Znaleziono 0 artykułów
22.03.2022

Agata Tuszyńska: Wojna bliska i daleka

22.03.2022
(Fot. Getty Images)

Wojna w Ukrainie to zamach na wszystko, w co wierzyłam. Tyran burzy i gwałci, a cywilizowany świat nie potrafi go powstrzymać. W Paryżu, dokąd pojechałam na premierę książki, zobaczyłam pełne kawiarnie i sklepy, teatry i kina, ustawione na zewnątrz stoliki. Nie tylko tego wieczora miałam poczucie, że Francja oddalona jest od Polski i ukraińskiej granicy, a może i ukraińskiej sprawy, o lata świetlne.

Wojna? Próbuję sobie przypomnieć moją pierwszą myśl. Niedowierzanie. Jeszcze poprzedniej nocy tłumaczyłyśmy sobie z przyjaciółką z Toronto, że to nie może się zdarzyć. A teraz dzieje się, jak inne niemożliwe przypadki w naszym kraju nad Wisłą. Ale teraz chodzi o coś więcej. Ta wojna zatacza szersze kręgi. Dotyczy nie tylko nas, nie tylko Europy, dotyczy świata. To zamach na wszystko, w co wierzyłam, na wolność, na demokrację, na prawo do samostanowienia. Tyran burzy i gwałci, a cywilizowany świat nie potrafi go powstrzymać. Szach i mat. Nie, jeszcze jest pat, sytuacja nierozwiązywalna. Powody są polityczne, czyli kilkakrotnie zaplecione, także finansowo. A kto i jak z tego korzysta, prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy.

Nie potrafię się z nią oswoić. Z wojną, z którą – wydawałoby się – jestem za pan brat. Latami żyłam w jej cieniu. W dorosłym życiu świadomie odmieniałam przez przypadki warianty moich losów, losów żydowskiej dziewczynki z warszawskiego getta, mojej mamy.

***

Panika. Szok. Chęć pomocy. Pospolite ruszenie. Wyciąganie rąk do tych, których dotknęło nieszczęście. Z potrzeby serca. Dobro obudzone w nas bólem innych. Dzielimy się tym, co mamy, aby im ulżyć. Może się nie wyczerpie ten zapał. Pamiętam podobną mobilizację w osobistej skali, kiedy ciężko zachorował mój mąż. Nie ustała po miesiącu ani dwóch. Trwała półtora roku, aż do końca. Może i nam się uda?

***

Kiedy się zaczęło, kilka dni po, w totalnym zamęcie, leciałam do Paryża na dawno oczekiwaną premierę nowej książki. W monumentalnym XVIII-wiecznym pałacu przy placu Zgody prezentowaliśmy publikację „Autoportret Europy oczami jej pisarzy” – zawiera 27 esejów pióra wybranych autorów z krajów Unii Europejskiej. I choć została złożona zaledwie kilka miesięcy wcześniej i niewątpliwie przedstawia mozaikową mapę tożsamości Starego Kontynentu, wydała mi się w tamtej chwili – u progu wojny na granicy Europy – jakoś nieaktualna. A może nieadekwatna. Należąca do przeszłości. Bo po 24 lutego 2022 r. nasz świat nie będzie już nigdy taki, jak przedtem.

Ważniejsza wydała mi się wtedy moja wydana wcześniej książka „Mama zawsze wraca”, opowiadająca wojenną historię ukrywanej w piwnicy dziewczynki z getta. Mówiłam o tym podczas premiery, bo dzieci znowu ukrywane są w schronach. Jednak nie jestem pewna, jak głęboko moje słowa dotarły do zebranych.

Potem we wspaniałych dekoracjach raczyliśmy się szampanem i tartinkami z foie gras i kawiorem. Nie mogłam zatrzymać obrazów uparcie przelatujących mi przez głowę. Bombardowanie Kijowa, osypujące się budynki, schrony, płaczące matki, dzieci, ogień, pustka, sława Ukrajini… Nie dawałam nic po sobie poznać. Chowałam się pod wytwornym strojem. Nie potrafiłam mówić głośniej. Krzyczeć.

Nie tylko tego wieczora miałam poczucie, że Francja oddalona jest od Polski i ukraińskiej granicy, a może i ukraińskiej sprawy, o lata świetlne. I mimo zaangażowania grupy ludzi, tych pomagających i tych manifestujących, życie w stolicy Francji trwa nadal. Pełne kawiarnie i sklepy, teatry i kina, stoliki ustawione na zewnątrz. Jeszcze obowiązują maseczki, jeszcze sprawdzane są paszporty covidowe, ale groźba zarazy ustępuje. Można będzie odetchnąć. Zacząć normalnie żyć po dwóch latach zamknięcia. A tu jakaś „wojna”… To nie jest ich wojna, może nawet nie ich sprawa. Myślałam o 1939 r., o 1940 r. i później. O paryskich kabaretach i pochłanianych tuzinami ostrygach. Może jestem niesprawiedliwa. Może to normalne, ludzkie, zwykły instynkt samozachowawczy? Czułam się zupełnie nie na miejscu, w Paryżu, który kocham. Nie mogłam się doczekać powrotu.

Wróciłam na Dworzec Centralny, na Zachodni i na Torwar. Warszawa się stara, próbuje pomóc, pocieszyć. Liczba przekraczających nasze granice uchodźców rośnie – tysiące, dziesiątki tysięcy, setki, ponad milion, stale napływają. W samej Warszawie jest ich w tej chwili ponad 300 tys. O wiele więcej, niż damy radę przyjąć.

***

Wojna. Znałam ją tylko z historii. I z cienia, w jakim żyli ci, którym udało się przeżyć. Druga wojna, Umschlagplatz, Treblinka, Bełżec. Echa tych doświadczeń dotykały i zatruwały pokolenia ocalonych i ich dzieci. Tamta wojna, Hitlera, zmieniła rysy świata, uświadomiła, do czego zdolny jest człowiek. Była bezwzględna. Żadna inna wojna wcześniej nie była równie okrutna, żadna inna w taki sposób mnie nie dotknęła. Pamiętam Bośnię i Hercegowinę, tragedię w Srebrenicy, Kosowo. Bolały, ale z jakichś powodów nie czułam ich bezpośredniego ciężaru. Czy to kwestia fizycznej odległości, dystansu mierzonego w kilometrach, który osłabia emocjonalną czujność? Zezwala niekiedy na odwrócenie wzroku albo tylko niepatrzenie w tamtą stronę. Teraz jest inaczej.

Brak słów. Nauczyłam się tego, tak jest zawsze, gdy trzeba oswoić niewyobrażalne. Tymczasem ulgę przynosi działanie, choćby bezładne, w odruchu solidarności. Tu obok nas są ludzie potrzebujący pomocy. Na dworcu lub blisko dworca, w naszych domach, na ulicy, gdzie słychać ukraiński język, widać ocalałych, gdzie czuje się pulsowanie tej wojny. Tutaj przynależę, tutaj czuję się na miejscu. Uczestniczę… w grze codzienności i rozpaczy. Tutaj mama, 90-letnia dziewczynka z getta, ogląda na szklanym ekranie inną dziewczynkę, 7-letnią Amelię, która w schronie w Kijowie śpiewa piosenkę „Mam tę moc” z filmu „Kraina lodu”… „Nie bojus niczewo uże”.

Może teraz właśnie zrozumiałam, jak trudno byłoby mi stąd wyjechać w przypadku zagrożenia. I jak dramatycznych musieli dokonać wyborów wszyscy ci, który opuścili swoje domy w Ukrainie. Wracają uporczywe wojenne pytania: Kogo ratować? Czy wolno ratować siebie i własną rodzinę? Czy ja mam prawo ocaleć? I jakim kosztem? Z każdym dniem pytaniom przybywa łez.


Agata Tuszyńska (Fot. Archiwum prywatne)

To pierwszy z naszego nowego cyklu felietonów Agaty Tuszyńskiej. Na kolejne zapraszamy we wtorki co dwa tygodnie na Vogue.pl.

Agata Tuszyńska – pisarka, poetka, reportażystka. Autorka biografii Isaaca Bashevisa Singera, Ireny Krzywickiej oraz Wiery Gran, a także osobistych „Rodzinnej historii lęku” i „Ćwiczeń z utraty”. W ostatnich latach wydała m.in.: „Oskarżona: Wiera Gran” (2010), „Narzeczona Schulza” (2015), „Jamnikarium: (2016), „Bagaż osobisty. Po Marcu” (2018), „Mama zawsze wraca” (2020) oraz „Ćwiczenia z utraty. Po 15 latach” (2021). W maju premierę będzie miała jej najnowsza książka „Żongler. Romain Gary”. Laureatka Nagrody Polskiego PEN Clubu im. Pruszyńskich za wybitne osiągnięcia w dziedzinie reportażu i literatury faktu. W 2015 roku została uhonorowana srebrnym medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Jej książki przetłumaczono na kilkanaście języków. 

Agata Tuszyńska
Proszę czekać..
Zamknij