Znaleziono 0 artykułów
04.05.2020

„Vogue” z domu. Michalina Murawska: Dbam o rytuały

04.05.2020
kolaż Agata Wojtczak

Zapraszamy was do domów, skąd pracujemy nad codziennym serwisem i nowym numerem "Vogue'a". W dzisiejszym odcinku cyklu redaktorka Vogue.pl i działu urody Michalina Murawska opowiada o pracy, a przy okazji zdradza sekrety codziennej pielęgnacji.

To już prawie dwa miesiące, odkąd z powodu zagrożenia epidemicznego zamknęliśmy drzwi redakcji i rozpoczęliśmy pracę z domu.

Przenieśliśmy się w tryb zdalny, ale przecież publikujemy artykuły i filmy, planujemy następne, reagujemy na to, co dzieje się w Polsce i na świecie. Staramy się dodawać otuchy i proponować odskocznie, które mogą stać się źródłem radości.

Nie chodzę do biura, nie spotykam się z przyjaciółmi, nie odwiedzam ulubionych miejsc. Jak pewnie wszystkim towarzyszą mi niepokojące myśli, wątpliwości, czasem bezradność lub gniew. Tym bardziej dbam o to, by moje codzienne rytuały i przyzwyczajenia nie różniły się od tych z czasów przed kwarantanną.

Wstaję o tej samej godzinie, co wcześniej (czasami pozwalam sobie poleżeć pół godziny dłużej). Jem o podobnych porach, w równych czterogodzinnych odstępach. Codziennie o tej samej godzinie robię trening. Żeby nie pogubić się w chaosie materiałów dostępnych w sieci, ułożyłam sobie plan, w którym jest miejsce na ćwiczenia z obciążeniem, interwały i rozciągającą jogę. Taki układ sprawdzał się wcześniej, więc nie mam powodów, by myśleć, że nie zadziała także i teraz.

Staram się też znajdować czas na przyjemności – oglądam filmowe klasyki, których jakimś cudem nigdy nie widziałam, czytam zaległe książki, szukam inspiracji w albumach, magazynach i na Pintereście.

Michalina Murawska (Fot. archiwum prywatne)

Mój pielęgnacyjny rytuał także nie uległ znaczącej zmianie. Cieszę się, że mogę jeszcze bardziej zadbać o kondycję skóry – w niektóre dni całkowicie rezygnuję z makijażu i chodzę po domu w nawilżającej maseczce, w inne nakładam lekki make-up bazujący na kremowych produktach.

Wypróbowuję wreszcie produkty, które długo na to czekały. Jeśli matowe, czerwone usta lub intensywnie brokatowa powieka spodobają mi się, robię sobie selfie. Jeśli jestem załamana efektem, po prostu zmywam makijaż i oddaję kosmetyk przyjaciółce. Przymusowy pobyt w domu stał się doskonałą okazją do tego, by przetestować kosmetyki, które wydają się ryzykowne.

Zarówno przy porannej, jak i wieczornej pielęgnacji korzystam z bazy. To moje ulubione produkty, które zmieniam niezwykle rzadko. Dopiero uzupełniam je o nowości, które testuję i które sprawdzają się na mojej skórze, lub o produkty, które poradzą sobie z nią danego dnia. Nie wierzę w podział cer na normalną, suchą czy tłustą. Jestem raczej zwolenniczką teorii, że skóra – podobnie jak my – miewa nastroje, na które wpływa nasz poziom stresu, hormony, a nawet kombinacja kosmetyków, którą zastosowałyśmy poprzedniego dnia.

Poranne rozświetlenie

Nie przepadam za porannym myciem twarzy żelem (chyba że bardzo kremowym i delikatnym, np. Milk Jelly Cleanser od Glossier czy Soy Face Cleanser od Fresh). Wolę przeczyścić twarz odświeżającym tonikiem. Ostatnio polubiłam też esencję SVR z dwuprocentowym stężeniem witaminy B3 i kwasem hialuronowym. Ma lekko oleistą konsystencję i świetnie przygotowuje skórę przed nałożeniem serum. Lubię efekt wilgotnej skóry, dlatego rzadko stosuję tylko serum. Po jego aplikacji najczęściej wklepuję więc jeszcze w twarz olejek (moje ulubione to Youth To The People i różany od Boscia).

Oczyszczanie: żel Kiehls, peeling enzymatyczny dr Barbara Sturm, tonik Youth to the people oraz emulsja SVR (Fot. archiwum prywatne)

Czasami, gdy twarz po przebudzeniu wydaje się opuchnięta, masuję ją kwarcowym rollerem. Staram się używać dwóch kremów pod oczy – innego na noc, innego na dzień. Rano chętniej sięgam po produkty, które nie tylko nawilżają skórę wokół oczu, lecz także niwelują opuchliznę (GinZing Origins, Black Rose Eye Contour Fluid od Sisley).

Rozświetlające płatki pod oczy, Pixi Beauty - niwelują poranną opuchliznę (Fot. archiwum prywatne)

Krem do twarzy zawsze wybieram mocno nawilżający, ale o lekkiej, a latem żelowej konsystencji. Produkt o cięższej formule w połączeniu z olejkiem mógłby zadziałać na moją skórę zapychająco. Od kilku tygodni używam Lotus Youth Preserve od Fresh – szybko się wchłania, ale pozostawia skórę miłą i gładką w dotyku. Świetnie współpracuje też z olejkami.

Na koniec balsam do ust. Ostatnio najchętniej Różowy Grejpfrut od IOSSI albo Lip Glow Oil Diora.

Od lewej: olejek Pixi Beauty, krem dr Barbara Sturm i Fresh Beauty, serum liftingujące dr Barbara Sturm i serum Dior Capture Totale (Fot. archiwum prywatne)

Najnowsze odkrycie: trójfazowy olejek +C Vit Priming Oil Pixi – do stosowania jako element rytuału pielęgnacyjnego albo jaka baza pod makijaż. Rozświetla i wygładza.

Wieczorne ukojenie

Moja ulubiona część dnia. Wieczorny rytuał pielęgnacyjny ma w sobie coś uspokajającego. Zawsze pozwalam sobie na krótki masaż twarzy, pilnuję by – wzorem podpatrywanych na Instagramie dermatolożek i ekspertek – wmasować produkty pod odpowiednim kątem (zawsze od żuchwy w kierunku czoła i od centralnej części twarzy do jej zewnętrznych stron) i poobijać twarz z odpowiednio dużą siłą. To technika zaczerpnięta od Koreanek. Podobno działa. Na pewno poprawia ukrwienie i ożywia cerę.

Demakijaż ten sam od lat kilkunastu, czyli różowym płynem micelarnym Bioderma i przy użyciu minimum trzech, a najlepiej czterech wacików (po jednym na każdą powiekę i na każdą stronę twarzy). Następnie żel lub emulsja oczyszczająca. I tu sprawy się komplikują, bo skłamałabym, gdybym powiedziała, że używam tylko jednego produktu. W łazience mam siedem – ściągający, z kwasem, gdy moja skóra ma problemy, delikatny i kremowy, którego mogę użyć także rano, z retinolem, w formie pudru, którego niektórzy używają jako enzymatycznego peelingu. Na szczęście nadal wypadam blado przy Joannie Czech. Ekspertka polskiego pochodzenia przyznała się ostatnio, że ma ich 12.

Ulubione kremy do rąk: Clarins i Grown Alchemist (Fot. archiwum prywatne)

Teraz czas na tonik. Wybieram spośród kilku (najczęściej trzech), ostatnio jednak polubiłam złuszczający z 11-procentowym kwasem AHA i kombuchą od Youth to the People. Początkowo używałam go trzy razy w tygodniu, mniej więcej co drugi dzień, by stopniowo przyzwyczaić skórę do jego ściągających właściwości. Dziś stosuję go codziennie, jednak tylko w połączeniu z łagodzącą mgiełką lub nawilżającą emulsją SVR.

Serum, jakie aplikuję wieczorem, musi zdziałać więcej niż tylko nawilżyć i rozświetlić skórę. Chętnie sięgam więc po produkty o właściwościach przeciwstarzeniowych (ostatnio jest to Serum Potent Serum z linii Capture Totale Dior) i – w zależności od upodobań – stosuję albo solo, albo w połączeniu z olejkiem (łagodzącym, np. z różą od Boscia, albo nastawionym typowo na działanie w nocy, np. od Kiehl’s lub Pixi).

Krem pod oczy, Dior (Fot. archiwum prywatne)

Przestrzeń między serum a kremem rezerwuję dla kremu pod oczy, który aplikuję kulistymi ruchami, pamiętając także o górnej powiece i łuku brwiowym. Resztę produktu delikatnie wklepuję środkowym palcem.

Ponieważ wieczorami lubię mocno wmasować krem w twarz i przyklepać go silnymi uderzeniami dłoni, sięgam raczej po produkty o bogatszej konsystencji. Mój ulubieniec to Face Cream Rich od dr Barbary Sturm (genialny!) – zimą stosowałam go też na dzień. To produkt dość drogi, ale wydajny i wart każdej złotówki.

Na koniec hojna porcja balsamu do ust, czasami poprzedzona ekspresowym peelingiem.

Emulsja pod oczy, Sisley (Fot. archiwum prywatne)

Środki nadzwyczajne

Zawartość mojej kosmetyczki mogłabym śmiało podzielić na maseczki i resztę produktów. Uwielbiam maski – nawilżające, rozświetlające, oczyszczające, ekspresowe, na noc, w płachcie, w formie żelu… Nakładanie maseczki co drugi albo co trzeci dzień jest elementem mojej urodowej musztry. Pilnuję, żeby maski oczyszczające (np. Silver Skin Saviour Omorovicza albo Uluru z australijską glinką od Dr Roebuck’s) przeplatać z nawilżającymi lub rozświetlającymi. Ostatnio moje ulubione to m.in. Jet Lag Mask od Summer Fridays, Superberry Hydrate +Glow Mask od Youth to the People, regenerująca maska na noc z szafranem Sisley Paris i żelowa maseczka Aqua Bomb Sleeping Mask koreańskiej marki Belif.

Kilka ulubionych maseczek: oczyszczające od Omorovicza i dr Roebucks, na noc od Sisley i Belif oraz silnie nawilżająca od Summer Fridays (Fot. archiwum prywatne)

Mam też kilku cichych, ale piekielnie skutecznych bohaterów. To produkty, których ze względu na ich siłę lub konsystencję nie stosuję codziennie, ale gdy czuję, że moja skóra może skorzystać z ich wsparcia. To przede wszystkim tłusty i regenerujący krem na noc Rejuvenating Night Cream Omorovicza, którym lubię posmarować twarz potraktowaną wcześniej mocno oczyszczającą maseczką, liftingujące serum i oczyszczający peeling od dr Barbary Sturm oraz złuszczające płatki z kwasami AHA i glikolowym od Elemental Herbology. Tych ostatnich nigdy nie stosuję jednak na całą twarz. Raczej punktowo, na niedoskonałości. 

 

Nowości warte wypróbowania: pobudzające produkcję kolagenu Night Serum dr Barbary Sturm, mgiełka regeneracyjna z probiotykami Allies of Skin.

 

Michalina Murawska
Komentarze (1)

Julia Witkowska05.05.2020, 07:49
Teraz na szczescie jest duzo czasu naa takie rytualy :D Sama to widze bo nagle moge poswiecac o wiele wiecej czasu pielegnacji ciala, wiec jest z tej sytuacji jakis plus. Kąpiele, peelingi, maseczki, częstsze wklepywanie kremów na naturalnej bazie z rzeczami typu ceramidu 6, ruszczyka, euleterokoka czy jakiejs lawendy i guarany, balsamowanie, masowanie... troche tego jest. Powinnyśmy korzystać póki mozna, zwlaszcza ze lato za pasem.
Proszę czekać..
Zamknij