Znaleziono 0 artykułów
14.04.2023

Ukraińska artystka Julie Poly: Ostatnia minuta pokoju

14.04.2023
(Fot. materiały prasowe)

„4:59”, tytuł wystawy ukraińskiej artystki Julie Poly w Fotogalleriet w Oslo, oznacza ostatnią minutę względnego spokoju przed wybuchem wojny. To cezura, która życie fotografki i autorki jednej z okładek „Vogue UA” dzieli na „przed” i „po”.

– Byłam w ósmym miesiącu ciąży, gdy zaczęła się rosyjska inwazja na pełną skalę. Wybuchła panika, wszędzie eksplozje, a ja zaraz miałam rodzić. To atak nie tylko na mój kraj, lecz także na przyszłość mojego dziecka – mówi Julie Poly. – Po trzech tygodniach wyjechałam do Lwowa i ponieważ poczułam się źle, zdecydowałam się uciekać przez Rumunię do Monachium. Zrobiłam sobie wtedy zdjęcie w bezpiecznej hotelowej przestrzeni – wspomina. Tę fotografię również umieściła na swojej wystawie w Fotogalleriet w Oslo. Pozostałe stworzyła przed wybuchem wojny.

Yulia Polyashchenko, jak brzmi jej pełne imię i nazwisko, dzieciństwo spędziła w Stachanowie w obwodzie ługańskim w Donieckim Zagłębiu Węglowym. Zamknięte fabryki stały się pejzażem zniszczenia, w którym dorastała. Od 2014 roku jej rodzinne miasto stało się terenem okupowanym. Choć już tam nie mieszkała, odwiedzała je, by fotografować młodych ludzi w postindustrialnych ruinach. Nastolatki, które wtedy spotykała, dziś są w Kijowie albo walczą na wojnie. Na przykład 14-latek uchwycony tuż po ravie o wschodzie słońca jest teraz żołnierzem na froncie.

Julie Poly, Futurespective, "Vogue Ukraine", 2021

Julie Poly portretuje pokolenie, które wychowało się w wolnej Ukrainie, a teraz mierzy się z koszmarem wojny

Do prezentacji tych zdjęć w Fotogalleriet wybrała wyciemniony pokój. Wchodzi się tu z latarką, przed drzwiami leży plan dostaw prądu. Snop światła wydobywa sesje modowe na tle blokowisk, zdjęcia z imprez, ale i kopalniane hałdy, zrujnowane wesołe miasteczko, a także okładkę „Vogue UA” z okazji 30-lecia niepodległości Ukrainy. Oglądamy odrealniony, jakby zamrożony piknik. Modele i modelki siedzą na trawie (a w drugiej wersji na piasku), każda postać symbolizuje inny region kraju. Nad sobą mają czysty błękit nieba, na głowie dziewczyny jedzącej hot doga siedzi gołębica. Wszystkie osoby są połączone w symbol jedności Ukrainy.

Wystawa „4:59” (Fot. Julie Hrnčířová)

– W 2014 roku, gdy Rosjanie zajęli Stachanow, trudno było tłumaczyć innym, w jakiej jesteśmy sytuacji – mimo dowodów. Dlatego okładka jest zbudowana na symbolach i ucieleśnia moje fantazje na temat przyszłości. Widzę Ukrainę bez wojny, bohaterami są przedstawiciele nowego pokolenia, reprezentują zmianę. „Vogue UA” od tamtej pory opublikował wiele moich sesji – mówi Julie. Aby jeszcze głębiej wciągnąć widzów w swój dawny świat i stan ducha, artystka nagrała spacer dźwiękowy po ważnych dla niej miejscach. Działo się to już w czasie wojny, prowadziła więc zdalnie swoją przewodniczkę po Stachanowie, ożywiając wspomnienia.

Julie Poly, Dachna bus station, 2016

Na wystawie „4:59” zaprezentowano także pokój pełen prac erotycznych Julie Poly z artzinu „Hrishnytsia”

Ogromna, barwna fototapeta każe długo na siebie patrzeć: kobiece nogi w szpilkach i kabaretkach zajmują cały pierwszy plan, zza nich wyłania się scena pocałunku lesbijskiej pary, za którą widać też grę w trójkącie. To zaproszenie do pokoju zabaw erotycznych: pozowania do obiektywu, kaprysów odkrywania i zakrywania nagości, chęci odgrywania ról. Rozglądam się i widzę przyklejone do ścian zdjęcia: na jednym dziewczyna je banana jak Natalia LL, na innym dłonie obejmują pośladki – kompozycję z biżuterii i bielizny. Seksualne eksperymenty, poznawanie zmysłowości, badanie własnych upodobań jest pokazane dwutorowo: jako proces dogadywania się z innymi uczestnikami romansu i spektakl dla samej siebie. Przecież właśnie o to chodzi w dojrzewaniu: wtapianie się w grono znajomych i jednoczesne szukanie własnej odmienności.

Wystawa „4:59” (Fot. Julie Hrnčířová)

To pokój młodej osoby: w rogu na biurku stoi stary komputer stacjonarny obklejonym nalepkami, ściany pokrywa staromodna tapeta w oczka podobne do tych z kabaretek. Ażur, panterka, lycra, kryształki to język, którym przemawia ten świat. Wciąga w rozgrywanie pożądania – przypomina, że to siła, którą da się manipulować, zdobywać nad kimś władzę, żądać czegoś w zamian. Jak karty z „golizną”, otwarte na pulpicie peceta – igraszki z tandetą, umyślnie kiczowatym znakiem lat 90. Gram nimi w durnia, próbując oszukać komputer, a właściwie przyjemnie zabić czas. Przytulna, wygodna, figlarna przestrzeń na wystawie przypomina, że Julie Poly nie prezentowała dotąd prac w galeryjnej przestrzeni white space’u.

Julie Poly, Futurespective, "Vogue Ukraine", 2021
Julie Poly, Futurespective, "Vogue Ukraine", 2021

Wystawy Julie Poly miały zawsze charakter punkowy, nieformalny

Autentyzm zawsze był – i jest – dla Julie ważny. Widać to w sposobie prezentacji zdjęć, wydruki są przyklejone do ścian. Wystawa przypomina przez to nastoletni pokój fanowski, w którym wiszą plakaty, zdjęcia znajomych i dziecinne nalepki. Brak tekstów na ścianach, podpisów, to nieformalna sytuacja. Do tego pełne spraw intymnych ziny do przejrzenia, w których można się zapomnieć, zaczytać, jeśli zna się język rosyjski albo ukraiński. Fotografie zrobiono w mieszkaniach, na zapleczu imprez, gdzie stoją butelki, szklanki po piwie, leżą części garderoby. Brak dosłowności, są echa gry wstępnej, solówek i orgii.

Wystawa „4:59” (Fot. Julie Hrnčířová)

Wzrok szuka tych samych bohaterów – królowa w kabaretkach z fototapety leży na kocu w panterkę, zacałowana szminką jak płótno malarskie. Dwaj nadzy mężczyźni w saunie stoją przy sobie odwróceni plecami. Atmosfera podniecenia wzmaga się, bo wiele trzeba sobie dopowiadać. Śledzę fotografkę obecną na niektórych zdjęciach, towarzyszącą swoim bohaterom, o queerowej ekspresji, jako uczestniczka zdarzeń. Odniesienia do klasycznych dzieł Nan Goldin nasuwają się same. Punktem wyjścia jest fotografia dokumentalna, ale sytuacje są inscenizowane, role wymyślone, inaczej niż np. na zdjęciach polskiej artystki Agaty Kalinowskiej, która oddaje surowość zmysłowego przeżycia. Jednak jest coś, co łączy Polkę z Julie Poly – odwaga opowiadania o wolności młodych ludzi żyjących w Europie Wschodniej, dających wyraz skłębionym uczuciom, żywiołowi życia, nieheteronormatywnej tożsamości, która nie cieszy się tu równymi prawami.

Oglądamy cielesne dojrzewanie, inicjacje erotyczne.

– Na wystawie ważna jest dla mnie immersja. Tapety przywiozłam z Kijowa, użyłam nawet pierwszych rysunków erotycznych, które stworzyłam w wieku pięciu lat. Seksualność to odkrywanie siebie, proces dojrzewania. Dzięki temu możesz przeżyć tę podróż ze mną, zanurzyć się w marzenia. To dla mnie istotne, by fotografia nie była prezentowana w próżni, ale by wpływało na nią całe otoczenie. Prace z cyklu „Ukrzaliznytsia” wykonałam w wagonach pociągu i prezentowałam na stacji kolejowej, na lightboxach i w salonie gier, bo interesuje mnie komunikacja z przypadkowymi widzami – wyjaśnia Julie.

Julie Poly, 'Ukrzalіznitsia' (2017-2020)

Cykl „Ukrzaliznytsia”, czyli Koleje Ukraińskie, zapiera dech w piersiach

Prezentowane w trzecim pokoju na wystawie „4:59” zdjęcia wykonane w lokalnych pociągach ukazują barwnych pasażerów, rozbrajają stereotypy. Wagony stają się sceną dla intymnych występów. Długowłosa dziewoja w dżinsach zwisa ze schodków wagonu. Damulkę w lamparciej kurtce przegina ciężar bazarowej torby z ceraty. Gimnastyczka robi pokaz w przedziale dla żołnierzy. Para młoda zostawia po sobie kwiaty i łabędzie z ręczników. Postaci jest wiele, kamp miesza się z realizmem, powstaje odrealnione wrażenie transu, jak podczas długiej jazdy w miarowym stukocie kół pociągu. Obserwacje są tak celne, bo Julie Poly pracowała jako konduktorka, ukończyła uniwersytet kolejowy w Charkowie i czuć w tych zdjęciach jej niezwykłą wyobraźnię i głębokie doświadczenie. „Ukrzaliznytsia” jest też ustrukturyzowana jak skład pociągu, który ma wagony, przedziały, takie same okna. Prace z cyklu też mają ten sam format, niektóre są bardziej lifestyle’owe, inne jak dzieła sztuki – martwe natury.

Wystawa „4:59” (Fot. Julie Hrnčířová)

– Erotyczna linia wiedzie również przez ten projekt. W ciasnocie sypialnego przedziału, w korytarzu przebierasz się, śpisz, wchodzisz w czyjąś intymność. Nie wiesz, z kim się położysz na noc. W przypadkowych spotkaniach jest międzyludzka gra, jest loteria. Tu też poruszam temat ciała – jego wolności – opowiada artystka.

Julie Poly, 'Ukrzalіznitsia' (2017-2020)

Na Ukrainę wciąż spadają rakiety

Obecnie Julie pracuje nad wystawą w Berlinie „Czułe więzi”, bada w niej relacje między modą a współczesnymi praktykami artystycznymi. Jej sztuka jest krytyczna, bezpruderyjna, dowcipna, zaskakująca. Wydaje kolejny numer swojego artzina „Hrishnytsia”. Zatytułowany „Listy na front”, będzie poświęcony wspieraniu ducha walki ukraińskich żołnierzy. Artystka opowie też o kobietach na froncie, potrzebie piękna tworzonego w nieludzkich warunkach oraz o odwadze bycia queer w Siłach Zbrojnych Ukrainy. Pracuje też nad grą wideo.

Wystawa „4:59” (Fot. Julie Hrnčířová)

Rozmawiamy, gdy artystka jest w Kijowie na zdjęciach do nowego projektu. Przerywa nam alarm bombowy. Julie odzywa się dopiero kolejnego dnia, gdy opuszcza schron i ma znów dostawę prądu. Wraca cała i zdrowa. Pytam, jak znosi życie w trybie wojny. Lepiej – mówi. – Teraz już są alarmy, powiadomienia, instrukcje działania w konkretnym przypadku. Gdy rok temu wyjeżdżaliśmy stąd z mężem, panował chaos, panika, nie wiadomo było, kiedy uciekać ani gdzie jest schron. Każdego dnia modlę się o pokój i zwycięstwo nad Rosją. O spokojne życie, jakie mieliśmy przed wojną.

Adriana Prodeus
Proszę czekać..
Zamknij