
Film „Zakręcony piątek 2” podczas pierwszego weekendu po premierze zarobił więcej niż oryginał w 2003 roku. Wyniki nie świadczą jednak o jego jakości, lecz o nostalgii, a przede wszystkim tęsknocie za Lindsay Lohan na dużym ekranie. Sequel kultowej produkcji przypieczętowuje jej comeback.
Hollywood uwielbia takie historie – na ekranie i poza nim. Debiut w młodym wieku, zawrotna kariera, powolny upadek, lata nieobecności i triumfalny comeback.
Ikona lat 2000. Lindsay Lohan powróciła w trzech komediach romantycznych Netflixa – jednej gorszej od drugiej. W „Niezapomnianych świętach” dostała amnezji, w „Irlandzkim życzeniu” uwierzyła w magię, w „Naszym małym sekrecie” wróciła do swojego eks. W sequelu „Zakręconego piątku”, kontynuacji uwielbianego filmu z początku lat 2000., aktorka nareszcie może znów pokazać pełnię swoich możliwości – od slapstickowych scen po wzruszające momenty godne prawdziwej ikony kina.

I właściwie tylko po to film Nishy Ganatry nakręcono. Siłą napędową stała się nostalgia – za beztroską atmosferą lat 2000., za oryginalną produkcją, za dawno niewidzianymi aktorkami (mamę bohaterki Lohan znów gra Jamie Lee Curtis), za tym samym rozwiązaniem scenariuszowym. W myśl zasady, że w sequelu wystarczy „nadmuchać” fabułę pierwszej części, by przyciągać widzów do kin, w „Zakręconym piątku 2” ciałami zamieniają się nie dwie osoby – w filmie z 2003 roku mama zamieniła się rolami z córką – lecz cztery. Rodzinna klątwa powtarza się. Niedługo przed ślubem Anny (Lindsay Lohan), samodzielnej mamy Harper (Julia Butters), z Erikiem (Manny Jacinto) samodzielnie wychowującym Lily (Sophia Hammons), Anna staje się Harper, a Lily – Tess, czyli matki Anny. W „Zakręconym piątku” całkiem dosłowne wejście w skórę drugiej osoby uczyło empatii nastolatkę i jej mamę, pozwalając lepiej się wzajemnie zrozumieć.
Tu oswoić się ze sobą mają Harper i Lily – choć wkrótce zostaną przyrodnimi siostrami, szczerze się nie znoszą. Harper interesuje się głównie surfingiem, więc siłą rzeczy kocha swoje rodzinne Los Angeles, gdzie codziennie rano można łapać fale, Lily pragnie wrócić do Londynu, gdzie się wychowała. Ich problemy wydają się z początku dosyć banalne, z perspektywy dorosłych – typowo nastoletnie. Ale przecież „Zakręcony piątek” dotyka właśnie tego tematu, przypominając, że żadnego problemu nie można zdyskredytować tylko dlatego, że wydaje się „nastoletni”. Gdy pogrzebać głębiej, okazuje się, że Lily Harper zwyczajnie obawia się zmian i nowego mężczyzny w życiu matki, a Lily tęskni za swoją zmarłą mamą. Gdy zaklęte w ciałach dorosłych kobiet dziewczyny zrozumieją, że wreszcie mają władzę, postanowią rozdzielić swoich rodziców, tak by do ślubu nie doszło. Widzowie wiedzą jednak, że w uniwersum „Zakręconego piątku” wszystko musi skończyć się dobrze.
Jakie znane klisze „Zakręconego piątku” zobaczymy w jego sequelu?
Twórcy po drodze serwują podobne rady, co w oryginalnej części. Wychowując nastolatkę, nigdy nie zapominaj, że sama nią byłaś. Będąc nastolatką, pomyśl, że sama kiedyś dorośniesz. Będąc dorosłą, nie bagatelizuj przeżyć dziecka. Będąc dzieckiem, pamiętaj, że rodzice naprawdę się o ciebie troszczą.
W „Zakręconym piątku 2” tych momentów wzruszenia nie brakuje, ale przeważają komediowe gagi żywcem wyjęte z lat 2000. Trudno uznać sequel kultowego filmu za dzieło jakkolwiek subwersywne lub choćby odrobinę uwspółcześnione. Powiewająca w szkole tęczowa flaga czy obecność niebiałych aktorów w obsadzie nie wystarczą. Film został anachronicznie zrealizowany. Tak jakby nostalgia miała sięgać jeszcze o krok dalej – jakbyśmy naprawdę tęsknili za epoką, w której świat wydawał się mniej skomplikowany.
Dlaczego „Zakręcony piątek 2” najbardziej docenią milenialsi?
Nie należy ulegać złudzeniu, że film został skierowany do nastolatków – o wiele lepiej będą się na nim bawić milenialsi, po części dlatego, że aktorki wcielające się w Harper i Lily zdają się na ekranie bawić gorzej od starszych koleżanek. Lohan znów może robić to, co potrafi najlepiej – grać nastolatkę, tyle że w ciele czterdziestolatki, a Jamie Lee Curtis śmieje się z siebie, przeżywając na ekranie swoje starzenie się.
I może właśnie dekonstrukcja dojrzałości i starości wybija się jako najbardziej wartościowy punkt filmu. Gdy nastolatkę zamkniętą w ciele babci przerażają zmarszczki, bolące nogi i niemodne ciuchy, milenialsi zaczynają z większą empatią patrzeć na boomersów. Przecież za chwilę nas też to czeka. Nawet jeśli wciąż wyglądamy jak Lindsay Lohan, która emanuje młodzieńczym urokiem, wkrótce to my staniemy się statecznym pokoleniem twierdzącym, że za naszych czasów było lepiej. A może już tacy jesteśmy?
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.