Znaleziono 0 artykułów
04.06.2025

„Amelia” powraca do kin. Jak dziś ogląda się kultowy film?

04.06.2025
Fot. Materiały prasowe Sony Pictures Classics

Jak bardzo potrzebujemy dziś magii? „Amelia”, kultowa bajka o dobrotce z idealnie przyciętą grzywką, wraca do kin i przypomina o potędze bezinteresownej życzliwości. Tylko czy na pewno film Jeuneta był tak niewinny, jakim chcielibyśmy go pamiętać?

Loading the Elevenlabs Text to Speech AudioNative Player...

Dla światłej rady, która decyduje o tym, co zostanie pokazane na festiwalu w Cannes, „Amelia” serwowała nazbyt lepką od lukru wizję rzeczywistości. Film nie przeszedł selekcji. Poważne francuskie media też utyskiwały, że Jeunet bezwstydnie pluje w twarz całej historii wydumanego francuskiego arthouse’u, i pytały, jak można robić kino tak słodkie, przyjazne i optymistyczne. Ale za to publiczność uznała to całe marudzenie intelektualistów za typowy przejaw snobizmu i pobiegła do kina tak tłumnie, że „Amelia” odniosła gigantyczny finansowy sukces, a grającej tytułową rolę Audrey Tautou przyniosła międzynarodową sławę. Bo lokalny triumf filmu szedł w parze z globalnym panowaniem. Francuski przemysł filmowy niczego wcześniej nie eksportował z takim powodzeniem, więc ówczesny prezydent Francji Jacques Chirac zaprosił Jeana-Pierre’a Jeuneta na kameralny celebracyjny pokaz w Pałacu Elizejskim. Reżyser wyznał później, że pojechał do prezydenta rowerem, bo jest zbyt skromny na limuzyny, przy okazji podkreślając, że i jego film o dziewczynie, która przemierza Paryż, by znaleźć właściciela przypadkowo odnalezionych drobiazgów z przeszłości, miał być skromny. Do tej pory „Amelia”, już kilka lat temu wznawiana w odrestaurowanej wersji, zarobiła na całym świecie prawie 175 mln dolarów i regularnie ląduje w zestawieniach najlepszych komedii romantycznych w dziejach. W czerwcu film Jeuneta będzie można oglądać w kinach w Polsce. Wciąż warto?

Ale nieśmiałość to ty szanuj

Film „Amelia” wszedł do kin po raz pierwszy w kwietniu 2001 roku. Jeunet świadomie wybrał krzepiący magiczny realizm zamiast eksplorować melancholię rozczarowanych egzystencjalistów, tym samym w kontrze do wszystkiego, do czego przyzwyczaiła widownię francuska kinematografia. Dlatego zabarwienie uczuciowe „Amelii” tak drażniło cnotliwych moralistów z kościoła Nowej Fali. Główną postacią uczynił zalęknioną, ale uroczą kelnerkę z typowego bistro na rogu. Amelia Poulain zawsze lubiła sobie dużo wyobrażać, a kreowane w głowie światy alternatywne pomogły jej przetrwać dzieciństwo ubogie w kojącą miłość rodziców (matka nie żyła, ojciec nie umiał) i wesołe towarzystwo rówieśników i rówieśniczek (była rzekomo słabego zdrowia, więc nie chodziła do szkoły). Gdy już jako młoda kobieta odnalazła przypadkiem metalowe pudełko pełne memorabiliów, najpewniej ukrytych tam przez poprzedniego lokatora mieszkania, postawiła sobie za cel, że go odnajdzie i zwróci skarby. I jeśli zwrot uszczęśliwi właściciela porzuconych przedmiotów, będzie kontynuować swoją misję.

Fot. Materiały prasowe Sony Pictures Classics

Amelia praktykowała te budujące gesty życzliwości, pozostając w cieniu. Nie chciała medali, a jedynie – jakkolwiek egzaltowanie to zabrzmi – odrobinę więcej dobra w świecie. Miała swoje metody działania, blokady, urocze dziwactwa, wzruszające radości. Była więc pierwszą introwertyczką w kulturze popularnej, którą potraktowano poważnie, znajdując supermoce w ekscentryzmach i strachach, zamiast – jak to było w zwyczaju do tej pory – trywializować nieśmiałość tak dojmującą, że nie pozwala w pełni doświadczać życia. Jeunet nie romantyzuje cudownej metamorfozy notorycznie speszonej dziewczyny w przebojową, ekstrawertyczną duszę każdego towarzystwa. Nie zmusza swojej bohaterki do zmiany. Przeciwnie – pozostaje niezwykle czuły wobec wszystkich postaci zamieszkujących świat Amelii, hipochondryczek, nihilistów i nawet tego zagadkowego typa, który wygrzebuje zapomniane zdjęcia z fotobudek.

Ikony pokolenia Z: Hello Kitty, Troskliwe Misie, Amelia Poulain

„Amelia ma dziwne poczucie absolutnej harmonii. To idealny moment. Światło jest miękkie, powietrze pachnie, przez miasto niesie się cichy pomruk. Zalewa ją fala miłości. Obezwładnia ją żądza, by pomagać innym” – to cytat z filmu, który za rok będzie świętował ćwierćwiecze, a wciąż działa. Nie ma nic rewolucyjnego w refleksji, że opowieść o drobnych gestach, którą niosą radość i wprowadzają ład w świecie, rezonuje ze szczególną siłą w czasach deprymującego nieładu. – Naszym celem było wywołać uśmiechy wśród publiczności. Wiedziałem więc, że film będzie opowiadał o różnych aktach wielkoduszności. To duże ryzyko, bo dziś w trendzie jest przemoc – a to już cytat z wywiadu, którego Jean-Pierre Jeunet udzielił serwisowi filmowemu „IndieWire”. Optymizm Amelii wydaje się nie tylko skuteczną strategią przetrwania, lecz także przejawem heroicznego oporu, gdy wszyscy wkoło straszą powszechną demoralizacją i nieuchronną apokalipsą.

Fot. Materiały prasowe Sony Pictures Classics

Kto ma odwagę wierzyć w dobro, gdy wszędzie zło, przemoc, wojna, Trump, Putin i Musk, a przekonanie, że życzliwość niesie realną zmianę, notorycznie podkopują informacje o nieludzkich okrucieństwach? Naiwny idealizm Amelii kompletnie nie przystaje do współczesności, ale właśnie dlatego może okazać się atrakcyjną filozofią dla głodnej radosnego przekazu generacji Z. Na pewno „Amelia” trafia w poczucie estetyki pokolenia, które kocha wszystko, co urocze, więc reanimuje kolejne rozkoszne ikony sprzed lat, od Hello Kitty po Troskliwe Misie. Tylko czy odruch nostalgii wystarczy, by obronić fikcyjną wizję Francji, na którą pozwolił sobie w „Amelii” Jean-Pierre Jeunet?

Na kogo głosowałaby Amelia?

Francuskie media krytykowały nie tylko nieżyciowo infantylną prostoduszność głównej bohaterki. Twórcy „Amelii” oberwało się przede wszystkim za to, że wzmacnia swoim filmem stereotypową wersję Paryża, a w zasadzie desperacko podtrzymuje w masowej wyobraźni mit o mieście, którego już przecież nie ma. Jakby nie widział wartości w multikulturowym charakterze francuskiej stolicy. Jeden z dziennikarzy wręcz zarzucił Jeunetowi, że w całości biała i francusko nazwana obsada manipuluje sentymentami widowni i może wręcz zasilać narracje skrajnej prawicy, która poszerza elektorat, rozbudzając irracjonalne tęsknoty za państwem zamkniętych granic. Zarzuty o ksenofobię czy rasizm oczywiście nie znajdują potwierdzenia w deklarowanych przez reżysera poglądach.

Fot. Materiały prasowe Sony Pictures Classics

Dobrze jednak pamiętać, oglądając „Amelię” po latach, że to film z przeszłości, a więc niewolny od grzechów, których wtedy popkultura dopuszczała się regularnie. Jasne, gdy erodują więzi społeczne, można się zatrzymać nad wdziękiem symbiotycznej sąsiedzkiej wspólnoty, byle tylko zachować dystans do przekręconych narracji o małych ojczyznach, które mają służyć wzmacnianiu podziałów na nas i nam znanych, więc dobrych, i na tych innych, obcych, więc niedobrych. Dziś film Jeuneta należy więc oglądać jak to, czym zresztą zawsze był. Bajkę. Ale taką z niegłupim i potrzebnym morałem, że lepiej być miłym, a nieśmiałość to atut.

Angelika Kucińska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Amelia” powraca do kin. Jak dziś ogląda się kultowy film?
Proszę czekać..
Zamknij