Znaleziono 0 artykułów
23.02.2024

Aktywistka Natalia Panczenko przypomina, że Ukraina nie wygra bez wsparcia

23.02.2024
Natalia Panczenko (arch. pryw)

Mijają dwa lata, od kiedy wojna zaczęła się na pełną skalę, i dziesięć od czasu, kiedy Putin zaczął okupować Krym. Zrobimy wszystko, żeby nie przekazać tej wojny naszym dzieciom – mówi Natalia Panczenko, założycielka inicjatywy społecznej Euromaidan-Warszawa, wspierającej ukraińskich żołnierzy, i fundacji Stand With Ukraine, która pomaga ukraińskim cywilom, organizatorka protestów i akcji na rzecz Ukrainy w Warszawie i za granicą. Zmęczenie? Nauczyła się sobie z nim radzić, teraz uczy tego innych. Gdy rozmawiamy, Natalia Panczenko wróciła właśnie z Ukrainy. Pojechała tam z akcją pomocową i odwiedzała rodzinę. 

Od 24 lutego 2022 roku mijają już dwa lata. Co ta data oznacza dla pani?

To dzień, od którego trwa, jak mówimy, „wielka wojna” lub „wojna na pełną skalę”. Ale wojna trwała w Ukrainie już wcześniej i, o czym mało ludzi wie, zaczęła się prawie równo osiem lat wcześniej, bo 25 lutego 2014 roku. To wtedy Putin zaczął okupować Krym. 

Niepokojąca zbieżność dat.

Analitycy wojenni twierdzą, że to nie przypadek. Putin, z niewiadomych przyczyn, uwielbia luty. Śmierć Aleksieja Nawalnego też miała miejsce w tym miesiącu. 

Mamy więc drugą rocznicę wojny na pełną skalę, dziesiątą rocznicę wojny jako takiej. I z tej okazji…

W sobotę, 24 lutego, o 16.00 spotykamy się pod Ambasadą Rosyjską, gdzie odbędzie się happening, który przygotowujemy z innymi organizacjami wspierającymi Ukrainę od początku wojny na pełną skalę. Liczymy, że w wydarzeniu weźmie udział około 10 tysięcy osób. Spodziewamy się, że zobaczymy tam także wielu nieobojętnych Polaków, trzymam kciuki, żeby było nas dużo. Dla Ukrainy to bardzo ważne. Uczcimy minutą ciszy ofiary wojny, opowiemy o oprawcach, terrorystach, zbrodniarzach wojennych, a później ruszymy pod ambasad: Stanów Zjednoczonych, Niemiec i Francji, po drodze zahaczając jeszcze o Kancelarię Prezesa Rady Ministrów. W każdym z tych miejsc będziemy prosić o większe wsparcie dla Ukrainy

Natalia Panczenko (arch. pryw)

To, które Ukraina dostaje do tej pory, jest za małe? 

Zdecydowanie. I za bardzo przeciąga się w czasie. Dopiero co w Awdijiwce ukraińscy żołnierze musieli zejść z pozycji tylko dlatego, że nie mieli czym się bronić, bo broń, która była im od kilku miesięcy obiecana, ciągle do Ukrainy nie dotarła. To nie jest dobry sygnał dla nikogo: ani dla Ukrainy, ani dla nas jako mieszkańców Polski, ani dla Europejczyków. Dlatego chcemy prosić świat o większe i szybsze wsparcie. 

Cudowny przykład dała w ostatnich dniach Dania, która przekazuje całą artylerię, którą ma u siebie, bo uznała, że w Ukrainie jest ona dużo bardziej potrzebna niż w ich magazynach.

Pamiętajmy, że to Rosja decyduje, kiedy chce przeprowadzać ofensywę, nie będzie z tym czekać, aż Ukraina dostanie broń.

Jako aktywistka koordynuje pani akcje pomocowe na rzecz Ukrainy. Na czym polegają, co konkretnie jest potrzebne? 

Zacznijmy od tego, że celowo podzieliliśmy się na dwie organizacje, z których jedna, Euromaidan-Warszawa, zajmuje się pomocą dla armii i wojska, a druga, Stand With Ukraine, wspiera cywili. Chodzi o to, by działać transparentnie, taki podział ułatwia nam też pracę.

Organizacja Euromajdan-Warszawa powstała w 2013 r., podczas Rewolucji Godności, stąd jej nazwa, i od 2014 r. wspiera ofiary wojny, skupiając się zwłaszcza na osobach, które walczą na froncie, a które przed wojną w większości były zwykłymi cywilami: bez wojskowego wykształcenia, przygotowania. Dziś wojskowym najbardziej potrzebne są drony i medycyna taktyczna, czyli np. stazy. Drony to konieczność, bo dopóki Stany Zjednoczone i Unia Europejska zwlekają, by dozbroić Ukrainę, nie ma m.in. samolotów F16, rakiet dalekiego zasięgu i tak dalej, żołnierze na froncie muszą radzić sobie tym, co jest dostępne. Są drony zwiadowcze, których obecność w armii ratuje życie żołnierzy-zwiadowców, są też drony-kamikadze, do których żołnierze samodzielnie przykręcają na przykład granaty i odpierają za ich pomocą ataki Rosji. 

A cywile czego potrzebują?

Praktycznie wszystkiego. Właśnie wróciłam od rodziców, gdzie w ciągu dwóch tygodni alarmy bombowe mieliśmy 6–8 razy dziennie. To znaczy, że dzieci w szkołach 80% dnia spędzają w schronach bombowych, w piwnicach. Pomagamy te piwnice doposażyć tak, by były tam odpowiednie warunki do nauki, zwłaszcza światło, bo dzieci drugi rok wpatrując się po ciemku w podręczniki, tracą wzrok i masowo skarżą się, że gorzej widzą. 

Zresztą, jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak bardzo automatycznie ewakuują się dziś do schronów Ukraińcy. Byłam na spotkaniu w szkole, na którym 100 osób ewakuowało się w pięć minut. Bez żadnych instrukcji, nikt nikomu nic nie mówił. Każda klasa miała w tej piwnicy wydzielony własny kącik, gdzie czekała na nauczyciela. Chyba tylko ja byłam w tym zagubiona. 

Co oprócz doposażania schronów?

Pomagamy na przykład osieroconym dzieciom, które udało się ewakuować z terenów w tej chwili okupowanych lub znajdujących się na linii frontu. Kupujemy dla nich banalne rzeczy: piżamy, pościel, ostatnio kupiliśmy też bardzo drogi aparat tlenowy, którego potrzebowały dzieci ewakuowane ze szpitala. Dofinansowujemy specjalne protezy. W tej chwili też prowadzimy zbiórkę dla dzieci będących cywilnymi ofiarami wojny, na Pomagam.pl.

Ile osób u was działa, kim są? 

W fundacji Stand With Ukraine to około 50 wolontariuszy, w Euromajdanie-Warszawa około 1300 wolontariuszy, nie tylko w Ukrainie i Polsce, lecz także w innych krajach, w tym około 30 osób najbardziej zaangażowanych, z którymi widujemy się na spotkaniach co tydzień, jeździmy na spotkania, konferencje. Bo też oprócz wsparcia wojska w Euromajdanie zajmujemy się szeroko pojętym rzecznictwem: organizujemy akcje, manifestacje, działamy na forum międzynarodowym. Przypominamy światu, że wojna dalej trwa, a Ukraina, by zwyciężyć, potrzebuje naszego wsparcia.

Takim przypomnieniem były na przykład buciki dziecka, które zginęło w Mariupolu, przekazane przez was w ramach akcji pod niemieckim Bundestagiem kanclerzowi Niemiec Olafowi Scholzowi. Apelowaliście wtedy o nałożenie embarga handlowego na Rosję i Białoruś.

Tak, i to embargo zostało nałożone. Kiedy Joe Biden był z wizytą w Warszawie, zorganizowaliśmy dużą akcję pod hotelem, w którym się zatrzymał. Apelowaliśmy, żeby przekazał Ukrainie samoloty F-16.

Czujecie, że to coś daje?

Oczywiście, że tak. Choć, przyznam, akcja z Joe Bidenem to była jedną z najtrudniejszych w moim życiu, bo staliśmy przed tym hotelem trzy dni i cały ten czas miał nas na muszce snajper. Organizowanie protestów przed snajperem jest dużo bardziej stresujące, niż organizowanie normalnych protestów. (śmiech)

Ale Biden nas zobaczył, a najważniejsze nasze osiągnięcia to fakt, że we wszystkich światowych mediach, w których pisano o tej wizycie, co najmniej jeden akapit dotyczył naszego protestu. Później zebraliśmy jeszcze dziesiątki tysięcy podpisów, które przekazaliśmy do ambasady Stanów Zjednoczonych, i krótko potem zapadła oficjalna decyzja, że Biden te samoloty przekaże.

Brawo!

Druga spektakularna akcja, podczas organizowania której od razu widzieliśmy sukces, to blokada przejścia granicznego między Polską a Białorusią. Żądaliśmy wtedy od Unii Europejskiej, żeby wstrzymała handel z Rosją, i po miesiącu blokady ten cel udało się osiągnąć. Robiliśmy też duże przemarsze ekologiczne w Polsce i za granicą, domagając się embarga na rosyjską rope, i to też już zostało zrealizowane. Podobnie jak to, by Rosję uznano oficjalnie za państwo terrorystyczne, co też na poziomie Unii Europejskiej i parlamentów poszczególnych państw członkowskich się stało.

Co dalej? 

Pracujemy teraz nad kilkoma dużymi projektami. Między innymi domagamy się rozmrożenia rosyjskich aktywów na terenie Unii Europejskiej i przekazania tych pieniędzy na wsparcie Ukrainy. To ogromna kwota i te pieniądze po prostu leżą, a mogą iść na przykład na broń, która teraz jest tak potrzebna. Chcemy też doprowadzić do powstania specjalnego trybunału, który będzie w stanie osądzić zbrodniarzy wojennych – Putina, Łukaszenkę i inne osoby odpowiedzialne za tę wojnę.

Natalia Panczenko (arch. pryw)

Kto działa w tych organizacjach? Sami Ukraińcy czy także Polacy?

Bardzo różne osoby. Jest wielu Polaków, wiele osób innych narodowości. Są Ukraińcy, którzy przyjechali do Polski kilkanaście lat temu, Ukraińcy urodzeni w Polsce, uchodźcy, którzy zaczęli od udziału w naszym proteście i zaangażowali się. Wykonujemy bardzo różne zawody. Ja jestem producentką filmową, wiele osób pracuje w biznesie, w IT. Po pracy staramy się robić, co tylko w naszej mocy, by pomóc Ukrainie jak najszybciej zwyciężyć.

Równolegle wychowuje pani córkę, na to też trzeba poświęcić trochę czasu, jak się domyślam.

Dobrze by było więcej niż trochę (śmiech). Mam 3,5-letnią córkę, całe szczęście w opiece nad nią pomaga mi mąż, bo sama bym nie dała rady. On sam nie działa aktywistycznie, ale bardzo wspiera mnie i działania naszych organizacji i jest naszym stałym donatorem. Wspiera nasze działania, jak tylko może.

I jeszcze oprócz aktywizmu pracuje pani zawodowo.

Oczywiście, z czegoś trzeba żyć. Przy czym kiedyś realizowałam równocześnie kilka projektów, ale ze względu na wojnę zostawiłam sobie tylko jeden, żeby mieć też czas na wolontariat. To film dokumentalny, który powstał w koprodukcji ukraińskiego projektu „Ukraїner”, platformy multimedialnej, dla której pracuję, i TVP Dokument. Ma cztery odcinki, zdjęcia do niego skończyliśmy na parę miesięcy przed początkiem wojny na pełną skalę. 
Wtedy przez chwilę nie wiedzieliśmy, co z tym materiałem zrobić, czy może jakoś zmieniać scenariusz, czy jechać dogrywać. Z czasem jednak zrozumieliśmy, że ten film teraz ma zupełnie inną wartość, niż zakładaliśmy. Nagraliśmy tam całą Ukrainę: północ, południe, zachód i wschód. Dużo miast, miasteczek i wsi, z których wiele już nie istnieje, takich jak Mariupol, Aleksandrówka, Askania Nova, dużo miejscowości z obwodu chersońskiego. Dziś to miejsca okupowane lub doszczętnie zniszczone przez armię rosyjską. Udało nam się je udokumentować, pokazać ich życie tuż przed wojną. Dla Ukraińców to będzie ważny przewodnik przy odbudowie. Widzimy z niego, że mamy co odbudowywać, i wiemy, jak to powinno wyglądać. 

Premiera filmu miała być w rocznicę rosyjskiego ataku, na antenie TVP Dokument, ale przez zmiany w telewizji publicznej premiera została przełożona, czekamy na informację, kiedy będzie miała miejsce. 

Nie jest pani zmęczona? To już tyle lat intensywnej, aktywistycznej pracy!

Oczywiście, że czuję się zmęczona, czasami chciałabym po prostu normalnie żyć, wyjechać na wakacje, gdzieś coś pozwiedzać, przed wojną dużo podróżowałam. Z drugiej strony, kiedy rozmawiam z rodzicami, rodziną, przyjaciółmi, którzy zostali w Ukrainie, widzę, że oni też nie mają normalnego życia. Ja mam dużo lepsze warunki niż oni i dużo więcej możliwości. A to, co robię, robię przede wszystkim z wyboru i potrzeby, żeby pomagać innym i ich wspierać. To jest też pomaganie samej sobie. Szkoda, że w Polsce nie wszyscy rozumieją, że jeśli uda się zatrzymać Putina w Ukrainie, to nie dojdzie do wojny w Polsce. A jeśli się nie uda, ta wojna przyjdzie tutaj. Dziś mamy szansę zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby nie przekazać tej wojny naszym dzieciom.

Czasem jednak chyba i aktywiści muszą odpocząć?

Zdecydowanie. Ja sama przez te 10 lat przeszłam różne etapy, także momenty wypalenia. W końcu nauczyłam się, że trzeba odpocząć, i teraz robimy czasem z wolontariuszami odpoczynek wręcz na siłę. Bo ludzi bardzo zaangażowanych ciężko jest zatrzymać. Ale mam już na to swoje metody, na siebie i na zespół – żebyśmy na tych samych obrotach mogli działać jak najdłużej. Bo ta wojna to projekt na lata, a nawet na dziesięciolecia, jeśli mówimy o odbudowie Ukrainy. Dlatego wiemy, że choć nie wszystko możemy zrobić w takim tempie, jakie by nam się marzyło, będziemy w stanie to robić 10 czy 15 lat.

Dla pani i innych zaangażowanych osób działanie to też chyba coś, co pomaga przetrwać psychicznie, prawda?

Na pewno ważne jest to, że czujemy, że możemy coś zrobić. Ale również to, że dzięki takim akcjom przypominamy światu, że ta wojna dalej trwa, że ona się wcale nie skończyła. Bo świat zaczyna o tym zapominać albo udawać, że zapomina. Od tego, że zamkniemy oczy, rzeczywistość się nie zmieni. Jesteśmy w strasznej wojnie z Rosją, wszyscy wiemy, co będzie, kiedy Ukraina się podda, a żadne państwo nie jest w stanie wygrać z Rosją bez wsparcia partnerów. 

Kiedy widzi pani, że u ludzi pojawiają się negatywne myśli, opadają ręce, to...

Przede wszystkim własnym przykładem pokazuję, że trzeba walczyć. Bo mamy o co walczyć, no i za bardzo nie mamy wyboru. Dla mnie największą motywacją jest to, żeby nie zostawiać tej wojny własnym dzieciom, następnym pokoleniom. 

Oktawia Kromer
Proszę czekać..
Zamknij