Znaleziono 0 artykułów
06.10.2025

Magdalena Boczarska o przyjaźni, partnerstwie i pomocy innym

06.10.2025
Aktorka Magdalena Boczarska opowiada o przyjaźni, partnerstwie i pomocy innym (Fot. Janek Wasiuchnik)

Aktorka Magdalena Boczarska w pracy wybiera bohaterki samodzielne, skomplikowane, silne, nigdy stereotypowe. Podobne do niej samej. Ambasadorka L’Oréal Paris postuluje, by hasło „siostrzeństwo”, które przyświeca marce, rozumieć szerzej – jako wspólnotę opartą na wzajemnym wsparciu. 

Przypomniałam sobie dziś jedną z moich okładek sprzed 10 lat. W wywiadzie mówiłam wtedy, że uczę się być dla siebie lepszą. Ten proces nadal trwa. Lubię czasem żartować, że nikt nie potrafi mnie udręczyć tak, jak ja sama. Dużo od siebie wymagam, trudno mi wyluzować, odpocząć. Może dlatego, że wcześnie stałam się samodzielna, zamieszkałam sama, poczułam, że muszę wziąć na siebie odpowiedzialność – mówi Magdalena Boczarska. – Chciałabym wykazać się większą wyrozumiałością dla siebie, celebrować sukcesy, wyrażać potrzeby i prosić o pomoc. To wciąż sprawia mi trudność – dodaje aktorka. W naszej rozmowie o siostrzeństwie wychodzi od tej pierwszej, najważniejszej relacji, bez której nie da się budować innych – relacji z samą sobą. – Od tego warto zacząć, prawda? – uśmiecha się Magda. Jest leniwy, wakacyjny dzień, obie wróciłyśmy do Warszawy po tygodniach spędzonych z dziećmi, spragnione czasu dla siebie, rozmowy z inną kobietą. – Kobiety powinny bardziej się wspierać. Zaszłybyśmy o wiele dalej, gdybyśmy sobie nawzajem kibicowały – dodaje Magda. Jej zawsze kibicowały mama, babcia, ciotki. – Mama, pielęgniarka, ciężko pracowała, żeby nas utrzymać. Babcia, położna, tak samo. Od dzieciństwa obserwowałam tę ciężką pracę kobiet – tłumaczy Magda. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że to mężczyzna powinien zarabiać, a kobieta zajmować się domem. – Dorastałam w przeświadczeniu, że wszystko spoczywa na barkach kobiety. Miałam poczucie, że jeśli sama o sobie nie zadbam, nikt tego za mnie nie zrobi. Miałam wręcz obsesję samodzielności – stwierdza Magda. 

Magdalena Boczarska (Fot. Janek Wasiuchnik)

Magdalena Boczarska zaznała w swoim życiu wiele dobra od innych kobiet 

Słowo „przyjaźń” zarezerwowała dla najbliższych. Używa go ostrożnie. Wiele zawdzięcza mamie, z którą łączy ją „niesamowicie” bliska więź. – Bardzo ją podziwiam. Przede wszystkim za to, jak fajnym jest człowiekiem. Powtarzała mi, że jesteśmy warci tyle, ile możemy z siebie dać drugiemu człowiekowi. To we mnie zostało – tłumaczy. Dziś, w wieku 46 lat, Magda wie, że przyjaźń nie zna wieku. Otacza się przyjaciółkami młodszymi i starszymi od siebie nawet o pokolenie. – Każda z nas była na takim etapie życia, gdy potrzebowała pomocy drugiej kobiety. Ja dużo ciepła i wyrozumiałości w najtrudniejszych momentach dostałam od starszych ode mnie kobiet – mówi Magda. Na potwierdzenie tych słów dzwoni do niej siedemdziesięcioletnia artystka. Rozmawiają chwilę – z czułością, troską, zrozumieniem. – Może dojrzalsze kobiety zobaczyły we mnie coś, co same kiedyś przeżyły? – dodaje. Siostrzeństwo Magda rozumie jako „dostrzeganie” kobiet wokół siebie. Pojęcie kojarzy jej się trochę z wyemancypowanymi raperkami, a trochę z „Seksem w wielkim mieście”. – Zaczęłam przyglądać się bliżej kobiecej przyjaźni w serialach z lat 90., które oglądałam jako dorastająca dziewczyna – uśmiecha się. Widzi wiele przeszkód, które stają siostrzeństwu na drodze – postrzeganie siebie nawzajem przez pryzmat wyglądu, pouczanie się, wszystkie te sytuacje, w których kobiety niepotrzebnie się krytykują. – Myślę, że mężczyźni bardziej się wspierają. Dla nich białe jest białe, a czarne czarne. Kobiety doszukując się wszędzie odcieni szarości, rozkładają wszystko na czynniki pierwsze – mówi Magda. Za polaryzującą przestrzeń uważa media społecznościowe. – Widzimy w nich Boga, terapeutę, wzorzec tego, jak powinno się żyć. Nie sprzyjają siostrzeństwu, pokazując skrajności, także w wizji kobiecości – tu albo jesteś w stu procentach naturalna, albo superwymalowana. Nic pośrodku. A przecież to, co w nas piękne, to odmienność. Ja czasem mam ochotę się wystroić i pomalować usta, a czasami posiedzieć w domu w dresie – stwierdza. Często uważa się, że siostrzeństwa brakuje wśród aktorek, co, według Magdy „jest i nie jest prawdą”. – Branża filmowa z definicji oparta jest na rywalizacji. Casting działa tak, że wiele aktorek walczy o jedną rolę. I potem pojawia się pytanie – dlaczego ona, a nie ja. Aktorkom wmawiało się więc, że muszą ze sobą konkurować. Na szczęście przestałyśmy poddawać się tym regułom – tłumaczy. Wspiera młode aktorki, które spotyka na planach. 

Magdalena Boczarska (Fot. Janek Wasiuchnik)

Magdalena Boczarska została doceniona za swoje wyjątkowe role. Do historii polskiego kina przejdzie „Sztuka kochania” o Michalinie Wisłockiej 

Sama na początku drogi otrzymała wsparcie od doświadczonych koleżanek. Po studiach na krakowskiej PWST debiutowała w połowie lat dwutysięcznych. Grała w „Pod powierzchnią” (2006),

Magdalena Boczarska (Fot. Janek Wasiuchnik)

„Testosteronie” (2007), „Lejdis” (2008). – Pamiętam też każdą osobę, która wydawała się niedostępna, protekcjonalna. Pilnuję, żeby się tak wobec młodszych nie zachowywać. Aktorstwo to kapryśny zawód, za dwa, trzy lata sytuacja twoja i osoby, którą spotykasz, może się odwrócić. Jako początkująca aktorka na planie Różyczki spotkałam Grażynę Szapołowską. Grałam główną rolę, ona drugoplanową. Słyszałam plotki, że jest chłodna, a to bzdura – to ciepła, fantastyczna kobieta – mówi Boczarska. Do aktorek przylgnęła łatka osobowości chimerycznych, kapryśnych, wyniosłych. – Peszy mnie, gdy ktoś dziwi się, że jestem miła – mówi Boczarska. Jej pozycja wydaje się niezagrożona. Do kin wchodzi właśnie film „Zapiski śmiertelnika” w reżyserii Macieja Żaka. – Takiego filmu jeszcze w Polsce nie było. To czarna komedia, w której ludzie rozmawiają z duchami. Akcja dzieje się między dwoma światami. Bohater chce popełnić samobójstwo, ale nie zdąży tego zrobić, bo zostaje zamordowany. Właśnie skończyła zdjęcia do kolejnego projektu – opartego na kaszubskich wierzeniach horroru psychologicznego o trzech pokoleniach kobiet. Zawsze wybiera role, które pozostają w pamięci na dłużej. Do historii polskiego kina przeszedł film „Sztuka kochania” o ginekolożce Michalinie Wisłockiej, która wywołała rewolucję obyczajową w czasach PRL-u. – Często słyszę, że moje role spełniają jakąś funkcję – edukacyjną, psychologiczną. Pokazują nieznane karty historii albo dualizm człowieka, jego rozterki. Pamiętam, jak po udziale w serialu „Pod powierzchnią”, gdzie grałam nauczycielkę cierpiącą na depresję po starcie dziecka, odezwało się do mnie wiele kobiet w żałobie. Te chwile wynagradzają trudy tego zawodu. Chciałabym, żeby moje postaci reprezentowały moje wartości – dodaje Boczarska. Mimo sukcesów – za „Sztukę kochania” otrzymała Orła za najlepszą rolę kobiecą, a za „Piłsudskiego” nagrodę w Gdyni – Boczarska nie upatruje źródła pewności siebie w aktorstwie. – Ten zawód daje to tylko na chwilę, a potem zabiera. Płaci się za niego ogromną cenę, jest niebezpieczny, nieustannie poddaje cię ocenie. Kiedyś słyszałam, że jestem tyle warta, ile moja ostatnia rola. Trzeba zbudować w sobie tą stabilność, to poczucie, że jestem warta tego, żeby mnie szanować, bo jestem po prostu fajnym człowiekiem, kobietą, mamą, przyjaciółką.

Magdalena Boczarska (Fot. Janek Wasiuchnik)

Magdalena Boczarska postuluje, by siostrzeństwo rozumieć szerzej. Sama angażuje się w pomoc uchodźcom 

Wiele jej daje działalność społeczna, która też kosztuje sporo energii i emocji. Ale Magda nie potrafi milczeć – zaangażowała się w pomoc uchodźcom i uchodźczyniom z Ukrainy, pojechała na granicę polsko-białoruską, na Instagramie postuje na temat sytuacji w Strefie Gazy. Postuluje, by siostrzeństwo rozumieć szerzej. – Polska i Ukraina są jak dwie siostry. Po wybuchu wojny wszyscy Polacy chcieli Ukraińcom pomagać, dziś się od nich odwracają, bo straszy się nas „obcymi”. Za każdym razem, gdy zabieram głos, narażam się na hejt. Ale jak mam dobrze wychować dziecko, jeśli sama nie pozostanę wierna sobie, nie zareaguję na to, co się dzieje, nie wychylę się, bo tak jest wygodniej? Wartości, które były oczywiste, nagle są podważane. Trzeba je poukładać na nowo. Widać to na przykładzie relacji damsko-męskich. Nie uważam, że mamy do czynienia wyłącznie z kryzysem męskości. My, kobiety, też się z kryzysem zmagamy, brakuje nam balansu. Ja mam wokół siebie fantastycznych mężczyzn. I wspaniałego partnera, który w tym nowoczesnym układzie dobrze się odnajduje. Jestem orędowniczką nowego modelu męskości – ciepłych ojców i partnerów, którzy potrafią mówić o emocjach, wesprzeć kobietę, przejąć obowiązki w domu. Moja niezależność służy naszemu związkowi – tłumaczy Magda. I znów – na potwierdzenie tych słów – Magda odbiera telefon od chłopaka. Z aktorem Mateuszem Banasiukiem związała się ponad dziesięć lat temu. Wówczas ogromne emocje wywołała dzieląca ich różnica wieku. Para doczekała się syna. Henryk ma dziś osiem lat, chodzi do podstawówki. – Chciałabym wychować fajnego faceta dla niego samego, dla jego poczucia własnej wartości i dla kogoś, z kim będzie kiedyś żył. Chciałabym, żeby wiedział, czy ktoś go dobrze traktuje i sam potrafił kogoś dobrze traktować. Jeśli wyposażę go w umiejętność nawiązywania relacji, to jestem o niego spokojna. Bo dla mnie wszystko zaczyna się i kończy na relacjach – puentuje Magda.

Zdjęcia: Janek Wasiuchnik 
Stylizacja: Kasia Mioduska 
Makijaż: Aga Wilk, kosmetykami L’Oréal 
Włosy: Piotr Wasiński 
Asystenci fotografa: Gabriel Orłowski, Kamil Ślazinski, Magda Dawidowicz 
Asystenci stylistki: Oliwia Leszek, Filip Janiak 
Produkcja: Filip Jakoniuk 
Koordynator produkcji: Sebastian Stasiek vel Staszczyk 
Retusz: Magda Daszkowska

Tekst pochodzi z październikowego wydania „Vogue Polska” poświęconego siostrzeństwa. Możesz go zamówić z wygodną dostawą do domu

(Fot. Janek Wasiuchnik)

 

Anna Konieczyńska
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Magdalena Boczarska o przyjaźni, partnerstwie i pomocy innym
Proszę czekać..
Zamknij