Znaleziono 0 artykułów
07.03.2019

Więcej niż syreny

07.03.2019
Ama, poławiaczki pereł na łodzi, 1955 (Fot. Archive Photos / Stringer/ Getty Images)

Dla japońskich ama, kobiet morza, nurkowanie na jednym wdechu to nie sport, tylko codzienna praca. Wyławiają z oceanu wodorosty, ośmiornice, strzykwy i cenione za smak słuchotki. W ostatnich latach jest ich coraz mniej. Znika również kultura kobiet morza. W całej Japonii zostało około 2000 ama. Większość z nich jest po sześćdziesiątce.

Na zimnych wodach Pacyfiku, niedaleko jednej z japońskich wysp, unosi się drewniana łódź. Uczepiona jej burty kobieta otwiera i zamyka usta, wydając cichy gwizd. Ubrana jest w starą piankę, gumowy kaptur, wełniane rękawiczki i gogle. Uszy ma zatkane gliną – chroni bębenki. Ma ponad osiemdziesiąt lat. Na lądzie, lekko zgarbiona, ostrożnie stawia kroki. Ale w wodzie nabiera lekkości. Kiedy uspokoi oddech, bierze głębszy wdech i nurkuje. 

Ama, poławiaczki pereł, 1960 (Fot. Archive Photos / Stringer/ Getty Images)

Dno jest kamieniste, porośnięte glonami. Kobieta dłońmi w zwykłych wełnianych rękawiczkach przesuwa kamienie. Kiedy znajduje szaro-zieloną muszlę, wyciąga nóż i odczepia ją od podłoża. W ciągu pięćdziesięciu sekund zbiera kilka muszli i wypływa na powierzchnię. Muszle wrzuca do drewnianego wiadra. Chwilę odpoczywa, trzymając się burty. Cicho gwiżdże, bierze głębszy wdech i znowu schodzi pod wodę. 

Kiedy nurkuje się na jednym wdechu, już dziesięć metrów pod wodą zwalnia tętno. Zwiększa się ciśnienie, dlatego płuca zmniejszają się o połowę. Na dwunastu metrach kurczy się śledziona, dzięki czemu po ciele krąży więcej krwi. Mózg wchodzi w stan medytacji. Im niżej, tym bardziej spada rytm serca. Na lądzie to średnio siedemdziesiąt uderzeń na minutę, a u bijących rekordy głębokości tętno potrafi spaść do siedmiu uderzeń na minutę. To chyba jedyny sport ekstremalny, w którym wynik tak bardzo zależy od umiejętności zrelaksowania się. Od 1949 roku kolejni nurkowie schodzą coraz głębiej – 30 metrów, 50 metrów, 150 metrów, 214 metrów. Ale dla japońskich ama, kobiet morza, nurkowanie na jednym wdechu to nie sport – to codzienna praca. Tak jak ponad dwa tysiące lat temu greccy nurkowie zanurzali się w wody Morza Śródziemnego, by łowić gąbki i perły, tak one schodzą w głąb Pacyfiku, by wyławiać wodorosty, ośmiornice, strzykwy i cenione za smak słuchotki, w Japonii nazywane awabi. 

Ama festiva w Shirahamie, 2003 (Fot. Junko Kimura / Stringer / Getty Images)

Pierwsza zapisana wzmianka o ama pojawia się w wierszu z najstarszej antologii poezji japońskiej – Man’yōshū z VIII wieku naszej ery. Profesor Anne McDonald z Sophia University mieszczącego się w Tokio przytacza legendę, według której ama są potomkiniami morskich cyganów pływających po wodach południowej Azji. Do Japonii przydryfowały dzięki prądom, a tajfun rzucił ich łodzie na kamieniste brzegi wyspy Honsiu. Inna teoria mówi o tym, że lud morza został sprowadzony z Chin jako niewolnicy w służbie cesarskiego dworu z okresu Yamato. Podobno do dzisiaj w dialekcie ludzi morza brzmią obce słowa. 

Współczesna ama po połowie jeżowców (Fot. Takashi Aoyama / Getty Images)

Półnagie kobiety okiełznujące morski żywioł rozbudzały wyobraźnię. Ich odwagę utrwaliły japońskie legendy, jak chociażby ta o nurkini, która poświęciła życie, by odzyskać z pałacu morskiego władcy, smoka Ryujin, skradziony klejnot klanu Fujiwara. Historia ta stała się podstawą jednego z dramatów teatru nō. Ale częściej niż odwagę ama przedstawiano ich nagość. Japońskie drzeworyty z XIX wieku zamieniają je w młode i gibkie dziewczyny baraszkujące w wodzie. Dalekie to od codzienności kobiet morza, które przez cztery godziny dziennie zanurzają się w zimne wody oceanu, często ryzykując życie. W ciągu jednego dnia pracy ama schodzi nawet dwieście razy na głębokość 20 metrów. Może się zdarzyć, że gdy będzie przesuwać kamienie w poszukiwaniu muszli, przytrzaśnie sobie rękę. Albo że zaklinuje się lina łącząca ją z łodzią i kobieta nie będzie mogła wypłynąć na powierzchnię. Ale ani japońskim artystom, ani podziwiającym japońskie drzeworyty Europejczykom nie chodziło o prawdę, tylko o zmysłowość. I o skandaliczność, bo ama były też obiektem japońskiej sztuki erotycznej. Najsłynniejszy erotyk, „Sen żony rybaka” Hokusaia, przedstawia nagą kobietę, którą oplatają ramiona dwóch ośmiornic. Stwory całują jej usta i łono. 

W ten sam sposób – jako sensualne (i seksualne) obiekty – ama były przedstawiane na pierwszych fotografiach. W eseju „The women of the sea: Francesco Paolo Campione pisze, że ama w zbiorowej wyobraźni występowały jako odmiana morskich kurtyzan. Ich fotografie nie spotykały się z cenzurą, gdyż uważane były za etnograficzne ciekawostki. Egzotyczny symbol naturalnej urody, ciągle jeszcze nieskażonej cywilizacją. Campione porównuje wczesne zdjęcia ama do fotografii półnagich Balijek Gottharda Schuha, romantycznych ujęć Indian Nawaho Rolanda Reeda i nagich ciał Afrykanek Hugo Bernatzika. W tym samym nurcie – nagiej, uprzedmiotowionej, egzotycznej piękności – ama pojawia się u boku Jamesa Bonda. Razem z Seanem Connerym ratuje świat przed zagładą w „Żyje się tylko dwa razy”. Choć nie jest półnaga, to ubrana jest (oczywiście) w skąpe bikini. 

Ama Matsuri festiva (Fot. Takashi Aoyama / Getty Images)

Na tym tle wyróżniają się zdjęcia Fosco Marainiego, włoskiego podróżnika, pisarza, fotografa, poety i etnologa, który mówił płynnie po japońsku i tybetańsku. Podczas II wojny światowej wykładał na Uniwersytecie w Kioto. Japończycy zamknęli go z rodziną na dwa lata w obozie koncentracyjnym, kiedy odmówił podpisania dokumentu o współpracy z rządem Mussoliniego. Pomimo to do Japonii wracał wielokrotnie, w 1959 roku wydał książkę „Meeting with Japan”, a w 1960 „The Island of the Fisherwomen” ze zdjęciami kobiet morza. 

Na zdjęciach Marainiego ama nie są seksualnymi obiektami męskiej wyobraźni. To spłoszone dziewczyny zasłaniające usta dłońmi, kobiety uczestniczące w ceremoniach w lokalnych świątyniach, żony żylastych rybaków, matki z dziećmi na rękach, a także podwodne istoty o niezwykłej sile. Największe wrażenie robi na mnie fotografia Marainiego, która przedstawia ama kucającą przy brzegu łodzi. Kobieta szykuje się do skoku. Cały kadr wypełnia jej nagie ciało. Widać fragment piersi, nieduże sutki, zaokrąglenia ud. W pasie przewiązana jest sznurem, za który zatknęła nóż. Nie ma na sobie nic poza tym sznurem i nożem. Maraini uchwycił jej piękno i siłę. Nie dziwi, że taka nagość – niczym nieskrępowana, nieświadoma wyzwania, które rzuca patrzącym – musiała zostać zakryta. Od początków XX wieku coraz więcej ama zakładało kraciaste szorty. A te, które pracowały jako poławiaczki pereł u hodowcy ostryg Kōkichi Mikimoto, ubierały się w białe bawełniane kombinezony, które do dzisiaj wielu uważa za tradycyjne stroje ama. To w tych kombinezonach współczesne ama urządzają pokazy dla turystów. 

Zdjęcia Marainiego pokazują nie tylko piękno i siłę ama, ale też ich wspólnotę. Bo to, co w ama jest najbardziej niezwykłe, to to, że tworzą matriarchalną społeczność w patriarchalnej Japonii. Nie tylko pracowały i zarabiały, zamiast zajmować się domem, ale także to one ustalały zasady dla całej wspólnoty, w której żyły. Do dzisiaj decydują o tym, od kiedy do kiedy trwa sezon połowów. Ustalają, na które tereny w danym roku nie wolno im wypływać. Umawiają się, ile czasu mogą spędzić na morzu w ciągu jednego dnia. Określają dopuszczalną wielkość każdego z odławianych zwierząt – wszystko, co jest mniejsze, musi wrócić do morza. Spotykają się również, żeby przedyskutować wprowadzanie nowych technologii. W czasach Meiji zdecydowały się na używanie gogli – zamiast pojemnika ze szklanym dnem, przez który patrzyły na dno jeszcze z powierzchni. Długo debatowały nad wprowadzeniem pianek. W końcu zgodziły się na to w 1964 roku. Ale zabroniły używania butli z powietrzem. Mają nurkować na jednym wdechu. Każda technologiczna nowinka, która ułatwia im przebywanie pod wodą, może spowodować, że przełowią morskie zasoby. Ama rozumieją, że aby morze mogło je żywić, one muszą o nie dbać. 

Pomimo to i tak łowią coraz mniej. Znikają słuchotki – najcenniejsze ze zwierząt odławianych przez ama, których cena może osiągnąć nawet 250 PLN za kilogram. W 1964 roku ama łowiły prawie 30 ton rocznie. W 2008 roku wyłowiły trochę ponad 3,5 tony. Kobiety twierdzą, że zasoby mórz wyczerpują się nie tylko z powodu przełowienia. Widzą, jak ubywa alg, którymi żywią się słuchotki. Woda się ociepla. Dawniej na dwóch metrach nawet w piance trzęsły się z zimna. Ale w ciągu stu lat wody Pacyfiku u wybrzeży Japonii ociepliły się o 1,6 stopni Celsjusza. 

Znikają nie tylko słuchotki. Znika również kultura kobiet morza. W całej Japonii zostało około 2000 ama. Większość z nich jest po sześćdziesiątce. Ich córki wybierają pracę w dużych miastach – a tradycyjnie to im ama przekazywały swoją wiedzę. Niewiele jest młodych kobiet, które decydują się zostać na japońskich wysepkach i uczyć nurkowania na jednym wdechu. Dlatego Japonia zabiega, żeby kulturę ama wpisać na światową listę dziedzictwa UNESCO, razem z haenyeo z koreańskiej wyspy Jeju. 

W ciągu ostatnich lat powstało kilka krótkich dokumentów o ama. Roznegliżowane piękności stojące wśród rozbijających się o skały fal zostały zastąpione przez starsze kobiety, które albo jadą do portu na rowerze z doczepionym wózkiem, albo pchają taczki z drewnianymi wiadrami, pianką, goglami, płetwami, ciężarkami i wełnianymi rękawiczkami. Ale to właśnie te starsze kobiety mają w sobie niewiarygodną siłę. Hideko Sakaguchi z filmu „Where the sea whistle echoes” nakręconego dla Uniwersytetu ONZ zaczęła nurkować, kiedy miała 14 lat. Cztery lata później pierwszy raz zanurkowała na głębokiej wodzie. Ojciec zabrał ją wiosłową łodzią daleko od brzegu. Wspomina, jak ze strachu trzęsły jej się nogi. Woda była tak czysta, że widziała dno 25 metrów niżej. Po pół dnia nurkowania wiedziała już, że da sobie radę. Od tego czasu morze to jej obsesja. Ma ponad osiemdziesiąt lat i twierdzi, że jak długo będzie chodzić, tak długo będzie nurkować. To pragnienie, którego nie da się powstrzymać.

Katarzyna Boni
Proszę czekać..
Zamknij