Znaleziono 0 artykułów
11.08.2019

Upokorzenie, czyli rozmowa o zdradzie

11.08.2019
Katarzyna Waszyńska (Fot. Michał Borecki)

- Zdrada niesamowicie godzi w poczucie własnej wartości. Jest doświadczeniem, w którym traci się kontrolę. Nad związkiem, nad partnerem, nad sobą – mówi dr Katarzyna Waszyńska w książce Marty Szarejko „Seksuolożki. Sekrety gabinetów”. 

Co jest zdradą dla kobiet w Polsce?

Nie ma jednej definicji zdrady. Dla niektórych kobiet będzie to oglądanie pornografii lub cyberseks, dla innych zaangażowanie emocjonalne albo kontakt fizyczny. Czasem podejście do niewierności zmienia się z wiekiem – kobiety, które zostały zdradzone, często mówią, że kilka czy kilkanaście lat wcześniej nie byłyby w stanie wybaczyć partnerowi, natychmiast by od niego odeszły. Po latach związku patrzą na to inaczej. 

Badania pokazują, że niewierność to zjawisko, które występuje z różnym nasileniem, ale prawie na całym świecie. I jak pisze Pamela Druckerman, autorka książki Dlaczego zdradzamy?, ma różne kolokwialne określenia. Szwedzi wymykają się na lewo, Izraelczycy jadają na boku, Japończycy zbaczają z drogi, Francuzi idą patrzeć gdzie indziej. 

„Seksulożki. Sekrety gabinetów” (Fot. materiały prasowe wyd. Znak)

Polacy robią skok w bok. 

Wszystkie te określenia mówią o zejściu z głównego toru, odejściu od codzienności. Generalnie poczucie zdrady łączy się z naruszeniem zasad, granic związku, ukrywaniem. Sytuacja wygląda inaczej z tak zwaną zdradą kontrolowaną. 

Na czym ona polega? 

Na tym, że pani się na zdradę godzi, a nawet uczestniczy w jej aranżowaniu. Kiedyś prawie wszystkie pary, które do mnie przychodziły, deklarowały, że uprawiają seks tylko ze sobą. Teraz częściej zgłaszają się osoby, które żyją w nieco innych związkach: okazjonalnie lub długofalowo za zgodą obu stron utrzymują dodatkowe kontakty.

Ale jeśli para umawia się na seks obok, to chyba już nie jest zdrada? Raczej rozszerzony repertuar. 

Przyzwolenie na kontakt z kimś innym. Dotyczy to oczywiście małej części społeczeństwa, ale jednak coraz częściej w gabinetach seksuologów pojawiają się pary, które włączają trzecią albo czwartą osobę do swojego życia seksualnego. I w ich świecie to nie jest zdrada. 

A co nią jest?

To, co ukryte, niezgodne z ich zasadami. Ważne kryterium stanowi tajemnica. O zdradzie mówimy wtedy, kiedy zdradzona osoba traci poczucie bezpieczeństwa z powodu zachowania tej pierwszej. Teraz różnica nie jest tak duża, ale kiedyś z badań wynikało, że zdecydowanie częściej niewierni są mężczyźni. Trudno powiedzieć, jak było – kobiety zdradzały rzadziej czy mniej chętnie się do tego przyznawały? 

No przecież mężczyźni musieli z kimś zdradzać! 

Oczywiście, tylko że do tej pory jest większe przyzwolenie społeczne na niewierność mężczyzn – to oni przecież przez lata tworzyli zasady i reguły odnoszące się do seksualności. Długo istniało przekonanie o poligamicznej naturze mężczyzny i monogamicznej naturze kobiety. Mężczyźni mogli mieć wiele kobiet, to pasowało do stereotypowego wizerunku macho. Tymczasem kobiety, które miały wielu kochanków, były postrzegane jako dziwki. 

To chyba aż tak bardzo się nie zmieniło. 

Niestety, ten stereotyp nadal funkcjonuje – kobiety, które zdradzają, są gorzej oceniane niż mężczyźni. W systemie patriarchalnym seksualność kobiet osadzona była w sztywnych gorsetach, dlatego socjalizowały się seksualnie na zasadzie licznych zakazów: tego ci nie wolno, tak nie wypada, takie zachowanie nie przystoi żonie i matce. Ale gorsety trochę się rozluźniają i to widać w badaniach: kobiety coraz częściej mówią o swoich potrzebach i też przyznają się do niewierności. To zwykle osoby z dużych miast, z wyższym wykształceniem, pozycją społeczną. Raczej młode, do 35 roku życia. 

Młodzi zdradzają częściej?

Z jednej strony wiąże się to z późniejszym niż kiedyś wchodzeniem w związki małżeńskie, decydowaniem się na dzieci. Okres przed ślubem niektórzy traktują jako czas na to, żeby się wyszaleć. Z drugiej strony w tym wieku spotyka się większą liczbę ludzi – prywatnie na imprezach, służbowo na wyjazdach integracyjnych. Zdradzanie ułatwiają też nowoczesne technologie, które zajmują fundamentalne miejsce w życiu młodych ludzi. Dotyczy to również sfery seksualnej. Aplikacje takie jak Tinder, Grindr, Badoo, Fotka stają się źródłem potencjalnych znajomości. Drugi moment zdrad przypada na późniejszy okres – dotyczy par z dłuższym stażem. To czas, który kiedyś określało się mianem „kryzysu wieku średniego”.

Esther Perel – znana psychoterapeutka, specjalistka od zdrad mówi, że niewierność zdarza się też w otwartych związkach. 

Bo nie da się wszystkiego przewidzieć. Ludzie zdradzają z różnych przyczyn; nie tylko dlatego, że są nieszczęśliwi w związku. Czasami chcą urozmaicić sobie życie, podbudować poczucie własnej wartości, rozerwać się. Tłumaczą, że po prostu nadarzyła się okazja, wcale tego nie szukali. Inni się zakochują. Moment, w którym jedna strona decyduje, że zrobi coś bez wiedzy drugiej, wbrew ustaleniom, jest zdradą. A przed tym nie chroni nawet związek otwarty

Dziwnie też kończą się niektóre trójkąty albo czworokąty. 

To układy, które niosą różne konsekwencje. Bywa, że kobieta zgadza się na trójkąt albo na otwarcie związku, bo jej partner tego chce, a ona boi się go stracić. Potem się okazuje, że on zaczyna analizować, jak ona się zachowywała z innym mężczyzną i czy miała z nim większą przyjemność! Chce to zakończyć, ale jej się spodobało, miała z tego wielką frajdę. Trzeba pamiętać, że wprowadzenie takiej fantazji w życie wiąże się z ryzykiem. Bo każdy wchodzi w tę historię ze swoimi doświadczeniami i przekonaniami – spotykają się trzy albo cztery osoby o różnym stopniu zdolności radzenia sobie z emocjami i o różnych oczekiwaniach. I ta odmienność powoduje, że trudno cokolwiek przewidzieć, więc trudno też kontrolować.

Rozumiem problem trójkątów, ale co z tymi zdradami? Pozornie wydaje się to niemożliwe: tworzymy otwarty związek, umawiamy się na seks z kimś innym, oboje o tym wiemy – gdzie tu miejsce na zdradę?

Może się pani umawiać na otwartość, a potem przespać się z kimś innym, zakochać się i ukrywać to przed swoim partnerem. Związek otwarty wcale nie chroni przed zdradą. Właściwie nic przed nią nie chroni. Czasami ludzie myślą: jeśli pozwolę partnerowi na otwarte życie seksualne, to mnie nie będzie zdradzał. W gabinecie częściej o tym mówią kobiety – próbują brać odpowiedzialność za to, czy mąż je będzie zdradzał, czy nie. I podejmują różne działania, które w ich opinii tej zdradzie zapobiegną. 

Na przykład?

Regulują częstotliwość aktywności seksualnej. Upraszczając: myślą, że jeśli będzie dużo seksu w domu, to on nie będzie szukał więcej. Czyli uprawiam seks nie dlatego, że go lubię i chcę być blisko z partnerem, tylko dlatego, że boję się zdrady. Druga strategia jest odwrotna, ale ma prowadzić do tego samego: jak będzie mało seksu w domu, to partner zawsze będzie nim zainteresowany. Musi czuć niedosyt. To wykorzystywanie seksualności w mechanizmie deficytu, który polega na ciągłym rozbudzaniu potrzeby i ograniczaniu dostępności. 

Okrutne. 

Zdarza się też, że kobiety biorą na siebie całą odpowiedzialność za jakość życia seksualnego, próbują różnorodności, inicjują seks, ale zapominają o jednym – to, czy partner je zdradzi, czy nie, zależy od niego. Potem, jak już je zdradzi, zamiast skupić się na sobie, próbują przejąć odpowiedzialność za dalszy etap związku. Partnerowi ma być tak dobrze, że nie zdradzi ich ponownie! Tak próbują mu dogadzać, żeby nawet nie zdążył pomyśleć o niewierności. 

Zamieniają się w matki. 

Próbują być matkami, kochankami i przyjaciółkami jednocześnie. Robią to z lęku i chęci zatrzymania partnera przy sobie. 

Trudno tego uniknąć: kobiety szukają teraz partnera, który będzie jednocześnie kochankiem, przyjacielem, partnerem, towarzyszem przygód, rozmówcą – ma grać wszystkie role, które kiedyś były rozłożone na całą wieś. I same też chcą takie być. 

Szukają ideału. Mężczyzny, który będzie jednocześnie przebojowy i empatyczny, z pozycją społeczną, ale równocześnie z dużą ilością wolnego czasu, z pasją, ale taką, którą będą mogły z nim dzielić. Czasem pożądane cechy są sprzeczne. Dodatkowo zdarza się, że to, co na początku nas zafascynowało, po jakimś czasie zaczyna uwierać, na przykład zachwycił nas swoją aktywnością, ciekawością świata, a po roku staje się to nie do zniesienia, bo ciągle nie ma go w domu. No, w każdym razie na początku znajomości często wpadamy w pułapkę selekcji. 

Umawiamy się na randkę, wszystko gra, on okazuje się całkiem fajny, ale wystarczy, że za głośno się śmieje, albo podejrzewamy go o skąpstwo, i koniec.

Czy ma wszystkie cechy, których potrzebuję? Jeśli nie, nie wchodzę w to. To nic, że ma mnóstwo zalet! Takie myślenie jest pułapką: nie ma przecież idealnych mężczyzn ani idealnych kobiet, nie ma też doskonałych związków. Nawiązywanie relacji nie jest kupowaniem produktu. 

Tym bardziej dziś sytuacja zdrady wydaje się potwornie trudna – jeśli odnajdziemy już tę osobę, która spełnia wszystkie nasze warunki, zbudujemy z nią związek i ona zdradzi…

Cały świat legł mi w gruzach – tak potem mówią kobiety. Zwłaszcza te, które wcześniej, przed tym wymarzonym związkiem były nieśmiałe i dopiero w towarzystwie konkretnego mężczyzny się otworzyły. Mówią, że on dał im pewność siebie, wzmacniał je, rozśmieszał, stymulował, więc one się otwierały, bo on zapewniał im poczucie bezpieczeństwa, akceptację. Lokowały wszystko w tej jednej osobie, która je potem zdradziła, więc straciły wszystko – przyjaciela, partnera, kochanka. 

Z drugiej strony, jeśli on był dla niej wszystkim, to może łatwiej zdradę wybaczyć? Na szali jest przecież wszystko. 

No ale cały świat legł w gruzach! Jak to wybaczyć?!

Może nie trzeba tracić całego świata przez jedno potknięcie. 

Radzenie sobie ze zdradą ma kilka faz. Na początku może pojawić się złość, smutek, rozczarowanie, strach. I oczywiście pytanie – co ja teraz mam z tym zrobić? Część kobiet z lęku przed utratą partnera próbuje szybko o tym zapomnieć, żyć, jak gdyby nic się nie stało. To nie jest dobra strategia, bo prędzej czy później wszystkie emocje, które spychamy, nas dopadną. Lepiej dopuścić je wszystkie od razu i przeżyć. 

Co dalej?

Jeśli partner zrywa tę drugą relację i chce odbudowywać związek, pojawia się nadzieja, że rzeczywiście uda się go uratować, że niebezpieczeństwo minęło, najgorsze mamy za sobą. Pomieszanie lęku związanego z ryzykiem utraty partnera i radości z odzyskania go powoduje, że ta faza może przypominać okres miodowego miesiąca – pary mają wtedy całkiem fajny seks, zbliżają się do siebie. Kryzys przychodzi później. Lęk o zatrzymanie partnera mija, za to wracają wspomnienia wyznań, zdań przeczytanych w mailach, wyobrażenie tej drugiej kobiety. Pojawiają się różne wątpliwości. Zdradzona kobieta myśli: „Jeśli ten romans trwał rok albo pięć lat, a mnie w tym czasie było z nim dobrze, to o czym to świadczy? Czy to wszystko, co działo się między nami, było prawdziwe?”. 

Zaczyna wszystko kwestionować. 

Nawet to, co w tym związku dobrze działało. Zdrada niesamowicie godzi w poczucie własnej wartości – wybrałam osobę najlepszą na świecie, wydawało mi się, że ją świetnie znam, więc skoro ona zdradziła, to znaczy, że potwornie się pomyliłam. To strasznie boli. 

Przy okazji dowiaduję się, że wcale nie jestem taka wyjątkowa. 

Bo okazało się, że partner mnie zdradził, znalazł kogoś na moje miejsce. A ja wcale nie chcę się z nim rozstawać! 

Mam wrażenie, że bliscy często oczekują, że zdradzona osoba zareaguje szybko i radykalnie. Najlepiej, gdyby od razu rzuciła zdradzającego. 

Kontekst społeczny w zdradzie jest bardzo ważny. Zaczyna się od rodziców, bo zdradzone osoby bardzo szybko zadają sobie pytanie: Powiedzieć im czy nie?

To ich największy problem?

Nie, ale jest ważny. Bo jeśli rodzice stają po stronie osoby zdradzonej, to potem często są konsekwentni, czyli negatywnie nastawieni do zdradzającego, nawet jeśli para postanowi ze sobą być i jakoś się z tym uporać. Jeśli dodatkowo ta relacja z rodzicami wcześniej nie była najlepsza, to zdrada może być kolejnym kamykiem wrzuconym do ogródka: „A widzisz?! Mówiliśmy ci, że nie powinnaś z nim być!”. Czasem zamiast wspierać, rodzice w takiej sytuacji czują się zaproszeni do decydowania i kontrolowania.

Dalej są przyjaciele. 

I przyjaciółki. Tu też różnie bywa, pytanie, na ile są wspierający. Poza tym kobiety, mówiąc o tym, że ktoś je zdradził, boją się utracić status idealnej żony, czasem wolą to ukrywać. Często pary, które do mnie przychodzą, mówią: „Ktoś, kto patrzy na nas z boku, na pewno myśli, że jesteśmy idealną parą”. Więc kobiety się boją, że wyjdzie na jaw to, że ich związek wcale nie jest doskonały.

A jeśli już przyjaciółka nam powie, że została zdradzona, to co robić?

Powiedzieć: pomogę ci przejść przez ten okres, będę z tobą. Nie oceniać jej ani jej partnera. I najlepiej nic konkretnego nie radzić, bo potem to ona będzie musiała ponosić konsekwencje tych rad. Najlepiej wspierać, towarzysząc, pomóc przeżyć te wszystkie uczucia, które się pojawią. 

Trzeba powiedzieć o jeszcze jednej kwestii: ważne, jak do ujawnienia zdrady doszło. Bo historia radzenia sobie pary ze zdradą zaczyna się dokładnie w tym momencie. Partner przychodzi i mówi…

Słuchaj, poznałem kogoś. Dziesięć lat temu. 

A może wychodzi to przypadkiem, bo on akurat zostawił komórkę albo otwartą korespondencję na wspólnym komputerze? Zdarza się, że osoba, która się dowiaduje o tym, że jest zdradzana, przez jakiś czas to ukrywa i śledzi zdradzającą. Chce poznać wszystkie szczegóły, sprawdza, z kim partner ją zdradza, szuka we wszystkich mediach społecznościowych, liczy, ile razy doszło do spotkań, kiedy to dokładnie było, jak było, co kto mówił…

Obłęd. 

„Siedział ze mną, jedliśmy obiad z dziećmi i jednocześnie do niej pisał!” Albo: „Nie chciał ze mną spędzić popołudnia, a do niej poszedł, wręcz biegł, jechał 300 kilometrów”. Potem, jak już ujawnią, że wiedzą o romansie, chcą znać wszystkie szczegóły. I drążą, sprawdzają wszystko w nieskończoność, wypytują. 

Po co? 

Chcą odzyskać kontrolę. Bo zdrada jest doświadczeniem, w którym kontrolę się traci. Nad związkiem, nad partnerem, nad sobą. Taki mechanizm szukania, dowiadywania się wcale nie jest rzadki, za to bardzo raniący. Każde zdjęcie, które się ogląda, powoduje ból, ale jednocześnie trudno się oprzeć przymusowi oglądania, czytania, dopytywania…

Esther Perel nazywa to zadawaniem śmierci za pomocą tysiąca cięć. 

Im więcej wiem, tym bardziej mnie boli. To, co mówi osoba, która zdradziła, zostaje zwielokrotnione w wyobraźni osoby zdradzonej. „Może jest jeszcze coś, o czym nie wiem?” I zaczyna się na nowo – sprawdzanie wszystkiego, szukanie szczegółów. Osoby, które zdradziły, ale decydują się zostać w związku, najchętniej chciałyby o wszystkim zapomnieć, zamknąć ten rozdział, a osoby zdradzone cały czas chcą do tego wracać. To bardzo trudny moment, który warto ucinać, bo on niczego nie wnosi. 

Może to maglowanie jakoś im pomaga?

I tak, i nie. Bo z jednej strony daje im złudzenie odzyskiwania kontroli, a z drugiej bez przerwy rani. 

W psychologii mówi się o trójkącie dramatycznym: ratownik, ofiara i prześladowca. W sytuacji zdrady mamy na początku jasne role: sprawcę i ofiarę. Chwilę później sytuacja może się jednak zmienić – sprawca nagle przeobraża się w ratownika, myśli: „Muszę uratować to małżeństwo”. A ofiara zamienia się w sprawcę. Skrzywdzona osoba zaczyna być agresywna, daje sobie prawo do ranienia partnera, straszenia go własną niewiernością. „Skoro ty mnie skrzywdziłeś, to ja też mogę”, „Ty to zacząłeś, więc możesz mieć pretensję tylko do siebie”. Zamieniają się rolami. 

Czasem łączy się to z chęcią przeczołgania niewiernego partnera. Osoba zdradzona myśli: „Ty zdradziłeś, a teraz ja muszę ponosić konsekwencje! To ja muszę radzić sobie z tymi upiornymi emocjami, ze spojrzeniami rodziców, z pytaniami koleżanek w pracy. To niesprawiedliwe, chcę, żebyś też cierpiał. Zwłaszcza, że jeśli zdrada przejdzie ci za łatwo, to na pewno zrobisz to drugi raz”. I tu zawsze mówię: złość tak, agresja nie. Bo za chwilę partner też może mieć już dość.

Niektórzy wybierają odwet. 

Pojawia się myśl: „Teraz ty poczujesz to, co ja!” Czasami to tylko straszenie i próba kontrolowania, a czasami naprawdę dochodzi do czynów. To jednak nigdy nie jest remis, nie da się przecież wymazać wcześniejszych doświadczeń i poradzić sobie z bólem przez zemstę. 

Praca z parą po zdradzie jest trudna, bo te osoby zwykle są na różnych etapach. I dopiero gdy zaczną się pojawiać wszystkie uczucia i stany: smutek, żal, złość, rozpacz, ale też chęć zbudowania związku, to znak, że sytuacja może zmierza w dobrą stronę. Trudność pojawia się wtedy, gdy osoba zdradzająca wciąż prowadzi podwójne życie. 

Pani jest w stanie to przejrzeć?

No przecież nie mam rentgena w oczach! Śledzenie też nie jest moim zadaniem. Jeśli tak się dzieje, to nie jest moment na terapię pary, bo żeby pracować z parą, to w relację muszą być zaangażowane dwie, a nie trzy osoby. To jest moment na terapię indywidualną, żeby ta zdradzająca strona mogła się zdecydować, z kim chce w związku być. 

A jeśli już się zdradzi, to mówić partnerowi czy nie? 

Na to nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo każdy sam ponosi konsekwencje swoich czynów. Ryzyko w obu wypadkach jest takie: jeśli powiem, to ryzykuję, że partner ode mnie odejdzie. A jeśli nie powiem, to muszę się zastanowić, czy jestem w stanie być z nim blisko, mając świadomość, że go okłamuję. Zdradzający czasem tłumaczą, że nie mówią partnerowi, żeby go nie ranić – to oczywiście racjonalizowanie, bo przecież to zdrada jest raniąca, a nie mówienie o niej. 

Kobietom bardziej przeszkadza to, że partner je zdradził, czy że nie potrafił tego ukryć? 

To, że oszukiwał. Mówią, że przespanie się z inną kobietą ostatecznie jakoś są w stanie znieść, ale tego, że kłamał w żywe oczy, już nie. Opowiadają: „Pytałam, czy kogoś ma, i mówił, że nie. Codziennie wieczorem całował nasze dzieci na dobranoc, kładł się koło mnie w łóżku i pisał do niej”. Albo: „Byliśmy razem na wakacjach, przeżywaliśmy je wspólnie, a on pięć razy dziennie do niej dzwonił”.

Co z parami, w których jedna strona wciąż zdradza? 

Ludzie są razem z rozmaitych powodów, nie tylko z racji zaangażowania emocjonalnego. Czasami łączy ich praca, kredyty, dzieci, dom. A czasami to, że czują się ze sobą bezpiecznie. Związek poza rodziną daje niektórym to, czego rodzina nie zapewnia – tajemnicę i ekscytację, ucieczkę od codzienności. 

Dzikość. 

Namiętność, flirt, poczucie atrakcyjności. Możliwość szykowania się na spotkanie z osobą, która też jest podekscytowana. Widzimy ją zwykle w dobrym nastroju, szczęśliwą, że nas spotyka – to może być kuszące. 

Czasem łączy ich poczucie wspólnego nieszczęścia w domu. 

O rany. 

Bo przecież kochanek czy kochanka też najpewniej ma rodzinę, nie zawsze to są single. Więc rozmawiają o partnerach, o kłopotach w domu. To zbliża. Czasem romans wydaje się na tyle wspaniały, że obie strony decydują się od swoich rodzin odejść. Ale po okresie pierwszej fascynacji, zamknięciu starych spraw rozwodowych, pojawiają się w ich związku problemy bardzo podobne do tych, które mieli w poprzednich relacjach. Bo co innego być ze sobą, kiedy łączy nas poczucie nieszczęścia w domu, a co innego być ze sobą w codzienności.

Romans to karnawał. 

Wakacje! I wtedy seks jest też fajny. Kiedy kochanek staje się partnerem, może stracić swój czar. Nagle okazuje się, że sylwestrowych fajerwerków już nie ma.

Co się zmieniło w kwestii zdrady przez ostatnich kilka lat?

Wiele zmieniły nowe technologie: jeszcze nigdy nie było tak łatwo o romans, a jednocześnie ukrycie go nigdy nie było tak trudne. 

Znowu aktualne stało się osiemnastowieczne powiedzenie, że nic tak nie plami honoru kobiety jak atrament.

Dziś moglibyśmy powiedzieć, że nic tak nie plami honoru – i kobiety, i mężczyzny – jak komunikatory, czaty, aplikacje randkowe. Bo to wszystko przecież zostaje – jeśli nasz partner z jakiegoś powodu stanie się podejrzliwy i zaniesie nasz komputer do odpowiedniej firmy, to wydobędzie rozmowy nawet sprzed kilku lat. 

Ciekawe też jest to, co ludzie zaczęli uznawać za zdradę – Esther Perel w książce Kocha, lubi, zdradza podaje świetny przykład pary, która postanawia oglądać porno. Czasem razem, przed zbliżeniem, czasem oddzielnie. Któregoś dnia ona wchodzi do sypialni, widzi, że on ogląda film, i zaczyna dowcipkować, że trzeba znaleźć mu nowe hobby. Ale wychodząc z sypialni, słyszy dochodzący z komputera kobiecy głos zwracający się do jej partnera. „Jak tam? Doszedłeś już?”. Okazuje się, że to Skype. Ona uważa, że to zdrada, on, że „personalizowane porno”. Zdradził czy nie?

Kobiety prawdopodobnie powiedzą, że tak, mężczyźni, że nie. Ale generalnie zależy to od tego, na co para się umówiła, każda ma przecież swój system wartości. W gabinecie częściej słyszę od mężczyzn, którzy kolekcjonują zdjęcia nieznanych dziewczyn, flirtują z nimi przez internet, że to nie jest zdrada. Proponują dziewczynom seks przez internet i mówią partnerkom: „Przecież ona jest anonimowa, to bezpieczne!” Albo: „Lepiej, że robię to przez internet, niż gdybym cię naprawdę zdradzał!” Dla niej to niewierność, a od niego słyszy: „To dla mnie nic nie znaczy, wyłączam komputer i zapominam”. 

No, ale z jakiegoś powodu to robi. 

Jeśli to dla niego nic nie znaczy, rodzi się pytanie, po co to robi. Ale to dość częste: dla mężczyzn coś, co nie jest bezpośrednim kontaktem, nie jest zdradą. 

Ciekawe podejście. Działa też w drugą stronę?

Rzadziej. 

A czy to wszystko nie jest kwestią wstępnego umówienia się na bardzo konkretne rzeczy? Dla mnie zdradą jest to i to, nie chcę, żebyś to robiła. W zamian ja nie będę robić tego i tego. 

Czasem pary na samym początku określają granice związku, ale potem o nich zapominają i następuje racjonalizowanie różnych decyzji. Bez konsultowania z partnerem. Tymczasem związek się zmienia, zmieniają się też nasze potrzeby. Nie można zakładać, że zawsze będzie tak jak 15 lat temu, gdy sobie coś obiecaliśmy. Pewne rzeczy wydają nam się nie do zaakceptowania bez względu na staż, inne można negocjować. 

Trzeba to aktualizować, sprawdzać, czy po stronie partnera coś się zmieniło?

Tak by było najlepiej, bo z reguły romanse się pojawiają wtedy, gdy pary mniej ze sobą rozmawiają: wymieniają się tylko informacjami, tak zwaną logistyką domową. Trzeba też jednak pamiętać, że ludzie zwykle wybierają inną osobę na romans, a inną do małżeństwa, rozdzielają miłość i seks. Na męża wybiera się kogoś, kto zapewni bezpieczeństwo.

I on nie może być dzikim kochankiem?

Jeśli to jest rozdzielone, to dzikim kochankiem będzie ten, kto nie jest naszym mężem. 

A kto to jest najczęściej?

Na przykład kolega z pracy. Widzę to w gabinecie i w badaniach, zresztą to łatwe do przewidzenia. Ludzie spędzają w pracy najwięcej czasu, więc osobę, która wpada w oko, spotykają częściej niż współmałżonka w domu. Poza tym w pracy ludzie są dobrze ubrani, najczęściej w dobrych humorach, kontrolują emocje, są energiczni, wchodzą w role. W domu ściągają zawodowy strój, buty na obcasach, garnitury, wskakują w dres i jeśli nie mają ochoty rozmawiać, to nic nie mówią. Całymi godzinami. Bywają zmęczeni, spędzają całe wieczory z laptopem. Nie starają się. A w pracy robią wspólnie rzeczy, które ich ekscytują.

Zdarzają się też zdrady na wyjazdach integracyjnych, ale o nich niektórzy też mówią, że to raczej nie zdrady.

No tak – raz w roku skok w bok, co to za zdrada.Zastanawia mnie, dlaczego kobiety tak strasznie chcą rozdzielać te role kochanka i męża? Przecież jednocześnie chcą mieć wszystko w pakiecie! To się nie łączy. 

Łączy. Z kilkoma innymi rzeczami. 

Chyba najbardziej z Kościołem. 

Z wychowaniem w ogóle. Z tym, jak było w domu. W jakim społeczeństwie żyjemy. Jak zachowują się nasi znajomi i przyjaciele. Przecież nie jesteśmy wyrwani z kontekstu, wszystko to na nas bardzo wpływa. W Polsce – faktycznie także ze względu na to, co słyszy się z ambon – idealna kandydatka na żonę ma być głównie matką, najlepiej podporządkowaną mężowi. Seksualność ma się w niej obudzić dopiero po ślubie i służyć prokreacji. Z tego wynikają dwa problemy. Po pierwsze: jeśli ciało i seks kojarzyły się wcześniej z czymś grzesznym, złym, to nie zniknie to z datą ślubu. A po drugie: kobiety są aktywne seksualnie do narodzin dziecka, potem mówią, że nie czują potrzeby seksualnej. 

Wcześniej czuły?

Cel został zrealizowany, więc po co jeszcze współżyć? Proszę się nie śmiać, ramy kulturowe nakładają się na seksualność kobiet dużo częściej, niż nam się wydaje. Jeśli kobieta myśli, że seksualność powinna się łączyć z prokreacją, to po urodzeniu dziecka nie chce już uprawiać seksu. 

To może powinna dać wolność swojemu partnerowi?

Najczęściej w takiej sytuacji kobiety stosują dwie techniki: ja tak mam, a ty się dostosuj. Musisz się do tego przyzwyczaić. Druga to poświęcenie. To oczywiście działa jeszcze gorzej, bo im bardziej się poświęcają, tym mniejsza szansa, że kiedykolwiek tę ochotę będą mieć.

Partnera to też chyba średnio uszczęśliwia. 

Normy kulturowo­społeczne są tak silne, że mogą w dużym stopniu kształtować naszą seksualność, oczekiwania i zachowania zarówno kobiet, jak i mężczyzn. W wypadku syndromu madonny i ladacznicy kandydatka na żonę ma być łagodna, opiekuńcza, troskliwa – ma być dobrą matką, a nie kochanką. Nieraz słyszę: „Wiadomo przecież, że jeśli kobieta jest seksualna, to nie jest porządna i będzie zdradzać”. Jeśli ktoś ma taki rozdźwięk, zwykle idzie w stronę posiadania żony, z którą ma rodzinę, i kochanki, z którą ma seks. 

Rodzina Soprano. 

Niestety kobiety też tak robią: wybierają męża, z którym czują się bezpiecznie, a namiętność mają z kochankiem. Ale o jednej rzeczy jeszcze nie powiedziałam: kobiety, nawet jeśli to rozdzielają, i nie mają dzikiego seksu z mężem, to mówią, że na długo są w stanie się zahibernować i nie zdradzać. Ze względu na normę społeczną i posiadanie dzieci. Kobieta, która zajmuje się domem i pracą zawodową, ma mniej czasu na romans. Mężczyźni zdradzają wcześniej także dlatego, że więcej czasu spędzają poza domem. 

Z jakiego powodu najczęściej zdradzają kobiety? Z innego niż mężczyźni?

To trochę stereotyp, bo powody zdrady są ściśle związane z rolami społeczno­kulturowymi. Im wyższe stanowiska zajmują kobiety, im lepiej są wykształcone, im bardziej prestiżowe mają pozycje społeczne, im większy dostęp do pieniędzy, tym częściej ich zachowania zaczynają przypominać te, które określamy jako męskie. Na przykład częściej korzystają z usług prostytutek. Podobnie jest z powodami zdrady. 

Myślałam, że kobiety częściej wybierają barmana w Barcelonie i romans niż męską prostytutkę. 

To zależy, o kim myślimy, kiedy mówimy o prostytutce. Bo dziś to nie są tradycyjne domy publiczne, tylko oferty mężczyzn, którzy w sieci szukają sponsorki. Z drugiej strony coraz więcej kobiet wyjeżdża na wakacje za granicę i wynajmuje sobie mężczyzn do towarzystwa, wykupuje usługę – wyjście na imprezę z kontynuacją w łóżku. Oczywiście wciąż to nie jest taka skala jak wśród mężczyzn, ale liczba kobiet, które to robią, rośnie.

Różnice między kobietami a mężczyznami coraz bardziej się zacierają. Stereotypowa teoria, według której mężczyźni są poligamiczni, a kobiety monogamiczne, nie jest aktualna.

Gdyby od początku nam wmawiano, że jest odwrotnie, to byśmy teraz brykały. 

Kobiety coraz częściej zdradzają, bo szukają satysfakcjonującego seksu, niekoniecznie bliskości, intymności czy miłości. Z kolei mężczyźni zdradzają, bo w ich związku ta intymność dawno się skończyła i potrzebują uczucia. Oni też ostatecznie się zakochują, nie romansują wyłącznie dla seksu. I tak jak zmniejsza się dysproporcja między częstotliwością zdrad, tak samo nie ma już asymetrii między jej przyczynami. Zdradzają ludzie, a nie płeć. 

Swoją drogą to ciekawe, że stajemy się coraz bardziej wyzwolone seksualnie, a zdrada wciąż jest czymś potwornie wstydliwym, upokarzającym. 

Bo zdrada to złamanie umowy, zasad, powoduje kryzys zaufania. Kobiety się wstydzą, że w ich związku doszło do czegoś takiego. Biorą na siebie odpowiedzialność za to, co zrobił ich partner, myślą, że to o nich źle świadczy. „Może coś jest ze mną nie tak, skoro mnie zdradził?” W drugą stronę też to działa, ale obserwuję, że gdy kobiety zdradzą, to szybciej się przyznają.

Czy zdradę można przekuć na coś pozytywnego?

Tak, jeśli obie strony chcą ze sobą być, przejść przez kryzys, przyjrzeć się sytuacji, zastanowić się, co właściwie się stało. A nie zrzucać całej winy na partnera, wejść w rolę ofiary i odejść. Bo może się tak zdarzyć, że to poczucie zranienia będzie w kimś „siedziało” latami i trudno będzie otworzyć się na nowy związek. 

Jeśli para poradzi sobie z doświadczeniem zdrady, to może bardzo scalić związek. Pogłębia się wtedy szczerość i zaufanie. Czasem pary po terapii mówią wręcz, że choć było to bardzo trudne, funkcjonują lepiej. Bo to doświadczenie uzmysłowiło im siłę ich związku. 

Praca z parami, u których pojawił się ten problem, nauczyła mnie pokory i potwierdziła starą prawdę – „Nigdy nie mów nigdy”. Osoby, które zdradziły, bardzo często zastrzegają: „W życiu bym nie podejrzewała, że zrobię coś takiego”. A te, które zostały zdradzone: „To niewyobrażalne, jak dużo jestem w stanie wybaczyć”. Okazuje się, że ci pierwsi bardzo zdradę przeżywają i dopiero po niej uświadamiają sobie, jak ważny jest dla nich związek. A ci drudzy mają w sobie znacznie szerszy wachlarz uczuć, niż sobie wcześniej wyobrażali. Wzruszające jest to, jak para decyduje się nad tym pracować, i po tej trudnej pracy mówią, że funkcjonują lepiej niż przed zdradą. Nie chcę powiedzieć, że to ona ich zbliżyła, ale na pewno dzięki niej uświadomili sobie, jak są dla siebie ważni.

Czego się uczą o sobie dzięki zdradzie?

Jedno, że jest w stanie kłamać bez mrugnięcia okiem, a drugie, że potrafi śledzić, sprawdzać komórkę, mieć ataki wściekłości, rzucać talerzami. Takie rzeczy w innych sytuacjach rzadko się ujawniają. 

A coś panią doprowadza w tych parach do szału?

Kłamstwo. I prowadzenie podwójnego życia. Że przychodzą tu tylko po to, by dostać zaświadczenie dla prawnika, że zaczęli terapię. Którego zresztą nie wystawiam. 

Da się uchronić związek przed zdradą?

Nie. Oczywiście można rozmawiać, co na danym etapie związku dla nas jest ważne, dbać o związek. Przyglądać się też sobie – dlaczego chcę flirtować z innymi mężczyznami, kobietami. Co mi to daje? I czy to jest wystarczający powód, żeby tak ryzykować? Może lepiej popracować nad sobą, sprawdzić, co sprawia, że już nie jestem szczęśliwa, niż naruszać związek, rujnować go? Im bardziej jesteśmy świadomi swoich potrzeb, tym większa szansa, że unikniemy pomyłek. 

*

Katarzyna Waszyńska
Psycholożka, seksuolożka kliniczna, specjalistka w zakresie edukacji seksualnej, wykładowczyni na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zajmuje się terapią indywidualną, par, prowadzi szkolenia i warsztaty.

 „Seksuolożki. Sekrety gabinetów”  trafi do księgarń 14 sierpnia.

Marta Szarejko
Proszę czekać..
Zamknij