Znaleziono 0 artykułów
19.11.2019

Nie dla odwołania Alicji Knast

19.11.2019
Alicja Knast (Fot. Beata Zawrzel/REPORTER/Eastnews)

Smuci mnie informacja o zamiarach marszałka województwa śląskiego Jakuba Chełstowskiego, który szuka sposobu, by odwołać ze stanowiska dyrektorkę Muzeum Śląskiego w Katowicach, znakomitą muzealniczkę i menedżerkę Alicję Knast.

Nie ma już tygodnia, w którym nie trzeba podpisywać kolejnej petycji w obronie instytucji kultury. Jest ich tyle, że chyba nawet ich sygnatariusze specjalnie się nimi nie przejmują. A trzeba się przejmować nieustająco, bo nie można pozwolić się przyzwyczaić do ciągłego wyrzucania z pracy znakomitych szefów tych instytucji. I nie chodzi nawet o nich samych, bo to najlepsi menedżerowie, więc dadzą sobie radę, ale o same instytucje, dla których owe „dobre zmiany” kończą się zwykle tragicznie. Wiemy o tym doskonale, obserwując, co dzieje się z muzeami, do których wkroczył ze swoimi nominatami obecny komisarz ludowy do spraw kultury. Piotr G. ma, jak wiemy, wielki talent do wynajdywania skończonych ciamajd i instalowania ich tam, gdzie chce. Ciamajdy się cieszą, bo w normalnych okolicznościach przyrody kierowałyby co najwyższej świetlicą, a tu proszę – taka gratka, więc trzeba korzystać.

Tym razem, proszę sobie wyobrazić, nie będzie jednak o komisarzu Glińskim, ale o jego politycznych pobratymcach, a dokładnie o jednym – marszałku województwa śląskiego. Jakub Chełstowski mu na imię i jest moim rówieśnikiem (rocznik ’81), co szalenie mnie zaskoczyło, gdyż na zdjęciach wygląda na znacznie starszego (co to się z ludźmi robi, kiedy zaczynają politykować). Ale dywagacje estetyczne zostawmy na boku, bo nie o fizis i metrykę pana marszałka chodzi, lecz o jego – że posłużę się naszą wspaniałą polszczyzną – zakuty łeb. Innego bowiem z pewnością nie posiada, skro postanowił, jak donoszą media, usunąć z dyrektorskiego fotela Alicję Knast, szefową Muzeum Śląskiego w Katowicach. A wszystko to w ramach małej, jak głosi stugębna plotka, politycznej zemsty. Mści się mianowicie Chełstowski za to, że pani dyrektor była niechętna pisowskim parteitagom w kierowanej przez siebie instytucji, którą zresztą od dawna śląscy politycy kochają wykorzystywać do swoich niecnych celów. Nie chciała się zgodzić nikczemna dyrektorzyca na pisowskie pląsy, musi więc zostać niechybnie odwołana. Trzeba tylko znaleźć pretekst. Właśnie trwają poszukiwania. I jak już się znajdzie, auf Wiedersehen, Frau Knast, pani już dziękujemy, Tschüs!

Smuci mnie szalenie, że żyjemy w czasach, w których „ekspert w zakresie projektów restrukturyzacyjnych w przemyśle stoczniowym”, jak czytamy w biogramie marszałka, wyrzuca w ramach politycznych gierek tak znamienitą muzealniczkę i menedżerkę jak Alicja Knast. W Warszawie była ona współautorką spektakularnych sukcesów: najpierw Muzeum Fryderyka Chopina w Pałacu Ostrogskich (Knast jest z wykształcenia muzykolożką), a następnie – jako dyrektorka generalna wystawy głównej – Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Doprawdy, trudno o lepsze rekomendacje. Nie zdziwiło więc nikogo, że pięć lat temu została szefową Muzeum Śląskiego w Katowicach (i jednocześnie Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu), przywożąc na Śląsk spojrzenie „spoza”, co w tym specyficznym regionie jest szczególnie cenne.

Anda Rottenberg na wernisażu wystawy „Perspektywa wieku dojrzewania” (Fot. Michał Jędrzejowski)

Dodać tu należy, że obejmowała nową funkcję w czasie szczególnie dla Muzeum Śląskiego trudnym. Montowano wówczas wystawę stałą w nowym, spektakularnym gmachu, powstałym na terenie dawnej kopalni Katowice. Trzeba było to wszystko ogarnąć i rozruszać oraz zmniejszyć napięcia wokół tej zawsze wrażliwej politycznie instytucji. Knast udało się to nadzwyczaj dobrze. Mało tego, jej wielką ambicją były i nadal są ważne wystawy czasowe, które przyciągnęłyby widzów nie tylko z regionu. I to – co ważne – wystawy sztuki współczesnej, bo Alicja Knast nigdy nie widziała Muzeum Śląskiego jako placówki etnograficznej, a taki właśnie miała charakter, kiedy mieściła się jeszcze w swojej dawnej, pięknej zresztą, zaprojektowanej przez Ignatza Grünfelda neorenesansowej siedzibie przy alei Korfantego. Do dzisiaj jest ze mną choćby „Perspektywa wieku dojrzewania” – wspaniała wystawa, którą Anda Rottenberg poświęciła wpływowi doświadczenia wojennego na twórczość Aliny Szapocznikow, Andrzeja Wróblewskiego i Andrzeja Wajdy. Śmiem twierdzić, że gdyby Muzeum Śląskim kierował ktoś inny, jakiś Jakubowy namiestnik, tej wystawy byśmy w Katowicach nie oglądali.

Smuci mnie więc, już nawet nie denerwuje, informacja o zamiarach mego rówieśnika na marszałkowskim stołku, bo pokazuje, że wiek nie ma żadnego znaczenia. Można być trzydziestoparolatkiem o mentalności genseka. Pan Chełstowski mógłby spokojnie, gdyby trochę cofnąć czas, zostać pierwszym sekretarzem wojewódzkim i decydować o losie niezliczonych dyrektorów i kierowników. Mógłby na przykład taką Alicję Knast wywalić z Muzeum Śląskiego jedną szybką decyzją, a tu – co za nieszczęście! – trzeba kontrole nasyłać, paragrafów szukać i prokuraturą straszyć, by świetną dyrektorkę muzeum zastąpić kolejną ciamajdą z partyjnego zasobu kadrowego. O tempora, o mores!

Mike Urbaniak
Proszę czekać..
Zamknij