
„Flatlandia, czyli Kraina Płaszczaków” to, wbrew tytułowi, wielowymiarowa zarówno w treści, jak i formie opowieść o dzisiejszych czasach, wartościach i oporze. Dla Garbaczewskiego XIX-wieczna opowiastka stała się punktem wyjścia do rozważań o kondycji współczesnego świata.
Krzysztof Garbaczewski dał się poznać jako twórca, który unika utartych schematów i w swoich poszukiwaniach artystycznych wykracza poza granice jednej dziedziny sztuki. Jego spektakle nazywane są instalacjami teatralnymi. Zamiast tekstów dramatycznych preferuje adaptacje prozy i nie przejmuje się tradycyjnymi prawidłami języka scenicznego. – Nie kieruję się klasycznym kluczem dramatycznym. Rzadko sięgam po teksty napisane „dla teatru”. Częściej punktem wyjścia są formy graniczne – filozoficzne traktaty, eseje, powieści konceptualne, teksty naukowe czy nawet fragmenty kodu – mówi Garbaczewski. – W przypadku „Flatlandii” impuls wyszedł od samej struktury tej osobliwej powiastki geometrycznej. To była lektura, która nie tyle domagała się adaptacji, ile raczej uruchamiała szereg pytań – o percepcję, hierarchię, przemoc poznawczą i niemożliwość porozumienia między światami.
Więcej niż jeden wymiar

Pisząc swoją powiastkę, Edwin A. Abbott z jednej strony chciał stworzyć nowatorski, jak na owe czasy, matematyczny esej o czwartym wymiarze, z drugiej – miał na celowniku hierarchiczne, patriarchalne i wykluczające społeczeństwo wiktoriańskie. „Flatlandię” można zatem zaliczyć do grona modnych i popularnych w XIX wieku ostrych satyr, które prześmiewały ludzkie wady i porządek klasowy. Jednakże zadziwia ona swoistym uniwersalizmem, dając odczytać się na nowo we współczesnych realiach. W świecie, który zaczyna niebezpiecznie ciążyć ku porządkom autorytarnym i ulega wygodnym iluzjom, zamiast krytycznie podchodzić do zalewających nas zewsząd informacji (a często po prostu fake newsów), tekst Abbotta staje się boleśnie aktualnym manifestem.

Główny bohater powiastki, Kwadrat, jest lojalnym obywatelem świata, w którym żyje – dwuwymiarowej, idealnie symetrycznej i geometrycznej Flatlandii. Panuje tu ściśle określony porządek: każda figura ma swoje miejsce, swoje kąty, a życie toczy się wzdłuż linii – dosłownie i w przenośni. Pion nie istnieje. Wszystko jest płaskie, proste i oczywiste, dopóki na drodze Kwadratu nie zjawi się Sfera.

Ze względu na dość nietypowych bohaterów i filozoficzny wymiar dyskursu „Flatlandia” wydaje się nieoczywistym wyborem na adaptację teatralną. Jednak Garbaczewski odnajduje tu bogaty materiał do pracy na scenie. – To opowieść o ograniczeniach percepcji, które stają się narzędziem systemowego ucisku. „Flatlandia” pokazuje, że to, co uznajemy za „naturalne”, „oczywiste”, „płaskie”, jest często konstruktem społecznym. Dla mnie to także tekst o oporze – o tym, co się dzieje, gdy ktoś zobaczy to, czego widzieć nie powinien. A także o tym, co dzieje się później – kiedy próbuje się tym podzielić – mówi reżyser. Podkreśla także, że widzi we „Flatlandii” zarówno alegorię, jak i opowieść o świecie współczesnym. – Obie warstwy są dla mnie ważne i wzajemnie się przenikają. Nie interesuje mnie jednak dydaktyczna alegoria. Bardziej – precyzyjna struktura, która może wybrzmieć jako metafora współczesnych porządków wiedzy, mediów, kontroli czy sztucznej inteligencji. W tym sensie „Flatlandia” to dla mnie opowieść zarówno o cyfrowym świecie, jak i o tym, jak głęboko uwikłani jesteśmy w logikę własnych wymiarów – także tych politycznych i emocjonalnych.
Płaskoziemcy i nowe technologie

Dzisiejsze odczytanie „Flatlandii” może być nieco przewrotne – tak jak niegdyś ostrze satyry skierowane było przeciwko społeczeństwu epoki wiktoriańskiej, dziś godzić może w tzw. płaskoziemców, dla których świat jest jednowymiarowy. Wbrew nauce i zdroworozsądkowym argumentom tkwią oni w swoim czarno-białym świecie, delektując się teoriami spiskowymi. Są niczym mieszkańcy „Flatlandii”, jak Kwadrat. A gdyby udało im się wyrwać z jednoznaczności, tak jak udaje się to bohaterowi Abbotta?
Jak czytamy w opisie spektaklu, „jedno spotkanie wywraca wszystko. Świat traci kontur, przybywa mu głębi. Zamknięta rzeczywistość ujawnia szczelinę – i zaczyna przez nią przeciekać pytanie: co, jeśli to, co widzimy, to tylko przekrój czegoś większego?”. Krzysztof Garbaczewski po raz kolejny sięga po tak dobrze znaną jego widzom formę teatralnego kolażu, tworzy spektakl synkretyczny, który nikogo nie pozostawia obojętnym. Wykorzystuje najnowocześniejsze technologie, jednak nie szuka sposobu na oczarowanie widza. Sięga po nie w sposób bardzo przemyślany i z pewną przewrotnością. Jak sam mówi: – Nie chodzi o to, by je [technologie] prezentować, tylko by je podważać. Pracujemy z przestrzenią VR i rozszerzoną rzeczywistością, ale też z bardzo klasycznym, fizycznym teatrem. Kluczowe jest dla mnie budowanie napięcia pomiędzy tymi warstwami – pomiędzy światem „na scenie” a światem „w systemie”. Technologie służą tu nie efektowi, ale pytaniu: gdzie jesteśmy, kiedy jesteśmy „online”? Co zostaje z ciała, z głosu, z obecności?
O tym aspekcie spektaklu opowiada aktor Rafał Gorczyca, który we „Flatlandii” wciela się w jednego z płaszczaków: – Dla mnie praca z nowoczesną technologią była zupełnie nowym i bardzo ciekawym doświadczeniem. Dzięki niej widz może obserwować jedną scenę na kilku płaszczyznach. Towarzyszą nam kamery, które nas podpatrują, na ekranie widać tworzone przez sztuczną inteligencję awatary. Gramy też w goglach VR, co jest jednocześnie fascynujące i niepokojące – w pewien sposób jesteśmy ograniczeni, uwięzieni w innej przestrzeni. Myślę, że to też dobrze oddaje emocje postaci, które obawiają się trzeciego wymiaru, którego nie mogą pojąć – my, współcześni, boimy się sztucznej inteligencji i trudno nam zrozumieć, czym jest czwarty wymiar.
Testy sceniczne

Praca nad „Flatlandią” to wyzwanie nie tylko dla reżysera, lecz także dla zespołu aktorskiego. Dysponując swoimi osadzonymi w trójwymiarowej przestrzeni ciałami, aktorzy muszą przetransformować się w figury istniejące w płaskiej dwuwymiarowości. Rozumiejąc to utrudnienie, Garbaczewski postawił na otwartość wobec sugestii obsady. – To projekt bardzo zespołowy. Choć przychodzę z precyzyjną strukturą, zawsze zostawiam miejsce na wspólne poszukiwania. Zwłaszcza że „Flatlandia” wymaga osobliwego rodzaju „gry” – aktorzy wcielają się w figury geometryczne, ale muszą jednocześnie uruchamiać bardzo ludzkie emocje i konflikty. To prowadzi do nieoczywistych rozwiązań ruchowych, wokalnych i dramaturgicznych, które wspólnie testujemy – tłumaczy reżyser.
Potwierdza to Rafał Gorczyca: – Punktem wyjścia do pracy nie był gotowy scenariusz, ale dyskusje, rozbieranie tekstu Abbotta na czynniki pierwsze, słuchanie podcastów o fizyce kwantowej. Wszystko po to, by zrozumieć świat płaszczaków i ich społeczność. Próby w dużej mierze opierały się na improwizacjach ruchowych prowadzonych pod okiem grającego w spektaklu Wojciecha Marka Kozaka – zdradza aktor. I dodaje: – Dostaliśmy strukturę, ale mamy duży wpływ na swoje działanie sceniczne. Staramy się oddać dwuwymiarowość naszych postaci, więc szukamy ruchów bazujących na liniach, kątach. Skupiamy się na pewnych odcinkach naszych ciał, np. linii od ucha do biodra, szukamy ruchów kanciastych, a jednocześnie płynnych. Musimy mieć też dużą uważność na partnerów, bo bohater tu jest zbiorowy. Na głowach mamy figury geometryczne, które widziane z góry tworzą płaskie formy. Dążymy do łączenia nadanych nam kształtów we wspólną płaszczyznę. Z drugiej strony przeciwstawiamy płaskość formy naszych postaci wielowymiarowości ich doznań.
Stawiane przez twórców spektaklu pytanie „Czy świat naprawdę musi być płaski?” jest z założenia wielopłaszczyznowe. Aby na nie odpowiedzieć, należy podjąć próbę oderwania się od własnych przekonań i spojrzenia na wszystko z innej perspektywy. Może to być przerażające, ale też uwalniające. Z pewnością doświadczenie performatywnej „Flatlandii, czyli Krainy Płaszczaków” zmusza do refleksji.
Premiera spektaklu 20 czerwca 2025, Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.