Znaleziono 0 artykułów
23.06.2020

Tata z Instagrama: Blog Ojciec

23.06.2020
(Fot. Bartosz Pussak)

Jego memy o tym, że dzieci wywracają życie do góry nogami, śmieszą do łez. A artykuły o nowoczesnym rodzicielstwie uczą otwartości na potrzeby dziecka. Dla rodziców z pokolenia trzydziestolatków Blog Ojciec jest prawdziwym guru. – „Tradycyjne” metody wychowawcze oparte na przemocy, zastraszaniu czy systemie kar i nagród, wywołują reakcję odwrotną od zamierzonej. Nie uczą dziecka, dlaczego warto coś zrobić lub dlaczego czegoś warto unikać, a jedynie bezmyślnego posłuszeństwa wobec silniejszego – mówi Kamil Nowak, którego na Facebooku obserwuje ponad 600 tys. fanów.

Gdy wysłałam panu e-maila, otrzymałam automatyczną odpowiedź z odesłaniem osobno dla rodziców, mediów i potencjalnych klientów – tak, żeby każdy mógł jak najszybciej otrzymać odpowiedź. Ile wiadomości dziennie dostaje pan od obserwatorów?

Gdy artykuł budzi emocje, dostaję od rodziców nawet kilkadziesiąt e-maili dziennie. Do tego dochodzą zapytania na Instagramie. Na Facebooku musiałem wyłączyć możliwość pisania bezpośrednich wiadomości, bo było ich codziennie kilkaset. Staram się odpowiedzieć każdemu.

Najczęściej rodzice potrzebują jakiejś rady. Albo szukają sposobu, żeby przekonać kogoś w rodzinie – męża, dziadków, rodzeństwo, że ich metoda postępowania jest podparta nauką. Odwołuję się wtedy do źródeł, autorytetów, ale staram się nie wyrokować. Nie tylko nie jestem psychologiem, ale też nawet nie poznałem tych rodziców ani ich dzieci, a bardzo ważne jest by pamiętać, że dzieci są różne i każdemu może pomóc coś innego.

Taka bliska relacja z obserwatorami to pewnie ogromna odpowiedzialność.

Dla mnie najważniejsze jest to, by każdy rodzic, który do mnie pisze, poczuł się wysłuchany i dostał wsparcie. Czasami rodzice chcą się też podzielić bardzo trudną historią z własnego dzieciństwa, zahaczając o tematy molestowań, brutalnych pobić czy wyrzucenia z domu. Nie po to, by dostać gotową odpowiedź, ale w ramach własnej terapii i przepracowania problemów.

Samotność rodzica to też trudny temat. Z jednej strony, jesteśmy bombardowani radami, często nieuprawnionymi, z drugiej – nie wiemy, komu ufać.

Tak, rodzice potrafią czuć się samotni mimo obecności innych, bo ci inni zamiast być wsparciem, często jeszcze utrudniają zadanie rodziców ciągłymi niechcianymi lub wręcz szkodliwymi radami. Dotyczy to tak samo osób bliskich, jak i czasami zupełnie nam obcych.

Obcy ludzie często naruszają prywatność rodziców, np. komentując – ich zdaniem – nieodpowiedni strój dziecka. Częściej spotyka to kobiety.

Myślę, że powód tej różnicy jest taki, że ludzie się boją, że od mężczyzny mogą oberwać. To trochę jak z dziećmi. Ludzie, którzy stosują kary cielesne, robią to tylko dlatego, że dziecko nie odda.

(Fot. Bartosz Pussak)


Jestem przekonany, że istnieje specjalne miejsce w piekle dla wszystkich osób, które udzielają rodzicom niechcianych rad. Paradoksem jest to, że ludzie chętniej zwrócą rodzicom uwagę, że dziecko nie ma czapeczki niż w sytuacji realnego zagrożenia. Wychodzi z nich tchórzostwo.

Jeśli jesteśmy świadkami przemocy wobec dziecka, musimy postąpić mądrze. Jeśli zareagujemy zbyt ostro, dziecko może jeszcze mocniej oberwać potem w domu. Kiedyś napisałem artykuł o tym, jak można w takiej sytuacji pomóc.

Coraz więcej też wokół różnych doradców, w tym influencerów, których życie wydaje się idealne.

Pozorna idealność jest w mojej opinii szkodliwa nie tylko dla innych rodziców, lecz także dla dzieci. Dziecko ucząc się nowych rzeczy, siłą rzeczy popełnia wiele błędów. Widząc więc „bezbłędnych rodziców”, którzy nigdy nie są smutni, nigdy nie tracą opanowania, nigdy się nie mylą, czują się ze swoimi błędami jeszcze gorzej. 

Co jest w wychowaniu najważniejsze?

Najważniejsze jest to, żebyśmy – zarówno dzieci, jak i dorośli – byli szczęśliwi.

Nie musimy stosować żadnej z oficjalnie nazwanych metod – rodzicielstwa bliskości, wychowania w szacunku, rodzicielstwa przez zabawę… Najważniejsze jest to, żeby każda osoba w rodzinie, czuła się w niej dobrze.

Czyli odchodzimy od starych, „tradycyjnych” metod?

„Tradycyjne” metody oparte na przemocy, zastraszaniu czy systemie kar i nagród, wywołują reakcję odwrotną od zamierzonej. Nie uczą dziecka, dlaczego warto coś zrobić lub dlaczego czegoś warto unikać. Uczą jedynie bezmyślnego posłuszeństwa wobec silniejszego.

Dzieci są całkiem sprytne i w takim opresyjnym systemie bardzo szybko uczą się kłamać i oszukiwać, byleby nie oberwać albo nie stracić jakichś przywilejów. Jedynym dostrzegalnym zagrożeniem dla takich dzieci, są ich rodzice. Ostatnio obserwatorka opowiadała mi, że gdy zabrała synowi kabel do komputera, bo zabroniła mu grać, po prostu kupił sobie nowy.

Oczywiście trzeba uważać, by nie wpaść w drugą skrajność, czyli brak jakichkolwiek zasad, bo wtedy dziecko staje się roszczeniowe i wiecznie oczekuje wszystkiego od innych, nie od siebie. To jest równie zła droga.

Kluczem jest ustalanie granic i zasad, ale bez uciekania się do przemocy czy szantażu, by je utrzymać, lecz raczej do tłumaczeń i rozmów. Najczęściej wielu rozmów.

Ma pan poczucie, że nauczyliśmy się na błędach naszych rodziców?

Dorośli, którzy w dzieciństwie doświadczyli przemocy – fizycznej albo psychicznej – mogą te wzorce powtarzać albo ten cykl przerwać. Żeby jednak coś zmienić, musimy sobie uświadomić, że sami doświadczyliśmy krzywdy. Nie oznacza to obwiniania naszych rodziców. Większość rodziców z tamtego pokolenia zrobiło wszystko, co w ich mocy, żebyśmy byli szczęśliwi. Na tamte czasy, zgodnie z tamtym stanem wiedzy, to była najlepsza droga.

Przemocy wobec dzieci już się w polskich domach nie stosuje?

Kilkanaście lat temu klapsy popierało 80 proc. społeczeństwa, teraz już mniej niż 40 proc. Niemniej to dalej sporo ludzi, których trzeba wyedukować. Jeśli ja się dałem przekonać, a kiedyś mocno wierzyłem w wychowanie oparte na klapsach, to mam wrażenie, że każdego da się przekonać.

Musimy w końcu zrozumieć, że tresura i behawioryzm działają jak ograniczenie prędkości. Gdy stoi fotoradar, to wszyscy jadą zgodnie z przepisami, ale gdy tylko się go mija, to większość kierowców znacznie przyspiesza. Podobnie dzieje się, gdy tresowane dziecko opuszcza rodzinny dom pełen egzekwowanych siłą zakazów, których nigdy nikt mu nie wytłumaczył. Jest na starcie narażone na wiele niebezpieczeństw.

Czy wychowanie dzieci jest możliwe bez partnerstwa między rodzicami?

Moim zdaniem bardzo o to ciężko. Jest takie powiedzenie, że do wychowania dziecka „potrzeba całej wioski”. Czasami nawet dwójka rodziców to mało i dobrze jest mieć grono przyjaciół czy rodzinę, którzy mogą nas w tym wesprzeć. Czasem potrzebujemy wsparcia, żeby dać sobie radę fizycznie i zdobyć kilka dodatkowych godzin snu, a czasami chodzi o wsparcie psychiczne. Bez wsparcia kogoś obok bardzo ciężko jest być w pełni dla dzieci.

My z żoną oboje pracujemy, więc oboje zajmujemy się po równo domem – to dla nas oczywiste. Z przerażeniem odkrywam jednak, że w niektórych domach dalej popularny jest model z poprzedniego wieku, gdzie facet po pracy siada na kanapie przed telewizorem, a kobieta sprząta dom, gotuje obiad i zajmuje się dziećmi. Absurd!

Spotykam też ojców, którzy mają czelność stwierdzić, że ich żona tylko siedzi w domu i zajmuje się dziećmi, więc niewiele robi. Na szczęście doświadczenie doskonale pokazuje, że niemal każdy z takich samców alfa po tygodniu spędzonym w domu z dzieckiem, oddałby wszystko, byleby tylko wrócić do pracy i trochę odpocząć.

(Fot. Bartosz Pussak)

Z żoną zawsze się zgadzacie?

Wywodzimy się z różnych domów, nasze doświadczenia z dzieciństwa też są odmienne, więc naturalnie widać różnice. Na przykład w kwestii tego, czy kalosze na pewno pasują do T-shirta. Niemniej zgadzamy się w sprawach fundamentalnych i oboje chcemy wychować dzieci w poczuciu bezpieczeństwa. Nasze najważniejsze zadanie to sprawić, by dziecko, które będzie miało problem, nie pomyślało: „rodzice mnie zabiją”, lecz raczej „muszę o tym powiedzieć rodzicom”.

Osiągacie sukces wychowawczy?

Nie lubię do wychowania podchodzić w kategorii sukcesu. Dajemy dzieciom to, co jesteśmy w stanie dać, ale daleko nam do ideałów. Niemniej nawet, jeśli czasami puszczą nam nerwy, to z perspektywy pokoleń przekazujemy tylko część negatywnych doświadczeń, których doświadczyliśmy. Warto się skupić na tym, jak wygląda nasza rodzina przez większość czasu, a nie przez tę jedną godzinę w miesiącu, kiedy wszystko poszło źle.

Na Facebooku tysiące lajków zdobywają pana memy o tym, żeby sobie odpuścić. Ale i o tym, że rodzice tak naprawdę nie mają nigdy czasu wolnego, ani weekendów, ani wakacji. Rodzicielstwo ogranicza możliwości?

Można odnieść takie wrażenie, ale w mojej opinii dzieci raczej popychają nas do przodu, a nie powstrzymują przed rozwojem. Pomagają zweryfikować znajomych, a także w innych sferach odciąć to, co niepotrzebne, żeby skupić się na tym, co naprawdę ważne. Uczą uważności. Dzięki nim na nowo możemy obudzić w sobie też nasze wewnętrzne dziecko i zatrzymać się przy drodze, bo zauważyliśmy jeża albo spoglądać leniwie w niebo, zgadując kształty płynących chmur.

Radzi pan też, żeby dać sobie przyzwolenie na gorsze dni, słabość, nerwy.

Tak. I, żebyśmy nie czuli się gorzej, gdy prosimy o pomoc. Albo gdy nasze dziecko robi coś, czego nie powinno. To nasza reakcja ma znaczenie, a nie to, co zrobiło dziecko. Dziecko dopiero się uczy i ma prawo do błędów. Nie oceniajmy więc siebie zbyt surowo.

Bez poczucia winy, podstawowego uczucia każdego rodzica?

Jestem przeciwnikiem wszechobecnego poczucia winy i uważam, że każdy powinien je zastąpić poczuciem odpowiedzialności. Stało się coś złego? Zamiast tygodniami siedzieć i się samobiczować, lepiej poświęcić ten czas na zastanowienie się, co możemy zrobić, by w przyszłości tego uniknąć. Poza tym znajdźmy moment, by docenić się za te wszystkie chwile, w których i my, i nasze dzieci, byliśmy po prostu szczęśliwi.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij