Znaleziono 0 artykułów
23.12.2020

„Wstyd” w Nowym Teatrze

23.12.2020
Małgorzata Wdowik (Fot. Maurycy Stankiewicz)

Niezwykle osobista opowieść o trzech pokoleniach kobiet z jednej rodziny. Pytania o dziedziczność wstydu i o to, jak można z niego się wyzwolić. „Wstyd” — ostatni z tryptyku o emocjach w reżyserii Małgorzaty Wdowik już wkrótce będzie miał premierę w warszawskim Nowym Teatrze. – To ważne, aby nie kultywować już przymusu dopasowania się, dążenia. Nie zgadzam się na utrzymywanie hierarchii opartej na zawstydzaniu innych. System wartościowania jest przestarzały – mówi nam reżyserka i opowiada, dlaczego właśnie tę emocję uczyniła tematem spektaklu.

„Wstyd” jest trzecim w tryptyku spektakli — wcześniej były „Strach’ i „Gniew”. Dlaczego właśnie te emocje wzięłaś na warsztat?

Wszystkie te emocje są zazwyczaj postrzegane jako negatywne.  Często unikamy ich doświadczania. Jednocześnie są jednymi z podstawowych emocji, które dają nam pojęcie o nas samych i o tym, jak funkcjonujemy w świecie. Nieumiejętność i lęk przed konfrontacją powoduje, że często są one wykorzystywane w kontekście polityczno- społecznym jako narzędzia do manipulacji i kontroli. Praca nad spektaklem pozwala na spotkanie z nimi w bezpiecznych warunkach. Ta konfrontacja bywa dla nas, twórców, bardzo oczyszczająca. Chcemy zaprosić do tego publiczność. 

Agata Baumgart i Małgorzata Wdowik (Fot. Maurycy Stankiewicz)

Kolejność ma znaczenie?

Założyłam, że stworzenie tryptyku jest ciekawym sposobem budowania relacji z widzem – może oglądać kolejne części, konfrontować je ze sobą, budować sobie z nich historię. Od początku wiedziałam, że chcę się zająć tymi trzema emocjami, ale nie planowałam kolejności. Dopasowywałam je do instytucji, które zapraszały mnie do współpracy.  W Teatrze Powszechnym po premierze „Klątwy” wręcz buzował gniew. Panowała niezgoda na próbę zastraszenia oraz ocenzurowania tego miejsca i spektaklu. Z tą energią pracowaliśmy w trakcie prób. Wstyd jest dużo mniej teatralny. To moment, kiedy coś, czego nie chcemy pokazać, staje się widzialne. W Nowym Teatrze „Wstyd” pojawił się jako rodzaj pewnego niedopasowania do miejsca. 

Strajk Kobiet pokazał, że gniew może być sposobem na wyzwolenie od wstydu. Wiele kobiet otwarcie zaczęło mówić o doświadczeniu aborcji, stanowiącym wcześniej temat tabu. 

Nie wiem, czy gniew może wyzwolić ze wstydu, na pewno przez gniew wyrażamy sprzeciw wobec mechanizmów mających na celu kontrolowanie nas przez zawstydzenie. Kiedy pracowałam nad „Gniewem”, w spektaklu oprócz aktorów brali udział młodzi chłopcy. Okazało się, że tak bardzo wstydzą się nabuzowania gniewem, że mają więcej sposobów na to, jak go tłamsić, niż na to, jak dać mu upust. XXI w. jest ponoć nazywany wiekiem wstydu. W pracy nad spektaklem interesowała mnie bezwstydność jako metoda sprzeciwu. To, czym jestem zawstydzana, mogę uznać za swoją siłę i zamiast to ukrywać, jeszcze bardziej to podkreślić. Wyrazić niezgodę na próbę wyznaczania, jak mam się zachowywać, jaka mam być. Świetnym przykładem takiego zastosowania „bezwstydności” jest książka Chris Kraus „I love Dick”, która niestety nie została wydana w Polsce. 

To, o czym mówisz, wiąże się ze zjawiskiem slutshamingu, niezgody na nie.

Tak. Podobno emocją przeciwstawną do wstydu jest wsparcie. Siostrzeństwo, Strajk Kobiet czy ruch #MeToo to tylko niektóre przykłady na to, jak poczucie nie bycia samą daje siłę do sprzeciwu. Mam wrażenie, że w odpowiedzi na nienawiść, zastraszanie i brak tolerancji w polityce, wytwarzamy rodzaj kultury, która daje nam poczucie wsparcia, sprawia, że coś, co w sobie tłamsimy, dostaje przestrzeń, w której możemy się wyrazić. 

Czego wstydzą się bohaterki spektaklu?

Tytuły moich spektakli traktuję jako punkt wyjścia do pracy. Tym razem postanowiłam zrobić eksperyment teatralno-filmowy, do którego zaprosiłam Agatę Baumgart – moją przyjaciółkę oraz reżyserkę filmową i teatralną. Wspólnie zaczęłyśmy się zastanawiać, jak wstyd przekazywany z pokolenia na pokolenie może transformować w ramach jednej rodziny. Brakowało nam jednak rodziny, która zgodziłaby się uczestniczyć w projekcie. Miałam też wątpliwości, czy jako reżyserka mam prawo opowiadać o cudzym wstydzie. Dlatego zdecydowałam się zaprosić swoją rodzinę. Agata pełni w projekcie funkcję podglądaczki i komentatorki relacji rodzinnych. Razem badamy relację matki i córki w kontekście wstydu związanego z pochodzeniem oraz sztafetą społeczną. Sięgamy po historię mojej babci, która mieszka na wsi, mojej mamy, która jak sama mówi, uciekła do małego miasteczka. Ja z kolei urodziłam się w małej miejscowości i teraz trafiłam do Nowego Teatru w Warszawie. Jako trzecie pokolenie mam zupełnie inne spojrzenie na drogę mojej babci i mamy. 

Agata Baumgart (Fot. Maurycy Stankiewicz)

W psychologii istnieją koncepcje dotyczące nieprzepracowanych traum, które dziedziczymy. Czujesz, że mama i babcia przekazały ci w genach wstyd?

Myślę, że bardziej dziedziczy się pewną perspektywę patrzenia na rzeczywistość i doświadczania jej. Mama miała poczucie wstydu związane z pochodzeniem, którego ja już nie mam. Mam rodzaj dążenia do wyższej klasy, do lepszego miejsca. W jakimś sensie nie odziedziczyłam jej wstydu, ale odziedziczyłam to dążenie. Jestem trzecim pokoleniem tej sztafety i w spektaklu zastanawiam się nad tym, czym ta sztafeta jest obłożona. Nad tym, na które jej elementy już we mnie zgody nie ma. Pewnego razu pytając moją mamę o jej dzieciństwo, użyłam słowa „bieda”. Ona powiedziała, że nigdy nie myślała tak o swoim życiu. To sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać, skąd we mnie wzięło się to określenie, co buduje moją perspektywę jej dzieciństwa, skąd mam te proste kategorie, które zamykają całe jej zmaganie z dzieciństwem w jednym słowie. 

Niezwykle ciekawi mnie, jak przekazywany z pokolenia na pokolenie wstyd funkcjonuje w zależności od okoliczności, w których znajduje się dane pokolenie. 

Twoja mama i babcia uczestniczyły w powstawaniu spektaklu?

Tak, zależało mi, aby opowiedzieć tę historię wspólnie.

Spektakl mówi też o tym, że ze wstydu można się wyzwolić.

Wydaje mi się, że raczej można ten wstyd w sobie zrozumieć. W moim wypadku historia rodzinna, historia pochodzenia, stała się rodzajem mitu. Moja mama musiała zdefiniować siebie na nowo, kiedy przeniosła się do miasteczka. Wytworzyła wokół swojego wstydu wiele narracji, próbując oswoić w sobie tę emocję, żeby zyskać sprawczość, kontrolę nad wstydem. Ja powielam ten gest, próbując wystawić tę historię w teatrze. Dla mamy próba przepisania tej historii, opowiedzenia jej po raz kolejny jest bardzo uwalniająca, ale też stresująca. Czyta wszystkie notki prasowe o spektaklu, pewnie ten wywiad też przeczyta. Powoli się z tym wszystkim oswaja. Sama stwierdziła, że ma nadzieję, że wspólnie opowiemy to tak, żeby nie musiała już więcej tego powtarzać. 

Spektakl jest rodzajem pozwolenia sobie na to, żeby opowiedzieć sobie swoją związaną ze wstydem historię. Stanąć za nią! Jednocześnie, opowiadając ją, muszę uważać, aby nie stała się kolejną historią sukcesu. Widzę w tym duże niebezpieczeństwo. To ważne, aby nie kultywować już przymusu dopasowania się, dążenia. Nie zgadzam się na utrzymywanie hierarchii opartej na zawstydzaniu innych. System wartościowania jest przestarzały i nie może już działać. 

Ludzie nie umieją rozmawiać o emocjach. Czy spektakl ma zmotywować do pracy nad emocjami, do sięgania po pomoc?

Teraz ten temat jest szczególnie ważny. Ale nie mam takich ambicji, aby mój spektakl motywował widza do czegokolwiek. Wykorzystuję potencjał medium, ale nie chcę widzom niczego narzucać. Chcę raczej wytworzyć możliwość i opowiedzieć historię. Jeśli komuś uda się z nią zidentyfikować, przeżyć to na swój sposób, jeśli umożliwi mu to jakąś refleksję, to super. Interesuje mnie możliwość zaproszenia widza do sytuacji czy doświadczenia, które dla niego czy niej wytwarzam. To może być wyzwalające i oczyszczające. Bycie razem na żywo to ogromna siła teatru, za którą obecnie bardzo tęsknię. 

Natalia Jeziorek
Proszę czekać..
Zamknij