże pokłady pozytywnych uczuć w stosunku do niej. Każde ich spotkanie przypomina bitwę, starcie. Dopiero z czasem Ellie przekonuje się, że nie miała racji, ale to nie oznacza, że nie chce jej mieć. Długo sama siebie oszukuje, że Charlie jest kimś złym, nawet jeżeli wszystko wskazuje na to, że nie jest. To jej mechanizm obronny, stosowany, żeby znów nie doświadczyć krzywdy.

Myślisz, że widzowie polubią Ellie?

To chyba zależy, czy jesteś pesymistą, czy optymistą. Jeśli jesteś optymistą, zobaczysz w niej zagubioną dziewczynę, która ma szansę wyjść na prostą, a jeśli bliżej ci do pesymisty, dostrzeżesz w niej raczej kogoś o ustalonym spojrzeniu na świat, kto nie ma już raczej szansy się zmienić.

Czy Brendan Fraser dawał ci rady dotyczące grania, aktorstwa?

Dzielił się ze mną historiami z planów filmowych. On ma duże doświadczenie grania w filmach kinowych, a ja nie, więc te opowieści były naprawdę cenne. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo realizacja filmu różni się od drogi, jaką jest tworzenie, a potem promocja serialu.

Kiedy jako aktorka ze „Stranger Things” jeździłam na konwenty takie jak Comic Con, spotykałam mnóstwo zakochanych w serialu fanów, którzy wiedzieli, o czym on opowiada, kim są bohaterowie. A na festiwalu w Wenecji na pokaz oraz na spotkania przyszło mnóstwo osób, które nic o filmie nie wiedziały. Obejrzały go, a po projekcji biły brawo i płakały. Obserwowanie tego wszystkiego było niezwykle wzruszającym i pięknym doświadczeniem.

(Fot. Getty Images)

Pracowaliście na bardzo małej przestrzeni, w niewielkim mieszkaniu Charliego. Jaki miało to wpływ na relacje panujące w ekipie?

W większości scen pojawia się tylko dwoje ludzi, co przekładało się na zaangażowanie emocjonalne i dynamikę między postaciami. Czułam się zaopiekowana i bezpieczna, dostawałam wsparcie od każdego – nie tylko od innych aktorów, ale też od pozostałych członków ekipy obecnych na planie. Praca w takim kameralnym gronie była czymś zupełnie innym niż to, czego doświadczam, gdy kręcimy „Stranger Things”. Na planie „Wieloryba” znacznie łatwiej było mi skupić się.

Zanim uruchomiliśmy kamery, ćwiczyliśmy przez trzy tygodnie. Na podłodze została naklejona taśma, która informowała, jak daleko możemy się poruszyć, żeby nie wypaść z kadru. Przypominało to wszystko pracę w teatrze, wymagało podobnych przygotowań i zaangażowania. To było dla mnie wspaniałe doświadczenie, ale i trudne, bo, tak jak w teatrze, czułam presję, jaka wiąże się z graniem przed ludźmi. Na planie ta presja jest mniejsza, bo ujęcie można powtórzyć. W każdym razie nie zapominałam, że jestem w sytuacji, która przypomina granie w przedstawieniu na żywo.

„Wieloryb” został świetne przyjęty na festiwalach filmowych, grasz w teatrze i w produkcjach telewizyjnych, na platformy, w której „Stranger Things” nie traci zainteresowania, a Tylor Swift obsadziła cię w swojej krótkometrażówce. Rok 2022 należał do ciebie.

To był dla mnie fantastyczny czas. Rozwinęłam się, poznałam wspaniałych ludzi. Jestem bardzo wdzięczna za to, co mnie spotyka. I wciąż moja praca sprawia mi mnóstwo radości i frajdy, wpływa też na moje emocje. Nie zapomnę, jak kręciliśmy finałową scenę „Wieloryba”. Zajęło nam to trzy dni. Praca nad nią była dla mnie terapeutyczna. Poczułam przemianę, jaką przechodzi moja bohaterka. To było tak spełniające uczucie, że już wiem, że w przyszłości chcę podążać za twórcami kina autorskiego, zamiast szukać głośnych, spektakularnych produkcji.

Tylor Swift na przykład była cudownie opanowana i spokojna na planie. Wiedziała dobrze, czego chce, a jednocześnie pozostawała otwarta na to, co inni mieli jej do zaproponowania. Pracowaliśmy tylko przez cztery dni, a jej udało się stworzyć coś wyjątkowego. Stawiam na pracę z takimi właśnie artystami, filmowcami, ich wizje pociągają mnie najbardziej.

„Wieloryb” Darrena Aronofskiego na ekrany polskich kin wchodzi 17 lutego 2023.

Artur Zaborski
Proszę czekać..
Zamknij