
Diagnoza pada niemal mimochodem. HIV. Ciało staje się nagle obce, wystawione na ocenę, napiętnowane. A język, który znaliśmy do tej pory, nie umie objąć tego, co się właśnie wydarzyło. Ola Zbroja w debiucie powieściowym „Muszę ci coś powiedzieć” przygląda się temu momentowi z bliska – bez upiększeń, bez patosu, ale z ogromną uważnością na to, co dzieje się w człowieku, kiedy system przestaje go widzieć jako osobę.
Tak się bawiliśmy. „Masz hifa!” – krzyczałam, dotykając koleżanek i kolegów z klasy. Kto miał „hifa”, musiał szybko biec i przekazać go komuś innemu. Skrzyżować palce i powiedzieć „Stop zabawa”. Miałam osiem, może dziewięć lat, nie wiedziałam, czym ten HIV jest, ale słyszałam, że to coś wstydliwego, obrzydliwego, coś związanego z tym, co było tam, w majtkach.
Główna bohaterka powieści „Muszę ci coś powiedzieć”, Joanna, też miała podobną zabawę. Z innymi dzieciakami z podstawówki piła oranżadę przy trzepaku, ale zanim wzięło się łyka, „trzeba jednak wytrzeć wylot butelki. Trzeba go wytrzeć na maksa. Trzeba powiedzieć ze śmiechem: Muszę zetrzeć twojego hifa”.
Stop zabawa
Joanna Mszałek dorasta we wsi Rozkoszna. Od dziecka czuje się nieatrakcyjna – jest ruda, ma nogi grube „jak most Świętokrzyski” (tak mówi babcia Anna) i nienawidzi być ciałem (to już mówi Joanna). Potem studiuje w Warszawie, ale w pewnym momencie wraca do rodzinnej wsi i pomaga ojcu w sklepie, sprzedając ciastka. W cukierni zaczepia ją Daniel, dawny kolega z klasy. Dość szybko zostaje jej chłopakiem. Pierwszym chłopakiem, ale drugim partnerem seksualnym. Spontanicznie i trochę z rozpędu Joanna wyjeżdża z nim do Tajwanu, zostaje tam „ticzer Dżo” i uczy przedszkolaków angielskiego. Nie jest szczęśliwa, ale poznaje ekspatów, którzy stają się jej przyjaciółmi i największym wsparciem w momencie, gdy dowiaduje się, że jest nosicielką wirusa HIV.
Muszę ci coś…
„Muszę ci coś powiedzieć” – pisze Joanna, bo powieść jest próbą listu, historią, którą w pewnym momencie przecież będzie musiała opowiedzieć komuś, kto stanie się jej bliski. Dowiadując się o wirusie HIV, żyje się ze świadomością tego, że kiedyś „Muszę ci coś powiedzieć” powinno prędzej (raczej prędzej) czy później paść. Ale kiedy? Przed pierwszym pocałunkiem? Tuż po? A może powinno się zaczynać od tego rozmowę?
Joan Didion w „Błękitnych nocach” (tłum. Jowita Maksymowicz-Hamann), opowiadając o chorobie, a potem śmierci córki, pisze: „To nigdy nie powinno było się jej przydarzyć”. To nigdy nie powinno się przydarzyć też Joannie. Bo jakim cudem HIV ma dziewczyna, która nawet nie doświadczyła orgazmu? Która nigdy nie była zakochana, tak naprawdę zakochana? Przecież sypiała tylko z Danielem, a raczej oddawała mu swoje ciało (które nie rozumiało, w jakim celu je odwiedza, „[j]akby grasował w nim nieproszony gość”), i była wierna. A wcześniej z nikim innym, tylko raz jeden, z Robem. I to tyle. Nie szalała, nie ćpała, nie uprawiała niebezpiecznego seksu – seks w jej życiu był wręcz „rozsądnie niezadowalający”.
„Żyj mądrze, a unikniesz nieszczęścia” – mówiła Joannie mama. Więc żyła mądrze. O hifie nie wiedziała zbyt dużo. Bo po co.
„Drogi, wyobraź sobie, że nie wiedząc nic o hifie, dowiadujesz się, że go masz. Twoje wyobrażenie o samym sobie bez HIV, ten życiowy aksjomat, rozbija się na tysiące kawałków i nie wiadomo, jak je poskładać ani w kogo”.
Nie bez powodu przywołuję Joan Didion. Ola Zbroja nawiązuje do amerykańskiej pisarki nie tylko w kontekście tematu, lecz także formy – używa powtórzeń, nagromadzenia pytań, na które nie znajdujemy jednoznacznych odpowiedzi.
Joanna pyta: „Czy bycie na Tinderze z HIV to zbrodnia? Czy powinnam napisać o tym na profilu? Wstawić plusik? Zdjęcie pozytywnego testu? List? Czy niepodanie tej informacji jest jak zdjęcie profilowe z Cameron Diaz albo wpisanie w rubrykę ze wzrostem »188«, jeśli w rzeczywistości ma się 175? A jeśli poda się tę informację, co dalej? Czy powinnam liczyć, że mimo wirusa ktoś przesunie w prawo?”.
„Choroby lubią być opowiadane. Wszystkie poza moją”
Matka Joanny też choruje. Ma raka. Cień jej nieszczęścia „był wielgaśny, wszyscy odpoczywali w nim od codziennych zadań. Rzucali pranie, zakupy i lecieli z matką posiedzieć”. Choroby lubią być opowiadane, rak może być opowiadany, oswajany, ale HIV? Przecież przykleiło się do niego wszystko, co złe. „Rozpusta. Narkotyki. Handel ludźmi. Jak skręcisz kostkę, masz skręconą kostkę, jak masz HIV, coś musiałeś przeskrobać. Wjeżdża pogarda. Co to za podejrzany człowiek. A przecież kostkę można skręcić w bójce, którą się wywołało. Albo kradnąc”.
Susan Sontag w książce „Choroba jako metafora. AIDS i jego metafory” (tłum. Jarosław Anders) pisze, że „to kara za zboczenie, a zarazem zagrożenie dla niewinnych – te dwa pojęcia nie są wcale przeciwstawne. Taka jest właśnie niezwykła moc i pojemność metafory plagi: pozwala postrzegać chorobę równocześnie jako coś dotykającego innych oraz (potencjalnie) chorobę nas wszystkich”.
Świat w powieści (ale czy tylko?) przypomina korytarz mojej podstawówki. Poznajemy położne, które boją się dotknąć kubka po nosicielce hifa. Lekarzy, którzy nakazują mycie domestosem toalet po każdym korzystaniu z niej przez osoby seropozytywne. Dziennikarzy, którzy piszą artykuł pod tytułem: „Czego się jeszcze może bać osoba, którą już spotkało najgorsze – zakażenie wirusem HIV?”. Babkę Joasi – Annę, która uważa, że Freddiego Mercury’ego „zabiło spaczenie”.
Ola Zbroja daje Joannie język, którego wcześniej nie znaliśmy. Zadaje pytania, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Gdy Daniel odczytuje zapis o tym, że ten, „kto, wiedząc, że jest zarażony wirusem HIV, naraża bezpośrednio inną osobę na takie zarażenie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 5”, dodając, że jest to „czyn karalny niezależnie od tego, czy do zakażenia doszło”, Joanna cały dzień zastanawia się, co w jej sytuacji – osoby leczącej się już i niewykrywalnej – oznacza „bezpośrednio narażać”.
Pyta:
„Czy intencja ma tu znaczenie? Jak mierzyć intencje? Jaki materiał dowodowy przedstawić w sądzie?
Jeśli ktoś kogoś chce perfidnie zakazić, to jest to moralny upadek. Rozumiem. Ale co w pozostałych sytuacjach?
Co kiedy wiremia jest niewykrywalna?
Czy seks uprawiany przez niewykrywalnych naraża kogoś na cokolwiek? A kiedy używają kondoma?
A bez kondoma?
Co z badaniami par +/-, które mówią, że przy niewykrywalnej wiremii i bez zabezpieczenia jest bezpiecznie?
Co z HIV-negatywnymi dziećmi narodzonymi z HIV-pozytywnych matek? Z ich porodami siłami natury, w śluzie i w krwi?
Jak zdefiniować 'narażać'?
Czy Kodeks karny uwzględnia zdobycze nauki?”.
Czy zastanawialiśmy się nad tym kiedyś? Czy ja się zastanawiałam? Nie myślałam nad tym, nie wiedziałam. Tak samo jak nie wiedziałam, że w Australii, w Nowej Zelandii aplikujący o pracę są zobowiązani wykonać test w kierunku HIV. Że w Malezji test pozytywny może skutkować deportacją. Że na Węgrzech osoba, która odmawia przyjęcia leków na HIV, może także zostać deportowana.
Mnogość pytań przytłacza, ale najbardziej przygniata nas jedno: czemu w świecie tak przecież nowoczesnym, w Europie, w Polsce, wciąż ciało z hifem jest „rozmontowane społecznym uprzedzeniem”?
HIV, HIV, HURRA!
Jak opowiadać o hifie? Można też za pomocą opery, groteski. Fenomenalny jest rozdział opery Marcusa, w którym czytamy – na przykład – jak: „hetero-religijno-normatywny świat to-ooo robi. Z wirusa czyni ARGUMENT (werble) za ustanowionym przez siebie stylem życia. Ojej, zobaczcie, jacy ci geje są CHORZY! (kotły) Jacy niewierni Bogu i sobie nawzajem. Zobaczcie, czym skutkuje BRAK MONOGAMII, SEKS dla PRZYJEMNOŚCI!”.
Można go obśmiać – jak Marcus. Można zdrobnić – nazywać, jak Joanna, hifkiem, fifolem.
Trzymam kciuki za Joannę. Żeby udało jej się, jak znajomej z hifem – Adzie. U niej w domu: „leci Scooby Doo. Śmietnik jest pod zlewem. Krzyż nad drzwiami. Komoda Hemnes w kącie. – Łykam tabletkę i o tym nie myślę – mówi Ada. – Tobie radzę to samo, mało człowiek ma problemów?”. I żeby pokonała strach przed cudzym strachem. A za nas? Żebyśmy, jak Marcus, zauważyli, że „HIV uleczy nie moralna panika, ale empatia i otwartość. Wyłożenie kasy na badania kliniczne, zainteresowanie ośrodków naukowych, mediów, ludzi. Takie prawdziwe zainteresowanie, a nie że przypniesz sobie wstążkę na pierwszego grudnia”.

Zaloguj się, aby zostawić komentarz.